Wymiana miłości

W

Szczęść Boże! Moi Drodzy, dzisiaj w naszym Ośrodku ostatni dzień Rekolekcji adwentowych. Parę słów podsumowania napiszę w czwartek, natomiast dzisiaj wspomnę tylko, że zakończą się one Aktem Zawierzenia Duszpasterstwa Akademickiego i wszystkich Uczestników Rekolekcji – Matce Bożej Kodeńskiej.

Tak się składa, że od niedzieli mamy w naszej Kaplicy Jej obraz. Planowałem już od jakiegoś czasu jego sprowadzenie i umieszczenie, ale myślałem sobie, że to może nieco później, bo teraz planuję inne wydatki, związane z Kaplicą. Myślałem sobie, że kiedy się z tymi najpotrzebniejszymi sprawami obrobię, to wprowadzę Matkę do Kaplicy uroczyście.

Jednak splot wydarzeń, jaki miał miejsce w ostatnią sobotę, wyraźnie pokazał, że Matka chce być u nas już teraz. I jest. Ksiądz Paweł Siedlanowski, nasz Rekolekcjonista, poświęcił obraz na zakończenie Mszy Świętej niedzielnej, a dzisiaj dokona Aktu Zawierzenia.

Moi Drodzy, jutro na naszym forum – tak przedświątecznie, a może nawet trochę świątecznie – słówko z Syberii!

Teraz natomiast zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii, aby odkryć i wziąć do serca to jedno, konkretne przesłanie, z jakim Pan dzisiaj do mnie się zwraca. Prośmy Ducha Świętego o światło!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

22 grudnia 2020.,

do czytań: 1 Sm 1,24–28; Łk 1,46–56

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI SAMUELA:

Gdy Anna odstawiła Samuela od piersi, wzięła go z sobą w drogę, zabierając również trzyletniego cielca, jedną efę mąki i bukłak wina. Przyprowadziła go do domu Pana, do Szilo. Chłopiec był jeszcze mały.

Zabili cielca i poprowadzili chłopca przed Helego. Powiedziała ona wówczas: „Pozwól, panie mój! Na twoje życie! To ja jestem ową kobietą, która stała tu przed tobą i modliła się do Pana. O tego chłopca się modliłam, i Pan spełnił moją prośbę, którą do Niego zanosiłam. Oto ja oddaję go Panu. Na wszystkie dni, jak długo będzie żył, zostaje oddany na własność Pana”.

I oddali tam pokłon Panu.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

W owym czasie Maryja rzekła:

Wielbi dusza moja Pana

i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim.

Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy,

oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą

wszystkie pokolenia.

Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny,

święte jest imię Jego.

A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenia

nad tymi, co się Go boją.

Okazał moc swego ramienia,

rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich.

Strącił władców z tronu,

a wywyższył pokornych.

Głodnych nasycił dobrami,

a bogatych z niczym odprawił.

Ujął się za swoim sługą, Izraelem,

pomny na swe miłosierdzie.

Jak obiecał naszym ojcom,

Abrahamowi i jego potomstwu na wieki”.

Maryja pozostała u Elżbiety około trzech miesięcy; potem wróciła do domu.

Można powiedzieć, że niewiele nacieszyła się Anna swoim synem. To prawda, że po długich modłach, zanoszonych wśród łez, doczekała się wreszcie dziecka. Kapłan Heli, widząc ją wcześniej modlącą się półgłosem, jak poruszała ustami, a nie słysząc jej głosu – posądził ją wręcz o nietrzeźwość! Ona jednak wyznała przed nim całą swoją biedę – że nie mogła doczekać się potomstwa i że o to właśnie prosi Boga. Ten ją wówczas pocieszył i podtrzymał na duchu. Modliła się więc dalej – a Pan wysłuchał jej próśb.

I oto dzisiaj przybyła do świątyni, aby skoro tylko odstawiła maleńkiego synka od piersi, zaraz oddać go Bogu. Do kapłana Helego zaś powiedziała: Pozwól, panie mój! Na twoje życie! To ja jestem ową kobietą, która stała tu przed tobą i modliła się do Pana. O tego chłopca się modliłam, i Pan spełnił moją prośbę, którą do Niego zanosiłam. Oto ja oddaję go Panu. Na wszystkie dni, jak długo będzie żył, zostaje oddany na własność Pana.

