Szło za Nim mnóstwo ludu…

S

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:

Ojciec Sebastian Wiśniewski, Oblat, były Przełożony zakonnej Wspólnoty kodeńskiej;

Ksiądz Sebastian Bisek – mój były Uczeń, któremu miałem przyjemność pisać opinię katechetyczną, kiedy szedł do Seminarium – obecnie odbywający studia specjalistyczne na KUL.

Ojciec Sebastian Feret, Franciszkanin, Gwardian Klasztoru i Proboszcz Parafii, na terenie której mieszkam w Lublinie;

Sebastian Karczewski – znajomy Dziennikarz „Naszego Dziennika”;

Sebastian Kucharski – za moich czasów: Lektor w Celestynowie;

Sebastian Gruszczyński – za moich czasów: Lektor w Miastkowie Kościelnym;

Sebastian Rymuza – Student naszej siedleckiej Uczelni, włączający się w działalność Duszpasterstwa Akademickiego.

Życzę Solenizantom, aby zawsze i w każdej sytuacji ufali Jezusowi! Więcej o tym w rozważaniu. Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, jutro na naszym forum – jak co piątek – słówko z Syberii! Oczekujemy!

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dzisiaj mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem zwraca się do mnie dzisiaj? Niech Duch Święty przyjdzie nam z pomocą…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 2 Tygodnia zwykłego, rok II,

20 stycznia 2022.,

do czytań: 1 Sm 18,6–9;19,1–7; Mk 3,7–12

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI SAMUELA:

Gdy Dawid wracał po zabiciu Filistyna Goliata, kobiety ze wszystkich miast wyszły ze śpiewem i tańcami naprzeciw króla Saula, przy wtórze bębnów, okrzyków i cymbałów. I śpiewały kobiety wśród grania i tańców: „Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy”. A Saul bardzo się rozgniewał, bo nie podobały mu się te słowa. Mówił: „Dawidowi przyznały dziesiątki tysięcy, a mnie tylko tysiące. Brak mu tylko królowania”. I od tego dnia patrzył Saul na Dawida zazdrosnym okiem.

Saul namawiał syna swego, Jonatana, i wszystkie sługi swoje, by zabili Dawida. Jonatan jednak bardzo upodobał sobie Dawida, uprzedził go więc o tym, mówiąc: „Ojciec mój, Saul, pragnie cię zabić. Od rana miej się na baczności; udaj się do jakiejś kryjówki i pozostań w ukryciu. Tymczasem ja pójdę, by stanąć przy mym ojcu na polu, gdzie ty się będziesz znajdował. Ja sam porozmawiam o tobie z ojcem. Zobaczę, co będzie, i o tym cię zawiadomię”.

Jonatan mówił życzliwie o Dawidzie ze swym ojcem, Saulem. Powiedział mu: „Niech nie zgrzeszy król przeciw swojemu słudze, Dawidowi! Nie zawinił on przeciw tobie, a czyny jego są dla ciebie bardzo pożyteczne. On przecież swoje życie narażał, on zabił Filistyna, dzięki niemu Pan dał całemu Izraelowi wielkie zwycięstwo. Patrzyłeś na to i cieszyłeś się. Dlaczego więc masz zamiar zgrzeszyć przeciw niewinnej krwi, bez przyczyny zabijając Dawida?” Posłuchał Saul Jonatana i złożył przysięgę: „Na życie Pana, nie będzie zabity!”

Zawołał Jonatan Dawida i powtórzył mu całą rozmowę. Potem zaprowadził Dawida do Saula i Dawid został u niego jak poprzednio.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Jezus oddalił się ze swymi uczniami w stronę jeziora. A szło za Nim wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach. Toteż polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli.

Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć. Nawet duchy nieczyste, na Jego widok, padały przed Nim i wołały: „Ty jesteś Syn Boży”. Lecz On surowo im zabraniał, żeby Go nie ujawniały.

I pomyśleć tylko, że Saul mógłby już w tym momencie nie żyć, albo być w niewoli u Filistynów. Z tego bowiem, co czytamy na kartach Pisma Świętego, w Pierwszej Księdze Samuela, liczba i uzbrojenie wojsk filistyńskich przeraziły go i wszystkich jego wojowników. A już pojawienie się olbrzyma Goliata, który prosto w oczy urągał Izraelitom i ich Bogu, dopełniała miary strachu. Wszyscy bowiem, którzy mieli jakiekolwiek rozeznanie w realiach wojennych, zdawali sobie doskonale sprawę, że sytuacja jest bardzo trudna, o ile nie beznadziejna.

