Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym swoje imieniny obchodzili:
►Ksiądz Prałat Mieczysław Lipniacki – mój „rodzony” Proboszcz, czyli pierwszy Proboszcz mojej rodzinnej Parafii i mój Proboszcz od Pierwszej Komunii Świętej, aż do Prymicji, a nawet jeszcze trochę po niej;
►Ksiądz Prałat Mieczysław Głowacki – mój Profesor w Seminarium, Promotor mojej pracy magisterskiej, mój Szef (przed laty) w Sądzie Biskupim;
►Ksiądz Kanonik Mieczysław Milczarczyk – do niedawna: Proboszcz Parafii w Radoryżu Kościelnym, gdzie rozpoczynałem swoją posługę kapłańską dwadzieścia cztery lata temu
Z kolei urodziny obchodziła wczoraj Monika Mazur, należąca w swoim czasie do jednej z moich Wspólnot młodzieżowych.
Natomiast dzisiaj urodziny przeżywa Ksiądz Tomasz Małkiński, z którym wspólnie prowadziliśmy przez rok dzieło Duszpasterstwa akademickiego w Siedlcach. Ksiądz Tomasz jest obecnie Proboszczem w Parafii Brzozowica Duża.
Życzę Świętującym samych dobrych natchnień z Nieba. Zapewniam o modlitwie!
Bardzo serdecznie dziękujemy Księdzu Markowi za wprowadzenie nas w Nowy Rok słówkiem z Syberii! Za życzenia i wskazania, jak żyć pełnią życia, jak przeżywać pełnię czasu, jak w swoim sercu składać – jedno do drugiego – i rozważać Boże słowo… Wielkie dzięki za te podpowiedzi!
Wspieramy modlitwą Parafię w Surgucie! Oby Pan błogosławił w tym Nowym Roku Księdzu Markowi, całej Jego Ekipie i całej Parafii. A dla Ojca Piotra wypraszamy Bożego miłosierdzia…
Moi Drodzy, widzę, że po mojej informacji o petycji niezależnych Lekarzy, w komentarzach wywiązała się ciekawa wymiana opinii. W pełni zgadzam się ze stanowiskiem Rafała, otwierającym tę dyskusję. Myślę, że powinniśmy o tym spokojnie, ale bardzo rzeczowo rozmawiać. A przede wszystkim modlić się, aby Pan sam wkroczył do akcji i rozwiązał wreszcie w tym roku cały problem.
Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem, aby odczytać osobiste przesłanie, z jakim Pan dzisiaj zwraca się do mnie. Niech Duch Święty przyjdzie ze swoim światłem i natchnieniem.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Druga Niedziela po Narodzeniu Pańskim,
2 stycznia 2022.,
do czytań: Syr 24,1–2.8–12; Ef 1,3–6.15–18; J 1,1–18
CZYTANIE Z KSIĘGI SYRACYDESA:
Mądrość wychwala sama siebie,
chlubi się pośród swego ludu.
Otwiera swe usta na zgromadzeniu Najwyższego
i ukazuje się dumnie przed Jego potęgą:
Wtedy przykazał mi Stwórca wszystkiego,
Ten, co mnie stworzył, wyznaczył mi mieszkanie
i rzekł: „W Jakubie rozbij namiot
i w Izraelu obejmij dziedzictwo”.
Przed wiekami, na samym początku mnie stworzył
i już nigdy istnieć nie przestanę.
W świętym przybytku, w Jego obecności,
zaczęłam pełnić świętą służbę
i przez to na Syjonie mocno stanęłam.
Podobnie w mieście umiłowanym dał mi odpoczynek,
w Jeruzalem jest moja władza.
Zapuściłam korzenie w sławnym narodzie,
w posiadłości Pana, w Jego dziedzictwie.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO EFEZJAN:
Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec
Pana naszego Jezusa Chrystusa,
który napełnił nas
wszelkim błogosławieństwem duchowym
na wyżynach niebieskich w Chrystusie.
W Nim bowiem wybrał nas
przed założeniem świata,
abyśmy byli święci i nieskalani
przed Jego obliczem.
Z miłości przeznaczył nas dla siebie
jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa,
według postanowienia swej woli,
ku chwale majestatu swej łaski,
którą obdarzył nas w Umiłowanym.
