Szczęść Boże! Moi Drodzy, to, co jest powyżej, to moje serdeczne zaproszenie do podjęcia modlitewnej inicjatywy, w tym trudnym czasie, który przeżywamy. Przeczytajcie to uważnie i jeżeli uznacie, że sprawa godna jest uwagi i podjęcia, zechciejcie się w nią włączyć i zachęcić innych!
Zamieściłem to w formie oddzielnego posta, bo tak doradził mi Moderator naszego bloga – sugerując, że to ułatwi przekazywanie dalej całej tej informacji. Zatem – zapraszam do podjęcia tego dzieła.
A oto dzisiaj imieniny przeżywa Jadwiga Deres, bardzo życzliwa i aktywna Osoba w Parafii w Trąbkach. Dziękując za wiele życzliwości, jakiej osobiście doznałem w czasie mojej posługi w tej Parafii, życzę Solenizantce tej wielkiej energii życiowej, z której jest znana. Niech zawsze wzoruje się na Patronce dnia dzisiejszego, która nigdy nie załamywała się żadnymi trudnościami. Zapewniam o modlitwie.
Wczoraj zaś dotarła do mnie smutna – tak po ludzku – wiadomość o odejściu od nas Tadeusza Szyszko, Taty mojego Przyjaciela „od lat wspólnej piaskownicy”, Księdza Mariusza. Chociaż choroba była ciężka, jednak diagnozy lekarskie dawały podstawy do optymizmu. Bóg jednak miał inny plan. Jemu zatem ufając, powierzamy Jego wielkiemu miłosierdziu Pana Tadeusza, upraszając jednocześnie łaski pocieszenia i nadziei dla Pani Marianny, Jego Żony, dla Księdza Mariusza i całej Rodziny.
Pogrzeb Pana Tadeusza odbędzie się w sobotę, w naszej rodzinnej Parafii – Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Białej Podlaskiej – o godzinie 12:30. Polecam zarówno Zmarłego, jak i Jego Rodzinę, Waszej modlitwie.
A jutro Waszej uwadze polecał słówko z Syberii!
Dzisiaj zaś raz jeszcze proszę o uważne wczytanie się w post, zamieszczony powyżej, ale także w słowo Boże dzisiejszej liturgii, aby móc odpowiedzieć sobie na pytanie, co Pan do mnie dzisiaj konkretnie mówi, co mi na dziś wskazuje jako główną myśl, główne przesłanie?
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Czwartek 28 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie Św. Teresy od Jezusa, Dziewicy i Doktora Kościoła,
15 października 2020.,
do czytań: Ef 1,1–10; Łk 11,47–54
POCZĄTEK LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO EFEZJAN:
Paweł, z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa, do świętych, którzy są w Efezie, i do wiernych w Chrystusie Jezusie: Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa.
Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec
Pana naszego Jezusa Chrystusa,
który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym
na wyżynach niebieskich w Chrystusie.
W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata,
abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem.
Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów
przez Jezusa Chrystusa,
według postanowienia swej woli,
ku chwale majestatu swej łaski,
którą obdarzył nas w Umiłowanym.
W Nim mamy odkupienie przez Jego krew,
odpuszczenie występków według bogactwa Jego łaski.
Szczodrze ją na nas wylał
w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia,
przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli
według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął
dla dokonania pełni czasów,
aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie:
to, co w niebiosach, i to, co na ziemi.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus powiedział do faryzeuszów i do uczonych w Prawie: „Biada wam, ponieważ budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich zamordowali. A tak jesteście świadkami i przytakujecie uczynkom waszych ojców; gdyż oni ich pomordowali, a wy im wznosicie grobowce.
Dlatego też powiedziała Mądrość Boża: Poślę do nich proroków i apostołów, a z nich niektórych zabiją i prześladować będą. Tak na tym plemieniu będzie pomszczona krew wszystkich proroków, która została przelana od stworzenia świata, od krwi Abla aż do krwi Zachariasza, który zginął między ołtarzem a przybytkiem. Tak, mówię wam, na tym plemieniu będzie pomszczona.
Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli”.
Gdy wyszedł stamtąd, uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli gwałtownie nastawać na Niego i wypytywać Go o wiele rzeczy. Czyhali przy tym, żeby Go podchwycić na jakimś słowie.
