Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Karolina Szymbor, należąca w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Wojcieszkowie. Życzę Jej jak najmocniejszej więzi z Jezusem. I o takową będę się dla Niej modlił.
Zapraszam do refleksji nad Bożym słowem. Jak zauważycie, znajdziecie w niej wątki zbieżne z tym, co mówił Ksiądz Marek w filmiku, dołączonym do swojego czwartkowego rozważania. Myślę, że tytuł dzisiejszego wpisu już wskazuje, o czym mowa…
Życzę Wszystkim pięknej niedzieli! Jest to pierwsza niedziela miesiąca.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
14 Niedziela zwykła, A,
5 lipca 2020.,
do czytań: Za 9,9–10; Rz 8,9.11–13; Mt 11,25–30
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA ZACHARIASZA:
To mówi Pan: „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy. On zniszczy rydwany w Efraimie i konie w Jeruzalem, łuk wojenny strzaska w kawałki, pokój ludom obwieści. Jego władztwo sięgać będzie od morza do morza, od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi”.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia: Wy nie żyjecie według ciała, lecz według ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha.
Jesteśmy więc, bracia, dłużnikami, ale nie ciała, byśmy żyć mieli według ciała. Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała, będziecie żyli.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić.
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.
Słowa, które usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu, bardziej może nasuwają nam skojarzenie z czasem Adwentu, kiedy to przygotowujemy się na rychłe nadejście Króla – Zbawiciela. Przychodzi na myśl także Niedziela Palmowa, kiedy to szczególnie aktualnie brzmi zachęta: Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy.
A jak rozumieć te słowa dzisiaj?
Zapewne tak samo, jak w każdym innym czasie roku liturgicznego: oto Bóg wychodzi na spotkanie człowieka! A to dokonuje się nie tylko w Adwencie, czy w Okresie Bożego Narodzenia, czy też w czasie uroczystego wjazdu do Jerozolimy, w Niedzielę Palmową. Bóg wychodzi na spotkanie człowieka zawsze – w każdym czasie i w każdym miejscu. Wychodzi jako pierwszy – na spotkanie człowieka. I zaprasza człowieka, aby ten zrobił to samo – aby także wyszedł na spotkanie swego Boga.
Jezus mówi to wprost w Ewangelii: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.
I wtedy dochodzi do spotkania: kiedy Bóg czyni swój pierwszy krok, a człowiek odpowiada tym samym. I wcale nie przeszkadza tu ogromna dysproporcja i dystans, jakie zachodzą pomiędzy spotykającymi się, bo przecież po jednej stronie jest wielki Król, sprawiedliwy i zwycięski, a po drugiej – biedny człowiek, obciążony trudami codzienności, a do tego słaby i nierzadko pogubiony…
W żaden sposób nie przeszkadza to we wzajemnym spotkaniu, jeżeli tylko ten utrudzony i obciążony człowiek zechce zaufać Bogu i skorzystać z Jego zaproszenia – i wyjść Mu na spotkanie. Ale na czym konkretnie miałoby to polegać?
A może na tym, na co wskazuje drugie czytanie, z Listu Apostoła Pawła do Rzymian, gdzie słyszymy słowa: Wy nie żyjecie według ciała, lecz według ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. I dalej: Jesteśmy więc, bracia, dłużnikami, ale nie ciała, byśmy żyć mieli według ciała. Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała, będziecie żyli.
Najkrócej więc mówiąc: wyjść na spotkanie Pana, wejść we wspólnotę i jedność z Panem, to po prostu żyć po Bożemu. Żyć według Ducha – tego pisanego przez wielkie „D” – a nie według ciała. Myśleć po Bożemu, mówić po Bożemu, postępować po Bożemu… Już nie kombinować tylko po ludzku, ale zdać się na Boga – Jemu powierzyć swoje problemy, swoje zmartwienia, właśnie te utrudzenia i obciążenia, które tak mocno codziennie dają się we znaki…
Wtedy to spotkanie, do którego dojdzie, przyniesie błogosławione owoce: przyniesie pomoc, ratunek, wsparcie, pocieszenie… Bóg w swej wszechmocy wesprze człowieka w jego biedzie. I w niczym – jeszcze raz to podkreślmy – nie będzie przeszkadzał fakt owej wielkiej dysproporcji i tego wielkiego dystansu, jaki zachodzi między Bogiem, a człowiekiem…
Bo Bóg skraca ten dystans – jak słyszymy w pierwszym czytaniu, nie ma oporów przed tym, aby wsiąść na «oślątko, źrebię oślicy». On wchodzi w nasze ludzkie realia – i to w taki sposób, by umożliwić człowiekowi wyjście Mu na spotkanie. Swoją wielkość i majestat na tyle ukrywa, na tyle jest z nim dyskretny, by człowiek utrudzony i obciążony mógł bez żadnych przeszkód i obaw do Niego przyjść.
