Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa!

C

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Pani Profesor Elżbieta Szczot, moja Koleżanka z czasów wspólnej pracy w Katedrze Prawa Sakramentów Świętych na KUL. Dziękując za naszą znajomość, życzę Bożej opieki na każdy dzień, w tym także – tak bardzo potrzebnego zdrowia. I zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, Ksiądz Marek otrzymał wynik drugiego testu – i jest to wynik negatywny. Dołącza więc do grona Ozdrowieńców, chociaż jeszcze muszą wrócić siły. Dlatego dziękując Panu za tę łaskę, stale wspierajmy Go naszymi modlitwami. Podobnie, jak drogie Siostry, z którymi też jest coraz lepiej.

I nie ustawajmy w modlitwie – różańcowej i każdej innej – aby Pan jak najszybciej zmiłował się nad nami i uwolnił nas od całego tego nieszczęścia. Szczególnie od lęku i przygnębienia, które zagościły w tylu ludzkich sercach…

Dzisiaj zaś, w naszym Ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego, w ramach Mszy Świętej o godzinie 19:00, modlić się będziemy za Zmarłych Pracowników i Studentów Wydziału Agrobioinżynierii i Nauk o Zwierzętach Uniwersytetu Przyrodniczo – Humanistycznego w Siedlcach, oraz Zmarłych z Ich Rodzin. Jest to inicjatywa nowego Dziekana tegoż Wydziału, Pana Profesora Marka Gugały, któremu już teraz dziękuję za wielką otwartość na współpracę z naszym Duszpasterstwem. Wiele sobie po tej współpracy obiecuję.

A takie inicjatywy, jak ta dzisiejsza, wyraźnie pokazują, że współpraca ta będzie w całości oparta Bogu i Jego natchnieniach. Już teraz wyrażam wielką wdzięczność Panu Dziekanowi za taką postawę!

W tym momencie natomiast zapraszam do wsłuchania się w dzisiejsze Boże słowo, aby móc odkryć, co Pan do mnie dzisiaj mówi.

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wtorek 33 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Elżbiety Węgierskiej, Zakonnicy,

17 listopada 2020.,

do czytań: Ap 3,1–6.14–22; Łk 19,1–10

CZYTANIE Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Ja, Jan, usłyszałem Pana mówiącego do mnie: „Aniołowi Kościoła w Sardach napisz: To mówi Ten, co ma Siedem Duchów Boga i siedem gwiazd: «Znam twoje czyny: masz imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły. Stań się czujny i umocnij resztę, która miała umrzeć, bo nie znalazłem twych czynów doskonałymi wobec mego Boga. Pamiętaj więc, jak wziąłeś i usłyszałeś, strzeż się tego i nawróć się. Jeśli więc czuwać nie będziesz, przyjdę jak złodziej, i nie poznasz, o której godzinie przyjdę do ciebie.

Lecz w Sardach masz kilka osób, co swoich szat nie splamiły i będą chodzić ze mną w bieli, bo są godni.

Tak szaty białe przywdzieje zwycięzca i z księgi życia imienia jego nie wymażę. I wyznam imię jego przed moim Ojcem i Jego aniołami».

Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów.

Aniołowi Kościoła w Laodycei napisz: To mówi Amen, Świadek wierny i prawdomówny, Początek stworzenia Bożego: «Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący. A tak skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię z mych ust wyrzucić.

Ty bowiem mówisz: ‘Jestem bogaty’ i ‘wzbogaciłem się’, i ‘niczego mi nie potrzeba’, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi. Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział.

Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się.

Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie».

Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić.

Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę”.

Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”.

Na to Jezus rzekł do niego: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.

Wsłuchujemy się w kolejne wskazania, jakich Pan – przez Apostoła Jana – udziela siedmiu Kościołom, siedmiu Wspólnotom chrześcijan, żyjącym w Azji Mniejszej. Wczoraj usłyszeliśmy słowa skierowane do pierwszej z nich, dzisiaj – do dwóch następnych.

I tak oto, do Biskupa Kościoła w Sardach Jezus mówi: Znam twoje czyny: masz imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły. Stań się czujny i umocnij resztę, która miała umrzeć, bo nie znalazłem twych czynów doskonałymi wobec mego Boga. Pamiętaj więc, jak wziąłeś i usłyszałeś, strzeż się tego i nawróć się. Jeśli więc czuwać nie będziesz, przyjdę jak złodziej, i nie poznasz, o której godzinie przyjdę do ciebie.

