Ratunek dla świata

R

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, jutro napiszę więcej, co i jak, bo już ruszał do Miastkowa, gdzie mam ochrzcić małą Rozalkę Sionek, Siostrzenicę Kuby – Lektora i Studenta, którego znacie. Gratuluję tej pięknego wydarzenia Rodzicom Rozalki: Dominice i Kamilowi!

A teraz już, na dzisiejszą Niedzielę – Drugą Niedzielę Wielkanocy, Święto Bożego Miłosierdzia – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

2 Niedziela Wielkanocna, C,

24 kwietnia 2022.,

do czytań: Dz 5,12–16; Ap 1,9–11a.12–13.17–19; J 20,19–31

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Wiele znaków i cudów działo się przez ręce Apostołów wśród ludu. Wierzący trzymali się wszyscy razem w krużganku Salomona. A z obcych nikt nie miał odwagi dołączyć się do nich, lud zaś ich wychwalał.

Coraz bardziej też rosła liczba mężczyzn i kobiet, przyjmujących wiarę w Pana. Wynoszono też chorych na ulice i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na któregoś z nich. Także z miast sąsiedzkich zbiegało się mnóstwo ludu do Jerozolimy, znosząc chorych i dręczonych przez duchy nieczyste, a wszyscy doznawali uzdrowienia.

CZYTANIE Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Ja, Jan, wasz brat i współuczestnik w ucisku i królestwie, i wytrwałości w Jezusie, byłem na wyspie, zwanej Patmos, ze względu na słowo Boże i świadectwo Jezusa. Doznałem zachwycenia w dzień Pański i posłyszałem za sobą potężny głos jak gdyby trąby mówiącej: „Co widzisz, w księdze napisz i poślij siedmiu Kościołom, które są w Azji”.

I obróciłem się, by widzieć, co za głos do mnie mówił; a obróciwszy się ujrzałem siedem złotych świeczników, i pośród świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego, obleczonego w szatę do stóp i przepasanego na piersiach złotym pasem.

Kiedym Go ujrzał, upadłem jak martwy do Jego stóp, a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: „Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani. Napisz więc to, co widziałeś, i to, co jest, i to, co potem musi się stać”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: „Pokój wam!” A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana.

A Jezus znowu rzekł do nich: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.

Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: „Widzieliśmy Pana!”.

Ale on rzekł do nich: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”.

A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: „Pokój wam!” Następnie rzekł do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”.

Tomasz Mu odpowiedział: „Pan mój i Bóg mój!”

Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”.

I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego.

Do zalęknionych swoich Uczniów, zamkniętych szczelnie w Wieczerniku, przestraszonych ostatnimi wydarzeniami, przyszedł zmartwychwstały Jezus. Musiał pokonać barierę, jaką stanowiły zaryglowane drzwi, ale to akurat nie stanowiło dla Niego problemu. I chyba nas to za bardzo nie dziwi. Skoro bowiem potrafił powstać z martwych swoją własną mocą, to jakim problemem miałoby być dla Niego wejście mimo drzwi zamkniętych.

Może większym problemem okazało się – albo mogło się okazać – otwarcie zamkniętych drzwi ludzkich serc, bo tutaj dobra wola Boża zderza się z wolną wolą człowieka i jeżeli człowiek nie zechce otworzyć drzwi do swojego własnego serca, wówczas nawet Bóg, mimo swej wszechmocy, nic nie może zrobić.

A może powiedzmy inaczej: może, ale nie chce, bo przecież nie po to dał wolną wolę człowiekowi, aby ją teraz odbierać. Na szczęście – jak słyszymy – Jezusowi dzisiaj udało się przejść mimo zamkniętych drzwi Wieczernika i udało się dotrzeć do zamkniętych ze strachu serc Jego Apostołów i innych, w tym miejscu obecnych.

