Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dzisiaj, w naszym Ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego w Siedlcach, rozpoczną się Rekolekcje adwentowe, które potrwają do wtorku. Prowadzi je Ks. Paweł Siedlanowski, Dyrektor Siedleckiego Hospicjum Domowego dla Dzieci, były Duszpasterz Akademicki w Siedlcach.
Hasłem i myślą przewodnią rekolekcji są słowa Prymasa Tysiąclecia, Stefana Kardynała Wyszyńskiego, z 1957 roku: TO NIE KRZYŻ SIĘ CHWIEJE. TO ŚWIAT SIĘ CHWIEJE I TOCZY. KRZYŻ STOI!
Program Rekolekcji przewiduje dzisiaj Mszę Świętą o godzinie 20:00 – z nauką rekolekcyjną – jutro zaś i we wtorek: Mszę Świętą o 19:00, a po niej nabożeństwo adoracyjne, ze świadectwami Osób, posługujących w Hospicjum.
W poniedziałek i we wtorek można skorzystać z Sakramentu Pokuty. Całość Rekolekcji jest tłumaczona na język migowy. Ponadto, każdy z Uczestnikom może zabrać – dla siebie lub dla kogoś z bliskich – poświęcony przez kapłana Cudowny Medalik Maryi Niepokalanej. Można go już pobrać od kilku tygodni – jest przy wyjściu z Kaplicy.
Proszę Wszystkich o łączność duchową z nami, a jeśli ktoś mieszka blisko, a nie był na Rekolekcjach, to zapraszam!
A już za chwilę wyruszam do Ciepielowa, na niedzielną posługę. Potem – przelot „ekspresem” do Siedlec.
Tymczasem, zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Niech Duch Święty nas oświeci i natchnie, byśmy odkryli, co Bóg do mnie dzisiaj konkretnie mówi.
Na tę ostatnią adwentową niedzielę – i na całe życie – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
4 Niedziela Adwentu, B,
20 grudnia 2020.,
do czytań: 2 Sm 7,1–5.8b–12.14a.16; Rz 16,25–27; Łk 1,26–38
CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI SAMUELA:
Gdy Król Dawid zamieszkał w swoim domu, a Pan poskromił wokoło wszystkich jego wrogów, rzekł król do proroka Natana: „Spójrz, ja mieszkam w pałacu cedrowym, a Arka Boża mieszka w namiocie”. Natan powiedział do króla: „Uczyń wszystko, co zamierzasz w sercu, gdyż Pan jest z tobą”.
Lecz tej samej nocy skierował Pan do Natana następujące słowa: „Idź i powiedz mojemu słudze, Dawidowi: To mówi Pan: «Czy ty zbudujesz mi dom na mieszkanie? Zabrałem cię z pastwiska spośród owiec, abyś był władcą nad ludem moim, nad Izraelem. I byłem z tobą wszędzie, dokąd się udałeś, wytraciłem przed tobą wszystkich twoich nieprzyjaciół. Dam ci sławę największych ludzi na ziemi. Wyznaczę miejsce mojemu ludowi, Izraelowi, i osadzę go tam, i będzie mieszkał na swoim miejscu, a nie poruszy się więcej, a ludzie nikczemni nie będą go już uciskać jak dawniej. Od czasu, kiedy ustanowiłem sędziów nad ludem moim izraelskim, obdarzyłem cię pokojem ze wszystkimi wrogami. Tobie też Pan zapowiedział, że ci zbuduje dom. Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. Ja będę mu Ojcem, a on będzie Mi synem.
Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki»”.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia: Temu, który ma moc utwierdzić was
zgodnie z Ewangelią i moim głoszeniem
Jezusa Chrystusa,
zgodnie z objawioną tajemnicą,
dla dawnych wieków ukrytą,
teraz jednak ujawnioną,
a przez pisma prorockie na rozkaz odwiecznego Boga
wszystkim narodom obwieszczoną,
dla skłonienia ich do posłuszeństwa wierze,
Bogu, który jedynie jest mądry,
przez Jezusa Chrystusa,
niech będzie chwała na wieki wieków. Amen.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja.
Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą”.
Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie.
Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego ojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”.
Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”
Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”.
Na to rzekła Maryja: „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Wtedy odszedł od Niej anioł.
Piękną i niezwykłą, a do tego dość tajemniczą obietnicę złożył dziś Bóg Dawidowi. Piękną i niezwykłą, a do tego dość tajemniczą obietnicę, złożył dziś też Bóg Maryi, w jej domu, w rodzinnym Nazarecie. Co skłoniło Boga do takiej łaskawości i do składania takich obietnic? I jakie to były obietnice?
