Czy serce nie pałało w nas?…

C

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Marzena Pazik – Wolska, Lekarz Stomatolog, z pomocy której już niejednokrotnie korzystałem, a i teraz umawiamy się już na kolejną wizytę, jak tylko będzie to możliwe. Dziękując Pani Doktor za wielokrotnie udowodnioną wysoką fachowość medyczną, nade wszystko zaś – za świadectwo wielkiej wiary, życzę dalszego, skutecznego łączenia jednego z drugim. I zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, niech ten dzień – kolejny Dzień Pański w Okresie Wielkanocnym – zajaśnieje blaskiem Jezusa Zmartwychwstałego i wzmocni w naszych sercach radość i nadzieję!

I na takie właśnie przeżywanie tego dnia – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

3 Niedziela Wielkanocna, A,

26 kwietnia 2020.,

do czytań: Dz 2,14.22–28; 1 P 1,17–21; Łk 24,13–35

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

W dzień Pięćdziesiątnicy stanął Piotr razem z Jedenastoma i przemówił donośnym głosem: „Mężowie Judejczycy i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy, przyjmijcie do wiadomości i posłuchajcie uważnie mych słów: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli, postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim. Dawid bowiem mówił o Nim:

«Miałem Pana zawsze przed oczami, gdyż stoi po prawicy mojej, abym się nie zachwiał. Dlatego ucieszyło się serce moje i rozradował się język mój, także i ciało moje spoczywać będzie w nadziei, że nie zostawisz duszy mojej w Otchłani ani nie dasz Świętemu Twemu ulec skażeniu. Dałeś mi poznać drogi życia i napełnisz mnie radością przed obliczem Twoim».”

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PIOTRA APOSTOŁA:

Bracia: Jeżeli Ojcem nazywacie Tego, który sądzi nie mając względów na osoby, ale według uczynków każdego człowieka, to w bojaźni spędzajcie czas swojego pobytu na obczyźnie.

Wiecie bowiem, że z waszego odziedziczonego po przodkach złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy.

On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na was. Wy przez Niego uwierzyliście w Boga, który wzbudził Go z martwych i udzielił Mu chwały, tak że wiara wasza i nadzieja są skierowane ku Bogu.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Oto dwaj uczniowie Jezusa tego samego dnia, w pierwszy dzień tygodnia, byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali.

On zaś ich zapytał: „Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?” Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”.

Zapytał ich: „Cóż takiego?”

Odpowiedzieli Mu: „To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela. Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: Były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”.

Na to On rzekł do nich: „O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swojej chwały?” I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego.

Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”

W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: „Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba.

Droga uczniów do Emaus jako żywo przypomina drogę każdej i każdego z nas przez życie. I tak, jak w przypadku uczniów, którzy do Emaus wędrowali w zasadzie nie wiadomo, po co, a można nawet zaryzykować przypuszczenie, że była to ucieczka z Jerozolimy po tym, co się tam w tych dniach stało jak to określił jeden z wędrowców – tak i nasza droga przez życie bardzo często jest ucieczką, albo przynajmniej drogą donikąd. Bez specjalnego celu i sensu.

Dwaj uczniowie, z których jeden to Kleofas, a drugi – być może – sam Łukasz Ewangelista, wędrowali do wsi, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy, czyli około jedenastu kilometrów, rozprawiając w drodze o tym wszystkim, co się wydarzyło. A wydarzyło się – jak dla nich – bardzo dużo. Mieli okazję o tym powiedzieć, kiedy zbliżył się do nich tajemniczy Wędrowiec. On bowiem zadał im pytanie: Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze? Okazało się, że właśnie o tym wszystkim, co się wydarzyło. A cóż takiego się wydarzyło?

Odpowiedzieli Mu: „To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela. Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: Były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli.

Moi Drodzy, chociaż cała ta relacja, przywołana przeze mnie w dłuższym fragmencie, brzmi bardzo dramatycznie, to chyba najbardziej dramatycznym i stanowiącym sedno całego problemu – a może i powód ich ucieczki z Jerozolimy – jest drugie zdanie ich wypowiedzi: A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela.

Owo stwierdzenie: A myśmy się spodziewali – urosło już do rangi stwierdzenia symbolicznego i często jest używane chociażby przez księży na kazaniach, czy w różnych rozważaniach i refleksjach, kiedy mówią o rozminięciu się planów ludzkich z planami albo działaniami Bożymi. To właśnie wtedy ze zbolałego – albo zbuntowanego – serca człowieka wyrywa się to: A myśmy się spodziewali…, a ja się spodziewałem…, a czemu, Panie Jezu, tak postanowiłeś, tak uczyniłeś?… Właśnie!

