Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę święceń kapłańskich przeżywa Ksiądz Wiesław Mućka, Dyrektor Zespołu Szkół Katolickich w Białej Podlaskiej. Dziękując za naszą dobrą znajomość i współpracę od wielu lat – życzę świateł i mocy z Nieba do pełnienia posługi duszpasterskiej i pedagogicznej. Wspieram modlitwą!
Moi Drodzy, za chwilę wyruszam do Ciepielowa, gdzie dzisiejszą niedzielę zakończę ponad półtoraroczny okres dojeżdżania z pomocą duszpasterską, bowiem od wczoraj jest w Parafii Ksiądz Rezydent, który będzie wspierał Księdza Proboszcza w codziennej posłudze. Oczywiście, to nie oznacza zerwania wszelkich kontaktów, dlatego gotów jestem jeszcze tam przybyć z doraźną pomocą – jeśli będzie taka potrzeba. Ale na pewno nie będą to już przyjazdy cotygodniowe.
Dlatego całym sercem dziękuję Księdzu Proboszczowi i całej Wspólnocie za ogromną życzliwość, jakiej za każdym razem doznawałem. Dziękuję także za ogromną gościnność, z jaką w Ciepielowie – od wielu lat – przyjmowani są Pielgrzymi, zdążający w sierpniu na Jasną Górę. Niech Bóg będzie uwielbiony w tej życzliwości i dobroci! Zachowuję całą ciepielowską Rodzinę parafialną w swoich modlitwach.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii.
Na radosne zaś i pobożne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
12 Niedziela zwykła, C,
19 czerwca 2022.,
do czytań: Za 12,10–11; Ga 3,26–29; Łk 9,18–24
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA ZACHARIASZA:
To mówi Pan: „Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję Ducha pobożności. Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym.
W owym dniu będzie wielki płacz w Jeruzalem, podobny do płaczu w Hadad – Rimmon na równinie Megiddo.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO GALATÓW:
Bracia: Wszyscy dzięki wierze jesteście synami Bożymi w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie.
Jeżeli zaś należycie do Chrystusa, to jesteście też potomstwem Abrahama i zgodnie z obietnicą – dziedzicami.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: „Za kogo uważają Mnie tłumy?”
Oni odpowiedzieli: „Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał”.
Zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?”
Piotr odpowiedział: „Za Mesjasza Bożego”.
Wtedy surowo im przykazał i napominał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”.
Potem mówił do wszystkich: „Jeśli kto chce iść za Mną niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa”.
Nazwa miejscowości Hadad – Rimmon, o której mowa w pierwszym czytaniu, wiąże się z imieniem fenickiego boga burzy, Hadada, lub głównego boga Damaszku, Rimmona, którego śmierć opłakiwano co roku, po ustaniu pory deszczowej. Oczywiście, mówimy o bóstwach fałszywych, natomiast Prorok odwołuje się do nich, nawiązując do tradycji ludów pogańskich, zapowiada jednak zwycięstwo jedynego i prawdziwego Boga w czasach ostatecznych.
Sformułowanie bowiem: w owym dniu, jakie pojawia się w dzisiejszym pierwszym czytaniu jeden raz, a w całej tej części Księgi Zachariasza, z której jest wzięte, kilka razy – wskazuje właśnie na «ten dzień», o którym nic więcej tak naprawdę nie wiemy, jak tylko to, że nastąpi. Wtedy to Pan ześle na swój lud ducha nawrócenia, żalu za grzechy, ześle opamiętanie i uświadomienie popełnionego zła. Ludzie będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym.
Ponieważ Księga Proroka Zachariasza powstawała na przestrzeni dwóch wieków, od VI do IV przed narodzeniem Chrystusa, tworzona przez wielu autorów i redaktorów, przeto możemy mówić, że jest w niej mowa o tajemniczym posłańcu Bożym, odrzuconym przez naród. Naturalnie, Prorok zapewne nie miał takiego skojarzenia, jakie miał Jan Ewangelista, przywołując te właśnie słowa Zachariasza w chwili przebicia boku ukrzyżowanego Syna Bożego.
