Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzą:
►Ksiądz Mariusz Szyszko – mój serdeczny i oddany Przyjaciel jeszcze z czasów wspólnej służby ministranckiej w naszej rodzinnej Parafii; Człowiek, któremu bardzo wiele zawdzięczam i który zawsze jest blisko, aby wspierać i pomagać;
►Ojciec Mariusz Rudzki, salezjanin, także pochodzący z naszej rodzinnej Parafii;
►Ksiądz Biskup Henryk Tomasik – obecnie Biskup radomski, a wcześniej: Biskup Pomocniczy siedlecki, udzielający mi w swoim czasie święceń diakonatu i mój Profesor w Seminarium;
►Ksiądz Mariusz Zaniewicz, Ksiądz Mariusz Korzenecki, Ksiądz Mariusz Lech – Kapłani znajomi i z różnych względów mi bliscy;
►Ksiądz Henryk Demiańczuk – emerytowany Kapłan, wspierający w posłudze Księdza Proboszcza w Samogoszczy;
►Brat Mariusz Wojdowski, oblat, Szef kuchni w Domu Pielgrzyma, w Kodniu;
►Mariusz Kozłowski – mój Kolega z Klasy ze szkoły podstawowej;
►Mariusz Niedziałkowski, Mariusz Kłusek i Mariusz Chmielewski – Mężowie i Ojcowie trzech Rodzin, z którymi przyjaźń sięga jeszcze czasów pierwszego mojego wikariatu, w Radoryżu Kościelnym.
Życzę Wszystkim świętującym, aby nigdy nie zabrakło im pomysłu i odwagi w świadczeniu o Jezusie Chrystusie! Zapewniam o modlitwie!
A Wszystkim świętującym dzisiaj Dzień Pański życzę pięknej niedzieli! Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
2 Niedziela zwykła, A,
do czytań: Iz 49,3.5–6; 1 Kor 1,1–3; J 1,29–34
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Pan rzekł do mnie: „Tyś sługą moim, Izraelu, w tobie się rozsławię”.
Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą. A teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu Izraela.
I mówił: „To zbyt mało, iż jesteś mi sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela. Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi”.
POCZĄTEK PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Paweł, z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa, i Sostenes, brat, do Kościoła Bożego w Koryncie, do tych, którzy zostali uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do świętości wespół ze wszystkimi, którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa, ich i naszego Pana.
Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jan zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu, i rzekł: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: «Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie». Ja Go przedtem nie znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi”.
Jan dał takie świadectwo: „Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: «Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym».
Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”.
Izrael, jako naród wybrany, miał za zadanie ukazać innym narodom działanie Boga w świecie. Miał się stać sługą Bożym, dzięki któremu w świecie zajaśnieje Boża chwała. Miał się stać światłością dla narodów!
Wiemy, jak słabo i niewystarczająco wywiązał się z tego zadania. Bo Bogu nie chodziło o to, by miał on jedynie poczucie swojego wybraństwa i swojego znaczenia na tle innych narodów – z czym akurat u Izraelitów problemów nie było – tylko o wypełnianie woli Bożej i świadectwo życia, zgodnego z Bożymi zamiarami. A z tym już było dużo gorzej.
Dlatego z czasem ten tytuł sługi Bożego, sługi Jahwe, zaczęto przypisywać konkretnym ludziom, którzy takowe Boże plany realizowali – nawet, jeżeli nie byli członkami narodu wybranego, a nawet byli jego najeźdźcami, jak chociażby królowie perscy Cyrus lub Dariusz.
W najdoskonalszy sposób misję tegoż wyjątkowego Sługi – w którym Bóg naprawdę się rozsławił i który naprawdę ukazał całemu światu działanie Boga, i którym naprawdę zajaśniała chwała Boża – spełnił ten, który oprócz tego, że był Bożym sługą, to jeszcze był Bożym Synem. To ten, o którym Jan Chrzciciel powiedział dziś w Ewangelii: Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: «Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie». Ja Go przedtem nie znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi”.