Chociaż odniesienie do imienia owego Biskupa wskazywałoby, że sprawa dotyczy jedynie jego samego, to jednak wiemy, że w wizji zostały poruszone i przedstawione problemy całej wspólnoty. Natomiast imię owego Biskupa – nie wiemy, kto nim był i jakie imię nosił – musiało w swoim brzmieniu zawierać odniesienie do życia, skoro Jezus tak właśnie go przestrzegł: masz imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły. Oczywiście, umarły w sposób duchowy – mamy to na myśli grzech, lub jakąś duchową ospałość, jakiś duchowy marazm.

Imię to posłużyło Jezusowi jako pretekst do skierowania do całej Wspólnoty chrześcijan w Sardach ostrzeżenia przed taką właśnie postawą. To nie dotyczyło tylko Biskupa – może jego w najmniejszym stopniu. Natomiast z całą pewnością, jest to problem aktualny do dzisiaj i dotyczy nas wszystkich – chrześcijan wszystkich czasów, także współczesnych. Wszyscy mamy czuwać, pełniąc dobre czyny, aby przyjście Pana było dla nas wyczekiwaną radością, a nie przykrym zaskoczeniem.

Jeszcze mocniej wezwanie to wybrzmiewa w kolejnym przesłaniu, tym razem skierowanym do Pasterza Kościoła w Laodycei. Jezus mówi do niego: Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący. A tak skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię z mych ust wyrzucić.

Z pewnością, to rozróżnienie między «zimnym», a «gorącym», jest nam dobrze znane i nawet w mowie potocznej nieraz się nim posługujemy. Jezus jednoznacznie oczekuje od swoich uczniów opowiedzenia się „za”, lub „przeciw”. Oczywiście, Jezus oczekiwałby opowiedzenia się „za”, a nie „przeciw”, ale wyraźnie wskazuje, że lepsze jest jasne i wyraziste stanowisko, aniżeli balansowanie pośrodku – trochę „za”, a trochę „przeciw”. A tak naprawdę, to ani „za”, ani „przeciw”, tylko tak… nie wiadomo, jak…

Wobec Jezusa i Jego nauki nie można zająć takiego stanowiska, winno być ono konkretne! W przeciwnym razie, Jezus mówi o odrzuceniu kogoś takiego. Stwierdzenie o wyrzuceniu z ust, to wyraźne odniesienie do zwymiotowania, a więc odrzucenia z najwyższym obrzydzeniem! Jezus nie chce takiej mdłej, letniej postawy!

A do jej ukształtowania wśród Laodycejczyków z pewnością przyczynił się fakt ich dość bogatego życia, co z kolei było efektem intensywnej działalności gospodarczej, przynoszącej niemałe materialne korzyści. Dlatego właśnie Jezus mówi do nich: Ty bowiem mówisz: ‘Jestem bogaty’ i ‘wzbogaciłem się’, i ‘niczego mi nie potrzeba’, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi. Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział.

Właśnie, kiedy człowiekowi materialnie się powodzi, to wydaje mu się, że już tak naprawdę niczego nie potrzebuje. A na pewno nie są mu aż tak potrzebne wartości i bogactwa duchowe, skoro tu, na ziemi, tak mu jest dobrze, a z kolei śmierć i wieczność – to taka odległa perspektywa… Tak wielu myślało i wciąż myśli.

Jezus jednak wyraźnie nakazuje zamianę bogactw doczesnych – na duchowe. Wyrabiana przez nich barwiona wełna i słynny balsam na choroby oczu przynosiły realne bogactwo materialne, niestety – w ich sercach panowała nędza duchowa. I dlatego Jezusowe wezwanie wskazuje na konkretne znaki nawrócenia: złoto mocnej wiary, białe szaty godności i cnót moralnych oraz balsam szczerej skruchy. Oto prawdziwe bogactwo!

Jezus mówi: Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną.

Coś takiego właśnie dokonało się w życiu Zacheusza, o czym usłyszeliśmy w Ewangelii. Ten mały człowieczek – nie tylko niski wzrostem, ale też mały i podły duchem, cały oblepiony wręcz przez grzech – doczekał się tego, że Jezus zaprosił się do niego na ucztę! Niemalże dosłownie – zapukał do jego drzwi. Czym sobie ów mały człowieczek zasłużył na taką łaskę?