Nam też chyba te słowa kojarzą się jednoznacznie, jako wypełnienie tej oto zapowiedzi Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie. Syn Boży rzeczywiście został zabity, Jego bok został przebity, a On sam został bardzo, ale to bardzo poraniony, zmasakrowany wręcz, nieludzko potraktowany, a potem oddał swoje życie na krzyżu i w końcu „zmartwychwstał samowładnie, jak przepowiedział dokładnie”.
Tylko czy my, ludzie obecnego czasu, naprawdę żałujemy za nasze grzechy, czy naprawdę chcemy się nawracać, czy dociera do nas nauka Jezusa Chrystusa, czy uświadamiamy sobie w pełni wielkość Jego ofiary? Słowem: czy widzimy, aby chociaż zaczęła się wypełniać zapowiedź Proroka o nastaniu czasów opamiętania i nawrócenia?
Czy my naprawdę tak myślimy, czy może jednak dokonuje się proces odwrotny: ludzie coraz mniej z tego wszystkiego rozumieją, bo nie chcą rozumieć; coraz więcej ludzi odchodzi od Boga i od Kościoła, a ofiara Syna Bożego dla wielu wydaje się daremna, niepotrzebna, wręcz przez nich zmarnowana?…
Moi Drodzy, w jakich my czasach obecnie żyjemy? A może dokładniej i precyzyjniej: jakie my czasy tworzymy? Bo to nie jakieś mityczne czasy – same z siebie – są takie, lub inne. Konkretne czasy tworzą konkretni ludzie! Zatem, te obecne czasy, w jakich żyjemy – to my właśnie tworzymy. Jakie więc będą owe czasy – jaki będzie ten obecny, dzisiejszy czas – to już zależy od naszej odpowiedzi na pytanie, postawione przez Jezusa: Za kogo uważają Mnie tłumy? A wy za kogo Mnie uważacie?
A tak najbardziej zależy od odpowiedzi na pytanie: Za kogo ja osobiście uważam Jezusa? Kim On tak naprawdę jest dla mnie? Kim jest? Kim jest naprawdę?
Jakby chcąc nam pomóc w odpowiedzi na to pytanie, Paweł Apostoł mówi do Galatów, ale i do nas wszystkich, słuchających dzisiaj tych słów, w drugim czytaniu: Wszyscy dzięki wierze jesteście synami Bożymi w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie. Jeżeli zaś należycie do Chrystusa, to jesteście też potomstwem Abrahama i zgodnie z obietnicą – dziedzicami.
List do Galatów powstał właśnie – między innymi – dlatego, by jasno wskazać, że chrzest w imię Chrystusa niweluje wszystkie różnice społeczne, narodowościowe, kulturowe, czy jakiekolwiek inne. Kto z wiarą przyjmie ten chrzest, ten zyskuje otwartą drogę do zbawienia. Dlatego jeśli wcześniej nie był wyznawcą judaizmu, nie musi przechodzić przez tę religię, jak próbowali Galatom wmawiać głosiciele fałszywej nauki. Wiemy zresztą, że ta kwestia została rozstrzygnięta przez pierwszy w historii Kościoła Sobór, odbyty w Jerozolimie, w roku 50.
Chrzest w imię Jezusa Chrystusa ma w sobie taką moc, że naprawdę nie liczy się przy nim, kto ma jaką pozycję, czy skąd pochodzi, czy jakie tytuły stoją przed jego nazwiskiem, czy ile ma na koncie. Owszem, my wszyscy mamy w życiu jakąś swoją rolę do spełnienia, piastujemy takie, lub inne funkcje, realizujemy różne powołania.