Bardzo bliskie znaczeniowo jest określenie: Baranek Boży – do określenia: sługa Jahwe. Bo oznacza kogoś, kto swoje życie oddaje do dyspozycji Boga – dla dobra całego świata, dla jego zbawienia. Dokładnie tak, jak baranek paschalny, którego krwią skrapiano drzwi, a mięso spożywano w noc wyjścia Izraelitów z niewoli egipskiej.
To Jezus Chrystus jest tym wyjątkowym Sługą, zapowiadanym i oczekiwanym, o którym Jan dał takie świadectwo: „Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: «Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym». Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”.
W sumie, to bardzo oczywiste i logiczne: skoro Jan ujrzał znak gołębicy i usłyszał głos z Nieba, a wcześniej miał tego zapowiedź, to znak, że ten, nad którym te znaki zobaczył, jest Synem Bożym. Nie ma co do tego wątpliwości – Bóg wyraźnie wskazał. Wcześniej zapowiadał – jak chociażby przez Proroków, jak chociażby przez Izajasza – a teraz wskazał wyraźnie. Dlatego Jan wręcz nie miał innego wyjścia, jak dać jasne świadectwo: tak, to Jezus Chrystus jest zapowiadanym i oczekiwanym Mesjaszem, Synem Bożym!
Z taką samą siłą przekonania świadczy o tym Paweł Apostoł w dzisiejszym drugim czytaniu, w którym słyszymy zaledwie pierwsze zdania jego Pierwszego Listu do Koryntian. Chciałoby się rzec, że niczego nowego i szczególnego się nie dowiadujemy, poza przedstawieniem się Pawła i Sostenesa, wskazaniem na adresatów i jednym zdaniem pozdrowienia. Jak treść zawarta jest w takim czytaniu?
A może właśnie na tym polega cała tajemnica, że jeżeli nie zauważamy czegoś, co chcielibyśmy wskazać jako określoną treść, to może trzeba jej poszukać w tym, co przeczytaliśmy i usłyszeliśmy, szukając jej niejako „pomiędzy wersami”?… A jeżeli tak spróbujemy na to spojrzeć, to od razu zwróci zapewne naszą uwagę, ile to razy Apostoł przywołuje imię Jezusa Chrystusa.
Zobaczmy: Paweł, z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa, i Sostenes, brat, do Kościoła Bożego w Koryncie, do tych, którzy zostali uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do świętości wespół ze wszystkimi, którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa, ich i naszego Pana. Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa.
W tym przekładzie, którym się posługujemy, są to dwa zdania, w których aż cztery razy następuje powołanie się na Jezusa Chrystusa i wskazanie na Niego w różnej formie. Paweł, rozpoczynając list, w którym będzie się odnosił do bardzo konkretnych problemów, jakimi żyje Gmina koryncka, już na samym początku jasno – by tak rzec – ustawia całą sprawę, określając dokładnie, w czyim imieniu będzie te problemy rozstrzygał, wydając przy tym nawet bardzo radykalne osądy, czy kierując nawet mocne upomnienia. To wszystko będzie się dokonywało w imię Jezusa, bo Paweł w to imię pełni posługę Apostoła, w to imię wierzą ci, do których pisze, dlatego w to imię wzywa nad nimi błogosławieństwa.
Jezus Chrystus jest więc znakiem jedności całej wspólnoty wierzących i punktem odniesienia dla każdego wierzącego indywidualnie. Jezus Chrystus!
Moi Drodzy, weźmy sobie do serca tę naukę Apostoła Pawła, tę naukę Jana Apostoła i Jana Chrzciciela, a także – starotestamentalnego Proroka Izajasza. Bo wszyscy oni dzisiaj wskazują nam na jedną, konkretną Osobę – właśnie na Jezusa Chrystusa. Oczywiście, Izajasz zapewne nie znał Go z imienia, ale przecież tak bardzo czytelnie zapowiadał Jego przyjście.
