Szczęść Boże! Moi Drodzy, serdecznie dziękuję za wszystkie życzenia i wyrazy duchowej łączności, a szczególnie za modlitwę! Te dobre sygnały docierały do mnie w tych dniach – od Wielkiego Czwartku – i wciąż docierają. Jak zawsze, moim wyrazem wdzięczności będzie Msza Święta, jaką w tych dniach odprawię w intencji wszystkich Życzliwych i Bliskich, a także moja codzienna modlitwa w Waszej intencji! Trzymajmy się razem!
A w tych dniach łączmy się we wspólnym przeżywaniu Nowenny do Bożego Miłosierdzia, przygotowującej nas do niedzielnego Święta. Wspominam o tym też w rozważaniu. Gdyby ktoś chciał tę Nowennę przeżywać w większej wspólnocie – głównie, póki co, internetowej – to zachęcam do wejścia na stronę Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Białej Podlaskiej, czyli mojej rodzinnej Parafii, codziennie o 15:00.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wtorek Oktawy Wielkanocy,
14 kwietnia 2020.,
do czytań: Dz 2,36–41; J 20,11–18
CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
W dniu Pięćdziesiątnicy Piotr mówił do Żydów:
„Niech cały dom Izraela wie z niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego wyście ukrzyżowali, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem”.
Gdy to usłyszeli, przejęli się do głębi serca i zapytali Piotra i pozostałych Apostołów: „Cóż mamy czynić, bracia?” Powiedział do nich Piotr: „Nawróćcie się i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego. Bo dla was jest obietnica i dla dzieci waszych, i dla wszystkich, którzy są daleko, a których powoła Pan Bóg nasz”.
W wielu też innych słowach dawał świadectwo i napominał: „Ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia”.
Ci więc, którzy przyjęli jego naukę, zostali ochrzczeni. I przyłączyło się owego dnia około trzech tysięcy dusz.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Maria Magdalena stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli siedzących, jednego przy głowie, a drugiego przy nogach, w miejscu, gdzie leżało ciało Jezusa.
I rzekli do niej: „Niewiasto, czemu płaczesz?”
Odpowiedziała im: „Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono”.
Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus.
Rzekł do niej Jezus: „Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?”
Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: „Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę”.
Jezus rzekł do niej: „Mario!” A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: „Rabbuni”, to znaczy: Nauczycielu.
Rzekł do niej Jezus: „Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: «Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego»”.
Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: „Widziałam Pana i to mi powiedział”.
Jezus już zmartwychwstał, ale Maria Magdalena jeszcze o tym nie wiedziała. Zobaczyła otwarty grób, była więc przekonana, że ktoś wykradł ciało… I tam już pierwsze zaskoczenie, bo grób jednak nie był tak całkiem pusty, gdyż w środku uroczyście zasiadali dwaj aniołowie, którzy tylko zdążyli zadać jej pytanie, czemu płacze, a kiedy ona powiedziała, czemu płacze, ci już nie zdążyli się do tego odnieść, gdyż słowo ratunku i pocieszenia miało przyjść od kogoś innego…
Ów nieznany Człowiek postawił to samo pytanie: Czemu płaczesz?, jednak On skutecznie zaradził zmartwieniom i otarł łzy. Bo okazało się, że to Ten, którego Maria Magdalena szukała i którego opłakiwała. On sam. Poznała Go, kiedy zwrócił się do niej po imieniu, a więc – można rzec – poruszył jej najbardziej intymną i osobistą sferę wewnętrzną, dotknął jej indywidualności. Jej osobistej godności – bo tyle właśnie oznacza imię człowieka: ono go określa, jego ludzką godność, indywidualność, niepowtarzalność, wyjątkowość…
Dlatego w momencie, w którym Jezus zwrócił się do niej po imieniu, ona Go rozpoznała, bo tym wezwaniem imienia On coś w niej poruszył, dotknął jej serca. Nawiązała się bardzo osobista i bardzo głęboka relacja: Nauczyciela z uczennicą, Pana ze służebnicą (podkreślmy: służebnicą, nie: niewolnicą!).
Jak wielkiej radości doświadczyła w tym momencie! Jezus jednak nie pozwolił na zbyt długie i uroczyste świętowanie, ale zdecydowanie stwierdził: Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: «Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego»
Trzeba więc było od razu podjąć działanie. Tu nie było na co czekać! Trzeba było działać – świadczyć o Zmartwychwstaniu! Trzeba było iść do ludzi, do braci, powiedzieć im o tym. Nie było chwili do stracenia!
I rzeczywiście, ten dynamizm w działaniu, do jakiego Jezus wezwał Marię Magdalenę, a przez nią także pozostałych Apostołów, stał się znakiem rozpoznawczym młodego Kościoła. Widzimy to wyraźnie w wydarzeniu, opisanym w pierwszym dzisiejszym czytaniu.