Uczniowie, uciekający z Jerozolimy wyrazili chyba odczucia i przekonania wszystkich, dotychczas bliskich Jezusowi, którzy zresztą w tym momencie okazali się bardzo dalekimi, bo zupełnie nie uwierzyli w to, co zapowiadał, że – owszem – będzie umęczony i zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. Jakoś to im gdzieś „umknęło”… Albo może nie chcieli tego słuchać – jak zresztą nie chcieli słuchać zapowiedzi Męki i Śmierci, a Piotr to nawet upomniał Jezusa, żeby takich rzeczy nie mówił!

I to właśnie z tego powodu – pomimo fizycznej bliskości – uczniowie idący do Emaus pozostawali bardzo dalecy od Jezusa. To prawda, że Jego wygląd po Zmartwychwstaniu był w jakiś sposób inny, bowiem nie tylko oni mieli problem z poznaniem Go, niemniej jednak możemy tu też mówić o dużej – by tak rzec – duchowej odległości, o dużej odległości serca.

Kiedy bowiem Jezus akurat wypełnił swoją zapowiedź i zwyciężył – zmartwychwstał – oni mieli poczucie totalnego zawodu, totalnej przegranej, kompletnego rozczarowania. Ot, po prostu, było miło, może i ciekawie, może i niezwykle – jeśli wziąć pod uwagę cuda i znaki, przez Jezusa za życia czynione – ale się wszystko skończyło i pozostało powrócić do swojej szarej codzienności. A w tym momencie – oby się znaleźć jak najdalej od Jerozolimy, bo w niej faktycznie zrobiło się bardzo, ale to bardzo nieprzyjemnie… Wręcz strasznie! Przyszedł lęk, zagubienie, dezorientacja…

I właśnie w takim – powiedzielibyśmy – beznadziejnym i całkowicie frustrującym położeniu okazało się, że Jezus jest tuż obok Że po prostu – jest z nimi!

Niestety, na początku Go nie poznali. Pomimo dość długiej rozmowy – a musiała być długa, skoro Jezus, zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego pomimo tak długiej Jego wypowiedzi, oni Go nie rozpoznali. Jednak chyba coś z Jego wcześniejszych nauk w nich pozostało i jakaś wrażliwość na drugiego, choćby nawet nieznajomego człowieka, odezwała się w nich, bo kiedy przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej, wówczas przymusili Go, mówiąc: „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”.

A wtedy stała się rzecz niezwykła. Ten bowiem, którego zaprosili w gościnę, chcąc Go podjąć noclegiem i posiłkiem, w rzeczywistości przejął rolę gospodarza i to On właśnie zaczął ich karmić, wyciągnął do nich rękę z chlebem. Wcześniej jednak wziął [ów] chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im.

I wtedy coś się w nich odblokowało, coś się otworzyło, coś się skojarzyło… Skądś ten gest znali… Tak, to Wielki Czwartek… i Ostatnia Wieczerza… i łamanie chleba… i te niezwykłe słowa: To jest Ciało moje… Ten sam gest, ta sama sytuacja. Poznali Go.

Ale On – i to bardzo znamienne, choć mało zauważane w różnego rodzaju rozważaniach tego fragmentu Ewangelii – zniknął im z oczu. Dlaczego? Niektórzy uważają, że dlatego, iż był już z nimi w Eucharystii, w sposób bardzo realny, dlatego nie musiał już pozostawać w postaci widzialnej. Wcześniej był w swoim Słowie, które im wyjaśniał, będąc także w postaci widzialnej, ale nie został poznany… Można więc powiedzieć, że ta obecność poprzez Słowo była bardziej aktualna i zauważalna. Kiedy jednak został rozpoznany w postaci widzialnej, to już mógł uczniów opuścić, bo był z nimi pod postacią chleba.

A wtedy to dokonała się rzecz bardzo znamienna: oto ci, którzy jeszcze chwilę wcześniej zapraszali Wędrowca, by z nimi pozostał, wręcz przymusili Go do tego, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił, w tym momencie, zupełnie na to nie zważając, pobiegli z powrotem do Jerozolimy, aby opowiedzieć wszystko, czego doświadczyli. Tam dowiedzieli się od Jedenastu, że Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi. A jednak – rzeczywiście zmartwychwstał… I nawet się pokazał!

Od tego momentu wszystko nabrało nowych kształtów i barw, wróciła nadzieja i wrócił zapał apostolski, a kiedy jeszcze Duch Święty zstąpił na nich w Dniu Pięćdziesiątnicy, wówczas już nic nie mogło powstrzymać Piotra przed wypowiedzeniem tych słów: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli, postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim.

Czy widzimy, jak ten, nie tak dawno jeszcze przestraszony Piotr, zapierający się swego Mistrza, teraz mówi prosto w oczy swoim rodakom: To wy zabiliście Jezusa! – czy widzimy tę przemianę?

Oczywiście, my dzisiaj wiemy, że to nie do samych Żydów odnosi się to stwierdzenie, chociaż zapewne wielu dziś by tak chciało… Owo: wy – odnosi się także do nas, bo każdy, kto grzeszy, przybija Jezusa do krzyża, rani Jezusowe Serce. Niemniej jednak wielkiej odwagi wtedy trzeba było, aby publicznie wygłosić taką katechezę.