Dlatego my dzisiaj – my, którzy już znamy Bożego Syna z imienia, którzy to imię nosimy w sobie, jako chrześcijanie – także powinniśmy umieścić Go w centrum naszego życia. Jezus Chrystus winien być punktem odniesienia dla każdej i każdego z nas. Powinien być najważniejszą Osobą w naszym życiu. Czy jest?…
To już każda i każdy z nas musi sobie osobiście odpowiedzieć w cichości i szczerości własnego serca. Szczególnie dzisiaj, w obecnym czasie, kiedy wielu ludzi – także tych, którzy uważają się za wierzących – żyje tak, jakby Boga nie było, potrzeba odważnego świadectwa tych, którzy nie tylko będą żyli tak, jakby Bóg był – ewentualnie był – ale tak, by wszyscy wokół wiedzieli, że Jezus Chrystus jest dla nich jedyny i najważniejszy! Takiego świadectwa wiary i życia chrześcijan dzisiaj potrzeba!
I to jest jedyny sposób na zaradzenie zjawisku, które wielu dziś określa jako kryzys Kościoła. Wiele dyskusji obecnie się na ten temat toczy i wielu wypowiada wiele teorii, podpowiadając przeróżne cudowne sposoby na zaradzenie temuż problemowi. Tylko coraz mniej w tym wszystkim jest właśnie Jezusa Chrystusa, w ogóle nie słychać odniesienia do Niego – jako żywej Osoby, realnie istniejącej i kierującej swoim Kościołem! Poszukuje się najróżniejszych sposobów, obmyśla się najbardziej wymyślne strategie, rozkłada się na czynniki pierwsze przeróżne aspekty funkcjonowania instytucji Kościoła, gdy problem tak naprawdę zasadza się tylko na jednym pytaniu: na pytaniu o moją wiarę w Jezusa Chrystusa.
Jeżeli ja, konkretna osoba, tu i teraz żyjąca, wierzę w Jezusa Chrystusa, jako realnie istniejącą, żywą Osobę i mam z Nim swoją osobistą więź, rozmawiam z Nim na modlitwie, przyjmuję Go do serca w Komunii Świętej, spotykam się z Nim w Sakramencie Pokuty i Pojednania, słucham Jego słowa i poważnie traktuję każde Jego słowo, starając się wprowadzać je w życie; jeżeli ja, konkretna osoba, z imienia i nazwiska, mogę powiedzieć, że Jezus jest moim Przyjacielem, jest moi Panem i Przewodnikiem, z którym się liczę, za którym idę, a przede wszystkim: którego całym sercem kocham – to o jakim kryzysie Kościoła w ogóle tu mowa?
A niech tam cały świat mówi o kryzysie i żyje w jakimś kryzysie – jeżeli ja żyję z Jezusem i On jest dla mnie najważniejszy, to co mnie obchodzi cała ta gadanina o kryzysie w Kościele?
To nie znaczy, moi Drodzy, żebyśmy się nie przejmowali negatywnymi zjawiskami, które rzeczywiście w Kościele widzimy i o których trudno nie mówić, udając, że ich nie ma. To nie w tym rzecz, żeby założyć różowe okulary i wszystko widzieć w ciepłych barwach – nie! Trzeba nam realistycznie wszystko oceniać i mieć na uwadze to, co się wokół dzieje.
Tylko chyba wszyscy odnosimy wrażenie, że jedynym sposobem na zaradzenie tym problemom jest – według wielu tak zwanych ekspertów – wieczne gadanie i komplikowanie wszystkiego jeszcze bardziej. Zresztą, za reformowanie Kościoła biorą się ludzie, którzy nic z nim nie mają wspólnego, albo bardzo niewiele. I to właśnie tacy nakręcają filmy, piszą artykuły w gazetach, albo w internecie; nagrywają audycje, udzielają swoich nieomylnych porad – wszystko w trosce o Kościół!
A najlepszym – według nich – rozwiązaniem problemów w Kościele to jest usunięcie i skazanie tego lub innego biskupa lub księdza, zniesienie celibatu księży, pozwolenie na Komunię Świętą ludziom żyjącym pod jednym dachem bez związku małżeńskiego, przydałoby się jeszcze przyjrzeć finansom w Kościele i paru innym sprawom – i będziemy mieli Kościół „jak się patrzy”! Skrojony na potrzeby naszych czasów! Niemalże idealny! Czy tak?