Tak było owego pierwszego dnia tygodnia, tak było także i po ośmiu dniach, kiedy to Zmartwychwstały ponownie stanął między swymi. Nieco trudniej cała sprawa przebiegła w przypadku Tomasza, zwanego Didymos, którego w dniu Zmartwychwstania nie było z innymi, ale był po ośmiu dniach. Wtedy to dotknął ran i uwierzył. Zwykliśmy nazywać go „niewiernym Tomaszem”, „wątpiącym Tomaszem”, powszechnie zwykło się oceniać go surowo.

Przyznaję, że osobiście zwykle biorę go w obronę i nazywam go „dociekliwym Tomaszem”, „wnikliwym Tomaszem”, który nie miał jakiejś złej woli i nie stawiał oporu, tylko po prostu – chciał się przekonać. Chciał zobaczyć na własne oczy. Nieraz to nawet myślałem sobie, że mógłby on być w Kościele – obok innego Tomasza, bo Świętego Tomasza z Akwinu oraz naszego polskiego Świętego, Jana Kantego – Patronem środowisk akademickich, Patronem wszystkich profesorów i studentów, ale też nauczycieli i uczniów, czyli wszystkich zajmujących się działalnością naukową. Przecież działalność naukowa powinna w pierwszym rzędzie – jak zachęcał chociażby Jan Paweł II – dążyć do prawdy, odkrywać prawdę i tę odkrytą prawdę innym przekazywać. Ale to taka uwaga na marginesie.

Natomiast nie możemy nie zauważyć, że Tomasz, kiedy już zobaczył i dotknął, złożył jedno z najpiękniejszych wyznać wiary, a bardziej jeszcze miłości do Jezusa: Pan mój i Bóg mój. Co ciekawe, tylu krytykujących Tomasza i nazywających go „niewiernym” akurat tymi jego słowami posługuje się przy każdej okazji i nie przeszkadza im, że to wypowiedział taki rzekomo niewierny człowiek.

Przecież on musiał mieć serce naprawdę gorące i otwarte, skoro tak chętnie i natychmiast uwierzył – natychmiast po tym, jak dotknął i zobaczył… Przekonał się na własne oczy… Dotknął swoim sercem… Obyśmy i my wszyscy byli tacy dociekliwi i tacy nieustępliwi w dążeniu do poznawania prawdy o Bogu, o świecie, o człowieku…

Tymczasem, w naszym przypadku problem jest często zupełnie odwrotny: nam się nie chce zgłębiać prawd wiary, nie chce nam się dowiadywać czegoś więcej o Kościele i świecie, a jak jest z chęcią do nauki naszych Studentów, Młodzieży i Dzieci – to już niech oni sami powiedzą. Dlatego, jeżeli mamy takiego Tomasza, który chociaż chciał zobaczyć i dotknąć, nie chciał uwierzyć na słowo, ale kiedy zobaczył i dotknął, to jednak uwierzył – skoro mamy taki przykład, to czerpmy z niego wzór.

Zwłaszcza, że Pan nie ukrywa się przed nami, a właśnie pozwala się zobaczyć, a nawet dotknąć. Tak, jak pozwolił się zobaczyć Apostołowi Janowi, przebywającemu na wygnaniu, na wyspie Patmos, o czym on sam tak pisze w drugim dzisiejszym czytaniu: Doznałem zachwycenia w dzień Pański i posłyszałem za sobą potężny głos jak gdyby trąby mówiącej: „Co widzisz, w księdze napisz i poślij siedmiu Kościołom, które są w Azji”. I obróciłem się, by widzieć, co za głos do mnie mówił; a obróciwszy się ujrzałem siedem złotych świeczników, i pośród świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego, obleczonego w szatę do stóp i przepasanego na piersiach złotym pasem. Kiedym Go ujrzał, upadłem jak martwy do Jego stóp, a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: „Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani. Napisz więc to, co widziałeś, i to, co jest, i to, co potem musi się stać.

W ten sposób Jan mógł osobiście zobaczyć, usłyszeć, przekonać się… Może nie dotknąć fizycznie, ale na pewno doświadczyć osobiście znaków działania swego Mistrza, które widział i których doświadczał za Jego życia na ziemi i wspólnej publicznej działalności, a oto teraz widział rodzący się i bujnie rozwijający się Kościół.