Słyszymy w pierwszym czytaniu, że Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, […] w Nim [właśnie] wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa.
Moi Drodzy, usłyszmy dobrze i weźmy sobie do serca te słowa, że zanim jeszcze cokolwiek powstało, cokolwiek zaistniało – świat i wszechświat – to my już byliśmy przez Niego chciani i wybrani. I przeznaczeni do zbawienia – w tym sensie oczywiście, że każdy człowiek na ziemi ma szansę zbawienia, a nie w tym, że zbawienie dostanie się komukolwiek niejako „z automatu”. Wszyscy mamy szansę – obyśmy tylko chcieli z niej skorzystać.
Bo właśnie po to w ogóle człowiek został stworzony, aby uczestniczyć w chwale swego Stwórcy. I aby być szczęśliwym – już na zawsze. Tak Apostoł Paweł pisze o tym, co Bóg dla nas uczynił: Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa,według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim mamy odkupienie przez Jego krew, odpuszczenie występków według bogactwa Jego łaski.
I cały właściwie tekst dzisiejszego pierwszego czytania – będący jednym z Pawłowych hymnów chrystologicznych – utrzymany jest w takim tonie: Bóg dokonał wielkich rzeczy dla nas przez swego Syna, a naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Można powiedzieć, że w Chrystusie, swoim jedynym i przedwiecznym Synu, zobaczył i ukochał każdą i każdego z nas.
Długo by o tym mówić i szeroko to analizować, w tym momencie jednak niech wystarczy stwierdzenie, że byliśmy „od zawsze” – a nawet wcześniej, niż „od zawsze” – i nadal jesteśmy bardzo ważni dla naszego Boga. I bardzo – bezgranicznie wręcz – przez Niego ukochani.
Niestety, nie zawsze człowiek stawał na wysokości zadania i odpowiadał swoją miłością na Bożą miłość. Ewangelia dzisiejsza to dramatyczny zapis ludzkiej zawziętości i oporu, stawianego Bożemu działaniu. Chociaż bowiem opisuje jedną z wielu trudnych rozmów Jezusa z przywódcami ludu, to jednak otrzymujemy szersze spojrzenie, obejmujące właściwie całą historię zbawienia – historię, na przestrzeni której umiłowany naród zabijał wysłanników swego Boga!
Jezus, mówiąc o tym, odwołuje się aż do początków istnienia świata, dając w ten sposób świadectwo ludzkiej ułomności i pychy, utrudniającej nawiązanie szczerych i głębokich relacji z Bogiem. Skoro bowiem kolejni Prorocy byli zabijani, a Jezus nie pozostawia żadnych wątpliwości, że i On sam, i Jego Apostołowie, także mogą się spodziewać takiego traktowania, to znaczy, że z jakichś niezrozumiałych powodów ludzie ciągle sami sobie komplikują życie, okazując nieposłuszeństwo, a wręcz wrogość swemu Bogu.
Tak, temu Bogu, który ich bezgranicznie ukochał – zanim jeszcze świat zaistniał! Ukochał – i zaprosił do zbawienia, do szczęścia wiecznego. Człowiek ciągle usiłuje „modyfikować” te Boże plany, buntując się i reagując nawet fizyczną agresją. O, ludzka nieprawości – chciałoby się wręcz westchnąć – czemu tak bardzo i chętnie odwracasz ludzi od Boga?!
Ludziom wydaje się, że kiedy po swojemu wszystko poustawiają, a jednocześnie „uciszą” – mówiąc bardzo oględnie – tych, którzy wskazują im właściwą drogę, to wtedy ich życie będzie lepsze, owocniejsze, bardziej szczęśliwe. A jak jest naprawdę, to pokazuje każdy dzień także naszej codziennej rzeczywistości – jak to jest, kiedy ludzie próbują sobie radzić bez Boga. Jak to jest „lepiej”, kiedy ludzie odrzucają miłość Boga, a swoją codzienną rzeczywistość układają jedynie według swoich zasad.
Może więc trzeba, żebyśmy wszyscy – każdy na swoim odcinku – jak najszybciej wracali do Bożych zasad, pozwalając się Bogu bezgranicznie ukochać i swoją szczerą, serdeczną miłością na Bożą miłość odpowiadać. Szybko się wówczas wszyscy przekonamy, że Bóg ma lepszy pomysł na ten świat, niż my mamy.