Zapewne tym samym, czym wierni Laodycei, do których Jezus też puka i kołacze, i czeka na otwarcie… I tym samym, czym my sobie zasługujemy na Boże miłosierdzie. Czyli czym? Czyli niczym! Łaska Boża jest zawsze darmowa, to jest prawdziwa miłość Boga do człowieka – miłość, na którą nikt z nas nigdy niczym nie jest w stanie zasłużyć.

Zwracając się dzisiaj do dwóch Wspólnot chrześcijańskich, Jezus przedstawia się jako Amenostatnie i najważniejsze Słowo, w którym wypełniły się proroctwa i wszystkie Boże obietnice. I to właśnie On, Boży Syn, Amen, Bóg wcielony – puka do serca człowieka. Prosi o przyjęcie, o zaproszenie! To zupełnie niezwykły fakt, nieznany w innych religiach! Bóg sam poszukuje człowieka.

Ale chce, aby człowiek dał też coś z siebie, aby pozwolił się znaleźć – i aby wybrał Go w całości, na sto procent, nie połowicznie! Aby wybrał Go radykalnie i zdecydowanie – bez obawy, że coś straci. Bo w rzeczywistości – dopiero właśnie wtedy wszystko zyska, jeżeli wybierze Pana całym sercem i całym sercem za Nim się opowie.

Przykład takiej właśnie postawy daje nam Patronka dnia dzisiejszego, Święta Elżbieta Węgierska, Zakonnica.

Urodziła się w 1207 roku, w Bratysławie, jako trzecie dziecko Andrzeja II, króla Węgier, i Gertrudy – siostry Świętej Jadwigi Śląskiej. Gdy miała zaledwie cztery lata, została zaręczona z Ludwikiem IV, późniejszym landgrafem Turyngii. Wychowywała się wraz z nim na zamku Wartburg. Wyszła za niego za mąż – zgodnie z zamierzeniem swojego ojca – dopiero dziesięć lat później, w roku 1221, mając lat czternaście. Z małżeństwa urodziło się troje dzieci.

Po sześciu latach, w 1227 roku, Ludwik zmarł podczas wyprawy krzyżowej we Włoszech. Tak więc Elżbieta została wdową mając lat dwadzieścia. Zgodnie z tamtejszym prawem spadkowym, musiała opuścić wraz z dziećmi Wartburg. Zamieszkała zatem w Marburgu, gdzie ufundowała szpital, w którym sama chętnie usługiwała. Całkowicie oddała się wychowaniu dzieci, modlitwie, uczynkom pokutnym i miłosierdziu. Jej spowiednikiem był Konrad z Marburga, słynny kaznodzieja, człowiek bardzo surowy. Prowadził on Elżbietę drogą niezwykłej pokuty.

W 1228 roku złożyła ona ślub wyrzeczenia się świata i przyjęła – jako jedna z pierwszych – habit tercjarki Świętego Franciszka. Ostatnie lata spędziła w skrajnym ubóstwie, oddając się bez reszty chorym i biednym. Zmarła w nocy z 16 na 17 listopada 1231 roku.

Sława jej świętości była tak wielka, że na jej grób zaczęły przychodzić pielgrzymki. Konrad z Marburga napisał jej żywot i zwrócił się do Rzymu z formalną prośbą o kanonizację. Papież Grzegorz IX bezzwłocznie wysłał komisję dla zbadania życia Elżbiety i cudów, jakie miały się dziać przy jej grobie. Stwierdzono wówczas około sześćdziesięciu niezwykłych wydarzeń. Sprawę poparło też kilku biskupów. Wziąwszy to wszystko pod uwagę, Papież Grzegorz IX, w dniu 27 maja 1235 roku, ogłosił uroczyście Elżbietę Świętą.

