Szczęść Boże, moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzą:
►Ksiądz Mariusz Szyszko – mój serdeczny i oddany Przyjaciel jeszcze z czasów wspólnej służby ministranckiej w naszej rodzinnej Parafii; Człowiek, któremu bardzo wiele zawdzięczam i który zawsze jest blisko, aby wspierać i pomagać;
►Ojciec Mariusz Rudzki, Salezjanin, także pochodzący z naszej rodzinnej Parafii;
►Ksiądz Biskup Henryk Tomasik – do niedawna: Biskup radomski, a wcześniej: Biskup Pomocniczy siedlecki, udzielający mi w swoim czasie święceń diakonatu i mój Profesor w Seminarium;
► Kapłani znajomi i z różnych względów mi bliscy:
* Ksiądz Mariusz Zaniewicz,
* Ksiądz Mariusz Korzenecki,
* Ksiądz Mariusz Lech ;
►Mariusz Kozłowski – mój Kolega z Klasy ze szkoły podstawowej;
► Mężowie i Ojcowie trzech Rodzin, z którymi przyjaźń sięga jeszcze czasów pierwszego mojego wikariatu, w Radoryżu Kościelnym:
* Mariusz Niedziałkowski,
* Mariusz Kłusek,
* Mariusz Chmielewski;
►Mariusz Kozak – życzliwy Człowiek, znany od lat.
Życzę Solenizantom, aby z radością i nadzieją trwali przy Panu – i odważnie o Nim świadczyli. Ze swej strony – zapewniam o modlitwie.
Moi Drodzy, przepraszam za opóźnienie w zamieszczeniu słówka, ale w Kaplicy naszego Ośrodka rozpoczęliśmy wczoraj remont i w związku z tym od samego rana były różne sprawy. Wierzę, że za dwa tygodnie w naszej Kaplicy będzie i czyściej, i jaśniej, i cieplej…
Teraz zaś zapraszam do wsłuchania się w Boże słowo, aby odkryć, co Pan chce nam tak bardzo konkretnie powiedzieć, jaką drogę nam wskazać. Niech Duch Święty będzie naszym światłem i natchnieniem.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wtorek 2 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie Św. Józefa Sebastiana Pelczara, Biskupa,
19 stycznia 2021.,
do czytań: Hbr 6,10–20; Mk 2,23–28
CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia: Nie jest Bóg niesprawiedliwy, aby zapomniał o czynie waszym i miłości, którą okazaliście dla imienia Jego, gdyście usługiwali świętym i jeszcze usługujecie. Pragniemy zaś, aby każdy z was okazywał tę samą gorliwość w doskonaleniu nadziei aż do końca, abyście nie stali się ospałymi, ale naśladowali tych, którzy przez wiarę i cierpliwość stają się dziedzicami obietnic.
Albowiem gdy Bóg Abrahamowi uczynił obietnicę nie mając nikogo większego, na kogo mógłby przysiąc, przysiągł na samego siebie, mówiąc: „Zaiste, hojnie cię pobłogosławię i ponad miarę rozmnożę”. A ponieważ tak cierpliwie oczekiwał, otrzymał to, co było obiecane. Ludzie przysięgają na kogoś wyższego, a przysięga dla stwierdzenia prawdy jest zakończeniem każdego sporu między nimi.
Dlatego Bóg pragnąc okazać ponad wszelką miarę dziedzicom obietnicy niezmienność swego postanowienia, wzmocnił je przysięgą, abyśmy przez dwie rzeczy niezmienne, co do których niemożliwe jest, by skłamał Bóg, mieli trwałą pociechę, my, którzyśmy się uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nadziei. Trzymajmy się jej jako bezpiecznej i silnej kotwicy duszy, kotwicy, która przenika poza zasłonę, gdzie Jezus poprzednik wszedł za nas, stawszy się arcykapłanem na wieki na wzór Melchizedeka.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego: „Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?”
On im odpowiedział: „Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom”.
I dodał: „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu”.
Zapewne od tych słów, jakie usłyszeliśmy w dzisiejszym pierwszym czytaniu: My, którzyśmy się uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nadziei; trzymajmy się jej jako bezpiecznej i silnej kotwicy duszy – zaczęto używać obrazu kotwicy jako symbolu nadziei. Przypominają się nam zapewne – w tym kontekście – symbole Polski walczącej, z okresu Drugiej Wojny światowej, czy okresu walki z komuną w naszej Ojczyźnie. Symbole te zawierały w sobie właśnie kotwicę jako znak nadziei – nadziei na wolność.
