Bóg potężny – czy bardzo bliski?…

B

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa moja Siostrzenica, Weronika Niedźwiedzka. Dziękując Bogu za Jej osobę, za wielką radość, jaką wnosi do naszej Rodziny, życzę wszelkiego dobra z Nieba, szczególnie – jak najpiękniejszego przeżycia pierwszego spotkania z Jezusem w Komunii Świętej, co ma nastąpić w maju. Otaczam serdeczną modlitwą Solenizantkę, Jej Rodziców i Rodzeństwo.

Imieniny przeżywa dziś także Ksiądz Andrzej Biernat, za czasów mojej seminaryjnej formacji – Dyrektor administracyjny Seminarium, potem wieloletni Ojciec Duchowny Pielgrzymki Podlaskiej, a obecnie Dziekan mojego rodzinnego Dekanatu, w Białej Podlaskiej. Dziękując Solenizantowi za świadectwo wiary, «mocy i trzeźwego myślenia» w kontekście całego szaleństwa, związanego z tak zwaną pandemią, życzę dalszej odwagi w podejmowaniu racjonalnych decyzji, a tak w ogóle – życzę wielkiego zapału apostolskiego, którego nikt i nic nie zgasi. Także zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, mamy dziś pierwszy czwartek miesiąca. Proszę, abyście pamiętali przed Panem o nas, kapłanach, ale także o Osobach konsekrowanych – Zakonnikach i Zakonnicach – oraz o przygotowujących się do podjęcia tej służby w Kościele. Pomódlmy się o nowe powołania. I pomódlmy się za tych, którzy w realizacji swego powołania przeżywają kryzys. Niech za łaską Bożą, odzyskają zapał i gorliwość!

Wszystkie te intencje – i wszystkie Wasze intencje, jak również Was samych – będę dzisiaj polecał Matce Bożej Kodeńskiej, do której najprawdopodobniej wpadnę na minutkę.

Jutro zaś, na naszym forum, jak wynika ze świętej tradycji piątkowej – słówko z Syberii!

Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad dzisiejszym Bożym słowem, aby odnaleźć to jedno, konkretne przesłanie, z jakim Pan zwraca się do każdej i każdego z nas. Niech Duch Święty oświeci i poprowadzi!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 4 Tygodnia zwykłego, rok I,

4 lutego 2021.,

do czytań: Hbr 12,18–19.21–24; Mk 6,7–13

CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:

Bracia: Nie przystąpiliście do dotykalnego i płonącego ognia, do mgły, do ciemności i burzy ani też do grzmiących trąb i do takiego dźwięku słów, iż wszyscy, którzy go słyszeli, prosili, aby do nich nie mówił. A tak straszne było to zjawisko, iż Mojżesz powiedział: „Przerażony jestem i drżę”.

Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, do pośrednika Nowego Testamentu – Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż krew Abla.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi.

I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. „Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien”.

I mówił do nich: „Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich”.

Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.

Pierwsze dzisiejsze czytanie pokazuje nam dwa obrazy – dwa sposoby objawiania się Boga człowiekowi. Pierwszy obraz, to widok dotykalnego i płonącego ognia, […] mgły, […] ciemności i burzy, a także grzmiących trąb i […] takiego dźwięku słów, iż wszyscy, którzy go słyszeli, prosili, aby do nich nie mówił. A tak straszne było to zjawisko, iż Mojżesz powiedział: „Przerażony jestem i drżę”.

Natomiast drugi obraz to widok miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, a także niezliczonej liczby aniołów, oraz Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach. Widzimy w nim także obraz Boga, który sądzi wszystkich; obraz duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, a wreszcie także pośrednika Nowego Testamentu – Jezusa. Na koniec zaś słyszymy o pokropieniu krwią, która przemawia mocniej niż krew Abla. Co odróżnia od siebie te obrazy? Dlaczego są one rzeczywiście tak zupełnie inne?

Pierwszy, to obraz ukazywania się Boga w Starym Testamencie. Związany był najczęściej z niesamowitymi znakami w przyrodzie, z błyskiem i hukiem piorunów, poprzez które Bóg przypominał światu o swojej potędze. Zjawiska, o których dzisiaj słyszymy, przywołują starotestamentalny opis objawienia się Boga na górze Synaj.

Tam Izraelici nie mieli dostępu – zresztą, sami prosili Mojżesza, aby rozmawiał z Bogiem w ich imieniu, bo oni umierali wręcz ze strachu. Nawet sam Mojżesz, pomimo swej wielkiej zażyłości z Bogiem, także odczuwał strach. Bo Bóg jawił się ludziom wówczas jako – z jednej strony – zatroskany o swój lud Król i Pasterz, ale także, z drugiej strony, jako ktoś niezwykle wielki, wręcz straszny w swoim majestacie. Zapewne wówczas, w kontekście dużej „konkurencji”, spowodowanej kultem wielu fałszywych bóstw w państwach ościennych, potrzeba było takiej czytelnej manifestacji wielkości jedynego Boga.