Natomiast kiedy stajemy przed Panem, kiedy wyruszamy na drogę do zbawienia, kiedy pytamy o naszą pozycję w oczach Bożych, to tutaj wszyscy jesteśmy równi! Równi co do ludzkiej godności, równi co do szansy zbawienia, jaką każda i każdy z nas ma w takim samym stopniu – wszyscy jesteśmy równi! Bo my wszyscy, ochrzczeni i umiłowani przez Pana – zostaliśmy tak samo ochrzczeni i tak samo wybrani, w takim samym stopniu umiłowani. W takim samym – czyli największym z możliwych.
I w tym momencie tak, jak nie miało znaczenia, czy ktoś wyznawał wcześniej religię mojżeszową, a ktoś inny przyszedł z pogaństwa, tak dzisiaj naprawdę nie ma znaczenia to, czy ktoś jest księdzem, czy ktoś jest biskupem, a ktoś nawet papieżem. I tak samo nie ma znaczenia to, czy ktoś jest zwykłym, prostym, nikomu szerzej nie znanym człowiekiem, czy ktoś jest wójtem gminy, a ktoś jest posłem, ktoś inny znowu jest europosłem; ktoś inny jest ministrem, a może nawet prezydentem. Nie ma znaczenia to, że ktoś ma ukończone kilka klas podstawówki, a ktoś inny znowu szczyci się tytułem profesora i paroma jeszcze innymi tytułami, dumnie wyliczanymi przed nazwiskiem.
To wszystko nie ma znaczenia przed obliczem Pana, kiedy mówimy o równej szansie każdej i każdego z nas, ochrzczonych w imię Jezusa Chrystusa, w dążeniu do zbawienia. Problem jest tylko – albo aż – ten jeden: za kogo my tak naprawdę tegoż Jezusa uważamy?
Czy z taką łatwością, jak Piotr, zadeklarujemy, że jest On dla nas Panem i Bogiem, Mesjaszem i Zbawicielem, Przewodnikiem na drogach życia i jedynym Nauczycielem? Czy z całym przekonaniem uważamy Go za kogoś takiego? Musimy mieć jednak świadomość, że jeżeli faktycznie uznajemy Jezusa Chrystusa za Mesjasza, Zbawiciela i Przewodnika, jeżeli naprawdę jest On naszym Panem i Bogiem, to przyjmujemy Go takim, jakim jest On naprawdę i jakim się nam objawia, a nie takim, jakim my Go sobie wyobrażamy, lub chcielibyśmy Go mieć.
Wydaje się bowiem, że nawet najbliżsi uczniowie, a więc Apostołowie, a nawet pierwszy spośród nich, Piotr – mieli z tym problem. Owszem, łatwo Piotrowi wypowiedziało się to zdanie: Ty jesteś Mesjaszem. I chociaż w dzisiejszym czytaniu ewangelicznym tego nie słyszymy, to jednak u innych Ewangelistów zostało zapisane, że Piotr został pochwalony przez Jezusa za tę właśnie odpowiedź – bardzo serdecznie pochwalony!
Ale zaraz potem, dosłownie za chwilę, został bardzo surowo skarcony za to, że «nie myśli o tym, co Boskie, a o tym, co ludzkie». Bo on naprawdę szybko, zdecydowanie, bez chwili wahania – i możemy być wręcz pewni, że szczerze – odpowiedział Jezusowi na postawione przez Niego pytanie w sposób jak najbardziej prawidłowy. Wypowiedział swoje słowa w imieniu wszystkich Apostołów i uczniów, tym bardziej więc możemy być pewni, że przede wszystkim to on sam tak właśnie myślał i to on sam naprawdę w Jezusie widział i uznawał Mesjasza, Zbawiciela, Syna Bożego.