Przeto i ja usłyszawszy o waszej wierze w Pana Jezusa i o miłości względem wszystkich świętych, nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. Proszę w nich, aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznawaniu Jego samego. Niech da wam światłe oczy serca, tak byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.
W Nim było życie,
a życie było światłością ludzi,
a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła.
Pojawił się człowiek posłany przez Boga,
Jan mu było na imię.
Przyszedł on na świadectwo,
aby zaświadczyć o światłości,
by wszyscy uwierzyli przez niego.
Nie był on światłością,
lecz posłanym, aby zaświadczyć o światłości.
Była światłość prawdziwa,
która oświeca każdego człowieka,
gdy na świat przychodzi.
Na świecie było Słowo,
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego,
którzy ani z krwi,
ani z żądzy ciała,
ani z woli męża,
ale z Boga się narodzili.
Słowo stało się ciałem
i zamieszkało wśród nas.
I oglądaliśmy Jego chwałę,
chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca,
pełen łaski i prawdy.
Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: „Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie”. Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział. Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył.
Starotestamentalny Mędrzec Syracydes wygłasza dziś poemat na cześć Bożej Mądrości. W jego tekście, Mądrość ta jest nawet nie tyle jakąś wartością, co wręcz osobą, która jeszcze wychwala sama siebie, chlubi się pośród swego ludu. Otwiera swe usta na zgromadzeniu Najwyższego i ukazuje się dumnie przed Jego potęgą.
Jak dalej słyszymy, Ona sama mówi o sobie: Przed wiekami, na samym początku [Bóg] mnie stworzył i już nigdy istnieć nie przestanę. W świętym przybytku, w Jego obecności, zaczęłam pełnić świętą służbę […] Zapuściłam korzenie w sławnym narodzie, w posiadłości Pana, w Jego dziedzictwie.
Czymże jest ta Mądrość? A może: kimże jest? Różnie się to interpretuje, zwykle uznaje się ją za jeden z atrybutów samego Boga, a niektórzy uważają, że jest to jeden ze sposobów objawiania się Boga. Liturgia Kościoła nieraz odczytuje teksty, mówiące o tej odwiecznej Mądrości, w święta Najświętszej Maryi Panny. Chociaż bowiem Maryja nie istniała odwiecznie, to jednak w planach Bożych była przewidziana – podobnie, jak rola, jaką miała do odegrania w historii zbawienia – dlatego zapewne takie skojarzenie.
Natomiast dzisiaj trudno tych słów, z pierwszego czytania, nie odnieść wprost do Prologu Janowej Ewangelii, który już po raz trzeci słyszymy w Okresie Bożego Narodzenia. Słyszeliśmy go bowiem w sam dzień Bożego Narodzenia, słyszeliśmy go w ostatnim dniu roku kalendarzowego i słyszymy dzisiaj. Swoją drogą, to też coś nam mówi, że akurat ten fragment pojawia się aż tyle razy. Żaden inny – nawet Łukaszowy opis samego Narodzenia Jezusa pojawia się tylko raz, a Prolog Janowej Ewangelii aż trzy razy.
To znaczy, że jest tam przesłanie, które koniecznie musimy dobrze usłyszeć, postarać się należycie zrozumieć, wziąć głęboko do serca i w jakiś sposób kierować się nim w życiu. A padają tam słowa, które powinniśmy skojarzyć z tymi, zacytowanymi z pierwszego czytania. Jan pisze: Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.
Wydaje się, że tutaj już nie mamy wątpliwości, o jakim to Słowie mowa. Wszak wyraźnie słyszymy, że Ono było na początku i będąc Słowem Boga – samo było Bogiem. Poza tym – podobnie, jak w przypadku Mądrości, ukazanej w pierwszym czytaniu – przez to Słowo wszystko się stało, a więc Słowem tym świat i wszechświat zostały stworzone.
I dzisiaj to Słowo jawi się przed nami, a Święty Jan dopowiada, że Słowo to było na świecie, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego, którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. Po czym pada stwierdzenie, które tak dobrze znamy, bo kojarzy nam się mocno z przeżywanymi Świętami – wszak wyśpiewujemy je nawet w kolędach: Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas.
