Jezus zdecydowanie skraca dystans…

J

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Ksiądz Dariusz Radzikowski, mój Kolega z roku święceń, Proboszcz Parafii Polubicze, w Diecezji siedleckiej. Życzę wszelkich dobrych natchnień z Nieba – i o takowe się będę dla Jubilata modlił.

Wszystkich zaś zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem i odkrycia tego jednego, jedynego przesłania, z jakim Pan dzisiaj do każdej i każdego z nas konkretnie się zwraca. Prośmy w tym o pomoc i światło Ducha Świętego.

A na pożyteczne i owocne przeżywanie dzisiejszego dnia – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 1 Tygodnia zwykłego, rok I,

13 stycznia 2021.,

do czytań: Hbr 2,14–18; Mk 1,29–39

CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:

Ponieważ dzieci uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i Jezus także bez żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy przez całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli.

Zaiste bowiem nie aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe. Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu.

W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Po wyjściu z synagogi Jezus przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę. Gorączka ją opuściła i usługiwała im.

Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest.

Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: „Wszyscy Cię szukają”.

Lecz On rzekł do nich: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

Skoro my wszyscy, których Jezus zapragnął wybawić od grzechu i śmierci, żyjemy warunkach, jakie dyktuje nam nasza doczesność – ze wszystkimi jej blaskami, ale i ze wszystkimi ich ograniczeniami – to i Jezus musiał wejść właśnie w te warunki. To znaczy, mówiąc precyzyjnie: nic nie musiał, ale chciał w nie wejść. Po prostu – wszedł w nie.

Autor Listu do Hebrajczyków wyraża to w takim obrazowym zdaniu: Ponieważ dzieci uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i Jezus także bez żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy przez całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli.

Jak zapewne wiemy, biblijne sformułowanie: uczestniczą we krwi i ciele, znaczy tyle, że żyją na ziemi, żyją w swoje ludzkiej fizyczności, po prostu: są ludźmi. Z krwi i kości. Mają ciało, są widzialni i słyszalni. Nie są jedynie duchami.

Jezus, jak wiemy, żył wcześniej ze swym Ojcem w innej rzeczywistości i w innej postaci. W zupełnie innym wymiarze. I tam był poza jakimkolwiek oddziaływaniem ziemskim, dlatego też nie miało do niego dostępu żadne cierpienie, a tym bardziej śmierć. Żeby więc móc się im poddać, stał się człowiekiem. Aby móc cierpieć i ponieść śmierć, złożyć swoje życie w ofierze, a potem zmartwychwstać – musiał przyjąć ciało i krew, musiał stać się ich uczestnikiem. Musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu.

Autor natchniony także używa formuły: musiał, chociaż my konsekwentnie podkreślamy, że nic nie musiał. On chciał to uczynić, chciał się stać jednym z nas, a przede wszystkim – chciał tego Jego Ojciec, a On był przecież w sposób absolutnie doskonały swemu Ojcu posłuszny!

Ale też chciał dobrze rozumieć człowieka, a mówiąc precyzyjnie: chciał przekonać człowieka, że go rozumie. Bo Bóg nie musi się uczyć rozumienia człowieka, skoro go tak bezgranicznie kocha, iż sam powołał go do istnienia, a potem go zbawił. Bóg najlepiej ze wszystkich rozumie człowieka – lepiej, niż człowiek rozumie i zna sam siebie.

Natomiast żeby człowiek nie miał co do tego wątpliwości i żeby mógł bez strachu do swego Boga ze wszystkim ufnie się zwrócić, Jezus Chrystus, Boży Syn, tak bardzo skrócił ów niewyobrażalny dystans, jaki panuje między Nim, a człowiekiem – między Niebem, a ziemią.

Autor biblijny tak o tym pisze: W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom. Jezus sam chciał przejść drogę cierpienia, którą przechodzi – w takim, czy innym wymiarze – każdy człowiek na ziemi. Tylko na tej drodze mógł człowiekowi podać rękę i poprowadzić do zbawienia.