Nie! To nie tu leży sedno całej sprawy i całego problemu – jak wielki on by nie był. Papieże naszych czasów – szczególnie Jan Paweł II i Benedykt XVI – mocno podkreślali i to wielokrotnie, że jeżeli w Kościele mówimy o jakimkolwiek kryzysie, to za każdym razem jest to tak naprawdę kryzys wiary! To jest kryzys wiary konkretnego, pojedynczego człowieka – w Jezusa Chrystusa! To brak osobistej relacji, więzi z Jezusem, w życiu konkretnego człowieka! Także niekiedy – niestety – w życiu księdza, czy osoby zakonnej! Tu jest sedno sprawy!
I dzisiaj nie jakichś wielkich i rozbudowanych strategii Kościołowi potrzeba, nie nadzwyczajnych i wyszukanych programów naprawczych, ale pogłębienia osobistej wiary – Twojej i mojej – w Jezusa Chrystusa, jako naszego Pana, Przyjaciela, Zbawiciela, Przewodnika, i jak byśmy Go jeszcze nie nazwali. Jeżeli ja i Ty, Siostro i Bracie, będziemy mogli z całą pewnością powiedzieć, że staramy się codziennie o budowanie takiej właśnie osobistej więzi z Jezusem, jako konkretną i żywą Osobą, to będzie pierwszy i to duży krok w kierunku rozwiązania wszystkich kryzysów w Kościele i w świecie.
A jeżeli wielu tak zwanych ekspertów dzisiaj proponuje i podpowiada owe cudowne rozwiązania, ale tylko na poziomie zewnętrznym, strukturalnym, nie dotykając jednak tego, co najważniejsze, to zapewne w ten sposób chcą przykryć swój osobisty brak wiary. I to, że Jezus jest dla nich kimś mało istotnym – jakimś niekoniecznym dodatkiem do codzienności. Prawdziwą reformę Kościoła zawsze zaczyna się od siebie – i od tej sfery najbardziej wewnętrznej: o pytanie o moją wiarę w Jezusa Chrystusa.
Moi Drodzy, niech każda i każdy z nas, poczynając ode mnie, dzisiaj sobie to pytanie postawi… Ono będzie miało różne konkretne formy: możemy zapytać o swoją modlitwę, o przeżywanie Mszy Świętej, o świadectwo chrześcijańskiej postawy na co dzień… Warto sobie dzisiaj – i w najbliższych dniach – to pytanie rozłożyć na drobniejsze kwestie i zastanowić się nad tą jakże ważną sprawą.
A teraz, na tej Mszy Świętej, niech konkretnym wymiarem pytania o moją wiarę, będzie bardzo konkretne pytanie: czy ja dzisiaj, w niecały miesiąc po Świętach, jestem w stanie łaski uświęcającej i przyjmę Jezusa do serca w Komunii Świętej? Pamiętamy, że w Święta przystępowało tak wielu z nas. A ilu z nas przystąpi dzisiaj?… I to jest, moi Drodzy, jedno z wielu, bardzo konkretnych pytań o naszą – o moją wiarę w Jezusa Chrystusa…
Cieszę się, że zaczęłam dzień od przeczytania bloga! Bardzo mądry i dający do myślenia tekst. Pozdrawiam!
Miło mi. Dzięki za dobre słowo o rozważaniu. Fajnie, że się przydało…
xJ
Najpierw Bóg mówi i prorocy słyszą Jego głos i świadczą o Nim. Nastepnie Jan widzi Ducha i daje świadectwo o Jezusie, którego wszyscy widzą i słyszą. Teraz my, choć nie mamy mistycznych wizji, możemy spożywać Jego ciało i pokrzepiać swego ducha. Jak bardzo Bóg się zniżył z miłości do nas. Czy może jeszcze bardziej?
Tak, to prawda! Bóg niesamowicie skrócił dystans między swoją niewyobrażalną wielkością a naszą niewyobrażalną nędzą…
xJ