Trudne to do ogarnięcia ludzkim umysłem i ludzkimi kategoriami, ale w taki właśnie sposób Bóg chce się nam objawić i chce nam przyjść z pomocą. Wszak właśnie po to na początku wszystko stworzył – swoim Słowem i swoją Mądrością – aby obdarować człowieka całym tym swoim stworzonym pięknem, aby uczynić go szczęśliwym, aby okazać mu swoją miłość.
A nawet samego człowieka po to stworzył, aby mieć kogoś, kogo mógłby swoją miłością, swoim szczęściem i swoimi dobrodziejstwami obdarzać. To jest zamysł Jego Mądrości. Dlatego wypowiedział Słowo, przez które wszystko się stało. A ponieważ człowiek nie potrafił należycie docenić tych darów i zamiast Bogu dziękować, zaczął się przeciw Niemu buntować, przeto Bóg mógł go unicestwić, pozbyć się go. Tak samo szybko, jak powołał go do istnienia.
Jednak Bóg w ogóle nie miał tego w planach. Wprost przeciwnie, postanowił człowieka ratować! Można chyba powiedzieć, że Bóg postanowił ratować człowieka przed samym człowiekiem, przed jego własnym grzechem, jego własnym pogubieniem, czasami pychą, a czasami głupotą…
Pewnie właśnie tę nadzwyczajną miłość i dobroć Boga miał na myśli Święty Paweł, gdy pisał do Efezjan, w drugim dzisiejszym czytaniu: Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.
Moi Drodzy, postarajmy się zrozumieć te słowa: w odwiecznym Słowie – swoim Synu – Bóg widział już nas: każdą i każdego z nas! Już wtedy nas chciał! Już wtedy nas ukochał! Chciał nas świętymi i nieskalanymi – niestety, często nie pokrywało się to i nadal nie pokrywa z tym, co my chcemy… Bóg jednak – by tak to ująć – nie poddał się tak łatwo, nie ustąpił, postawił na swoim i postanowił dać każdej i każdemu z nas szansę powrotu do tej tak chcianej przez Niego naszej świętości.
A to wszystko, co tu sobie mówimy, moi Drodzy, pokazuje jasno i dobitnie, że Bogu naprawdę na nas zależy i – co warto koniecznie dopowiedzieć – zawsze zależało! Jego plany, Jego postanowienia w tej kwestii były i są niezmienne! On nas stworzył do szczęścia, do miłości, do piękna i dobra – i nie chce pogodzić się z tym, że my tego nie chcemy. Ale cóż – przecież to On sam obdarzył nas także wolnością, dzięki której sami wybieramy, jaką drogą pójdziemy.
Dlatego chociaż jesteśmy przez Boga ukochani i chce On naszego dobra, to jednak nie jesteśmy na nie „skazani”, nie jesteśmy zaprogramowani, nie jesteśmy do niczego zmuszani. Możemy powiedzieć Bogu: „Nie!” I – niestety – wielu z tej możliwości korzysta.
Odczuł to nawet na sobie Boży Syn – wcielone Słowo Ojca – o czym Święty Jan powie, iż przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Począwszy od momentu Narodzenia w takich, a nie innych warunkach; poprzez tak wiele wydarzeń z czasów życia i publicznej działalności Jezusa, aż po brutalne odrzucenie i zabicie przez przeciwników – wszystko to jest potwierdzeniem owego: swoi Go nie przyjęli…
Tak, ci wszyscy, którzy Mu byli przeciwni i żadnej okazji nie ominęli, żeby to pokazać – to też byli „swoi”. To byli także „Jego” ludzie – w tym sensie, że dla nich też przyszedł, dla nich też się poświęcał i ostatecznie także za nich oddał swoje życie. Także za tych, którzy Mu je bezpośrednio, fizycznie odebrali!
On ukochał wszystkich, nie czynił żadnych wyjątków, każdemu dał szansę i każdy miał możliwość skorzystać z Jego darów, nawrócić się, przyjąć Jego miłość i dobroć… Święty Jan wyraźnie mówi, że wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi… Trzeba jednak było – i wciąż trzeba – przyjąć Jezusa, przyjąć to przychodzące na świat wcielone Słowo. Taki jest w tej sprawie odwieczny zamysł Boga – taki jest Boży plan.
