Panie, jeśli zechcesz….

P

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Ksiądz Dariusz Radzikowski, mój Kolega kursowy, Proboszcz Parafii Polubicze, w Diecezji siedleckiej. Życzę nieustającego i wciąż wzrastającego zapału duszpasterskiego. Zapewniam o modlitwie!

Dziękuję Księdzu Leszkowi za przygotowanie rozważania także dzisiaj. I już zapraszam Was, moi Drodzy, do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co mówi dziś do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem do mnie się zwraca? Duchu Święty, pomóż dokładnie odczytać!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 1 Tygodnia zwykłego, rok II,

13 stycznia 2022.,

do czytań: 1 Sm 4,1–11; Mk 1,40–45

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI SAMUELA:

W tym czasie Filistyni zgromadzili się, by walczyć przeciw Izraelitom.

Izraelici wyruszyli do walki z Filistynami. Rozbili oni obóz koło Eben–Haezer, natomiast Filistyni rozbili obóz w Afek. Filistyni przygotowali szyki bojowe przeciw Izraelitom i rozgorzała walka. Izraelici zostali pokonani przez Filistynów, tak że poległo na pobojowisku, na równinie, około czterech tysięcy ludzi.

Po powrocie ludzi do obozu starsi Izraela stawiali sobie pytanie: „Dlaczego Pan dotknął nas klęską z ręki Filistynów? Sprowadźmy sobie tutaj Arkę Przymierza Pana z Szilo, ażeby znajdując się wśród nas, wyzwoliła nas z ręki naszych wrogów”.

Lud posłał więc do Szilo i przywieziono stamtąd Arkę Przymierza Pana Zastępów, który zasiada na cherubach. Przy Arce Przymierza Bożego byli dwaj synowie Helego: Chofni i Pinchas.

Gdy Arka Przymierza Pana dotarła do obozu, wszyscy Izraelici wołali w radosnym uniesieniu, że aż ziemia drżała.

Kiedy Filistyni usłyszeli głos okrzyków, mówili: „Co znaczy ów głos tak gromkich okrzyków w obozie izraelskim?” Gdy dowiedzieli się, że Arka Pana przybyła do obozu, Filistyni przelękli się. Mówili: „Ich Bóg przybył do obozu”. Wołali: „Biada nam! Nigdy dawniej czegoś podobnego nie było. Biada nam! Kto nas wybawi z mocy tych potężnych bogów? Przecież to ci sami bogowie, którzy zesłali na Egipt przeróżne plagi na pustyni. Trzymajcie się dzielnie i bądźcie mężni, o Filistyni, żebyście się nie stali niewolnikami Hebrajczyków, podobnie jak oni byli waszymi niewolnikami. Bądźcie więc mężami i walczcie!”

Filistyni stoczyli bitwę i zwyciężyli Izraelitów, tak że uciekł każdy do swego namiotu. Klęska to była bardzo wielka. Zginęło bowiem trzydzieści tysięcy izraelskiej piechoty. Arka Boża została zabrana, a dwaj synowie Helego, Chofni i Pinchas, polegli.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Trędowaty przyszedł do Jezusa i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.

Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.

Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

A OTO SŁÓWKO KSIĘDZA LESZKA:

Dziś Jezus znów uzdrawia ! Uzdrawia osobę chorą na trąd!

W owych czasach choroba ta budziła powszechny strach. Była straszliwym schorzeniem, szpecącym i wyniszczającym organizm człowieka. Wiązała się z niesamowitymi cierpieniami, zarówno fizycznymi, jak i psychicznymi, ponieważ pomimo nieopisanego bólu fizycznego – osoby chore na trąd były też wykluczone społecznie, skazywane na wygnanie do miejsc odizolowanych, na tyle odległych od ludzi, aby nikogo nie zarazić.

Człowiek chory na trąd nie miał prawa do nikogo się zbliżać, a tym bardziej dotykać. Przechodząc blisko ludzi, musiał ostrzegać ich przed sobą, krzycząc: „Nieczysty! Nieczysty!” Jakież to musiało być poniżające i upadlające dla takiego człowieka! Pozostawiony sam sobie, bez żadnej pomocy i wsparcia, taki człowiek – można powiedzieć – był umarły za życia…

Natomiast trędowaty z dzisiejszej Ewangelii, gdy zobaczył nadchodzącego Jezusa, postawił wszystko na jedna kartę i – jak usłyszeliśmy – przyszedł do Jezusa i upadłszy na kolana prosił Go: Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić. Zauważmy, jak wielkie musiało być jego zdeterminowanie i odwaga, ale też jak wielka musiała być jego wiara i pokora. Powiedział: jeśli chcesz… Nic nie wymuszał, nie nalegał, po prostu poprosił, a decyzję pozostawił Bogu.

Może gdyby wtedy nie poprosił, straciłby ostatnią szansę na tak bliskie spotkanie. Poniżony chorobą, uniża się jeszcze bardziej, by błagać o dar życia i zdrowia. On zaryzykował: dziś – albo nigdy! Po prostu spróbował…

Spójrzmy też na postawę Jezusa: nie odwraca się od tego człowieka, nie boi się jego choroby, a wręcz przeciwnie – lituje się nad nim i wbrew wszystkim rozmawia z nim, a nawet go dotyka! Jak słyszeliśmy: Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”.

Ten fragment Ewangelii pokazuje nam niesamowitą miłość Boga do człowieka. Jezus nie patrzy na to, w jakim stanie dziś się znajdujemy – czy jesteśmy chorzy, w nałogach, ogołoceni z człowieczeństwa, z szacunku do samych siebie i ludzi; czy może leżymy zatopieni w alkoholu, moralnej nieczystości czy innych używkach. On zawsze jest w pobliżu.