A że czynił to bardzo wytrwale i konsekwentnie, słyszymy w dzisiejszej Ewangelii. Najpierw podszedł do łoża teściowej Piotra, trawionej przez gorączkę, aby ją z niej uwolnić. A potem już sami chorzy szli do Niego tłumnie, albo ich przynoszono, tak że w końcu całe miasto było zebrane u drzwi. Może Święty Marek trochę przerysowuje, ale na pewno było tych ludzi bardzo wielu – bo tak wiele jest przecież na świecie ludzkiej biedy i cierpienia. A Jezus cierpliwie ich z tych nieszczęść uwalniał…

Po czym, po całonocnej modlitwie, rzekł do swych uczniów: Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy. W tych kilku zaledwie zdaniach, jakie tworzą tekst dzisiejszej Ewangelii, odnajdujemy świadectwo wielkiej miłości Boga do człowieka, niesamowitego pochylenia się Boga nad człowieczym losem, bardzo mocnego skrócenia dystansu, jaki panuje między Bogiem, a człowiekiem. Tak właśnie czynił Jezus.

Widać, że – jak pisał Autor Listu do Hebrajczyków – naprawdę szczerze rozumiał i współczuł człowiekowi, dlatego tak ochotnie spieszył mu z pomocą.

jaka jest moja odpowiedź na to ciągłe skracanie przez Jezusa dystansu do ludzi, na to Jego ciągłe wychodzenie do człowieka – w tym także do mnie?… Czy nie dzieje się przypadkiem tak, że kiedy Jezus zdecydowanie ów dystans skraca, to ja go właśnie tworzę, a nawet powiększam: mój dystans do Niego i do drugiego człowieka?…

Czy mi zależy – ale tak naprawdę – żeby ciągle się do Jezusa zbliżać, zacieśniać z Nim jedność, czy przez swoje jakieś grzechy lub złe przyzwyczajenia jednak ów ciągły dystans utrzymuję?… A jak jest w relacjach z drugim człowiekiem – czy szukam z nim porozumienia, a w razie potrzeby: dróg pojednania, przebaczenia?…

Co zrobię konkretnie dzisiaj, aby w relacjach z Bogiem i z drugim człowiekiem – budować mosty, a nie mury i fosy obronne?…

 

5 komentarzy

  • Co zrobię konkretnie dzisiaj, aby w relacjach z Bogiem i z drugim człowiekiem – budować mosty, a nie mury i fosy obronne?…
    Dziś, 13 stycznia ( jak każdego 13 każdego miesiąca) w mojej byłej parafii, przy której jest moja Wspólnota jest uroczysta Msza Święta za Ojczyznę, ze sztandarami i darami. Wczoraj wieczorem dostałam propozycję niesienia jednego z trzech darów. Zgodziłam się dla Jezusa i Wspólnoty, która jest odpowiedzialna również za czytanie Słowa i śpiewania Psalmu. Jest to dla mnie po ludzku pewien wysiłek, bo muszę dojechać autobusem ( około półgodziny w jedną stronę ), bo muszę być w kościele bez nakrycia głowy, a w kościele zimno, ale te drobne niedogodności, to mój osobisty dar ofiarny dla Boga. Cóż to jest w stosunku do Ofiary mojego Pana i Zbawcy, którą dokona za Ojczyznę naszą i za mnie osobiście, dziś na Ołtarzu.
    Jezu, Twoja Ofiara jest doskonała, lecz przyjmij i nasze niedoskonałe na swoją chwałę i dla pożytku wszystkich Polaków. Amen.

  • Tak…tak…Zapewne… Skraca. Dzięki temu dystans między Nim a mną coraz mniejszy, a między mną a księdzem coraz dalszy. I to jest dobre… I niech tak zostanie… I On i ja tylko na tym skorzystamy.

    • Zazdroszczę Ci że jesteś tak blisko Boga, bo ja staram się codziennie, ale wychodzi różnie.
      A gdzie tak unikasz księży? Na spowiedzi, na mszy św., czy na pogrzebach?
      Każdy ksiądz jest inny, każdy z nas jest inny. Po co generalizować?
      Kiedy kobieta mówi, że wszyscy faceci to świnie, od razu jej współczuję, bo jest albo bardzo zagubiona albo zraniona.

      • I znowu Marcin ubiegł mnie w odpowiedzi Burnaburiaszowi – w mocnej odpowiedzi i bardzo trafnej. Niemniej jednak, dodam od siebie, że obecność na blogu i pisanie komentarzy wydaje się nie potwierdzać słów o rosnącym dystansie z księdzem… Chyba, że nie chodzi o mnie, a o innego księdza.
        xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.