Ale chyba uznawał Go i widział nie takim, jakim Jezus był naprawdę i jakim się objawił, ale takim, jakim Go sobie Piotr wyobrażał. A w jego wyobraźni – przynajmniej w tamtym momencie – nie mieściło się, że ten potężny Nauczyciel, który z taką mocą przemawiał, że nawet duchy nieczyste były mu posłuszne i prawa przyrody ulegały Jego rozkazom – że On, ten potężny Wysłannik Boga, musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity…
To prawda, że wspomniał i o Zmartwychwstaniu, ale wcześniejsze zapowiedzi były na tyle szokujące, że Piotr może nawet nie dosłyszał już tej ostatniej zapowiedzi, albo dosłyszał, ale tamte wcześniejsze o wiele mocniej w niego uderzyły… I doszło do zgrzytu, bo dopiero co tak fantastycznie i trafnie odpowiedział na Jezusowe pytania, a chwilę później – taka wpadka, taki błąd, takie niezrozumienie. Dlaczego tak się stało? W czym tkwił największy problem Piotra w tamtym czasie?
Właśnie w tym, że ponad prawdą, jaką głosił Pan, Piotr postawił swoje wyobrażenie. I to nie tylko wyobrażenie o Jezusie, które okazało się całkowicie niezgodne w prawdziwym obrazem Jezusa. To było też fałszywe przekonanie o sobie samym. Przecież on tak solennie zapewniał Jezusa, że życie swoje odda za Niego, na co Jezus zapowiedział mu, że trzykroć się Go zaprze. I tak się stało.
I taki to właśnie – podkreślmy: w tamtym momencie – był prawdziwy obraz Piotra, a nie taki, jaki by się rysował z jego wypowiedzi.
I taki sam, moi Drodzy, jest problem, gdy idzie o nasze relacje z Jezusem: my Go często nie przyjmujemy takim, jakim On jest naprawdę i jaki się nam objawia, tylko Go sobie jakoś po swojemu wyobrażamy i właśnie za takim – wymyślonym, wyobrażonym, stworzonym według własnego widzimisię i skrojonym na własne, prywatne potrzeby – obrazem Jezusa chcemy iść. A to nie taki Jezus – ten „nasz”, prywatny – ale ten prawdziwy jest w stanie uratować świat i tylko taki prawdziwy Jezus jest w stanie zbawić świat, i jest w stanie zbawić każdą i każdego z nas. Ten Jezus prawdziwy – a nie ten nasz „prywatny”…
A jaki to jest ten nasz Jezus prywatny – ten, którego obraz tworzymy sobie na własne potrzeby? To jest właśnie taki Jezus, jakiego dzisiaj wyobrażał sobie Piotr: to Jezus Zwycięzca, Nauczyciel, pewnie też militarny pogromca Rzymian; to Jezus, który wszystkich kocha, wszystkich do serca przygarnia, który wszystko wszystkim wybacza, do jednego się uśmiechnie, drugiego przytuli, trzeciego uzdrowi, a czwartego nawet wskrzesi…
Ale na pewno to nie jest obraz Jezusa z krzyżem na ramionach, odrzuconego przez ludzi… A to jest właśnie ten najprawdziwszy z prawdziwych obrazów naszego Mistrza i Pana. Tak, to jest ten, którego przebili – jak zapowiada dzisiaj Prorok. I to jest ten, którego odrzucili, wyśmiali, wyszydzili, ostatecznie – zabili… To jest prawdziwy Jezus.
Owszem, to jest także ten Zmartwychwstały, ale nie mamy wątpliwości, że aby zmartwychwstać, aby życie odzyskać, to trzeba je najpierw oddać, złożyć w ofierze… I trzeba wiele wycierpieć, wiele znieść i wytrzymać, wiele codziennych trudów przyjąć i godnie przeżyć. Tak właśnie postąpił i tak żył Jezus – ten prawdziwy Jezus!
A tylko ten prawdziwy jest w stanie zbawić świat i jest w stanie pomóc nam w obecnej trudnej sytuacji – i w każdej trudnej sytuacji. Tylko prawdziwy Jezus, a nie ten wymyślony, do własnych zachcianek i pomysłów dopasowany… Tylko ten prawdziwy, a więc ten, który kocha i do serca przytuli, i grzechy przebaczy, i słowo pocieszenia skieruje, i chleb rozmnoży, i zdrowie przywróci, i na duchu podniesie – tak, to On, prawdziwy Jezus!