Takim bowiem symbolem posłużył się Autor Listu do Hebrajczyków, pisząc: Trzymajmy się jej [czyli nadziei] jako bezpiecznej i silnej kotwicy duszy, kotwicy, która przenika poza zasłonę, gdzie Jezus poprzednik wszedł za nas, stawszy się arcykapłanem na wieki na wzór Melchizedeka. Obraz ten zawiera w sobie głęboką symbolikę.
Zasłona, o której mowa, przywodzi na myśl zasłonę, oddzielającą w świątyni jerozolimskiej najświętsze miejsce obecności Boga. Wchodził tak tylko najwyższy kapłan – i to raz w roku – aby uzyskać dla ludzi pojednanie.
Autor dzisiejszego pierwszego czytania posługuje się tym obrazem, aby pokazać, że nasza kotwica zarzucona jest poza zasłonę Nieba – miejsca najświętszego ze świętych – gdzie Jezus, Jedyny i Najwyższy Kapłan, wszedł, aby przygotować nam tam miejsce, aby w ten sposób wypełniły się nasze nadzieje. Aby uzyskać dla nas pojednanie z Bogiem i wieczną szczęśliwość. Piękny i wielowymiarowy obraz!
Trzeba jednak zauważyć, że już wcześniej Autor biblijny dużo powiedział o wiarygodności Boga, który jest wierny danym przez siebie obietnicom, a żeby je jeszcze bardziej potwierdzić i uwiarygodnić, wzmocnił je przysięgą, złożoną na samego siebie. Bo na kogóż innego miałby przysięgać – jeżeli już miał przysięgać?… A właśnie chciał to uczynić, abyśmy byli pewni, że dotrzyma tego wszystkiego, co nam obiecał i nigdy nas nie zostawi.
Autor natchniony tak o tym mówi: Bóg pragnąc okazać ponad wszelką miarę dziedzicom obietnicy niezmienność swego postanowienia, wzmocnił je przysięgą. Nie musiał tego robić, bo w końcu jest Bogiem i powinno nam wystarczyć jedno Jego słowo. To i tak bardzo dużo! On jednak chciał uczynić także ten gest, będący czytelnym znakiem Jego miłości i troski o nas.
Oczywiście, największym znakiem tej Jego miłości i troski było i jest posłanie na świat swego Syna, aby dokonał zbawienia człowieka. I aby przyniósł mu nadzieję – niczym kotwicę, zarzuconą poza zasłonę Nieba. Znaczy to, że nasza nadzieja jest w całości oparta na Bogu i w Nim ma swoje źródło i swoje umocowanie. A jej potwierdzeniem są nie tylko zapowiedzi i obietnice Boga, dotyczące szczęśliwej wieczności dla tych, którzy Mu ufają, ale także tak wiele znaków troski Boga o nas, jakie widzimy praktycznie na co dzień.
Troski, która kazała Jezusowi dzisiaj stanowczo odpowiedzieć na zarzuty faryzeuszy stwierdzeniem: To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu. Słyszeliśmy w Ewangelii, czego dotyczyła cała sprawa. Chodziło o zrywanie kłosów zboża przez wygłodniałych Apostołów, co faryzeusze ocenili jako łamanie Bożego Prawa.
Jezus jasno „ustawił” całą sprawę, stwierdzając, że przepisy te mają służyć człowiekowi, jego prawdziwemu dobru, a nie być tylko zapisami dla samych zapisów. Na pewno, w żaden sposób nie mogą człowiekowi szkodzić – nie to było prawdziwą intencją Boga, kiedy je ustanawiał.
Wszystko bowiem, co Bóg postanowił, powiedział, uczynił, a nawet pomyślał – chociaż tego akurat nie jesteśmy w stanie stwierdzić, bo nie znamy myśli Boga, ale możemy być tego pewni – służy tylko i wyłącznie dobru człowieka. Temu prawdziwemu i trwałemu dobru, jakim jest – w ostatecznym wymiarze – wieczne zbawienie, a wcześniej: także wiele dobra już tu na ziemi i szczęścia, którego przecież nie tak rzadko doświadczamy.
