Wołaj sercem do Pana!

W

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:

Mirosław Oleszczuk, mój Wujek, któremu dziękuję za życzliwość i mądre rozmowy na najważniejsze i najgłębsze tematy;

Siostra Iwona Jagiełka, pracująca w swoim czasie w Surgucie, razem z Księdzem Markiem, a obecnie posługująca w Polsce.

Natomiast imieniny przeżywają dziś:

Ksiądz Władysław Trojanowski, za moich czasów – Proboszcz i Dziekan w Tłuszczu, w Diecezji warszawsko – praskiej;

Władysław Nowak, bardzo życzliwy i zaangażowany w życie Parafii Człowiek z Celestynowa, także w Diecezji warszawsko – praskiej;

Władysława Kłucińska, moja Ciocia.

Wszystkim świętującym życzę ciągłego intensywnego pogłębiania wiary! I o to będę się dla Nich modlił.

Moi Drodzy, dziękujemy Księdzu Markowi i Siostrze Teresie za słówka z Syberii! Dziękujemy za naprawdę wnikliwe wgłębienie się w Boże słowo, ale i za mocne zaakcentowanie – w jednym i w drugim rozważaniu – kwestii życia Bożym słowem. Czyli, że nie tylko go słuchamy, rozważamy i zachwycamy się nim, ale bardzo konkretnie i bardzo wytrwale, konsekwentnie i stale, wprowadzamy je w swoją codzienność. Mocno to wczoraj i przedwczoraj wybrzmiało. Dziękujemy za to!

Ale jeszcze jedna sprawa mocno wybrzmiała – w rozważaniu Księdza Marka. To znaczy, było ich kilka, ale jedną chcę tu przywołać: prośba o wspólną modlitwę, by epidemia i związane z nią zamieszanie WRESZCIE się skończyło! To słowo WRESZCIE, użyte przez Księdza Marka, jakoś tak mnie poruszyło, bo uświadomiło mi rzecz poniekąd oczywistą, że cała sytuacja jest dla nas wszystkich bardzo męcząca, szczególnie jednak jest męcząca tam, w Surgucie, gdzie poziom ogólnego „unieruchomienia świata” jest dużo większy, niż u nas.

Chociaż i u nas trudno tak naprawdę powiedzieć, jak jest i co jest. Komunikaty medialne i ministerialne co i raz się wykluczają: z jednej strony, podobno jest dobrze i coraz lepiej, z drugiej – wcale nie jest dobrze, a będzie jeszcze gorzej! A ludzie prości, dla których – jak zwykłem ich określać, „dwa plus dwa to cztery” – też „swoje wiedzą”. I wyrażają się coraz ostrzej.

Tymczasem my, wierzący, chyba trochę „odpuściliśmy” sobie modlitwę o Bożą pomoc w tej sprawie! Już coraz mniej osób modli się o 20:30, tymczasem nawet jeśli nie trzymać się tej godziny – bo nie musimy tak naprawdę – to jednak modlić się trzeba, nieustannie i intensywnie! A my chyba już uwierzyliśmy, że problemu zupełnie nie ma, że się skończył…

Moi Drodzy, jeżeli nawet mamy swoje własne teorie i osobiste przekonania na temat tego, czy jest to pandemia, czy jej nie ma; i czy problem jest poważny, czy też jest to jedna wielka „ściema” i manipulacja; czy uważamy, że to jest prawdziwa epidemia, pochodzenia naturalnego, czy wynik celowego działania ludzi, mającego za podłoże ciemne zamiary o charakterze politycznym, czy finansowym – bez względu na to wszystko, na pewno widzimy, że nie jest normalnie i nie jest spokojnie.