Ale to także ten, który upomni i ostrzeże, a jeśli trzeba, to i ostro zgromi; to Ten, który w kwestiach moralnych na krok nie ustąpi i nigdy nie pochwali na przykład wspólnego mieszkania pod jednym dachem dwojga ludzi, nie będących małżeństwem! To także Ten, który nie zgodzi się na żadne kompromisy w kwestiach przestrzegania któregokolwiek przykazania Dekalogu i wszystkich głównych zasad ewangelicznych – każdego i wszystkich, a nie tylko tych wygodniejszych…
To Jezus, który dużo od swoich uczniów wymaga i – słowami Jana Pawła II – każe od siebie wymagać, nawet gdyby inni nie wymagali! To jest także ten Jezus słodki i ujmujący w słowie i w geście, ale także ten, który – jeśli spotyka się z obłudą, cynizmem i tępym uporem – potrafi stoły bankierów powywracać, wygrzmocić biczem ze sznurków i nazwać obłudnikami, plemieniem żmijowym, grobami pobielanymi. To jest prawdziwy Jezus!
I także ten, który chce być z nami – i w nas – zawsze, na stałe, dlatego przychodzi w Sakramencie Pojednania, aby ciągle przebaczać nam grzechy, a potem – w Sakramencie Eucharystii – przychodzić do naszych serc! To jest ten prawdziwy Jezus, a nie ten, o którym sobie przypominamy dwa razy do roku, na jedne i drugie Święta, albo do którego modlimy się tylko wtedy, jak już nam się życie na głowę wali i trzeba gdzieś rozpaczliwie szukać ratunku…
A wtedy – według zasady – „jak trwoga, to do Boga”. Albo – jak to niektórzy żartobliwie określają – że idziemy do kościoła tylko wtedy, kiedy Jezus leży: w żłobie, albo w grobie. Ale kiedy działa, naucza i dokonuje wielkich znaków – i chciałby ich dokonywać w naszym życiu – to nas nie ma…
Moi Drodzy, wydaje się dzisiaj, że myśmy już wszystkie możliwe programy uzdrawiające i poprawiające życie „przerobiliśmy”, już wielu domorosłych i samozwańczych zbawicieli i uzdrowicieli – szczególnie w świecie polityki – wysłuchaliśmy, mogliśmy się więc przekonać, jakie to piękne i dorodne gruszki rosną na wierzbie i jakie to cuda dokonują się w polityce i gospodarce, i w edukacji, i w rodzinach, i w gminach – i gdzie by tylko nie spojrzeć! Oj, jak nam miło, błogo i słodko! Aż mdło się robi!
Może więc wreszcie przestać słuchać tych wszystkich mądrali, a zwrócić się do tego jedynego, prawdziwego Nauczyciela i Przyjaciela, który – owszem – obiecuje piękne i szczęśliwe życie w wieczności, ale wcale nie ukrywa, że droga do jego osiągnięcia może być trudna, dlatego trzeba sobie postawić jasne i konkretne wymagania. On nikogo nie oszukuje – mówi po prostu, jak jest! Ale też to On – i tylko On – na pewno dotrzyma słowa i da prawdziwe szczęście tym, którzy w Niego uwierzą. I którzy Jemu uwierzą.
Czyli tym, którzy znajdą tę najlepszą i najprawdziwszą odpowiedź na pytanie: Kim dla mnie jest Jezus Chrystus? Ale – tak naprawdę – kim dla mnie jest? Czy jest to ten prawdziwy Jezus, czy ciągle jeszcze ten, którego obraz sam sobie tworzę?…
Oby to był ten prawdziwy Jezus Chrystus! Bo tylko On może mi pomóc i z każdego zawirowania życiowego, z każdego zamieszania i niepokoju – wyprowadzić na prostą. Tylko On – żywy i prawdziwy – Jezus Chrystus!
Modlitwa kapłana w niedzielny wieczór
Jestem sam, Panie, tego wieczoru.
W Kościele szum z wolna się uciszył,
Ludzie się rozeszli,
A ja wróciłem do domu sam.