Gdy tylko westchniemy, zbliża się do nas i – pomimo naszego brudu – nie brzydzi się i podaje rękę. Codziennie czeka na nas w tabernakulum i w konfesjonale. Mówi: „Przyjdź… Uklęknij… Wyciągnij rękę… Chcę Cię oczyścić…”. Codziennie zaprasza do modlitwy, do rozmowy, do dialogu – ponieważ do tego, by doznać uzdrowienia, potrzebna jest relacja. Człowiek pokorny zawsze prosi: „Boże przebacz – przepraszam…”, „Boże, ulecz…”, „Boże, wysłuchaj… Proszę…”

Ale człowiek pokorny zostawia decyzję Panu Bogu, mówiąc: Bądź wola Twoja… Jeśli chcesz… I akceptuje ją, wierząc, że co by się nie wydarzyło, to w jego życiu będzie to najlepszym wyjściem z danej sytuacji. Natomiast człowiek pyszny nigdy nie poprosi o pomoc, a będzie zdawał się jedynie na własne siły.

Kiedyś słuchałem sondażu ulicznego, w ramach którego przechodniom zadano pytania: „Komu ufasz?”, „W kogo wierzysz?” Odpowiedzi były rożne, z reguły nie sprzyjające Bogu i wierze. Ale szczególnie utkwiła mi jedna odpowiedź.

Otóż, jedna z ankietowanych, na pytanie: „Komu ufasz?”, „W kogo wierzysz?”, odpowiedziała: „Ufam sobie i swoim dzieciom!”, „Wierzę w siebie i w swoje dzieci!” I po chwili zastanowienia, po krótkiej pauzie, jeszcze raz potwierdziła: „Tak, ufam sobie i swoim dzieciom, wierze w siebie i swoje dzieci”. Trudno się odnieść do tej odpowiedzi… Pozostawiam ją bez komentarza…

Ale może warto zadać sobie pytanie: „A komu ja ufam? W kogo ja wierzę? Czy wierzę, że Bóg może mnie uzdrowić, oczyścić i wesprzeć? Czy raczej liczę na własne siły, znajomości, zdolności?…

Pewien angielski malarz przedstawił Chrystusa stojącego na jednym ze znanych mostów w Londynie. Chrystus ma wyciągnięte ręce w stronę przechodzących ludzi, jakby zachęcał do zatrzymania się i choć chwilowej rozmowy. Nikt jednak, poza jedną dziewczyną, nie zwraca na Niego uwagi. Wszyscy biegną przed siebie, pędzą do swoich obowiązków… Obraz jest bardzo wymowny: Jezus wyciąga ręce, chce przywitać się, pomóc, porozmawiać, uleczyć, pocieszyć…

Wyciągnięte ręce Jezusa to też w pewnym sensie zaproszenie: Chodź, przytulę Cię, pobłogosławię, wezmę w ramiona, uzdrowię… Sam Jezus pragnie dotykać człowieka! Dotyk jest wyrazem bliskości, bo Jezus przecież po to przyszedł, by być blisko najbardziej potrzebujących. I chociaż mógłby uzdrowić niejednego „trędowatego” z daleka, bez dotyku, to jednak zbliża się i pragnie dotknąć, pokazując jak bardzo KOCHA!

Powyższy przykład jest ilustracją życia niejednego z katolików – Jezus na co dzień spotyka się tam z obojętnością, z brakiem szacunku, ze zdegradowaniem. Ludzie pozostają obojętni na Jego miłość, dobroć, obecność, troskę, miłosierdzie… Choroba obojętności to taki nasz dzisiejszy „trąd” – symbol grzechu, który skutecznie oddala od Boga. Warto się nad tym zastanowić.…

Pomyślmy: Czy my, w naszym zabieganiu, zauważamy przechodzącego obok nas Jezusa? Ilu ,,trędowatych” na ciele i duszy mogłoby być dzisiaj uzdrowionych? A ilu z nas tego pragnie? Czy nasze serca są pokorne i gotowe na łaskę? Czy jesteśmy w stanie przyjść, upaść na kolana i zawołać ,,Panie, jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić”?…

Nie zmarnujmy tej szansy, że Jezus jest blisko i zawsze w pogotowiu, że wyciąga ręce i czeka, abyśmy i my podali Mu naszą dłoń. Rozejrzyjmy się dobrze i spróbujmy Go zauważyć. A wtedy prośmy o uzdrowienie. On tej pomocy na pewno nam nie odmówi. On jest Miłością i dla Niego nie ma nic niemożliwego! On czeka. Ale decyzję pozostawia Tobie – i mnie…

2 komentarze

  • „Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. ”
    Jak to się dzieje, że człowiek trędowaty , doznający tak wielkiej łaski od Jezusa zamiast bezgranicznej wdzięczności, skazuje Jezusa na przebywanie „w miejscach pustynnych” bo nie wypełnił drobnej Jego prośby by nikomu nie mówił o swoim uzdrowieniu. Nie wiemy czy wykonał choć drugi nakaz Jezusa.
    Zakładam, że działał w dobrej wierze, że kierowała nim radość z uzdrowienia, ale owocem takiego nierozważnego działania, było że Jezus nie mógł jawie działać. Sam przywrócony do życia , do społeczności, skazał swego Wybawiciela na ukrywanie.
    Co mi mówi ten fragment Ewangelii?
    – że należy nie tylko prosić ale i dziękować,
    – że muszę rozważnie słuchać rozmówcy,
    – że muszę kontrolować swój język, mowę, swoje emocje
    – okiełznać „spontan” a spokojnie rozeznawać co przyniesie pożytek mnie i innym.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.