I wielkiej wiary, i głębokiej zażyłości z Jezusem, aby w swoim Liście napisać – jak to słyszymy w drugim czytaniu: Wiecie bowiem, że z waszego odziedziczonego po przodkach złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy. […] Wy przez Niego uwierzyliście w Boga, który wzbudził Go z martwych i udzielił Mu chwały, tak że wiara wasza i nadzieja są skierowane ku Bogu.

Widzimy zatem, że kiedy Piotr i pozostali Apostołowie i uczniowie zjednoczyli się z Jezusem wewnętrznie, ukochali Go całym swoim sercem i całe swoje życie Mu oddali, to już i strachu nie było, i dziwnych pytań, czy stwierdzeń, w stylu: A myśmy się spodziewali… Możemy chyba nawet stwierdzić, że w tym momencie – po Zesłaniu Ducha Świętego i po otwarciu przed Jezusem swoich serc – byli z Nim bliżej, niż wtedy, kiedy trzy lata za Nim chodzili i dzielili trudy codzienności, będąc fizycznie przy Nim.

Teraz byli o wiele bliżej Niego, bardziej z Nim zjednoczeni duchowo. Bo kiedy przyszły momenty próby – już Go nie zdradzili, nie uciekli, nie wyparli się Go, ale pozostali przy Nim do końca, nawet za cenę życia!

Moi Drodzy, Jezus także z nami jest – naprawdę! Jest w nas. Jest przy nas. Bliżej, niż nam by się mogło wydawać. To, że nie widzimy Go w postaci fizycznej, albo że nie doświadczamy w danym momencie Jego wyraźnych znaków, których byśmy się spodziewali, lub o które aktualnie prosimy w naszych modlitwach, to nie znaczy, że Go nie ma, że o nas zapomniał, albo się na nas pogniewał.

Owszem, w tych ostatnich tygodniach sporo mówimy o Bożym gniewie i karze za grzechy, ale nie w sensie jakiejś zemsty ze strony Boga, czy sprowadzenia człowieka do tak zwanego parteru, ale w sensie pełnego miłości napomnienia, naprowadzenia na właściwą drogę.

Natomiast Jezus jest z nami zawsze – w swoim Słowie, w Eucharystii, w drugim człowieku… I także w różnych sytuacjach, które przeżywamy, a w których niejednokrotnie wręcz widać Jego prowadzącą rękę. Dlatego – jak pisze dziś Piotr – wiara [nasza] i nadzieja skierowane ku Bogu. Przynajmniej – powinny być.

Nie mówmy Jezusowi – jak uczniowie z Emaus: A myśmy się spodziewali… Zechciejmy przyjąć to, co On nam daje, a nie czego my byśmy się spodziewali, czy uważali, że jest lepsze. Pamiętajmy, że kiedy słuchamy Jego słowa – to On do nas mówi. Kiedy przystępujemy do Spowiedzi Świętej – to On sam nam przebacza. Kiedy przyjmujemy Komunię Świętą – to On sam do nas przychodzi. A kiedy modlimy się do Niego – to On nas naprawdę słyszy. Naprawdę.

Nie musimy popadać w pesymizm, albo poszukiwać jakichś specjalnych, cudownych modlitw czy nabożeństw, albo wysłuchiwać jakichś prywatnych czyichś objawień, zwykle fałszywych… Wystarczy docenić i odkryć na nowo te – jak byśmy powiedzieli – zwykłe formy obecności Jezusa: Msza Święta, Komunia Święta, Spowiedź, modlitwa, Pismo Święte, dobroć innych ludzi… Ktoś powie: przecież to takie codzienne i zwykłe. Tak, to prawda, to takie zwykłe… A przecież – takie niezwykłe!

Oby serce zawsze w nas pałało, kiedy Ty, Panie, będziesz blisko… Obyśmy nigdy nie przegapili Twojej bliskości… Obyśmy nigdy nie zwątpili w Twoją miłość do nas…

4 komentarze

  • Jezus wychodzący na spotkanie, szukający człowieka, szukający mnie osobiście…
    Jezus w drodze, nawiązujący relację z uczniami, pytający mnie ” co słychać”…
    Jezus , pouczający nauczyciel w drodze, wyjaśniający mi sprawy trudne, niezrozumiałe…
    Odchodzący Jezus…Czy chcę zatrzymać Jezusa, czy pragnę Jego obecności ? Czy pragnę go ugościć…
    Jezus przyjął zaproszenie…, czy modlitwa Jezusowa przed posiłkiem przypomina mi dzisiejsze spotkanie z Nim na uczcie Eucharystycznej…
    Jezus zniknął im z oczu, bo przeniknął do serca uczniów, zamieszkał w sercu człowieka.
    Czy zatrzymuję Jezusa dla siebie, czy dzielę się darami jakie od Niego dostaję….czy głoszę Dobrą Nowinę…

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.