Szczęść Boże! Moi Drodzy, serdecznie dziękujemy Księdzu Markowi i Jego Ekipie za wczorajsze słówko z Syberii. Dziękujemy Bratu Wojciechowi, Siostrze Teresie – i samemu Księdzu Markowi. Wspieramy modlitwą Rekolekcje wielkopostne, jakie się u nich dokonują, ale też wspólnie modlimy się o pokój. Czynimy to dziś szczególnie przez wstawiennictwo Świętego Jana Pawła II, którego siedemnastą rocznicę przejścia do Domu Ojca obchodzimy.
A tutaj mamy słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Pamiętajmy o pierwszej sobocie miesiąca, którą dziś przeżywamy. A tak w ogóle pamiętajmy, że mamy Wielki Post.
I pamiętajmy, że mamy wiosnę. Naprawdę! Nawet, jeżeli widzimy za oknem to, co ja teraz widzę…
Przepraszam za opóźnienie w zamieszczeniu dzisiejszego słówka. Niestety, musiałem się na szybko zająć z rana różnymi sprawami. Ale już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim przesłaniem zwraca się do mnie osobiście? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Sobota 4 Tygodnia Wielkiego Postu,
2 kwietnia 2022.,
do czytań: Jr 11,18–20; J 7,40–53
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:
Pan mnie pouczył i dowiedziałem się; wtedy przejrzałem ich postępki.
Ja zaś jak baranek oswojony, którego prowadzą na rzeź, nie wiedziałem, że powzięli przeciw mnie zgubne plany: „Zniszczmy drzewo wraz z jego mocą, zgładźmy go z ziemi żyjących, a jego imienia niech już nikt nie wspomina!”
Lecz Pan Zastępów jest sprawiedliwym sędzią, bada sumienie i serce. Chciałbym zobaczyć Twoją zemstę nad nimi, albowiem Tobie powierzam swoją sprawę.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Wśród tłumów słuchających Jezusa odezwały się głosy: „Ten prawdziwie jest prorokiem”. Inni mówili: „To jest Mesjasz”. Jeszcze inni mówili: „Czyż Mesjasz przyjdzie z Galilei? Czyż Pismo nie mówi, że Mesjasz będzie pochodził z potomstwa Dawidowego i z miasteczka Betlejem?” I powstało w tłumie rozdwojenie z Jego powodu. Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz nikt nie odważył się podnieść na Niego ręki.
Wrócili więc strażnicy do kapłanów i faryzeuszów, a ci rzekli do nich: „Czemuście Go nie pojmali?”
Strażnicy odpowiedzieli: „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak Ten człowiek przemawia”.
Odpowiedzieli im faryzeusze: „Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty”.
Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego: „Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada, co czyni?”
Odpowiedzieli mu: „Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei”.
I rozeszli się każdy do swego domu.
Kiedy tak słuchamy dzisiejszej Ewangelii, to może nawet mamy ochotę się uśmiechnąć, widząc całe poruszenie – żeby nie powiedzieć: zamieszanie – jakie wywołuje osoba Jezusa. I żeby było jasne i żeby to wyraźnie powiedzieć: to nie Jezus chciał tego zamieszania i nie On je spowodował.
To jest właśnie ciekawe: Jezus cały czas mówi i robi swoje; idzie jedną, bardzo prostą i konkretną drogą – na którą zresztą zaprasza także nas – i wcale nie zależy Mu na opinii ludzi: czy będzie chwalony i doceniany, czy potępiany. Na kartach Ewangelii znajdziemy nawet wprost wyrażone takie opinie, że Jezus nie ogląda się na osobę ludzką i na niczyjej opinii Mu nie zależy. Zależy Mu na człowieku jako człowieku – i na jego zbawieniu.
Owszem, kilka razy zapytał swoich uczniów, za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego i za kogo uważają Go Jego Apostołowie. Zapewne pamiętamy bardzo celną odpowiedź Piotra, jakiej udzielił On w imieniu wszystkich. Ale i to pytanie – powiedzmy jasno – nie było postawione po to, aby Jezus miał sporządzać słupki sondażowe poparcia, czy – tym bardziej – na ich podstawie kształtować swój „program wyborczy”. Nic z tych rzeczy.
To pytanie – a bardziej: odpowiedź na nie – były potrzebne ludziom, aby określili swoje nastawienie do Jezusa i do Jego nauki, bo od tego zależało ich własne zbawienie.
Jezus natomiast nie brał udziału w żadnych wyborach, On wyszedł do każdej i każdego z nas z miłością i słowem prawdy – jednej i jedynej! I nie zmieniającej się, w zależności od koniunktury, czy – tym bardziej – nastrojów i humorów Jego wyborców.