Jeśli idzie o Dawida, to była to obietnica zbudowania domu – w chwili, kiedy to on sam, Dawid, doszedł do wniosku, że powinien Bogu wystawić porządny dom, skoro on mieszka w pałacu cedrowym, a Arka Boża mieszka w namiocie. Wtedy to zwrócił się z pytaniem w tej sprawie do Proroka, który był dla niego znakiem Boga i pośrednikiem w kontakcie z Bogiem, a ten poradził mu, by wsłuchał się w głos własnego serca.
Jednak Bóg zainteresował się tą propozycją Dawida i sam przemówił do Natana, by ten z kolei przemówił do Dawida. Ale co miał mu powiedzieć? O dziwo, kwestia zbudowania domu Bożego skończyła się jedynie na pytaniu ze strony Boga, skierowanym do Dawida: Czy ty zbudujesz mi dom na mieszkanie?
Ten temat powróci nieco później, kiedy Bóg wyraźnie powie Dawidowi, że to nie on wystawi Boży dom, ale jego syn, Salomon. W tym jednak momencie ta sprawa nie jest dalej rozważana, natomiast Bóg mówi o czymś zupełnie odwrotnym – o tym, że to On zbuduje Dawidowi dom. Ale nie w kształcie widzialnym, nie w sensie budynku, ale w rozumieniu rodu, licznego potomstwa, wśród którego pojawi się Potomek zupełnie wyjątkowy.
Bóg mówi: Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. Ja będę mu Ojcem, a on będzie Mi synem. I chociaż w pierwszym rozumieniu można się tutaj dopatrzyć odniesienia do wspomnianego już Salomona, o którym Bóg mówił w innym miejscu, że będzie rzeczywiście Jego umiłowanym synem, to jednak głębiej i szerzej rozumiejąc tę zapowiedź, dostrzegamy tu proroctwo mesjańskie – w zapowiadanym Potomku dostrzegamy przychodzącego Zbawiciela. Zwłaszcza, że w kolejnym zdaniu Bóg mówi do Dawida: Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki. Tak, ten Potomek Dawida, Boży Syn, Mesjasz – zaprowadzi Królestwo, które będzie trwać na wieki.
I oto w Ewangelii słyszymy już bardzo konkretną i bezpośrednią zapowiedź wypełnienia się tej Bożej zapowiedzi. Oto przed młodziutką Dziewczyną z Nazaretu staje Wysłannik Nieba, aby Jej powiedzieć: Znalazłaś […] łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego ojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca. Niemalże dokładnie powtórzona zapowiedź z pierwszego czytania, ale tutaj już nie mamy wątpliwości, o kogo chodzi.
Tak, to Jezus, Syn Najwyższego – to On ma być tym Potomkiem Dawida, a Maryja ma być Jego Matką. O ile tylko się zgodzi… Jak wiemy, zgodziła się. Co prawda, zadała pytanie, jak się to stanie, bo propozycja była po prostu tak szokująca, że mogłaby powalić z nóg o wiele bardziej uczonego i doświadczonego człowieka, a nie tak młodą Osobą, jak Ona, ale to pytanie nie miało w sobie nic z braku zaufania do Boga, ale było prostym pytaniem o wyjaśnienie trudnej kwestii.
Zresztą, czy wyjaśnienie to, kiedy już Anioł je wypowiedział, cokolwiek tak naprawdę wyjaśniło?… Owszem, Duch Święty zstąpi […] i moc Najwyższego osłoni, ale pytanie, postawione przez Maryję, pozostało bez odpowiedzi: Jakże się to stanie, skoro nie znam Męża – a precyzyjniej: pożycia z Mężem, bo Męża już znała, tylko jeszcze nie zamieszkali razem.
Jednak Maryi wystarczyło w tej odpowiedzi tyle, że Bóg ma to wszystko jakoś zaplanowane. Jak? Ona nie wiedziała, ale wiedziała – tego w swej prawości i świętości była pewna – że On wiedział. I na pewno, w jakiś sposób, przemówiły do Niej – i może przekonały – same słowa anielskiego pozdrowienia, w których Gabriel powitał Maryję jako «pełną łaski».
Wiele wieków później, Kościół Święty, między innymi na podstawie tych dwóch, prostych słów, ogłosi dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Skoro bowiem sam Bóg – przez Anioła – określił Ją jako «pełną łaski», to znaczy, że nie było w Niej nigdy niczego, co nie byłoby łaską Bożą! Zatem, nie było w Niej także miejsca na grzech pierworodny.