Po słowach Piotra, obwieszczających nowinę o Zmartwychwstaniu Pana, ze strony słuchaczy padło bardzo logiczne i bardzo oczywiste pytanie: Cóż mamy czynić, bracia? Odpowiedź też była jednoznaczna: Nawróćcie się i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych… Padły też inne, jeszcze mocniejsze słowa: Ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia.
I co się wówczas stało? Słyszymy to w ostatnich zdaniach dzisiejszego czytania: Ci więc, którzy przyjęli jego naukę, zostali ochrzczeni. I przyłączyło się owego dnia około trzech tysięcy dusz. Od razu, bez zbędnej zwłoki, ochrzcili się i w ciągu jednego dnia tak wielu ludzi przyjęło wiarę w Pana, stało się Jego uczniami. Przenosząc to na dzisiejsze realia, to prawdziwa pandemia wiary i chrześcijańskiego entuzjazmu! Jakże nam dzisiaj takiej potrzeba!
Bo i dzisiaj Jezus zwraca się do nas po imieniu. Po raz pierwszy zwrócił się tak do nas w chwili Chrztu Świętego, który przyjęliśmy w Jego imię. Wtedy to Jego imię zostało wypowiedziane nad nami i zostało po raz pierwszy, uroczyście i w obliczu całego Kościoła, wypowiedziane nasze imię. Te imiona zjednoczyły się w jednym imieniu – imieniu chrześcijanina, czyli: człowieka Chrystusowego. Takimi właśnie jesteśmy.
Dlatego Jezus, zwracając się do nas po imieniu, porusza nasze serce i wzywa, abyśmy w Niego uwierzyli, abyśmy otarli łzy smutku i strachu, a zaufali Mu, że On jest w stanie przemienić każdą sytuację, po ludzku trudną, czy wręcz beznadziejną – w wielkie zwycięstwo swojej mocy! Tylko zaufajmy, zwracajmy się – szczególnie w tym tygodniu – do Niego ze słowami: JEZU, UFAM TOBIE! Wszak przeżywamy Nowennę do Bożego Miłosierdzia, przygotowującą nas do niedzielnego Święta Bożego Miłosierdzia. Zwracajmy się więc do Jezusa po imieniu – pamiętając o tym, że jesteśmy ochrzczeni, że On jako pierwszy zwrócił się do nas po imieniu i że do dziś naszego imienia nie zapomniał, nie jest Mu więc obojętne to, co przeżywamy.
I to On sam nauczył Świętą Siostrę Faustynę tych słów: JEZU, UFAM TOBIE!; to On nauczył ją Koronki do Bożego Miłosierdzia, to On ukazał jej swój Wizerunek, który potem został uwieczniony na obrazie; wreszcie to On sam wskazał na Godzinę Miłosierdzia, wyznaczył też dzień Święta Miłosierdzia oraz polecił szerzyć cześć swego Miłosierdzia. On sam – wyszedł z taką inicjatywą. Do Siostry Faustyny i do każdej i każdego z nas.
Umocnieni tą Jego miłością – nie tylko słowami, ale całą swoją postawą – chcemy wyrażać to nastawienie naszego serca: JEZU, UFAM TOBIE!
Wczoraj nam Mateusz mówił o dwóch kobietach – Mariach i o jednym Aniele odsuwającym kamień. Dziś Jan opowiada o dwóch Aniołach i jednej kobiecie – Marii Magdalenie, która po powiadomieniu apostołów o zaistniałym fakcie powróciła do grobu. Musiała być bardzo poprzednim wydarzeniem, spotkaniem z Jezusem oszołomiona, gdyż w dzisiejszym opisie odpowiadając aniołom mówi” „Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono” a więc świadczy to o tym, że nie uwierzyła iż widziała już wcześniej Jezusa żywego lecz chyba zjawę. Potwierdza o tym również dalszy Jej dialog z Jezusem, pomimo iż Mateusz pisze we wczorajszej Ewangelii „One zbliżyły się do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. ”
Wiara nie jest prosta i oczywista. Mówi się że „jak zobaczę to uwierzę” . Nie zawsze nasze ludzkie oczy dają pewność widzenia, trzeba bardziej ufać oczom serca. Jezu otwieraj nasze oczy serca, byśmy widzieli to co niewidzialne dla naszych oczu.
Tak trochę na obronę Marii Magdaleny, to można dodać, że Ciało Jezusa po Zmartwychwstaniu – jako Ciało uwielbione – było w jakiś sposób inne od tego przed Męką, dlatego nie tylko ona miała problem z rozpoznanie swego Mistrza…
xJ