W Nowym Testamencie jednak – dzięki Ofierze Jezusa Chrystusa – wszyscy otrzymali dostęp do góry Syjon, czyli do Nieba. Już nie muszą drżeć ze strachu przed Bogiem, jak drżał lud Starego Testamentu.

Z ostatniego zdania dzisiejszego pierwszego czytania jasno wynika, skąd ta zmiana sytuacji: oto krew Jezusa oczyszcza z grzechów, podczas gdy krew Abla woła z ziemi o Bożą pomstę. Na szczęście jednak dla nas, krew Jezusa przemawia mocniej niż krew Abla.

Jak więc bardzo zmieniła się nasza sytuacja przed Bogiem – dzięki Jezusowi i Jego zbawczej Ofierze. Jak wielką szansę wszyscy otrzymaliśmy – szansę zbawienia!

To właśnie o tym Dwunastu miało przekonywać wszystkich, do których dotrą w ramach misji, zleconej im dzisiaj przez Jezusa. Naśladując ubóstwo swego Mistrza, mają zdać się na opiekę Bożą, nie zabierając ze sobą żadnego zbędnego wyposażenia – niczym ciążącego balastu – ale korzystać z gościnności tych, którzy ich przyjmą. Jeżeli jednak gdzieś nie zostaną przyjęci, albo wręcz odrzuceni, mają takich ludzi i taką sytuację oddać bezpośrednio Bogu – niejako do Jego oceny. To miał oznaczać gest strząśnięcia prochu z nóg – na świadectwo dla nich.

Tym jednak, którzy ich przyjmą, mają udzielać darów Bożej łaski. I tak też się stało. Zgodnie z poleceniem Jezusa, wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali. Można więc powiedzieć, że oto Bóg, którego ludzie już nie muszą się bać, sam wychodzi do nich ze swoją łaską i dobrodziejstwami. Poprzez swoich wysłanników, Bóg Człowiek, Syn Boży – udziela swoich darów. Wystarczy tylko je przyjąć. A jednak, już w chwili posłania sam Jezus zaznaczył, że będą tacy, którzy nie przyjmą i nie będą słuchać.

I tak jest właściwie cały czas, przez wszystkie wieki istnienia Kościoła: łaska Boża jest hojnie udzielana wszystkim, którzy chcą ją przyjąć. Ale wielu nie chce. Bóg, który w Nowym Testamencie wręcz wychodzi na spotkanie człowieka, jest przez jednych przyjmowany z radością i wdzięcznością, ale przez wielu jest lekceważony i odrzucany. Nie mówiąc o jakimkolwiek strachu przed Bogiem, wielu za nic ma Jego samego i Jego zasady. Jest to oczywiście sprawą ich wolności – to są ich wybory, za które ponoszą odpowiedzialność. Szkoda tylko, że marnują tak wielką szansę…

na ile ja przejmuję się Bogiem i tym, co do mnie mówi? I co mi daje? Czy nie zapomniałem, kim On tak naprawdę jest? Jak wielkim jest On sam i jak wielkim jest to wszystko, co od Niego otrzymuję? Czy umiem – i chcę – docenić to i podziękować za wszystko mojemu dobremu Bogu? Wielkiemu – a przecież tak bardzo bliskiemu?…

13 komentarzy

  • Sama świadomość obecności Boga jest już połową sukcesu. Czy wolałbym znaleźć się w miejscu, czasie i przestrzeni w której miałbym świadomość, że Boga nie ma lub się mną (każdym człowiekiem) nie interesuje ? Przenigdy!!! Bo taka świadomość byłaby czymś strasznym… Po co żyć, skoro nie istnieje… lub jeśli mnie nie kocha – jaki sens ma moja miłość ? Na szczęście On jest i żyje i pomaga. To że w sposób często niezrozumiały, to oczywiste. Chce dla nas zawsze czegoś lepszego niż potrafimy sobie wyobrazić.

    • Marcinie, czy mogę zapytać ile czasu minęło od Twojego nawrócenia, czy zawsze byłeś osobą wierzącą?

      • Fajnie, że tu jesteś Aniu. Ja się nie nawrociłem. To znaczy, o ile ja rozumiem nawrócenie (nie cierpię tego wyrazu, brzmi bardzo technicznie) to jest oddawanie Panu Bogu swojej miłości tak by przemieniał ją za moją zgodą i upodabniał do Siebie. W dotychczasowej próbie nawrócenia zauważam, że im więcej jestem z Nim, tym mniej kanałów zaliczam. Ale brakuje mi tej ciągłości relacji. Niestety P. Jezus nie może powiedzieć o mnie, że daję z siebie wszystko… ale wiem że kiedy to nastąpi, moje życie stanie się prawdziwe. Bo żyć można tylko z Nim, inaczej zostaje wegetacja. Wszystko inne nie ma sensu, jeśli Jezus idzie w odstawkę. Bo np. można się modlić czyli czekać z utęsknieniem na moment rozmowy z Bogiem albo można podejść technicznie, bez serca, wydzielając Mu z góry swój czas np 5 minut i już w czasie tej rozmowy organizować swój dzien z tyłu głowy. Rozumiemy różnicę, prawda? To że napisalem że się nie nawróciłem wynika z tego że mój czas tylko dla Niego jest w godz 4 – 5.30 rano. Inne pory są zajęte przez rodzine, prace itp. Problem w tym, że bardzo rzadko idę na tę poranną pogawędkę. Ale wiem że jak już „zatrybię”, to będzie petarda.