Ale też problemy, jakie już w tym młodym Kościele zaczęły się pojawiać, różne przejawy słabnięcia w wierze, jakiegoś grania chrześcijan na dwa fronty, czyli godzenia się na różne moralne kompromisy… W obliczu tego wszystkiego, ów «Ktoś podobny do Syna Człowieczego» – jak go określił Jan – dał wiele cennych i konkretnych wskazówek siedmiu Kościołom, które są w Azji, ale też i całemu Kościołowi, który teraz wczytuje się w Księgę Apokalipsy Świętego Jana Apostoła i stara się czerpać z niej jasne wskazania, którą drogą iść, aby osiągnąć zbawienie.

Zobaczmy, Jezus dopiero co – by tak rzec – „zrobił swoje” i odszedł do Nieba, chociaż zostawił całą swoją naukę, a nade wszystko: zostawił swoje Ciało i Krew w Eucharystii, aby ze swoim Kościołem już na zawsze pozostać i czuwać nad nim, czuwać nad swoimi uczniami i wyznawcami. Dopiero to wszystko się dokonało, a oto – pomimo tego wszystkiego – znowu pojawia się osobiście przed Janem, swoim umiłowanym Uczniem, by mu udzielić kilku bardzo jasnych wskazań, odnoszących się do konkretnych wspólnot chrześcijańskich, w obliczu niedociągnięć, jakie tam się zdarzały.

Czyż im wszystkim nie powinno wystarczyć to, co im powiedział w czasie swojej publicznej działalności, a co Apostołowie już zdążyli opisać w swoich Ewangeliach? A jednak, On chciał jeszcze raz wyjść osobiście i bardzo konkretnie wskazać, że to i tamto trzeba poprawić, zmienić; na tym i tym odcinku trzeba uaktywnić się na drogach wiary…

I jak tu, moi Drodzy, dziwić się Tomaszowi, który chciał zobaczyć i dotknąć, skoro sam Jezus wychodzi wręcz do człowieka i sam wręcz pozwala się niemal dotknąć. Tak było wtedy, w Wieczerniku; tak było kilkadziesiąt lat później, na wyspie Patmos; tak było jeszcze niejeden raz, w dwutysięcznej historii Kościoła – i tak wreszcie stało się w pierwszej połowie dwudziestego wieku, kiedy Jezus osobiście, raz jeszcze, zechciał pokazać się w widzialnej postaci i osobiście przemówić do skromnej Zakonnicy z Polski, której przekazał orędzie o swoim miłosierdziu.

Przecież tak naprawdę nie powiedział niczego nowego, bo teologowie od razu zauważyli, że to wszystko, co przekazała im Zakonnica Wizjonerka tak bardzo zgadzało się z tym, co zapisane zostało na kartach Pisma Świętego i czego Kościół od zawsze nauczał. A jednak trzeba było – tak przynajmniej uznał Jezus – jeszcze raz wyjść do ludzi osobiście, aby im tę prawdę z całą mocą przypomnieć, aby dać im jasne wskazania co do tego, jak czerpać z nieprzebranych zdrojów miłosierdzia Bożego, a tym samym – osiągnąć wieczne zbawienie.

Czyż nie wystarczyło jasnej i wyrazistej nauki, która zapisana została na kartach Pisma Świętego, a potwierdzona w tylu dodatkowych Objawieniach na przestrzeni wszystkich wieków istnienia Kościoła? Czyż nie wystarczyły opasłe księgi rozważań i dociekań teologicznych, pisanych przez święte, a do tego tęgie głowy, jak chociażby wspomnianego już Świętego Tomasza z Akwinu i innych wielkich Świętych, uczonych i w teologii biegłych, którzy powyjaśniali nam już chyba wszystko, co tylko dało się wyjaśnić? Czyż tego wszystkiego nie wystarczyło?

Nie wystarczyło. Tak przynajmniej uznał Jezus. Dlatego przyszedł raz jeszcze i już nie do tęgich teologicznych głów i umysłów, ale przemówił do serca bardzo prostej, polskiej Zakonnicy, do której też skierował – jak do Jana – polecenie: Co widzisz, w Księdze napisz… To prawda, że akurat to polecenie skierował do niej przez jej Spowiednika, natomiast sam osobiście polecił namalować obraz według tego, co ukazał w swojej wizji, z podpisem: JEZU, UFAM TOBIE!