Moi Drodzy, warto o tym pamiętać, kiedy przeróżne codzienne problemy będą nas na tyle dotykały i gnębiły, że nie będziemy wiedzieli, gdzie szukać ratunku i pomocy. Wtedy – pamiętajmy – tylko do Boga! Jedynie bowiem wówczas, kiedy staniemy się owymi «prostaczkami» – uwaga: nie prostakami, tylko «prostaczkami» – a więc ludźmi szczerymi, prostolinijnymi, bezpretensjonalnymi i może nawet, w jakiś sposób, bezbronnymi, czy bezradnymi, wtedy Pan może działać!
Tak, ludźmi bezbronnymi wobec tego wszystkiego, co niesie świat i wobec tego jarzma, którym obarcza człowieka. I bezradnymi wobec tych propozycji rozwiązania problemów, które świat nam podsuwa.
W obliczu tych rzekomo cudownych sposobów, Jezus proponuje swoje «jarzmo słodkie» i «brzemię lekkie». Jego jarzmo i brzemię, to z całą pewnością Jego wola, Jego nauka – wymagania, które stawia. Ale które nie po to stawia, aby udowodnić swoją wyższość, czy władzę, ale po to, by człowieka uszlachetnić i poprowadzić właściwą, prostą drogą.
Tak jakoś już jest, że kiedy człowiek weźmie na siebie jarzmo Chrystusowe, to – chociaż nie będzie mu na świecie lekko i beztrosko, bo na tym świecie nigdy do końca tak nie jest – to jednak będzie szczęśliwy, będzie miał poczucie sensu życia i świadomość ogólnego spełnienia. Kiedy natomiast człowiek zaczyna sobie dogadzać i po swojemu ze wszystkim radzić, kiedy sam sobie dopasowuje swoje jarzmo – według własnego widzimisię i kryteriów własnej wygody i korzyści – wówczas okazuje się, że naprawdę narobił sobie problemów.
Stąd też dzisiaj po raz kolejny otrzymujemy Jezusowe pouczenie i zachętę, byśmy ze wszystkimi swoimi trudnościami i obciążeniami od razu, bez wahań i zastrzeżeń, zwracali się do Pana. Abyśmy na tyle odświeżali swoje myślenie, by uwalniać je od tego nieznośnego przekonania o swojej własnej zaradności, a coraz bardziej pozwalali Jezusowi, żeby to On nam pomógł…
Dlatego idziemy do Niego z tym, co nas obciąża, co nas przybija, przygnębia, z czym nie dajemy sobie rady, ale też zanosimy do Niego sprawy innych – i to wszystko, z czym oni sobie nie radzą, co ich obciąża i przybija. Jezus mówi: Przyjdźcie do mnie wszyscy… A my wiemy, że są tacy, którzy nie chcą przyjść. Ale nawet, jeśli chcą i przyjdą, to czyż my nie powinniśmy także ich spraw zanosić do Jezusa? I w ich intencjach prosić o Bożą pomoc? Z pewnością także i za nas ktoś w ten sposób się modli, zanosi nasze problemy i sprawy, utrudzenia i obciążenia, przed oblicze Pana.
Moi Drodzy, jakże ważną jest – w naszej codziennej praktyce modlitewnej – właśnie modlitwa wstawiennicza. Czyli modlitwa za kogoś, w czyichś sprawach. Jakże to ważne – i jak wielkim darem dla drugiego jest taka modlitwa! Z naszej strony, jest ona znakiem wielkiej miłości i troski o drugiego.
Bo przecież nie jest niczym niewłaściwym, jeżeli modlimy się o wszelkie dobro dla siebie, gdyż to właśnie do siebie, w pierwszej kolejności, odnosimy dzisiejszą Jezusową zachętę. Ale czyż nie jest czymś naprawdę pięknym, kiedy przez Boży tron przynosimy – w swoich sercach – naszych bliskich, a może i nie tylko bliskich?… I ich sprawy, ich problemy, ich radości i nadzieje, ale też – ich troski i niepokoje?…
Dobrze byłoby, moi Drodzy, żebyśmy wręcz uczynili stałą zasadą naszych kontaktów z Bogiem – codzienną, wytrwałą, szczerą modlitwę za innych. Byśmy jako zasadę swoich spotkań z Panem traktowali to, że w swoim sercu przynosimy na każde takie spotkanie kogoś z naszych bliskich, albo czyjeś konkretne problemy, czyjeś «utrudzenie i obciążenie».