          • Był. Bardzo prymitywny. Strach przed karą Bożą. Chodziło tylko o „wyczyszczenie” się przed Panem Bogiem w sakramencie spowiedzi. I na tym się konczyło. Na szczęscie mam ten etap za sobą. Teraz wiem że spowiedź jest dopiero początkiem przygody. Fascynującej przygody. Po spowiedzi nie można wrocic do domu, wygodnie usiaśc i powiedzieć: jestem gość! Odhaczyłem tą sprawę z samym Panem Bogiem i teraz mozna kozaczyć. To pierwsze sidła w które zazwyczaj wpadałem. Spowiedź to nie czyszczarka. Nowe spojrzenie zostało u mnie spowodowane szukaniem szukaniem i szukaniem… słuchaniem i czytaniem w moim przekonaniu mądrych księży ale też świeckich osób. Ale uwierz, prawdziwa zwalająca z nóg petarda ma miejsce dopiero jak widzisz, że ten kto Ci mówi jaki był i jest na prawdę Jezus, stara się mocno pokazywać to samo co wygłasza.

        • tak dopytuję, bo widzę w Twoich słowach siebie sprzed kilku lat, kiedy wydawało mi się, że wchodząc na pewien stopień relacji z Panem Bogiem może byc tylko lepiej, nie sposób odwrócić się od Boga wiedząc jak bardzo On kocha..teraz wiem, że „tamta „relacja mogła mieć miejsce tylko dlaczego ,że tak chciał Bóg, moje „rozumienie „Boga też wynikało,ze On dał się mi trochę poznać..teraz Bóg stanął obok, wiem, że jest ale relacja jest trudna, mozolna praca bez „petard” i mniej z mojej strony kwiecistych słów o mojej miłości do Niego, bo zdaję sobie sprawę ,że bez Jego pomocy i łaski nie jestem w stanie nic zrobić, to wszystko co było wynikało z Jego miłości do mnie a nie z mojej miłości do Niego

          • Z Twojej strony też musiała być nazwijmy to chęć współpracy. Myślisz, że rozminęłaś się w oczekiwaniach?

        • no właśnie chodzi o to,że to nie była współpraca, to była miłość Boga a z mojej strony to było czerpanie radości z obcowania z Nim i to że modliłam się, adorowałam, uczestniczyłam czesto we Mszy św wynikało bardziej z tego,ze chciałam doświadczyć radości z Jego obecności i Jego miłości niż z ofiarowana Mu siebie, swojego czasu, swojej miłości

          ja niczego nie oczekiwałam..choć jak czytałam Faustynę to ta relacja wydawała mi sie normalna i oczywista…teraz dopiero widze jak bardzo wtedy myliłam miłość , która była we mnie a pochodziła od Boga, nic mnie nie kosztowała, po prostu była…z tym czy naprawdę kocham Boga, z miłością, która ma wypływać z mojego serca,
          powoli dochodzę do prawdy o sobie, swojej wierze, swojej miłości do Boga..i tym bardziej trudno jest trwać , choć jednocześnie rośnie zdumienie i wdzięczność, że Bóg pokochał kogoś takiego jak ja

          • Wielkie dzięki za całą tę wymianę refleksji i osobistych doświadczeń w odkrywaniu w sobie miłości Boga, miłości do Niego – i w ogóle: Jego samego. Naprawdę, to bardzo budujące! Utrzymujcie ten wysoki styl – i ten zapał!
            xJ

  • Witam KS Jacku PR,zapraszam Ale dopiero dzisiaj doczytałam słowo Boże… piękne to prawda Bóg jest potężny i powinniśmy się to bać tzn naszego postępowania Ale zarazem jest łagodny i dobry i gdy tylko to wpidcimy do naszego serca dzieją się cuda nie oznacza to że już jesteśmy bezpieczni i nic nam nie będzie chodzi o to że on przeprowadźi nas że spokojem i przyjmiemy to co nam da i Matka Najświętsza zawsze będzie przy nas i uspokoi nas wiele takich sytuacji mamy w życiu i żeby to wszystko PR,wyrwać musimy zaufać Bogu a przedews Ustki chcemy a on przeprowdzi nas przez ciemną dolinę Bóg z wamu

    • Dzięki za komentarz, ale trochę ciężko się go czyta. Można coś zrobić z tymi literówkami? Bo nie wiem, czy wszystko dobrze zrozumiałem…
      xJ

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.