Moi Drodzy, to nie dociekliwość Siostry Faustyny Kowalskiej, ani nie jakieś wybujałe fantazje i oczekiwania Jana Apostoła zadecydowały, że Pan sam przyszedł, objawił się, przemówił, pozwolił się zobaczyć, usłyszeć, niemalże dotknąć… To On sam wyszedł z inicjatywą, z zaproszeniem do tej jedności, bliskości, współpracy… Jaka będzie nasza odpowiedź?

W pierwszym dzisiejszym czytaniu usłyszeliśmy, że wiele znaków i cudów działo się przez ręce Apostołów wśród ludu. Wierzący trzymali się wszyscy razem w krużganku Salomona. A z obcych nikt nie miał odwagi dołączyć się do nich, lud zaś ich wychwalał. Coraz bardziej też rosła liczba mężczyzn i kobiet, przyjmujących wiarę w Pana.

Tak młody Kościół odpowiadał na inicjatywę swego Pana: coraz większą wiarą, coraz większą liczbą ochrzczonych i nawróconych! A jak my odpowiemy? Jak ja osobiście odpowiem?

W owej Księdze, w której Siostra Faustyna opisała wszystko, co usłyszała i czego doświadczyła w spotkaniach z Panem, czyli w „Dzienniczku”, znajdujemy wskazanie pięciu dróg przeżywania i szerzenia kultu Bożego Miłosierdzia. A jest to: cześć oddawana Obrazowi Jezusa Miłosiernego, odmawianie Koronki do Bożego Miłosierdzia, przeżywanie w duchu wiary i na modlitwie – choćby krótkiej – Godziny Miłosierdzia, czyli godziny piętnastej; także uroczyste przeżywanie Święta Miłosierdzia, czyli dzisiejszej, Drugiej Niedzieli Wielkanocy, a wreszcie: codzienne szerzenie orędzia Miłosierdzia i niesienia go do ludzi poprzez dobry czyn, dobre słowo i gorącą modlitwę.

Takich wskazań sam Jezus udzielił, kiedy wyszedł do każdej i każdego z nas z Orędziem o swojej miłosiernej miłości. Tyle dał On. Ile dam z siebie ja osobiście?

Moi Drodzy, jeżeli uważnie czytamy kolejne stronice, a wręcz kolejne zdania „Dzienniczka” Siostry Faustyny, to naprawdę można odnieść wrażenie, że ten Jezus niemalże naprasza się ze swoim Miłosierdziem – przekonuje nas, jak tylko może, że chce naszego dobra i wręcz nalega, abyśmy tylko zechcieli skorzystać. Abyśmy – jak ci ludzie z pierwszego czytania – już nie rozglądali się na prawo i lewo, tylko prosto do Niego szli z naszymi zmartwieniami, z naszymi problemami, z naszą trudną codziennością, po prostu: z naszym wszystkim. Mówi do nas: Nie znajdzie żadna dusza usprawiedliwienia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do Miłosierdzia mojego”.

Moi Drodzy, nie ma innego ratunku dla dzisiejszego świata, nie ma innego ratunku dla tego naszego pogubionego, skłóconego, rozszalałego świata – jak tylko miłosierdzie Boże! Czy jestem w stanie dać się Jezusowi do tego przekonać? Czy zechcę przekonać do tego innych?…

2 komentarze

  • Jezu, ufam Tobie. Miłosierny Boże, ogarnij cały świat miłosierdziem swoim i dziś szczególnie przytul nas wszystkich, wierzących i nie wierzących do swego miłującego serca. Otwórz bramy czyśćcowe dla naszych braci i sióstr czekających na Twoje zmiłowanie. Przyjmij ofiarę Mszy Świętej za duszę mojego śp Tatusia Czesława w 34 rocznicę śmierci. Jezu, w Tobie pokładam nadzieję.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.