Ja wiem, że wielu z nas codziennie modli się – a to za swoich współmałżonków, a to za swoje dzieci, a to za wnuki… Wiem, że są tacy wśród nas, którzy nieraz więcej myślą o innych i za innych się modlą, niż za siebie samych i swoje sprawy. Wiem też jednak, że nie brakuje wśród nas takich, którzy często obiecują modlitwę, powtarzając jako slogan: „Będę się za ciebie modlił!”, a wcale się nie modlą, albo sporadycznie.
Niekiedy to właśnie nam, księżom, zarzuca się właśnie takie odruchowe działanie, że odpowiadając na czyjąś prośbę o modlitwę, albo na wiadomość o czyjejś śmierci, od razu obiecujemy: „Będę pamiętał w modlitwie!”; „Będę się za Ciebie modlił!” – gdy tymczasem, w codziennym zabieganiu, nie zawsze się o tym później pamięta.
I zdarza się niekiedy, że ktoś, kto o modlitwę prosił, za jakiś czas dziękuje za nią, bo dany problem się rozwiązał, a ksiądz uświadamia sobie, że obiecał, a nawet nie zdążył się jeszcze o to pomodlić!
Zresztą, myślę, że nie tylko nam, księżom, się to zdarza, bo zapewnienia o wzajemnej modlitwie „krążą” w naszych wzajemnych kontaktach. Dotrzymujmy więc dawanego tak łatwo słowa i módlmy się za tych, którym to obiecujemy.
Może warto pomóc w tym sobie, korzystając z pomysłu Jana Pawła II, który prosił, aby prośby o modlitwę, wpływające do niego z całego świata, były spisane na jedną kartkę – w razie potrzeby przetłumaczone – i położone na klęczniku w kaplicy, aby gdy tylko przyjdzie rano, mógł je powierzyć Bogu. Może warto, żebyśmy sobie zapisywali prośby o modlitwę, jakie są do nas kierowane, a może warto założyć sobie zeszycik, w którym zapisalibyśmy sobie osoby, o których nigdy nie powinniśmy zapominać na modlitwie.
Naturalnie, osoby nam najbliższe, z naszej rodziny, mamy zapisane w sercach, więc to jest oczywiste. Ale w przypadku osób spotykanych rzadziej, albo dawniej… Albo i spraw, o których powinniśmy przed Bogiem pamiętać, a które nieraz zacierają się w pamięci, w codziennym zabieganiu… Wtedy taki zapis w zeszyciku – albo na laptopie, tablecie, czy innym sprzęcie, do którego mamy łatwy i częsty dostęp – może być dużą pomocą.
Moi Drodzy, proponuję to, ponieważ sam staram się tak właśnie „wspomagać” swoją modlitwę wstawienniczą i założyłem brązowy zeszycik, który nazywam „złotą księgą modlitwy”. Oczywiście, do „złotości” to mu daleko, ale nie o barwę okładek chodzi, a o zawartość. A tam mam właśnie zapisane Osoby i sprawy, które są mi bliskie i o których powinienem koniecznie pamiętać. A to jest już naprawdę szczerozłota zawartość!
Staram się do tego zeszyciku często zaglądać i modlić się za ludzi i sprawy, których i które Pan w jakiś sposób mi zadał, powierzył… Owszem, nie będę udawał, że nie ma z tym żadnych problemów – szczególnie z systematycznością – bo są, ale się staram. Wiem też, że ileś Osób ma mnie zapisanych w swoich „złotych księgach”, czyli – przede wszystkim – w sercach. Bardzo im jestem za to wdzięczny!
Moi Drodzy, kiedy Jezus mówi dziś: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych; a z kolei Święty Paweł poucza: Wy nie żyjecie według ciała, lecz według ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy – to właśnie jest to zachęta do przychodzenia ze swoimi sprawami, ale też ze sprawami innych! I to jest życie według Ducha – Bożego Ducha – a nie tylko według ciała, czyli zapatrzenia tylko i wyłącznie we własne sprawy, w czubek własnego nosa.
Dlatego, moi Drodzy, módlmy się za siebie nawzajem! Szczerze, konkretnie, wytrwale – i zawsze! Nie tylko obiecujmy, ale naprawdę się módlmy! A nawet może mniej obiecujmy, a więcej się módlmy: niech to będzie taki nasz dar ukryty, który widzi tylko Bóg, a On przecież szczególnie za takie dary nagradza, kiedy nie szukamy ludzkiej wdzięczności, ale w ukryciu, tylko w Jego obecności, określone dobro spełniamy.
Módlmy się za siebie nawzajem! Dźwigajmy się nawzajem przed Bogiem – zanośmy Mu ludzi i sprawy! Niech to będzie takie właśnie «słodkie jarzmo i piękne brzemię», z którym będziemy stawali przed Panem!