Właściwie, to trzeba powiedzieć, że kiedy człowiek zachowuje stan łaski uświęcającej, czyli jest blisko Jezusa, a wręcz jedno z Nim, przyjmując Go w Komunii Świętej, to tak naprawdę zawsze jest szczęśliwy i spełniony. Choćby nawet doświadczał trudności i przeciwności, które poruszą jego serce, a wręcz wycisną łzy, to nigdy taki człowiek nie załamie się, nie podda rozpaczy, nie zrezygnuje z dobra, jakie czyni wszystkim wokół. Dlaczego tak będzie? Bo jego nadzieja będzie ulokowana w Niebie, w Jezusie – niczym kotwica, zarzucona za zasłonę niebieską.
Z pewnością, jest czymś naprawdę ważnym i potrzebnym, abyśmy jak najczęściej – codziennie, w ramach swoich modlitw – zarzucali ową kotwicę za zasłonę Nieba, czyli oddawali swoje życie i siebie samych Jezusowi, aby On mógł się nami troszczyć, zajmować, prowadzić nas…
Przykład takiej właśnie postawy, takiego zaufania, odnajdujemy w świadectwie życia Patrona dnia dzisiejszego, Świętego Józefa Sebastiana Pelczara, Biskupa.
Urodził się 17 stycznia 1842 roku w Korczynie koło Krosna. Jeszcze przed urodzeniem został ofiarowany Najświętszej Maryi Pannie przez swoją pobożną matkę. Ochrzczony dwa dni po urodzeniu, wzrastał w głęboko religijnej atmosferze. Od szóstego roku życia był ministrantem w parafialnym kościele. Po ukończeniu szkoły w Korczynie, kontynuował naukę w Rzeszowie. Zdał egzamin dojrzałości w 1860 roku i wstąpił do Seminarium Duchownego w Przemyślu. 17 lipca 1864 roku, przyjął święcenia kapłańskie.
Podjął pracę jako wikariusz w Samborze, jednak niedługo potem został skierowany na studia w Kolegium Polskim w Rzymie, na których uzyskał doktoraty z teologii i prawa kanonicznego. Oddawał się w tym czasie głębokiemu życiu wewnętrznemu i zgłębiał dzieła ascetyków. Owocem tego stała się jego praca zatytułowana Życie duchowe czyli doskonałość chrześcijańska. Przez dziesiątki lat służyła ona zarówno kapłanom, jak i osobom świeckim.
Po powrocie do kraju, w październiku 1869 roku, został wykładowcą teologii pastoralnej i prawa kościelnego w seminarium przemyskim, a w latach 1877 – 1899 był profesorem i rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Obok zajęć uniwersyteckich był również znakomitym kaznodzieją, zajmował się też działalnością kościelno – społeczną.
Odznaczał się gorliwością i szczególnym nabożeństwem do Najświętszego Sakramentu, do Serca Bożego i Najświętszej Maryi Panny, czemu dawał wyraz w swej bogatej pracy pisarskiej i kaznodziejskiej. W trosce o najbardziej potrzebujących oraz o rozszerzenie Królestwa Serca Bożego w świecie, założył w Krakowie, w 1894 roku, Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego , czyli Sercanek.
W 1899 roku, został biskupem pomocniczym, a 17 grudnia 1900 roku biskupem diecezjalnym diecezji przemyskiej. Jako gorliwy pasterz dbał o świętość diecezji. Swoją posługę opierał w wielkiej mierze na modlitwie, z której czerpał natchnienie i moc do pracy apostolskiej. Ubodzy i chorzy byli zawsze przedmiotem jego szczególnej troski. Jego rządy były czasem wielkiej troski o podniesienie poziomu wiedzy duchowieństwa i wiernych. W tym celu często gromadził księży na zebrania i konferencje oraz pisał wiele listów pasterskich. Popierał bractwa i sodalicję mariańską. Przeprowadził także reformę nauczania religii w szkołach podstawowych. Z jego inicjatywy powstał w diecezji Związek Katolicko – Społeczny. Zwiększył o pięćdziesiąt siedem liczbę placówek duszpasterskich.
Często przeprowadzał wizytacje kanoniczne w parafiach. W 1901 roku powołał do życia redakcję miesięcznika „Kronika Diecezji Przemyskiej”. W 1902 roku urządził bibliotekę i muzeum diecezjalne, założył Małe Seminarium i odnowił katedrę przemyską. Jako jedyny biskup w tamtych czasach, pomimo zaborów, odważył się w 1902 roku zwołać Synod diecezjalny – po stu siedemdziesięciu dziewięciu latach przerwy – aby oprzeć działalność duszpasterską na mocnym fundamencie prawa kościelnego. Wśród tych wszechstronnych zajęć przez cały czas prowadził także działalność pisarską.