Sam fakt, że tak wiele u nas jeszcze ograniczeń, gdy idzie o swobodny udział w praktykach religijnych, jak chociażby ograniczenia w organizacji pieszych pielgrzymek na Jasną Górę, które w części diecezji odbędą się w formie bardzo symbolicznej, a w części nie odbędą się wcale – to wszystko powinno nas mobilizować do nieustannego i nie słabnącego błagania Pana o zmiłowanie! I o okazanie się Jego wielkiej i zwycięskiej mocy: jeśli nie nad siłami natury, to nad ludzkimi machinacjami, aby prości, szczerze wierzący ludzie, mogli bez żadnych przeszkód chodzić do kościoła, chodzić i jeździć na pielgrzymki, na rekolekcje…

Aby Ksiądz Marek jednak mógł w tym roku pomyśleć o urlopie – a nie tylko pomyśleć, ale też na niego przyjechać – jeśli nie w sierpniu, jak planował, to może we wrześniu, albo w październiku… Aby Ksiądz Paweł mógł na Syberię wrócić…

Moi Drodzy, proszę – nie ustawajmy w modlitwie! Śpiewajmy Litanię do Serca Pana Jezusa, śpiewajmy suplikację: „Święty Boże”, wzywajmy wstawiennictwa Matki Bożej Nieustającej Pomocy, którą dzisiaj możemy wspominać w liturgii Kościoła. Wiem, że niektóre Osoby – bo mówiły mi o tym – aktualnie odmawiają Nowennę Pompejańską o ustanie epidemii. Jeszcze inni modlą się innymi sposobami. Bardzo Im za to dziękuję! Wierzę, że takich modlących się jest naprawdę wielu!

Proszę raz jeszcze Wszystkich: wzmocnijmy naszą modlitwę o to, by Bóg w łaskawości swojej sprawił, aby całe to zamieszanie – jak pisał Ksiądz Marek – WRESZCIE się skończyło! Byśmy mogli już zupełnie swobodnie wyjść na spotkanie Pana i spotkanie ludzi!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 12 Tygodnia zwykłego, rok II,

27 czerwca 2020.,

do czytań: Lm 2,2.10–14.18–19; Mt 8,5–17

CZYTANIE Z KSIĘGI LAMENTACJI:

Zburzył Pan bez litości wszystkie siedziby Jakuba; wywrócił w swej zapalczywości twierdze Córy Judy, rzucił o ziemię, zbezcześcił królestwo i możnych.

Usiedli na ziemi w milczeniu starsi Córy Syjonu, prochem głowy posypali, przywdziali wory; skłoniły głowy ku ziemi dziewice jerozolimskie.

Wzrok utraciłem od płaczu, drgają me trzewia, żółć się wylała na ziemię przez klęskę Córy mego ludu, gdy słabły niemowlę i dziecię na placach miasta.

Do matek swoich mówiły: „Gdzie żywność i wino?” Padały jak ciężko ranione na placach miasta, gdy uchodziło z nich życie na łonie ich matek.

Jak cię pocieszyć? Z czym porównać, Córo Jeruzalem? Co ci przyrównać, by cię pocieszyć, Dziewico, Córo Syjonu? Gdyż zagłada twoja wielka jak morze. Któż cię uleczy?

Prorocy twoi miewali dla ciebie widzenia próżne i marne, nie odsłonili twojej złości, by od wygnania cię ustrzec; miewali dla ciebie widzenia zwodnicze i próżne.

Wołaj sercem do Pana, Dziewico, Córo Syjonu; niech łzy twe płyną jak rzeka we dnie i w nocy; nie dawaj sobie wytchnienia, niech źrenica twego oka nie zna spoczynku.

Powstań, wołaj po nocy do straży porannej, wylewaj swe serce jak wodę przed Pańskim obliczem, podnoś do Niego swe ręce o życie twoich niemowląt, które padały z głodu na rogach wszystkich ulic.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Gdy Jezus wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: „Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. Rzekł mu Jezus: „Przyjdę i uzdrowię go”.

Lecz setnik odpowiedział: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: «Idź», a idzie; drugiemu: «Chodź tu», a przychodzi; a słudze: «Zrób to», a robi”.

Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: „Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze wschodu i zachodu, i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim. A synowie królestwa zostaną wyrzuceni na zewnątrz w ciemność; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Do setnika zaś Jezus rzekł: „Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś”. I o tej godzinie jego sługa odzyskał zdrowie.

Gdy Jezus przyszedł do domu Piotra, ujrzał jego teściową, leżącą w gorączce. Ujął ją za rękę, a gorączka ją opuściła. Wstała i usługiwała Mu.

Z nastaniem wieczora przyprowadzono Mu wielu opętanych. On słowem wypędził złe duchy i wszystkich chorych uzdrowił. Tak oto spełniło się słowo proroka Izajasza: „On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby”.