Może więc pojawić się wątpliwość: czy po to uzyskała go od Boga, by zaraz go Bogu oddać? Anna tak postąpiła. Ale czy przez to swego syna straciła? Czy nie będąc bezpośrednio przy niej – chociaż to ważne dla małego dziecka i jego matki – ale jednak będąc pod opieką Boga Najwyższego, został w jakiś sposób przez swoją rodzinę utracony? Czyż Bóg, który w cudowny sposób sprawił jego pojawienie się na świecie, nie zadba o to, aby teraz – kiedy mały Samuel zostanie z Nim na stałe – także jego rodzice odczuwali radość z tego, że ich syn jest na Bożej służbie, pod opieką najlepszą ze wszystkich możliwych?

To jest właśnie, moi Drodzy, pytanie, które chyba wszyscy powinniśmy sobie często stawiać: ile ja jestem w stanie oddać Bogu z siebie i z tego, co mam? I żeby mnie ktoś zaraz nie posądził, że mówiąc: „to, co mam”, myślę o pieniądzach, które należy złożyć na tacę, albo w różnego rodzaju ofiarach, abym – jako ksiądz – mógł się na tym wzbogacić. Nie, przez „to, co mam” rozumiemy tutaj wszystko, co mam w sercu i w umyśle, a więc swój punkt widzenia na wszystkie sprawy, swoje plany i ambicje, swoje zamierzenia i przewidywania. Także moje grzechy i upadki.

To wszystko jest we mnie, to wszystko jest moje, to wszystko mnie określa. I właśnie – czy ja to wszystko jestem w stanie oddać Jezusowi? Jemu powierzyć? Podporządkować Jego woli? Czy chcę mieć zawsze i wszystko tylko dla siebie?

Czyż Anna, która otrzymawszy od Boga dar syna – tak bardzo wytęsknionego, wyczekanego, wypłakanego – i oddawszy go Bogu, w jakiś sposób nie otrzymała go w większym stopniu?

Przypomnijmy sobie w tym momencie postawę Abrahama. W bardzo późnym wieku doczekał się – wraz z żoną – narodzin syna. I oto nagle, zupełnie niespodziewanie, Bóg żąda złożenia go w ofierze całopalnej. Co robi Abraham? Bez słowa podejmuje to Boże żądanie i idzie złożyć syna w ofierze. Co wtedy myślał, jakie rozterki, a wręcz ból wewnętrzny przeżywał – to tylko on jeden wiedział. A jednak, zaufał totalnie Bogu, że ma On w tym jakiś swój plan. I cóż się okazało?

Okazało się, że to była jedynie próba, którą Abraham przeszedł pomyślnie, przez co zyskał swego syna na nowo, a wraz z nim – potomstwo tak liczne, jak gwiazdy na niebie. Zgodnie z obietnicą Boga.

Przychodzi w tym momencie na myśl skojarzenie z reakcją niektórych rodziców na odkrywanie przez ich dziecko powołania kapłańskiego lub zakonnego. Ileż wtedy niejednokrotnie pojawia się oporów, wątpliwości, odradzania takiej decyzji! W najbardziej skrajnych wypadkach, jest to wręcz utrudnianie jej realizacji.

Tymczasem, później niejednokrotnie ci sami rodzice przyznają, że właśnie to dziecko, które oddało się na wyłączną służbę Bogu, ma ze wszystkich dzieci najwięcej czasu dla nich, bo kiedy tamci żyją już sprawami swoich rodzin, to syn ksiądz, lub córka zakonnica, z większą uwagą wysłucha problemów i potrzeb swoich rodziców, pomodli się z nimi lub za nich, będzie ich wspierać w znoszeniu trudów, związanych ze starszym wiekiem…

Naprawdę, takimi doświadczeniami dzielili się już niejedni rodzice, którzy wcześniej protestowali przeciwko powołaniu kapłańskiemu lub zakonnemu swego dziecka. Przekonali się jednak, że Bóg przyjmując od człowieka dar – jednocześnie sam dużo więcej daruje. Im zatem więcej człowiek Bogu ofiaruje, tym więcej zyskuje. I nie chodzi tu bynajmniej o jakąś transakcję wymienną, o jakiś handel.