Minąłem ludzi idących na spacer.
Przeszedłem koło kina, które wyrzucało swoją porcję tłumu.
Przeszedłem koło kawiarnianych tarasów, gdzie zmęczeni spacerowicze starali się przedłużyć radość
życia w świąteczny dzień.
Otarłem się o dzieciarnię bawiącą się na trotuarze.
Dzieciarnia, Panie.
Dzieci cudze, które nigdy nie będą moimi.
Więc jestem Panie.
Sam.
Cisza przygniata mnie,
samotność gnębi.
Mam trzydzieści pięć lat, Panie,
Ciało takie samo, jak inni,
Ramiona zdolne do pracy,
Serce zachowane dla miłości.
Ale Tobie wszystko oddałem.
To prawda, że były Ci potrzebne.
Dałem Ci wszystko, ale ciężko było, Panie.
Ciężko dać swoje ciało, gdy ono chciałoby oddać się komu innemu.
Ciężko kochać wszystkich, a nikogo nie zachować dla siebie.
Ciężko ściskać czyjąś dłoń, a nie móc jej zatrzymać.
Ciężko rozbudzić czyjeś uczucie i Tobie je oddać.
Ciężko niczym być dla siebie, żeby być wszystkim dla bliźnich.
Ciężko być takim jak inni i wśród innych, a być innym.
Ciężko zawsze dawać, a nie ubiegać się o to, żeby brać.
Ciężko wychodzić naprzeciw bliźnich, a wiedzieć, że nikt nigdy nie wyjdzie naprzeciw mnie.
Ciężko cierpieć za grzechy innych i nie móc odmówić słuchania i dźwigania ich.
Ciężko wysłuchiwać tajemnic, a nie móc podzielić się nimi.
Ciężko nieustannie dźwigać innych i nie móc ani na chwilę pozwolić, żeby mnie inni dźwigali.
Ciężko podtrzymywać słabych, a samemu nie móc oprzeć się na silnym.
Ciężko być samotnym.
Samotnym w obliczu wszystkich,
Samotnym wobec świata,
Samotnym w cierpieniu,
w śmierci,
w grzechu.
*****
Synu, nie jesteś sam.
Ja jestem z tobą,
Ja jestem tobą.
Bo potrzebne mi było dodatkowe człowieczeństwo, żeby móc kontynuować moje Wcielenie i Odkupienie.
Jam cię wybrał odwiecznie,
Potrzebny mi jesteś.
Potrzebne mi są twoje wargi, bym mógł dalej mówić,
Potrzebne mi jest twoje ciało, bym mógł dalej cierpieć,
Potrzebne mi jest twoje serce, bym mógł dalej kochać,
Potrzebny mi jesteś ty, bym mógł dalej zbawiać.
Zostań ze mną, synu.
*****
Otom ja, Panie,
Oto moje ciało,
moje serce,
moja dusza.
Uczyń mnie tak wielkim, bym mógł ogarnąć świat,
Tak silnym, bym mógł go dźwignąć,
Tak czystym, bym mógł go objąć bez chęci zatrzymania go przy sobie.
Uczyń mnie miejscem nie spotkania, lecz przejścia, drogą, która nie zatrzymuje na sobie, bo nie ma na niej nic człowieczego, co by nie wiodło ku Tobie.
Tego wieczoru, Panie gdy wszystko milczy i gdy w mym sercu czuję bolesne kąsanie samotności,
Gdy jednocześnie moje ciało bezustannie wyje z pragnienia przyjemności,
Gdy ludzie zżerają mi duszę, a ja czuję się niezdolnym do nasycenia ich,
Gdy cały świat ciąży mi na barkach swym ciężarem nędzy i grzechu,
Powtarzam ci moje „tak”, nie w wybuchu radości, ale wolno, świadomie, pokornie,
Samotny, Panie, przed Tobą, w ukojeniu wieczoru…
Autor: Michel Quoist
Piękne…
Rzeczywiście – piękne… Mądre… Głębokie… Prawdziwe…
xJ