Dobrze o tym wiedziała i odważnie wszystkim wokół o tym przypominała Patronka dnia dzisiejszego, Święta Teresa od Jezusa. Co możemy o niej powiedzieć?…
Teresa de Cepeda y Ahumada urodziła się 28 marca 1515 roku, w Hiszpanii. Pochodziła ze szlacheckiej i zamożnej rodziny, zamieszkałej w Ávila. Na skutek czytania żywotów Świętych, postanowiła uciec do Afryki, aby tam z rąk Maurów ponieść śmierć męczeńską. Miała wtedy zaledwie siedem lat. Zdołała namówić do tej wyprawy także młodszego od siebie brata, Rodriga. Na szczęście, wuj odkrył ich plany i w porę zawrócił oboje do domu.
Kiedy przygoda się nie powiodła, Teresa stworzyła sobie w ogrodzie małą pustelnię, by naśladować dawnych pokutników i pustelników. W wieku lat dwunastu przeżyła śmierć matki. Tak o tym pisała w swojej biografii: „Gdy mi umarła matka, […] rozumiejąc wielkość straty, udałam się w swoim utrapieniu przed obraz Matki Bożej i rzewnie płacząc, błagałam Ją, aby mi była matką. Prośba ta, choć z dziecinną prostotą uczyniona, nie była – zdaje mi się – daremną, bo ile razy w potrzebie polecałam się tej wszechwładnej Pani, zawsze w sposób widoczny doznawałam Jej pomocy.”
W 1530 roku, Teresa została oddana do internatu augustianek w Ávila. Jednak ciężka choroba zmusiła ją do powrotu do domu. Kiedy poczuła się lepiej, w dwudziestym roku życia wstąpiła do klasztoru karmelitanek, w rodzinnym mieście, Ávila. W klasztorze jednak, ku swojemu niezadowoleniu, zastała wielkie rozluźnienie. Siostry prowadziły życie na wzór wielkich pań. Przyjmowały wizyty, a ich rozmowy były dalekie od ducha Ewangelii. Już wtedy powstała w Teresie myśl o reformie.
Śluby zakonne złożyła w roku 1537, ale choroba zmusiła ją do chwilowego opuszczenia klasztoru. Powróciła po roku, ale niemoc także powróciła – i to do tego stopnia, że Teresa była już bliska śmierci. Jak wyznaje w swoich pismach, została wtedy cudownie uzdrowiona dzięki wstawiennictwu Świętego Józefa. Odtąd będzie wyróżniać się nabożeństwem do tego właśnie Świętego.
Choroba pogłębiła w Teresie życie wewnętrzne. Poznała bowiem znikomość świata i nauczyła się rozumieć cierpienia innych. Właśnie w długich godzinach samotności i udręk, zaczęło się jej życie mistyczne i zjednoczenie z Bogiem. Utalentowana i wrażliwa, odkryła, że modlitwa jest tajemniczą bramą, przez którą wchodzi się do swego wnętrza, czyli – jak sama nazywała – „twierdzy wewnętrznej”.
Pewnego dnia, w roku 1557, wpatrzona w obraz Chrystusa ubiczowanego, zrozumiała, że wolą Bożą jest nie tylko jej własne uświęcenie, ale także uświęcenie sióstr, oraz że klasztor powinien być miejscem modlitwy i pokuty, a nie azylem dla wygodnych pań. W owym czasie Teresa przeżywała szczyt swoich przeżyć mistycznych, które tak pięknie opisała w wielu dziełach.
W roku 1560 przeżyła wizję piekła. Wstrząsnęła ona nią do głębi, napełniła bojaźnią Bożą oraz zatroskaniem o zbawienie grzeszników i pragnieniem ratowania dusz nieśmiertelnych. Wtedy to Teresa zabrała się do reformy domu karmelitanek w Ávila. Kiedy jednak zobaczyła, że to jest niemożliwe, za poradą prowincjała karmelitów i swojego spowiednika, postanowiła założyć nowy dom, gdzie można by było przywrócić pierwotną zakonną gorliwość. Na wiadomość o tym – zawrzało w jej klasztorze. Wymuszono na prowincjale, by odwołał zezwolenie. Teresę przeniesiono karnie do Toledo. Reformatorka nie zamierzała jednak ustąpić.