Dlatego z takim zdziwieniem i niedowierzaniem przyjęto w obozie izraelskich propozycję młodego pasterza, Dawida, który zaoferował pokonanie Goliata i jego wojska. Ot, tak, po prostu… Już sama ta propozycja wywołała niedowierzanie, a kiedy jeszcze Dawid zrezygnował z założenia pancerza i przypasania miecza, tylko wyruszył „uzbrojony” w kilka kamyków i procę, to już był szok.

Z drugiej jednak strony – nie było innych propozycji, nikt bowiem inny nie odważył się stanąć do walki z Goliatem, przeto uznano, że skoro i tak nie ma nic do stracenia, to na zasadzie, że tonący brzytwy się chwyta, pozwolono Dawidowi na tę przedziwną wojenną wyprawę.

I okazało się, że warto było, bo Dawid zwyciężył! Pokonał Goliata! Ot, tak, po prostu… Dzięki temu – jako rzekliśmy na początku – i Saul mógł cieszyć się życiem, i wszyscy jego wojownicy.

Wydawałoby się więc, że nie pozostaje już nic innego, jak tylko dziękować Bogu i błogosławić Mu za to, czego dokonał przez młodego i – tak po ludzku – słabego chłopca, a samego chłopca dosłownie na rękach nosić, iż tak bardzo zaufał Bogu, iż z Jego pomocą uratował swój lud. Tak zasadniczo powinno być i tego można by się spodziewać.

Okazuje się jednak, że wcale niekoniecznie… Oto bowiem słyszymy dzisiaj, że Saul bardzo się rozgniewał, bo nie podobały mu się […] słowa kobiet, wychwalających dokonania Dawida. Dlatego mówił: „Dawidowi przyznały dziesiątki tysięcy, a mnie tylko tysiące. Brak mu tylko królowania”. I od tego dnia patrzył Saul na Dawida zazdrosnym okiem. I to bardzo zazdrosnym, wręcz zawistnym!

I nawet ostatnie zdania dzisiejszego pierwszego czytania nie powinny nas zmylić. Słyszymy tam bowiem, że po słowach Jonatana, swego syna, który zdecydowanie wziął w obronę Dawida, posłuchał Saul Jonatana i złożył przysięgę: „Na życie Pana, [Dawid] nie będzie zabity!” Zawołał Jonatan Dawida i powtórzył mu całą rozmowę. Potem zaprowadził Dawida do Saula i Dawid został u niego jak poprzednio.

Tak rzeczywiście było, ale tylko przez moment. Od tego bowiem czasu historia wzajemnych relacji Saula i Dawida to historia ciągłego nastawania tego pierwszego na tego drugiego, przy jednoczesnych szczerych staraniach Dawida o to, aby zyskać życzliwość króla. Na próżno! Zawzięty władca, zapatrzony w siebie i w swoją władzę, wiedząc już od Proroka, że Bóg faktycznie odwrócił się od niego i tę władzę mu odbiera – brnął coraz bardziej w zło, w pychę, arogancję, agresję, absurd, czego skutkiem jest mnożenie nieprawości i rozsiewanie wokół siebie dezorientacji, zamętu i strachu.

Niestety, król Saul, wybrany przecież przez Boga na króla i obdarzony przez Niego pełnym zaufaniem – wszystko stracił. Skoro już bowiem zdarzyło mu się to nieszczęście, że pobłądził, to zamiast jak najszybciej wycofać się ze złej drogi i ukorzyć przed Bogiem – do czego przecież nieustannie wzywał go Prorok Samuel – wolał brnąć w grzech, w zło… A to już jest droga w jednym kierunku – do zguby! Bo jedno zło pociąga za sobą kolejne zło, a każde kłamstwo nakręca kolejne kłamstwo, wskutek czego człowiek się coraz bardziej pogrąża!

I tak właśnie działo się z Saulem – i to nie od tego wydarzenia, o którym dzisiaj słyszymy, ale już od jakiegoś czasu wcześniej, kiedy to Prorok wyraźnie powiedział mu, że Bóg odbiera mu królestwo.

Trudno powiedzieć, co sobie przez cały ten czas myślał Saul… Że przechytrzy Boga? Albo jakoś Go „ugłaszcze”, wskutek czego Bóg w końcu powie mu: „No dobrze, nich ci będzie, jakoś się dogadamy”… Tak myślał? Nie wiemy. Widzimy jednak, co wyprawiał i jak się zachowywał. I doskonale uświadamiamy sobie – i wprost to sobie mówimy – że tak po prostu nie wolno!