O ile piękniejszy i lepszy będzie taki świat, w którym ludzie szczerze i gorliwie będą się modlić za siebie nawzajem…
…byśmy zapisywali sobie, byśmy tworzyli kartoteki, biblioteki i kilometry akt bo kolejny raz ktoś Boga człowieka porównał. Dlaczego odbieram ,że w słowach księdza, Bóg jawi mi się jako człowiek nieporadny, nieogarniający i niekompetentny ? Wszak nie jest to błąd mojego odbioru a błąd przekazu. nie sugeruję niczego bo już nie raz ksiądz spróbował mnie, pewnie nieświadomie upokorzyć umniejszając moje przemyślenia a dowartościowując swoje. Tak to odczułam więc nawet jeśli ksiądz zaprzeczy zgodnie z prawdą, mojego odczucia to nie zmieni. Przejawem największej miłości jest zasłanianie kogoś swoim ciałem, swoją myślą, swoja prośbą. Zewsząd dopadają nas pochwały bohaterstwa, które widać, które słychać, które maja wymierny kształt i nie mam zamiaru umniejszać owego ale ileż większym bohaterstwem jest w zaciszu własnych myśli , poprosić o zdrowie dla wroga naszego , naszego prześladowcy, naszego oprawcy. W zaciszu naszych myśli.
Nie podoba mi się jak ksiądz pisze. Nie sprawia mi przyjemności czytanie ale dobrze ,że to jest i że denerwuje, przywołuje, inspiruje. Nie jest wszak ważnym i mającym znaczenie decydujące , moja relacja z odźwiernym. Ważna jest moja relacja z właścicielem pałacu, z Bogiem nawet jeśli przedrę się do niego mijając odźwiernych niedostrzeżona.
Hmm, mamy podobnie… Tylko , że ja nie w Księdza wypowiedziach a w Twoich czuję wywyższanie się Twojego Ego, bo czym są słowa Twoje „Wszak nie jest to błąd mojego odbioru a błąd przekazu.” Ty odbierasz dobrze, poprawnie, winny jest ten drugi, kto przekazuje”. A w zdaniu ostatnim wyraziłaś się nader czytelnie o ” odźwiernym”, zapominając , że Bóg uniża się również do roli „sługi a więc i odźwiernego” do którego jak piszesz nie jest ważny i decydujący Twój stosunek, Twoja relacja. Czyżby? ” Nie jest wszak ważnym i mającym znaczenie decydujące , moja relacja z odźwiernym. Ważna jest moja relacja z właścicielem pałacu, z Bogiem nawet jeśli przedrę się do niego mijając odźwiernych niedostrzeżona.”.
Proszę Kloszarda o odrobinę dobrej woli. Jeżeli jest z nami, czyta moje rozważania, wypowiada się na ich temat – za co, swoją drogą, bardzo dziękuję i proszę o kontynuację – to nie rozumiem tych pretensji, zarzutów i dopatrywania się złej woli z mojej strony. Jeżeli nie zgadzam się z opinią i wyrażam swoją, to znaczy, że kogoś upokarzam i umniejszam? Czyli – żeby nie było takie wrażenia – muszę się obowiązkowo z każdą opinią zgadzać i tylko potulnie przytakiwać, tak?
Otóż, nie. Zapraszam do dyskusji – będziemy się spierać, zgadzać lub nie zgadzać, ale na pewno nikt nikogo nie chce upokorzyć, lub umniejszyć. Jeszcze raz proszę o odrobinę dobrej woli – nie ma sensu widzieć wszędzie wokół wrogów i spisków…
xJ
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.
Przyjęłam Jezu Twoje zaproszenie, bo ono było skierowane do mnie, już od wczoraj wieczór. Ja jestem tą utrudzoną i obciążoną i ja oczekuję pokrzepienia. Wczoraj doznałam pokrzepienia w modlitwie wstawienniczej i uwielbieniu, dziś w Twoim Słowie i Eucharystii.
Ty Jezu ponadto pragniesz dać mi „Twoje jarzmo” a więc zawinione i nie zawinione ” krzyże”, które jak wskazujesz w swojej mowie, gdy przyjmę z pokorę i miłością, staną się lekkie i słodkie. Wierzę i ufam Twoim Słowom i nie czuję ciężaru lat, ciężaru chorób, przykrych sytuacji, bo Ty jesteś ze mną. Każdego dnia oddaję się Tobie i wszystkie osoby które noszę w sercu, które przychodzą mi na myśl, które proszę mnie o modlitwę i ogarniam je w Modlitwie Zanurzenia w Twojej Krwi Jezu. Jezu ufam Tobie.
Myślę, że tak, jak Anna – każda i każdy z nas może odnieść do siebie to zaproszenie Jezusa, bo tak naprawdę wszyscy jesteśmy utrudzeni i obciążeni. I wszyscy potrzebujemy wsparcia od Jezusa – nawet, jeżeli wydaje się nam, że sami sobie ze wszystkim poradzimy… A często tak właśnie się nam wydaje!
xJ