Po prostu, Bóg chce od nas darów, ale nie tych, mierzonych na sposób materialny czy określanych liczbowo. On chce daru serca, chce bezgranicznej miłości naszego serca. A wówczas – do takiego szeroko otwartego serca – może wlewać bezmiar swoich łask.

taki właśnie sposób wejrzał wejrzał na uniżenie swojej służebnicy, Maryi. Oto Tę, która całą siebie Bogu oddała, najpokorniejszą z pokornych, odtąd błogosławić […] będą wszystkie pokolenia. Gdyż wielkie rzeczy uczynił [Jej] Wszechmocny, święte jest imię Jego. A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenia nad tymi, co się Go boją. Maryja jest pierwszą spośród bojących się Boga, otwartych na Jego wolę.

Dlatego na Jej przykładzie najpełniej widać, iż Bóg okazał moc swego ramienia, rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich. Strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych. Głodnych nasycił dobrami, a bogatych z niczym odprawił. Ujął się za swoim sługą, Izraelem, pomny na swe miłosierdzie. Jak obiecał [to] ojcom [narodu wybranego], Abrahamowi i jego potomstwu na wieki.

ile to ja jestem w stanie ofiarować z siebie Jezusowi? Całego siebie i całe swoje życie, wszystko, kim jestem i co posiadam? Czy może obawiam się, że w ten sposób za dużo stracę? A kiedy mówię: „Bądź wola Twoja” – może obawiam się, że za dużo On ode mnie zażąda?…

Może więc dzisiaj przemyślę jeszcze raz całą sprawę i pomodlę się do Ducha Świętego o światło i odwagę, abym chciał i potrafić ofiarować hojnie i bez zastrzeżeń, w stu procentach, wszystko, co moje! Abym wówczas, z Jego ręki, mógł otrzymać wszystko, co On chce mi dać. I nie chodzi tu – raz jeszcze podkreślmy – o wymianę handlową. Tu chodzi – o wymianę miłości… O wzajemne obdarowanie się miłością…

7 komentarzy

    • Stanowisko Watykanu na temat szczepionek interesuje mnie w tym samym stopniu, w jakim interesuje mnie życie intymne pingwinów na Grenlandii i polarnych niedźwiedzi na Antarktydzie. Znaczące są tu tylko dwie opinie – uznanych autorytetów [n.p. wirusologów] i moje…
      Niech wpierw antykowidową dawkę przyjmą rządzący…
      Watykan i Ewangelia a covid???
      – Ja bajki tak lubię ogromnie…

      • Buraburiasz chyba pomyliłeś bloga skoro nie interesują cię sprawy Kościoła i się z nim nie liczysz. Ale skoro tu trafiłeś to jednak coś Cię do Niego ciągnie.

        • Do Buraburiasza: A można coś więcej o życiu intymnym pingwinów na Grenlandii i polarnych niedźwiedzi na Antarktydzie?… Bo zagadnienie wydaje się intrygujące.
          W kwestii natomiast decyzji Kongregacji Nauki Wiary, to – jeśli dobrze rozumiem – chodzi o to, że owo morderstwo dziecka było już tak dawno dokonane, że obecnie przyjmujący szczepionkę nie mogli mieć na nie wpływu i nie ponoszą za nie odpowiedzialności. Muszą też jasno deklarować, że są przeciwni mordowaniu dzieci nienarodzonych. A mogą skorzystać o tyle, że nie mają dostępu do innych szczepionek, wolnych od moralnych zastrzeżeń, gdyż sytuacja zagrożenia na świecie jest poważna i chodzi o ratowanie życia.
          Tak to rozumiem na pierwszy rzut oka, a resztę muszę przemyśleć. Nie ukrywam, że ten tekst nie wzbudza mojego entuzjazmu.
          xJ

          • :). O to samo chciałem prosić trefnisia Burabura, no bo jak można nie interesować się życiem intymnym pingwinów na Grenlandii i polarnych niedźwiedzi na Antarktydzie?

          • ja się nie dam wciągnąć w prowokacje Buraburiasza. Nie mozna odpowiadać na zlo złem.

          • My, z Robertem, nie dajemy się wciągać w Jego prowokacje, tylko bierzemy na śmiech to, co pisze, bo akurat tego typu treści trudno traktować inaczej,
            xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.