A oto relacja wspomnianego przed chwilą Konrada z Marburga o naszej dzisiejszej Patronce: „Odtąd Elżbieta coraz bardziej zaczęła jaśnieć cnotami. Całe życie była pocieszycielką ubogich – teraz poświęciła się całkowicie opiece nad potrzebującymi. W pobliżu jednego ze swych zamków poleciła zbudować szpital, w którym zgromadziła wielu chorych i słabych. Hojnie rozdzielała dary miłości wszystkim, którzy prosili ją o wsparcie nie tylko na tym miejscu, ale na każdym innym podlegającym władzy jej małżonka. Wszystkie dochody, pochodzące z czterech księstw swego małżonka, wyczerpała do tego stopnia, iż w końcu na potrzeby ubogich nakazywała sprzedawać klejnoty i kosztowne szaty.

Dwa razy na dzień, rankiem i wieczorem, miała zwyczaj odwiedzać chorych. Osobiście posługiwała tym, którzy cierpieli na odrażające choroby, podawała posiłek jednym, poprawiała posłanie drugim, niektórych dźwigała na ramionach i spełniała wiele innych dobroczynnych posług. W tym wszystkim podtrzymywał ją błogosławionej pamięci małżonek. Na koniec, po śmierci swego małżonka, starając się o jak największą doskonałość, pośród wielu łez prosiła mnie, abym pozwolił jej wędrować od drzwi do drzwi i prosić o jałmużnę.

W Wielki Piątek, kiedy ołtarze były obnażone, złożywszy ręce na ołtarzu, w kaplicy swego miasta, dokąd sprowadziła Braci Mniejszych, w obecności świadków wyrzekła się własnej woli i tego wszystkiego, co Zbawiciel w Ewangelii zalecał porzucić. Następnie skoro zrozumiała, że mogłyby ją uwieść sprawy świata oraz ziemski przepych, którego doznawała otoczona szacunkiem za życia małżonka, wbrew mojej woli udała się do Marburga. Tu zbudowała szpital i zgromadziła chorych i ułomnych. Zapraszała do swego stołu najbardziej ubogich i pogardzanych.

Wobec Boga stwierdzam, że pomimo jej czynnego życia rzadko spotykałem niewiastę, która by w tak wysokim stopniu obdarzona była darem kontemplacji. Niektórzy zakonnicy i zakonnice zauważali często, iż kiedy powracała z modlitewnego odosobnienia, jej twarz jaśniała niezwykle, a oczy błyszczały jakby promieniami słońca.

Przed śmiercią wysłuchałem jej spowiedzi. Kiedy zapytałem, jak rozporządzić majątkiem i sprzętem domowym, odparła, że wszystko, co jeszcze wydaje się posiadać, należy do ubogich. Prosiła też, abym rozdał wszystko, z wyjątkiem zwykłej tuniki, którą miała na sobie i w której chciała być pochowaną. Po wydaniu tych rozporządzeń przyjęła Ciało Pana. Następnie, aż do godzin wieczornych, mówiła dużo o tym, co najpiękniejszego usłyszała w kazaniach. Wreszcie polecając Bogu z największą pobożnością wszystkich obecnych, jak gdyby zapadając w łagodny sen, oddała ducha.” Tyle z relacji kierownika duchowego naszej Świętej.

Słuchając tego świadectwa, a jednocześnie wpatrując się piękny przykład świętości Elżbiety Węgierskiej, oraz wsłuchując się w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy samych siebie: czy w sprawach duchowych, w sprawach naszej wiary i relacji z Bogiem, jesteśmy gorący – czy zimni? A może – jedynie letni?… Czy mamy odwagę wybierać Jezusa – na sto procent, bez żadnych obaw, zastrzeżeń, czy dopowiedzeń?…

5 komentarzy

  • Każdy ma swój czas nawiedzenia, spotkania z Bogiem. Towarzyszą temu zwykłe, bądź niezwykłe okoliczności… Zacheusz chciał tylko zobaczyć, chciał widzieć kto to taki, zaspokoić swoją ciekawość, czy spodziewał się czegoś więcej?…To zainteresowanie swoją Osobą wykorzystał Jezus dla pożytku człowieka.
    Panie Jezu wykorzystuj każde spotkanie z Tobą dla naszego dobra. Dziś spotykamy się z Tobą Jezu Eucharystyczny, by nabrać Ducha, by uwielbiać Cię w Duchu, by dziękować za dary które już w nas złożyłeś poprzez Sakramenty, by prosić, wołać o odwagę otwierania się na nowe dary i rozpakowywania uśpionych łask i darów przez uczestników REO. Już teraz proszę Cię Jezu, byśmy tych darów nie zmarnowali. Kościół potrzebuje ludzi odważnych, ludzi głoszących Dobrą Nowinę na dachach, na sykomorach, na ulicach, w pracy, w domu, na uczelniach i w kościele. Duchu Święty zstępuj do ludzkiego serca, umysłu, ducha i ciała, kiedy Cię wołamy, prosimy, błagamy. Przyjdź Duchu Święty dzisiaj, tak jak chcesz i kiedy chcesz.. Potrzebujemy Ciebie, Duchu Święty. Amen.