I właśnie to określenie, jak i dalsze słowa Anioła: Znalazłaś […] łaskę u Boga, musiały Maryję przekonać do zgody na propozycję Boga, chociaż – jeszcze raz to z całą mocą podkreślmy i powiedzmy sobie – niewiele, albo i nic nie rozumiała z tego, co usłyszała. Skoro jednak znalazła łaskę u Boga, skoro Anioł nazwał Ją «pełną łaski», to znaczy, że Bóg Ją jakoś szczególnie zauważył, dostrzegł Ją wśród wielu innych dziewcząt i kobiet, żyjących wówczas w Nazarecie, czy gdziekolwiek indziej – iż to właśnie do Niej, a nie do którejkolwiek z nich, zwrócił się z taką propozycją.
Skoro Bóg właśnie Ją dostrzegł, skoro Jej tak bardzo zaufał, iż powierzył Jej tak wyjątkowe zadanie, to naprawdę nie mogła Mu odmówić. Dlaczego jednak to właśnie Ją wybrał, a nie którąś inną? Na pewno, wielokrotnie zadawała sobie to pytanie.
I Dawid niejednokrotnie dziękował Bogu za tak wielką łaskawość, której ze strony Boga doświadczał przez całe życie. Zwłaszcza, że w jego przypadku trudno było mówić o takiej bezgrzeszności i świętości, jak w przypadku Maryi. Owszem, ogólny bilans jego życia i panowania jest bardzo pozytywny, dlatego pozostał w pamięci swego narodu na wszystkie wieki jako dobry, prawy i oddany Bogu król.
Wiemy jednak dobrze, że zdarzały mu się przeróżne – nazwijmy je tak – „poślizgi na drodze”, na czele z tym jednym, najbardziej znanym i najbardziej gorszącym, kiedy to uwiódł żonę jednego ze swoich żołnierzy, a jego samego podstępnie wydał na śmierć. To było wyjątkowo bezecne zachowanie!
Ale też wyjątkowo głęboka, szczera i poruszająca serce Boga była pokuta króla – grzesznika. Dlatego ostatecznie i on także docenił łaskę Bożą, jakiej tak wiele otrzymał i – przyznajmy to szczerze – dobrze ją wykorzystał, bo jego panowanie to jeden z najświetniejszych okresów w historii narodu wybranego!
Jednak pytanie pozostaje bez odpowiedzi: dlaczego Bóg takimi właśnie szczególnymi łaskami obdarzył Dawida, a nie kogoś innego? Dlaczego to właśnie jego wybrał i namaścił na króla, kiedy już było wiadomo, że poprzednik, król Saul, sprzeniewierzył się swojej misji? Dlaczego właśnie Dawid? Dlaczego właśnie Maryja? Dlaczego tylu innych, wielkich i świętych ludzi, powołanych przez Boga do określonych zadań w historii zbawienia i w historii Kościoła? Dlaczego oni, a nie inni? Czy inni byli gorsi? Albo mniej pobożni?
Bardzo często to pytanie stawiamy sobie my, księża, mając w świadomości, że wielu z tych, których spowiadamy, których spotykamy, do których mówimy kazania – to ludzie o wiele bardziej pobożniejsi od nas! Jan Paweł II, przemawiając kiedyś do polskich kapłanów, stwierdził, że niejednokrotnie zdarza się w konfesjonale, że ksiądz musi się szczerze zawstydzić, kiedy słyszy, jak ten, który się u niego spowiada, poważnie i serdecznie podchodzi do spraw wiary, jak nad sobą porządnie pracuje, podczas kiedy sam ksiądz musi się przyznać, że zaniedbał to, zaniedbał tamto, a z tamtego znowu to się łatwo zdyspensował i usprawiedliwił jakieś zło…
Przyznaję, moi Drodzy, że wielokrotnie doświadczałem takiego zadziwienia – i takiego zawstydzenia. I dlatego nieraz zadawałem Bogu – i sobie – to pytanie: Dlaczego to właśnie ja? Niestety, pojawiało się też i inne pytanie: Dlaczego to właśnie on, albo ona, a nie ja? Oczywiście, w odniesieniu do innych łask i darów, które – jak mi się wydawało – inni otrzymują, a ja właśnie nie. I teraz – dlaczego nie? Dlaczego Bóg mi nie daje tego, nie daje tamtego? Czemu to innych jakoś zaszczyca i docenia, a o mnie to chyba zapomniał?
Myślę, moi Drodzy, że każda i każdy z nas, jak tu jesteśmy, musi się przyznać do takich zapytań i wyrzutów, stawianych Bogu: Czemu to inni mają lepiej ode mnie? Czemu to innym lepiej się powodzi, niż mi?