Kiedy w roku 586 przed Chrystusem, król babiloński Nabuchodonozor zdobył i zburzył Jerozolimę, a wraz nią także świątynię, wzniesioną przez króla Salomona, wówczas – tak to można ująć – wraz z zawalenie się jej murów, dla Izraelitów zawalił się świat! Przecież ta świątynia była znakiem ich dumy i potęgi, nade wszystko zaś – znakiem obecności Boga wśród nich. Czyżby zatem fakt jej zniszczenia miał oznaczać, że Bóg odwrócił się od swego ludu? Czemu dopuścił do aż tak wielkiej katastrofy? Do tak wielkiego nieszczęścia?

Co było przyczyną tak dramatycznych wydarzeń, jak te, opisane dzisiaj w pierwszym czytaniu, z Księgi Lamentacji, iż zburzył Pan bez litości wszystkie siedziby Jakuba; wywrócił w swej zapalczywości twierdze Córy Judy, rzucił o ziemię, zbezcześcił królestwo i możnych?… Czy rzeczywiście – to sam Pan tego dokonał? Czy to On sam posłużył się zbrojnym ramieniem króla Nabuchodonozora?

Z pewnością, cała sytuacja musiała naród wybrany i tak bardzo przez Boga umiłowany zmusić do zastanowienia, dlaczego tak się stało – dlaczego aż tak musiało się stać?… Zwłaszcza, jeżeli jednym z obrazów całego tego dramatu był widok dzieci, umierających z głodu, na rękach swych matek… Dlatego trudno się dziwić pełnym bólu pytaniom, postawionym przez Autora natchnionego: Jak cię pocieszyć? Z czym porównać, Córo Jeruzalem? Co ci przyrównać, by cię pocieszyć, Dziewico, Córo Syjonu? Gdyż zagłada twoja wielka jak morze. Któż cię uleczy?

A w poszukiwaniu odpowiedzi, pojawiło się – między innymi – oskarżenie pod adresem proroków, którzy nie ostrzegali ludu przez skutkami jego złego postępowania. Oto słyszymy: Prorocy twoi miewali dla ciebie widzenia próżne i marne, nie odsłonili twojej złości, by od wygnania cię ustrzec; miewali dla ciebie widzenia zwodnicze i próżne. Ci, którzy sami uznawali się za przedstawicieli Boga, nie wywiązali się ze swego zadania.

Oczywiście, biorąc całą sprawę tak „na zdrowy rozsądek”, trudno całą odpowiedzialnością obarczyć samych tylko proroków! Przecież każdy ma rozum i wolną wolę, każdy odpowiada za swe własne czyny, dlatego też każdy sam dźwiga na swoich barkach część odpowiedzialności za zaistniałą sytuację. Niemniej jednak, prorocy niejako z urzędu winni przestrzegać ludzi przed złem, a ci ówcześni tego nie czynili – poza wielkimi Prorokami Pana, jak Izajasz, czy Jeremiasz.

Skoro zatem spadła na lud tak ciężka kara Boża, trzeba było jakoś zareagować na ten znak z Niebios. Jedynym rozsądnym wyjściem z dramatycznego położenia mogło być tylko to, do którego Autor natchniony wzywa w ostatnich wersach dzisiejszego czytania: Wołaj sercem do Pana, Dziewico, Córo Syjonu; niech łzy twe płyną jak rzeka we dnie i w nocy; nie dawaj sobie wytchnienia, niech źrenica twego oka nie zna spoczynku. Powstań, wołaj po nocy do straży porannej, wylewaj swe serce jak wodę przed Pańskim obliczem, podnoś do Niego swe ręce o życie twoich niemowląt, które padały z głodu na rogach wszystkich ulic.

Zatem, obraz totalnego zniszczenia i klęski, ukazany w pierwszej części omawianego przez nas tekstu, w ostatniej jego części przekształca się w wołanie do Boga o ratunek, o zmiłowanie: może jeszcze da szansę swemu ludowi?