    • Żyję pełnią życia, czy egzystuję? Egzystuję bo nie wiem że prawdziwe szczęście to żyć na 100%, czy świadomie tkwię w tym w czym jest mi źle? Jeśli tkwię w tym czym gardzę, muszę jak Zacheusz pójść i zaryzykować spotkanie z Panem. Bardzo mnie ciekawi co Zacheusz zobaczył kiedy przeszedł na druga strone swego już prawdziwego życia. Domyślam się, że to doświadczenie nie do opisania. Spotkania z Bogiem jeszcze na tej Ziemi, żyjąc prawdziwie nowym życiem. A zatem zachęta dla wszystkich opornych, którzy chcą spotkać się z Jezusem, ale są wciaż zatroskani w doczesności: Jezus chce się dzisiaj zatrzymać w Twoim domu. To najlepsza wiadomość, jaką mogłaś / mogłeś dzisiaj dostać.

      • Żyć pełnią życia to moim zdaniem pojęcie bardzo względne. Cóż to znaczy? Dla każdego to co innego.
        Niekiedy tkwimy w niewygodnych dla nas sytuacjach. Tylko czy wtedy jest to krzyż który musimy dźwigać czy talenty którego nie wykorzystujemy? Jak to rozróżnić?
        Czy mam cierpliwie tkwić w pracy która mnie nie rozwija ale daje jakieś utrzymanie szczególnie w tym czasie, czy mam rozwijać swoje talenty? A jeśli ich nie rozwijam to czy jestem sługą niewiernym? Jak te talenty odnaleźć? Pytań jest masę.

      • „… muszę jak Zacheusz pójść i zaryzykować spotkanie z Panem.”
        Jako animatorka, wsłuchuję się w głosy osób powierzonych mi chociażby w grupkach dzielenia, w trakcie prowadzonych rekolekcjach. Obserwuję jak Bóg przemienia Ich. Mam Osobę, która jest po leczeniu chemią chłoniaka i choć wyniki ma złe, ma słabą odporność; chodzi do pracy, przychodziła na spotkania, by umacniać swoją wiarę. Jest głodna Boga. Widzi przeogromną różnicę w podejściu do choroby i do Boga od czasu jak trafiła do naszej Wspólnoty. Czuła ochronę Boga i naszej modlitwy w czasie tego trudnego dla niej roku. Na sali mimo iż bardzo źle znosiła fizycznie leczenie, promieniowała radością i dawała otuchę innym leżącym . Ja to też widziałam w jej oczach, błysk Bożego światła. W czasie tych rekolekcji nieodwołalnie powierzyła swe życie Bogu, oddała całkowicie ster swego życia Jezusowi, we wtorek otworzyła się na działanie Ducha Świętego. Ósmego grudnia jedzie na kolejne badania. Kończy świadectwo zdaniem, że cokolwiek się wydarzy Ona z ufnością przyjmie wolę Bożą, bo już ma przedsmak Nieba z obcowania z codziennym Słowem Bożym, w spotkaniach z Nim na Eucharystii, w Komunii Świętej.
        Ps. Ona zaryzykowała, w okresie ” pandemii wirusa ” przy braku odporności, spotykała się z Bogiem Żywym i Żyjącym. Niech Bóg ma Małgosię w swojej najczulszej ojcowskiej opiece.

        • Dziękuję za świadectwo o Małgosi. A na pytania, które postawił Robson – rzeczywiście, nie ma prostych odpowiedzi. Myślę, że za każdym razem zależą one od wielu okoliczności. Dlatego trzeba intensywnie szturmować Niebo i modlić się o światło Ducha Świętego, ale też bardzo racjonalnie myśleć i rozmawiać z Najbliższymi.
          xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.