Tak nie wolno postępować – ani w stosunku do Boga, ani do drugiego człowieka! Nie wolno brnąć w zło, oszukując samego siebie i ludzi, a do tego próbując oszukiwać Boga. Nie wolno! To nie ma sensu! To droga donikąd! Trzeba natychmiast wracać do Boga, w pełni uświadomić sobie popełnione zło, nazwać je po imieniu, zdemaskować – bez względu na to, jak wielkie by ono nie było i jakiego wstydu by nie powodowało, jak bardzo by człowieka nie przygniatało. Trzeba je właśnie w pełni sobie uświadomić, przyznać się do niego – i z Bożą pomocą wychodzić z ciemnego zaułka. Bo dalsze brnięcie – jest właśnie kroczeniem w ciemność, jest zmierzaniem do zguby…

Dlatego o wiele lepszym rozwiązaniem jest to, którego przykład dają nam dzisiaj te wielkie rzesze ludzi, którzy z Galilei, Ttakże z Judei, z Jerozolimy, z Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szli do Jezusa na wieść o Jego wielkich czynach. Wszyscy chorzy, cierpiący, ale też dręczeni przez duchy nieczyste – nie próbowali radzić sobie sami i nie udawali, że nic się nie dzieje, albo że sobie sami poradzą. Nie!

Oni właśnie jasno uświadamiali sobie, że bez Jezusa sobie nie poradzą, że tylko On może im poradzić, a oni – mogą się zdać całkowicie na Niego. I tylko na Niego. Bo sami z siebie – są totalnie bezradni. Nie ma więc sensu dalsze brnięcie w bezradność…

Tak samo, jak nie ma sensu brnięcie w grzech, nieprawość, fałsz… W każdej z tych sytuacji trzeba jak najszybciej wracać do Jezusa! Bez kombinowania, bez oszukiwania siebie i innych, bez usprawiedliwiania swoich machlojek, bez tłumaczenia, że czarne to białe, a białe to czarne – od razu do Jezusa! Z całą swoją bezradnością – i z całą szczerością!

To naprawdę jedyne, sensowne wyjście z każdej trudnej i zagmatwanej sytuacji…

6 komentarzy

  • W tej konkretnej sytuacji ukazanej w Czytaniu, wstawiania się Jonatana u ojca, za Dawidem można wysnuć wniosek, że niekiedy dziecko jest mądrzejsze od rodziców, zwłaszcza jak starszym grzech przysłoni oczy i wypełni serce. To może się przydarzyć również nam. Czuwajmy więc by zazdrość lub inny grzech nie oślepił nas, byśmy mogli szczerze, realnie ocenić sytuację i nie narazili się na nieprzychylność Boga.

    • Dziecko mądrzejsze od rodziców?
      Myślę, że od dzieci możemy się naprawde dużo nauczyć. I to w tych „najprostszych „kwestiach życiowych.
      Gosia

      • Obserwując moje Siostrzenice i Siostrzeńca, słuchając Ich i rozmawiając z Nimi, niejednokrotnie przekonywałem się, jak bardzo mądre są Dzieciaki! Jak uważnie słuchają, jak wyłapują nasze niektóre zdania, słowa… Także te, których nie chcielibyśmy, aby je słyszały… A One usłyszały… I pytają, o co w nich chodzi, co znaczy to, co było powiedziane?… I weź się teraz, człowieku, tłumacz… Ale to jest właśnie piękne w postawie dziecka!
        xJ

  • Często czytamy o tłumach idących za Jezusem.
    Za każdym razem gdy czytam o tłumach, zastanawiam się czy też by to tak wyglądało w dzisiejszych czasach. Jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić.
    Oczywiście wtedy też byli przeciwnicy Jezusa, jak i teraz… Ale mam wrażenie, że z czasem jakby tych przeciwników było więcej.

    Wiara tych ludzi też była większa, głębsza, bezgraniczna. Wierzyli, że wystarczy np ” dotknąć płaszcza” …

    Gosia

    • Często mamy za dużo innych bodźców a w zasadzie śmieci które naszą wiarę tłamszą.
      Szukamy różnych rozwiązań a mamy je pod ręką .Żyjemy stosunkowo wygodnie na tym świecie i często nawet trudne doświadczenia tej wiary nie pogłębiają.

      • Szczególnie ostatnio można odnieść takie wrażenie, że ta cała historia z wirusem chyba naszej wiary za bardzo nie pogłębiła… A przynajmniej – nie u wszystkich.
        A co do tłumów, idących za Jezusem, to bardzo mi się to słowo „tłum” nie podoba. Tłum – to przecież jakaś bezkształtna masa, a tymczasem Jezus dostrzega każdego człowieka indywidualnie, osobiście… Wiem, że tu chodzi o jedno słowo i może nie trzeba się czepiać pojedynczego słowa, ale byłbym za tym, żeby tłumacz użył jakiegoś innego określenia, może „mnóstwo”, „rzesze ludzi”, albo „bardzo wiele osób”… Bo na pewno dla Jezusa nie jesteśmy żadnym tłumem.
        xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.