Udało się jej uzyskać zgodę samego Papieża Piusa IV na założenie domu zakonnego według pierwotnej reguły. W roku 1562, zakupiła skromną posiadłość w Ávila, dokąd przeniosła się z czterema ochotniczkami. Ponieważ przybywało coraz to więcej kandydatek, Teresa założyła nowy klasztor w Medina del Campo. Tam spotkała młodego kapłana – karmelitę, późniejszego Świętego – Jana od Krzyża, który również bolał nad upadkiem ducha w swoim zakonie. Postanowili pomagać sobie w przeprowadzeniu reformy.
Bóg błogosławił temu dziełu, gdyż mimo bardzo surowej reguły, zgłaszało się coraz więcej kandydatek. Powstawały nowe klasztory. Ale – jak to z każdą reformą – nie zabrakło oporu tych, którzy chcieli pozostać przy starych porządkach. Doszło do tego, że Teresie zakazano tworzenia nowych klasztorów i nawet nałożono na nią „areszt domowy”, zakazując opuszczania klasztoru w Ávila.
Nasłano na nią inkwizycję, która przebadała pilnie jej pisma, czy nie ma tam jakiejś herezji. Nie znaleziono wprawdzie niczego podejrzanego, ale utrzymano nakaz pozostawania w klasztorze. W tym samym czasie prześladowanie i niezrozumienie dotknęło także Świętego Jana od Krzyża, którego więziono i torturowano. Klasztor w Ávila otrzymał polecenie wybrania nowej przełożonej.
Teresa jednak nie załamała się tym wszystkim. Nieustannie pisała listy do władz duchownych i świeckich różnych instancji, przekonując, prostując oskarżenia i błagając. Reforma została ostatecznie uratowana. Teresa i Jan od Krzyża uzyskali wolność. Mogli bez żadnych obaw powadzić dalej wielkie dzieło. Liczba wszystkich, osobiście założonych przez Teresę domów, doszła do piętnastu, a Święty Jan od Krzyża zreformował dwadzieścia dwa klasztory męskie.
Trzeba tu jeszcze nadmienić, iż Bóg doświadczył Teresę wieloma innymi cierpieniami. Trapiły ją nieustannie dolegliwości ciała: choroby, osłabienie i gorączka. Nie mniej ciężkie były cierpienia duchowe, jak oschłości, skrupuły, osamotnienie. Znosiła to z heroicznym poddaniem się woli Bożej.
Przy tym wszystkim, ta święta Wizjonerka i Mistyczka była osobą o umysłowości niezwykle rzeczowej i praktycznej. Bardzo pogodnie podchodziła do życia, zarażając inne siostry niesamowitym poczuciem humoru. Opowiadają, że kiedy z tymiż swymi siostrami jechała powozem, beztrosko spała sobie w czasie, kiedy powóz bardzo niebezpiecznie przechylał się to na jedną, to na drugą stronę, gdyż droga była bardzo nierówna. Blade ze strachu siostry obudziły ją z pytaniem, co się stanie, jak powóz się przewróci. Na to Teresa odpowiedziała, że dopiero wtedy będą się martwić, co z tym robić, a teraz niech śpią spokojnie.
Innym razem, w podobnej sytuacji, powóz rzeczywiście się przewrócił. Teresa, szczerze oburzona, zwróciła się wprost do Jezusa z pytaniem, co to ma znaczyć? W odpowiedzi usłyszała: „Wybacz, ale tak doświadczam swoich przyjaciół”. Na to ona mocnym głosem stwierdziła: „To nie dziw się, że masz ich tam mało!”
Kiedy indziej znowu podsłuchano, jak klęcząc przed Krzyżem dłuższy czas na modlitwie, w końcu dość zdecydowanie zwróciła się do Jezusa: „Klęczę tu przed Tobą już dwie godziny, a Ty nic i nic!” Nie mówiąc już o tej sytuacji, w której na oczach zdumionych sióstr Teresa, jako ich przełożona, podawała im do stołu, poruszając się po refektarzu w rytmie znanego hiszpańskiego tańca!
Nasza Święta zmarła 4 października 1582 roku, w wieku sześćdziesięciu siedmiu lat. Została beatyfikowana w roku 1614 przez Papieża Pawła V, a kanonizowana w roku 1622 przez Papieża Grzegorza XV. W dniu 27 września 1970 roku, Papież Paweł VI ogłosił ją Doktorem Kościoła, nadając jej tytuł „Doktora mistycznego”.