Zauważmy, że taka sama refleksja, w tej samej kolejności i porządku, przewija się przez kolejne zwrotki Psalmu responsoryjnego, w którym – weźmy dla przykładu jedną – śpiewaliśmy: Widać, że się podnoszą siekiery jak w leśnej gęstwinie. Wyłamali wszystkie bramy, zniszczyli je toporem i młotem. Wydali Twą świątynię na pastwę ognia, zbezcześcili do szczętu przybytek Twego imienia; po czym, w ostatniej, śpiewaliśmy: Wspomnij na Twoje przymierze, bo mroczne zaułki ziemi pełne są przemocy. Niechaj uciśniony nie wraca ze wstydem, niech biedny i ubogi wychwala Twe imię.

Zapewne, z takiego przekonania wyszedł także rzymski setnik z dzisiejszej Ewangelii. W obliczu ciężkiej choroby swego sługi – a wygląda na to, że był to dla niego ktoś ważny i drogi, skoro tak bardzo starał się o to, by mu pomóc – od razu zwrócił się do Jezusa. Z całą pokorą i wiarą, której Jezus nie dopatrzył się u nikogo ze swoich rodaków, ten rzymski dowódca wojskowy błagał o łaskę zdrowia dla swego sługi.

Można zatem powiedzieć, że Jezus w swojej wypowiedzi daje bardzo nieciekawe świadectwo o wierze narodu wybranego przez Pana, potwierdzając w ten sposób to wszystko, co pokazało dzisiejsze pierwsze czytanie: naród tak bardzo umiłowany przez Pana zlekceważył fakt swojego wybrania. Nie okazał się wierny przymierzu, bardzo słaba była jego wiara. Rzymski żołnierz – poganin – zawstydz swoją wiarą członków narodu, który właśnie jako pierwszy powinien innych uczyć wiary!

Tymczasem, Bóg musi się o wiarę swego ludu upomnieć – czy to przez takich ludzi, jak setnik; czy przez działanie bardzo radykalne, jak to, opisane w pierwszym czytaniu; czy wreszcie przez tak wiele cudów i uzdrowień, o których słyszymy w końcówce dzisiejszej Ewangelii – począwszy od uzdrowienia teściowej Piotra. W tych wszystkich przypadkach nie słyszymy, by Jezus domagał się świadectwa wiary, możemy więc uznać, że tę wiarę sam rozpoznał w sercach owych ludzi, a na pewno chciał tę wiarę pogłębić, wzmocnić.

Moi Drodzy, co nam pomaga w kształtowaniu i wzmacnianiu naszej wiary? Czy katolickie wychowanie w domu, czy lata katechizacji, przygotowanie do przyjęcia poszczególnych Sakramentów i ich faktyczne przyjmowanie? Czy słuchanie Bożego słowa i nauczania Kościoła? Czy może też potrzeba wstrząsów i radykalnych działań ze strony Boga, aby nas zmobilizować do trzeźwego myślenia? Czy staramy się odczytywać i należycie wewnętrznie „przetwarzać” znaki, jakie Pan daje nam nieustannie – czy służy to naszemu duchowemu dobru? Czyli – mówiąc wprost – wzmocnieniu naszej wiary?…

2 komentarze

  • Tak się złożyło, że gdy wczoraj rozważałam historię związaną ze setnikiem i jego wiarą, jego troską o chorego sługę, co prawda w wersji Łukaszowej ( w ramach SUW) to zauważyłam, że setnik prosi Jezusa o uzdrowienie ” na odległość”, bo setnik wierzył, że Jezus nie musi sługi widzieć, dotykać… Czy mam taką wiarę, że Jezus może mnie czy inną osobę uzdrowić na odległość…
    Dzisiejsza Ewangelia to „wysyp” cudów rozmaitych; jest też cud przez dotyk ręki , są uzdrowienia, uwolnienia „słowem”. Dla Jezusa nie jest ważny sposób, Jezus uzdrawia swoją miłością do człowieka, wykorzystuje każdą sytuację, by człowieka uczynić szczęśliwym. Czy wierzę w to…

    • Tak trochę z uśmiechem, można powiedzieć, że owo uzdrowienie na odległość – to taka zapowiedź tego duszpasterstwa on – line, jakie mieliśmy ostatnio, a w jakimś stopniu jeszcze mamy. Jezus też działał niekiedy na odległość – mimo, że nie było internetu!
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.