Na takie i podobne pytania, odpowiada dziś w drugim czytaniu Paweł Apostoł, gdy do swoich uczniów w Rzymie – ale i do nas wszystkich – mówi: Temu, który ma moc utwierdzić was zgodnie z Ewangelią i moim głoszeniem Jezusa Chrystusa, zgodnie z objawioną tajemnicą, dla dawnych wieków ukrytą, teraz jednak ujawnioną, a przez pisma prorockie na rozkaz odwiecznego Boga wszystkim narodom obwieszczoną, dla skłonienia ich do posłuszeństwa wierze, Bogu, który jedynie jest mądry, przez Jezusa Chrystusa, niech będzie chwała…
Jak słyszymy, Paweł wychwala Boga za to, że wszystkim narodom objawił swego Syna Jezusa Chrystusa i Jego Ewangelię. I wszystkich zaprosił do wiary! Wszystkich! Można nawet powiedzieć, że lepiej zostaliśmy potraktowani, niż ci, żyjący w dawnych wiekach, czyli za czasów Starego Testamentu, bo oni oczekiwali na przyjście Mesjasza, a my należymy do tych, którzy się doczekali, którzy Go spotkali i spotykają: jedni osobiście, fizycznie, kiedy chodził po ziemi, a inni – w Eucharystii, w Bożym słowie, w Sakramentach, w dobrych natchnieniach, w drugim człowieku, w różnych życiowych sytuacjach…
Moi Drodzy, Jezus dzisiaj jest – dosłownie – na wyciągnięcie ręki! Tamci, w Starym Testamencie, czekali i wypatrywali. Bóg jawił się im często jako ktoś bardzo odległy, niekiedy wręcz straszny, kiedy musiał zsyłać kary za ich występki. A dla nas dzisiaj Bóg – w Osobie swego Syna, Jezusa Chrystusa – stał się bardzo bliski. Kiedy chcemy, możemy Go spotkać, usłyszeć, dotknąć, zaprosić do serca. Kiedy tylko chcemy! Tylko – czy my chcemy?… To jest pytanie, to jest problem!
Czy fakt, że Jezus jest nam tak bardzo bliski, nie powoduje, że nam… spowszedniał? Że możemy Go sobie zlekceważyć, pominąć, nie posłuchać Jego wezwań, opuścić z lenistwa Mszę Świętą, miesiącami – albo latami – nie przystępować do Spowiedzi i do Komunii Świętej, chociaż jedno i drugie jest na wyciągnięcie ręki, kiedy tylko chcemy…
Zawsze, rozważając o tym, przychodzi mi na myśl Syberia i rozległa terytorialnie Parafia mojego Brata, Księdza Marka, w której – w najodleglejszych miejscach – ludzie mogą przystąpić do Spowiedzi i Komunii Świętej, uczestnicząc przy tym we Mszy Świętej, raz, albo dwa razy w roku. A my możemy dwa razy dziennie. I co?…
Właśnie, to już każdy sam musi sobie wziąć do serca, zdać sobie sprawę i uświadomić jasno, że nie tylko Maryja, nie tylko król Dawid, nie tylko wielcy Święci – tak wielcy i tak święci, że wręcz dla nas nieosiągalni – zostali przez Boga obdarzeni łaskami, a my, to tacy gorsi, zapomniani, na uboczu… Nie!
Wszyscy jesteśmy obdarzeni wieloma łaskami, z tą najważniejszą na czele: łaską wiecznego zbawienia! Jezus przyszedł na świat po to, aby wszystkim otworzyć szansę zbawienia! Dzięki temu, każda i każdy z nas ma taką możliwość, ma otwarte przed sobą wszystkie bramy Nieba! Co my z tą możliwością zrobimy i jak ją wykorzystamy – to inna sprawa. Ale szansę wszyscy mamy – wszyscy taką samą, w równym stopniu. Wszyscy jesteśmy obdarzeni tą łaską – i bardzo wieloma innymi.
Tymi szczegółowymi łaskami rzeczywiście Bóg obdarza różnych ludzi w różnym stopniu – w zależności od powołania, od zdolności ich przyjęcia, od wielu innych okoliczności. Nie ma jednak nikogo, kto nie otrzymałby żadnej łaski! Nie ma nikogo, o kim by Bóg zapomniał! Nie ma nikogo, na kogo by się Bóg obraził i dlatego gorzej go potraktował, niż innych. Niczego takiego nie ma!