Zasłużyła sobie na ten tytuł w całej pełni. Zostawiła bowiem dzieła, które można zaliczyć do klasyki literatury mistycznej. W odróżnieniu od pism Świętego Jana od Krzyża, jej styl jest prosty i przystępny. Dzieła Świętej Teresy z Ávila doczekały się przekładów na niemal wszystkie języki świata.
Warto zatem w tym momencie wsłuchać się we fragment jednego z jej dzieł, aby mieć małą „próbkę” jej duchowości. Nasza Patronka tak pisała:
„Dla kogo Chrystus jest przyjacielem i wielkodusznym Przewodnikiem, ten wszystko potrafi znieść. Jezus sam przychodzi z pomocą, dodaje sił, nie opuszcza nikogo, jest prawdziwym i szczerym Przyjacielem. Widzę wyraźnie, iż jest wolą Boga, abyśmy jeśli chcemy podobać się Bogu i otrzymywać odeń wielkie łaski, otrzymywali je za pośrednictwem Najświętszego Człowieczeństwa Chrystusa, w którym nieskończony Bóg, jak sam powiada, znajduje upodobanie.
Bardzo często sama tego doświadczałam: Pan mi to powiedział. Widziałam niejako naocznie, że jeśli chcemy, aby niezmierzony Bóg ukazał nam swe tajemnice, powinniśmy wchodzić przez tę właśnie bramę. Nie należy szukać innej drogi, nawet jeśli kto osiągnął szczyty kontemplacji. Tą drogą idzie się pewnie i bezpiecznie. Od Pana i przez Pana otrzymujemy wszelkie dobra. On naszym Nauczycielem. Poza Nim nie znajdziemy pełniejszego i doskonalszego wzoru do naśladowania.
Czegóż więcej moglibyśmy pragnąć, niż mieć u boku tak wiernego Przyjaciela, który nie opuści nas w trudnościach i utrapieniach, jak to zwykli czynić ziemscy przyjaciele. Szczęśliwy ten, kto miłuje prawdziwie i szczerze oraz kto jest z Nim zawsze. Popatrzmy na sławnego Apostoła Pawła, który na ustach zawsze zdawał się mieć imię Jezusa, bo miał je również wyryte i odciśnięte na sercu.
Kiedy to zrozumiałam, pilnie się zastanawiałam, i stwierdziłam, że niektórzy Święci, wyróżniający się życiem kontemplacyjnym, jak Franciszek, Antoni Padewski, Bernard, Katarzyna Sieneńska, podążali tą właśnie drogą. Należy przeto iść tą drogą w pełnej wolności, zdając się całkowicie na Boga. Jeśli zechce zaliczyć nas do grona swych najściślejszych przyjaciół, chętnie przyjmijmy tę łaskę.
Ilekroć myślimy o Chrystusie, pamiętajmy zawsze o Jego miłości, dzięki której udzielił nam tak wielu łask i dobrodziejstw, oraz o miłości, jaką nam okazał Ojciec, gdy ofiarował nam tak niezwykłą rękojmię swej miłości ku nam. Miłość bowiem domaga się miłości. Toteż starajmy się mieć zawsze przed oczyma tę prawdę i w ten sposób zachęcajmy się do miłości. Jeśli bowiem Pan da nam tę łaskę i wzbudzi w sercu naszym taką miłość, wszystko stanie się łatwe i w krótkim czasie, bez trudu, dokonamy bardzo wiele.” Tyle z pism Świętej Teresy Wielkiej.
Wsłuchując się w te słowa, oraz wpatrując się w przykład jej świętości, jak również wreszcie głęboko w sercu rozważając dzisiejsze Boże słowo, raz jeszcze zapytajmy samych siebie, ile to Jezus ma do powiedzenia w naszym życiu, a na ile sami – na siłę i wbrew zdrowemu rozsądkowi – próbujemy wszystko ustawiać?… Czy dostrzegamy i doceniamy to, że On naprawdę nas kocha i naprawdę chce naszego dobra?… Czy jesteśmy w stanie uwierzyć, że to właśnie On, Jezus Chrystus, nasz Przyjaciel i Zbawiciel, ma lepszy pomysł na naszą codzienność, niż my sami mamy?…