W tym planie jest miejsce dla każdej i każdego z nas – i to od samego początku. Nikt z nas nie jest jakąś zabłąkaną, przypadkową jednostką, dryfującą na oceanach świata to tu, to tam. Nie, nasze istnienie jest indywidualnie i celowo chciane i zaplanowane. Jesteśmy po prostu Bogu potrzebni. Tylko – czy Bóg potrzebny jest nam?… I czy mieści się w naszych osobistych planach?…
Oto dla każdego z nas przydzielona jest odpowiednia „dawka” miłości, dobra i szczęścia, w tym także – szczęścia wiecznego. Ta ostatnia – to taka dawka bez miary, bo szczęścia wiecznego nie da się przeliczyć, zważyć, ani wymierzyć. Tego dobra i szczęścia, które Pan chce nam dać na ziemi, też nie da się zmierzyć, ani przeliczyć. Jedynym ograniczeniem jest pojemność naszego serca: ile jesteśmy w stanie przyjąć?… Ile chcemy przyjąć?…
Bo może – jako rzekliśmy – nie mamy w swoich planach za bardzo spraw Bożych, gdyż o wiele bardziej jesteśmy pochłonięci swoimi, a i szczęście i dobro też jakoś sobie sami zorganizujemy… Niestety, tak dzisiaj człowiek często postępuje, tak sobie „sam radzi”, a jak sobie radzi, to właściwie każdy kolejny dzień aż nadto dobitnie pokazuje.
Całe to zamieszanie, jakie obecnie przeżywamy, a które – powiedzmy sobie szczerze – choć dolegliwe dla nas, to jednak nie jest niczym wyjątkowym i szczególnym, gdyż już niejedno zawirowanie przeżywaliśmy i niejedno jeszcze przed nami; zatem: całe to zamieszanie i wszelkie perturbacje, jakie się nam przytrafiają w sposób tak często niespodziewany, nieplanowany, stąd są, że my sobie próbujemy radzić bez Boga.
Można wprost wskazać na to, co się teraz dzieje u nas i na całym świecie – i bez ryzyka pomyłki powiedzieć: tak wygląda świat bez Boga! Tak wygląda świat, który w swoich planach, strategiach i działaniach – nie uwzględnił Boga! Zapomniał o Nim, albo wcale nie brał Go pod uwagę.
Widzimy wyraźnie, że w świecie, w którym nie ma miejsca dla Boga – nie ma też miejsca dla człowieka! Dlatego trzeba go zabić jeszcze przed urodzeniem, albo ewentualnie na starość, bo „po co ma się biedak męczyć”?… Albo podporządkować ludzkie życie i zdrowie szemranym interesom koncernów farmaceutycznych, lub jeszcze innym, równie brudnym interesom rządców tego świata, dla których w najmniejszym stopniu nie liczy się dobro człowieka, tylko władza i miliardowe zyski, osiągane choćby za cenę życia tysięcy ludzi. Jestem pewny, że dokładnie wiecie, o czym teraz mówię…
Tak właśnie wygląda świat bez Boga – świat, który na swoją mądrość postawił, a nie na Mądrość Bożą i który nie chce przyjąć wcielonego Słowa, nie chce słuchać Bożego słowa, bo na wszystko ma swoje słowa: swoją odpowiedź i swoje rozwiązanie wszystkich problemów.
Moi Drodzy, Pan Bóg miał zawsze i ma w swoich planach nasze dobro, a Jego planem docelowym jest wieczne zbawienie każdej i każdego z nas. Niestety, nasze życiowe plany są tak często poplątane, nieokreślone, rozchwiane, a nierzadko – nie ma ich w ogóle. Chodzimy jak błędne owce, bez kierunku, bez celu i bez sensu. Dajemy się poprowadzić każdemu, kto się lepiej zaprezentuje przed kamerą, albo sprytnie podejdzie nas gładką „gadką”.
Może więc warto – może już czas najwyższy – swoje życiowe plany uzgodnić z Bożymi planami? A najlepiej – dać się po prostu Bogu poprowadzić… Za rękę! A wtedy dopiero świat wyjdzie na prostą i wróci normalność.