Posiadał rzadką umiejętność doskonałego wykorzystywania czasu. Każdą chwilę umiał poświęcić dla chwały Bożej i zbawienia dusz. Był ogromnie pracowity, systematyczny i roztropny w podejmowaniu ważnych przedsięwzięć, miał doskonałą pamięć. Oszczędny dla siebie, hojnie wspierał wszelkie dobre i potrzebne inicjatywy.
Zmarł w Przemyślu, 28 marca 1924 roku, w opinii świętości. Beatyfikowany został w Rzeszowie 2 czerwca 1991 roku, przez Jana Pawła II. A już 18 maja 2003 roku, Jan Paweł II, ogłosił go Świętym.
W homilii powiedział wtedy: „Dewizą życia Biskupa Pelczara było zawołanie: «Wszystko dla Najświętszego Serca Jezusowego przez Niepokalane Ręce Najświętszej Maryi Panny». To ono kształtowało jego duchową sylwetkę, której charakterystycznym rysem jest zawierzenie siebie, całego życia i posługi, Chrystusowi przez Maryję. Swoje oddanie Chrystusowi pojmował nade wszystko jako odpowiedź na Jego miłość, jaką zawarł i objawił w sakramencie Eucharystii.”
Tyle Jan Paweł II. A sam Święty Biskup Józef Sebastian, w swoim dziele „Życie duchowne, czyli doskonałość chrześcijańska”, tak pisał: „Jaka to chwała, jakie szczęście dla nas, iż Pan Bóg pozwala miłować siebie, iż nas przypuszcza do słodkiej poufałości z sobą i przyjaciółmi nawet swoimi nazywa. […] Jeśli chcesz poznać ogrom tej miłości, rozważaj dzieła Boże, spełnione dla człowieka, a mianowicie trzy wieczne pomniki miłości: żłóbek, krzyż i ołtarz.
Szczególnie stań pod krzyżem i przypatrz się miłości Ukrzyżowanego, przypatrz się Ukrzyżowanemu. Stań przed Przenajświętszym Sakramentem i rozważ to niezmierne wyniszczenie się Boga utajonego, tę ogromną ofiarę z siebie, to całkowite oddanie się człowiekowi z miłości bez granic. Wniknij potem do Serca Jezusowego i przypatrz się Jego miłości.
Zaprawdę, żaden rozum nie zdoła pojąć, jak wielki płomień trawi to Serce Najmiłościwsze. Gdyby Mu było polecone nie raz, ale tysiąc razy za nas umrzeć, albo za jednego człowieka to samo wycierpieć, co wycierpiał za wszystkich, miłość Jego byłaby tę śmierć tysiąckrotną chętnie przyjęła i tyle cierpiała dla jednego, ile dla wszystkich. Gdyby było potrzebne, aby Pan zamiast trzech godzin – aż do sądnego dnia na krzyżu wisiał, miłość Jego niewyczerpana i to byłaby spełniła. A więc Jezus więcej nas miłował, aniżeli dla nas wycierpiał.” Tyle nasz dzisiejszy Patron.
A my, słuchając jego słów i słów Jana Pawła II o nim, wpatrując się w jego postawę, ale przede wszystkim słuchając Bożego słowa dzisiejszej liturgii, raz jeszcze odpowiedzmy sobie szczerze, czy całą naszą nadzieję naprawdę pokładamy w Jezusie Chrystusie, czy tę naszą kotwicę zarzucamy gdzie indziej – w ludzkie układy, czy za zasłonę ludzkich jedynie możliwości: swoich lub czyichś?… Czy mamy odwagę tylko Jezusowi tak naprawdę i bezgranicznie zaufać?…
Bóg na różne sposoby daje czytelne znaki Jego miłości i troski o nas. Bóg ma cały czas wciśnięty przycisk – „Jestem on-line: szukam ciebie”, a człowiek wykręca się wszelkimi sposobami od naciśnięcia swojego przycisku (out of touch). Bez wciśniętych obu przycisków faza nie będzie wzbudzona. Szukajmy Pana Boga na każdym kroku, bo jak raz się Go spotkało, wszystko inne jest drugorzędne. Jednak w życiu bywa, że człowiek odwróci się na chwilę to tu to tam, coś go zaabsorbuje i faza gdzieś zanika. Starajmy się iść prosto przed siebie za Panem Bogiem, nie oglądając się na ślepe, „zaminowane” uliczki, ani na fałszywe błyskotki.
Marcin naprawdę celuje w świetnych porównaniach. Tutaj z tymi przyciskami…
xJ