Bóg każdą i każdego z nas – kocha bezgranicznie i nieustannie! Obdarza różnymi łaskami, zaprasza do współpracy na różnych polach. Wystarczy tylko – zamiast rozglądać się po innych ludziach, żeby wypatrywać, jak to się im dobrze powodzi, a nam się nie powodzi – otworzyć tylko szerzej oczy i serce, i dostrzec, ile to tak naprawdę dobra otrzymaliśmy od Boga i codziennie otrzymujemy.
Ile jest takich drobnych, codziennych sytuacji, pomyślnie zakończonych! Ile codziennych problemów, pozytywnie rozwiązanych! Ile drobnych, codziennych gestów dobroci, jakich doświadczamy ze strony ludzi z naszego otoczenia! Ileż tego wszystkiego jest! I można w nich widzieć – jak osobiście lubię je nazywać – „uśmiechy Pana Boga” do nas, a można ich w ogóle nie dostrzegać i tylko narzekać, narzekać, narzekać…
Proponuję zatem zadanie domowe na dziś, aby w wolnej chwili – niekoniecznie w trakcie modlitwy wieczornej, to może być na spacerze, albo w chwili odpoczynku – prześledzić w myślach ostatni tydzień, dzień po dniu, i przypomnieć sobie nawet najdrobniejsze gesty dobra, jakie my uczyniliśmy innym (bo to przecież nie my, sami z siebie, tylko Bóg przez nas) oraz jakie inni uczynili nam! A potem za to wszystko Bogu podziękować!
Zobaczymy, że będzie za co dziękować! I pewnie będzie tego całkiem sporo. Jeśli to połączyć z możliwością udziału we Mszy Świętej, stałą możliwością wyspowiadania się i przyjęcia Komunii Świętej; z możliwością sięgania po Boże słowo, kiedy się tylko chce – wówczas zobaczymy, że naprawdę: nie tylko Maryja, nie tylko Dawid, nie tylko wielcy Święci, ale każda i każdy z nas, my wszyscy, jesteśmy potężnie obdarowani łaską przez Boga!
Obyśmy byli tylko chcieli i umieli to dostrzec… Obyśmy tego nie przegapili, a ostatecznie – nie zmarnowali. Bóg nas naprawdę bezgranicznie i nieustannie kocha – bez względu na nasze postępowanie i na to, czy my Go kochamy. Nie uzależnia swojej miłości od naszej wzajemności. Ale na pewno bardzo się cieszy każdym gestem miłości i wdzięczności z naszej strony. Nie żałujmy Mu tej radości!
„Kiedy chcemy, możemy Go spotkać, usłyszeć, dotknąć, zaprosić do serca. Kiedy tylko chcemy!” – to prawda. Ale może odwrocić myślenie, że „nie wtedy kiedy chcemy” ale wyeliminować czas „kiedy nie chcemy”, prawda? Innymi słowy: chcemy cały czas. Dopiero w takim stanie możemy powiedzieć „Jezus narodził się w moim sercu”. Dopiero wtedy zbudowaliśmy fundament (dom na skale), co nas uprawnia do dzielenia się wiarą, jak św. Paweł: „już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”. Kiedy kumuluje się czas bez relacji z Panem, tracimy równowagę duchową, a po niej reszta sypie się lawinowo jak kostki domina, czyli tzw. szara codzienność. Tracimy równowagę i albo usłyszymy głos Jezusa, który wzywa nas po imieniu i wyciągniemy do Niego rękę żeby nas podniósł, albo odwrócimy wzrok bo jesteśmy tak zaszufladkowani, że już być może poraz tysięczny chcemy wrócić do swojego „kingsajzu”? Na moim przykładzie, biorąc pełne uczestnictwo w niedzielnej Mszy św (z epizodami w środku tygodnia) w ciągu ost. 15 lat, po wyjsciu z koscioła „wracałem do siebie”, do życia na moich warunkach. Oczywiście, formalnie istniało 10 przykazań, żeby trzymać się jakichś ram. Ale sztucznie, a nie w Imię Miłosci do Niego, za to że umarł za mnie, za to że „bedąc bogatym uniżył się przede mną by swym ubóstwem mnie ubogacić”, za to że mnie kocha bezwarunkowo, za to że stawia mnie i Ciebie na równi obok siebie, nie traktuje jak niewolnika lecz przyjaciela, za to że każdy z nas jest Jego Dzieckiem umiłowanym. Dopiero niedawno to do mnie dotarło i takie rozumienie Boga zmienia wszystko. Tego nie można zostawić w sobie, tym się trzeba dzielić z każdą siosrą i bratem. Dla Boga wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami.
I Bogu dzięki za to olśnienie!
xJ