Owszem, każda i każdy z nas musi dokonać bardzo konkretnego wyboru Jezusa jako swego Pana i Boga, Zbawiciela i Mistrza, Przyjaciela i Brata – jeżeli uważa się za wierzącego. Bo jeżeli uważa się za niewierzącego, to nie musi. Tylko co to za życie – tutaj, na tej ziemi, a już tym bardziej w wieczności – bez Jezusa? Co to za życie?…
Dlatego chyba jednak warto zmierzyć się z tym pytaniem, kim dla mnie jest Jezus? Czy mogę powtórzyć słowa, wypowiedziane dziś w Ewangelii przez niektórych uczestników całej dyskusji: To jest Mesjasz? Czy też mnożę wątpliwości, jak inni rozmówcy, wyszukując argumentów za tym, żeby jednak w Jezusie tegoż Mesjasza nie uznać?
Najzabawniej – jeśli tak można to określić – w całej tym dzisiejszym dochodzeniu wygląda miotanie się faryzeuszy i wysłanych przez nich strażników? Chyba najlepiej wyrażają to słowa, skierowane przez tych pierwszych do tych drugich: Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty. Otóż, właśnie!
To jest najprostsze rozstrzygnięcie całej sprawy: jak ktoś coś zrobi lub powie nie po mojej myśli, to jest przeklęty! Bo argument dotyczący nieznajomości Prawa przez tłum jest tutaj w ewidentny sposób argumentem zastępczym. Największym problemem żydowskiej elity było w tym momencie to, że sytuacja zaczęła się im wymykać spod kontroli, lud poszedł za Jezusem, zaczął Go słuchać. A skoro tak, to oczywistym było, że nie będzie słuchał – albo będzie słuchał coraz mniej – ich właśnie. To się nie mogło podobać.
I na niewiele w tym wszystkim zdało się mądre i wyważone stanowisko Nikodema, który zapytał bardzo logicznie: Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada, co czyni? Zapewne takich logicznych pytań, obnażających obłudę i złe nastawienie faryzeuszy, można było postawić dużo więcej. Ale i to jedno wystarczyło, aby w tym momencie sprawę zakończyć.
I to jak zakończyć? Słyszeliśmy: I rozeszli się każdy do swego domu. To po co było robić całe to zamieszanie, skoro i tak nie doprowadziło do żadnych rozstrzygnięć, bo każdy pozostał na swoim stanowisku. Pomimo bowiem mądrego stanowiska Nikodema i faktu zakończenia całej dysputy w tym momencie, chyba nie mamy wątpliwości, że ani na jotę nie zmieniło się nastawienie żydowskiej elity do Jezusa – powiedzmy jasno: wrogie nastawienie. To tylko w tym momencie sprawa została zażegnana, ale oni nie zamierzali odpuścić.
Natomiast na tym tle mocno jaśnieje postawa samego Jezusa, który choć jest przedmiotem dociekań i sporów, a jego postawa wywołuje poruszenie i rozdwojenie wśród ludzi – niczego w tej postawie nie zmienia. Nawet, jeżeli ma go to kosztować życie. On wie, że całe Jego życie jest w ręku Ojca, który posłał Go na świat dla wypełnienia bardzo określonej misji.
Wybrzmiewa to mocno w pierwszym czytaniu, w słowach Proroka Jeremiasza: Pan mnie pouczył i dowiedziałem się; wtedy przejrzałem ich postępki. Ja zaś jak baranek oswojony, którego prowadzą na rzeź, nie wiedziałem, że powzięli przeciw mnie zgubne plany: „Zniszczmy drzewo wraz z jego mocą, zgładźmy go z ziemi żyjących, a jego imienia niech już nikt nie wspomina!”
To sam Prorok mówi o sobie, ale trudno nie dopatrzeć się tu zapowiedzi dramatu Syna Bożego, który także został odrzucony przez ludzi, ale cały czas pozostawał pod wejrzeniem swego Ojca i Jego opieką. Wybrzmiewa to następnych słowach Proroka: Lecz Pan Zastępów jest sprawiedliwym sędzią, bada sumienie i serce. Chciałbym zobaczyć Twoją zemstę nad nimi, albowiem Tobie powierzam swoją sprawę.
Tak, człowiek, który jest zjednoczony z Bogiem i Jego wolę wypełnia, Jego prostą drogą idzie – nie musi zabiegać o względy ludzkie. Nawet, jeśli jego konsekwentna postawa i czytelne świadectwo wywołują niepokój otoczenia, albo nawet otwartą wrogość. Albo – jak to słyszymy w dzisiejszej Ewangelii – rozdwojenie wśród ludzi.
Najważniejsze jednak, aby takiego rozdwojenia nie było w sercu samego człowieka. Żeby każdy z nas – żeby ja sam – wiedział, komu oddaje swoje serce. Niepodzielone.