Szczęść Boże! Moi Drodzy, bardzo dziękuję Annie za wczorajsze życzenia z okazji mojej rocznicy święceń, a także tym kilku Osobom, które wczoraj dzwoniły i napisały smsy z tej okazji. Wszystkim życzliwym odwzajemniam modlitwą – szczególnie w czasie Mszy Świętej rocznicowej, którą wraz ze swoim Kursem będę odprawiał w najbliższy piątek. Ale też w codziennych modlitwach będę się odwdzięczał.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
A jutro słówko z Syberii będziemy mieli u siebie – zamiast piątku, kiedy to ja przygotuję, bo wtedy będę prowadził nabożeństwo w jednej z łukowskich Parafii, o czym jeszcze będę pisał. Tymczasem zaś zachęcam do wsłuchania się w Boże słowo na dziś. Co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim osobistym przesłaniem zwraca się do mnie? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wtorek 12 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie Św. Alozjego Gonzagi, Zakonnika,
21 czerwca 2022.,
do czytań: 2 Krl 19,9b–11.14–21.31–35a.36; Mt 7,6.12–14
CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Sennacheryb, król asyryjski, wyprawił posłów do Ezechiasza, polecając: „Tak powiecie Ezechiaszowi, królowi judzkiemu: Niech twój Bóg, w którym położyłeś nadzieję, nie zwodzi cię zapewnieniem: «Nie będzie wydana Jerozolima w ręce króla asyryjskiego». Oto ty słyszałeś, co zrobili królowie asyryjscy wszystkim krajom, przeznaczając je na zagładę, a ty miałbyś ocaleć?”
Ezechiasz wziął list z rąk posłów i przeczytał go, następnie poszedł do świątyni Pana i rozwinął go przed Panem. I zanosił modły Ezechiasz przed obliczem Pana, mówiąc: „Panie, Boże Izraela, który zasiadasz na cherubach, Ty sam jeden jesteś Bogiem wszystkich królestw świata. Tyś uczynił niebo i ziemię. Nakłoń, Panie, Twego ucha i usłysz. Otwórz, Panie, Twoje oczy i popatrz. Słuchaj słów Sennacheryba, które przesłał, by znieważyć Boga żywego. To prawda, o Panie, że królowie asyryjscy wyniszczyli narody i ich kraje. W ogień wrzucili ich bogów, bo ci nie byli bogami, lecz tylko dziełem rąk ludzkich, z drzewa i z kamienia, więc ich zniszczyli. Teraz więc, Panie Boże nasz, wybaw nas z jego ręki. I niech wiedzą wszystkie królestwa ziemi, że Ty sam jesteś Bogiem, o Panie”.
Wówczas Izajasz, syn Amosa, posłał Ezechiaszowi oświadczenie: „Tak mówi Pan, Bóg Izraela: «Wysłuchałem tego, o co modliłeś się do Mnie w sprawie Sennacheryba, króla Asyrii». Oto wyrocznia, którą wydał Pan na niego: «Gardzi tobą, szydzi z ciebie Dziewica, Córa Syjonu. Za tobą potrząsa głową Córa Jeruzalem. Albowiem z Jeruzalem wyjdzie Reszta i z góry Syjon garstka ocalałych. Zazdrosna miłość Pana Zastępów tego dokona».
Dlatego to mówi Pan o królu asyryjskim: «Nie wejdzie on do tego miasta ani nie wypuści tam strzały, nie nastawi przeciw niemu tarczy ani nie usypie przeciwko niemu wału. Drogą tą samą, którą przybył, powróci, a do miasta tego nie wejdzie! – mówi Pan. Otoczę opieką to miasto i ocalę je przez wzgląd na Mnie i na sługę mego, Dawida»”.
Tejże samej nocy wyszedł anioł Pana i pobił w obozie Asyryjczyków sto osiemdziesiąt pięć tysięcy ludzi. Sennacheryb, król asyryjski, zwinął więc obóz i odszedł. Wrócił się i pozostał w Niniwie.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie dawajcie psom tego, co święte i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami i obróciwszy się, was nie poszarpały.
Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy.
Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują”.
Kiedy zaczynam przygotowywać rozważanie na konkretny dzień i czytam Boże słowo, prosząc jednocześnie Ducha Świętego o światło, to zwykle staram się zauważyć, jaka pierwsza myśl pojawia się w głowie i w sercu po przeczytaniu tego tekstu – jakie pierwsze skojarzenie się pojawia, albo też: co w pierwszym rzędzie zwróciło moją uwagę. Bo zwykle tak jest, że to pierwsze skojarzenie jest początkiem rozważania danego Słowa i pociąga za sobą kolejne skojarzenia.
W ten sposób Słowo, które pojawia się już po raz kolejny w liturgii i stanowi kanwę do kolejnego już rozważania, jakie na jego temat przygotowuję, pozwala odkrywać w sobie wciąż nowe treści. A przecież dobrze wiemy, że ową pierwszą myślą, owym pierwszym skojarzeniem, owym zdaniem, które jako pierwsze zwraca uwagę, może być praktycznie każde zdanie z pierwszego czytania, albo z drugiego – jeśli jest tego dnia czytane – albo z czytania ewangelicznego.
Przecież – jak dobrze wiemy – w Piśmie Świętym nie ma ani jednego niepotrzebnego zdania, albo takiego, które by nic nie znaczyło, albo wydawałoby się jakieś drugorzędne. Dlatego każde jedno zdanie, a nawet pojedyncze stwierdzenie, może otworzyć całą gamę myśli i refleksji – i spowodować w ten sposób wydobycie z danego Słowa jakichś nowych treści, nowych wskazań i nauk, z jakimi zwraca się do nas Pan.
I tak oto dzisiaj, po przeczytaniu obu tekstów, jakoś mocno poruszyło mnie to zdanie z pierwszego czytania: Ezechiasz wziął list z rąk posłów i przeczytał go, następnie poszedł do świątyni Pana i rozwinął go przed Panem. I zanosił modły Ezechiasz przed obliczem Pana… Oczywiście, chodzi o list króla asyryjskiego, Sennacheryba – list arogancki i pełen buty, pychy, absolutnego przekonania o swojej sile, a jednocześnie: o bezsilności Boga jedynego, w którego wierzył i na którego pomoc liczył Ezechiasz.
Wydaje się, że nastawienie króla asyryjskiego najlepiej oddaje to zdanie, zapisane w dzisiejszym pierwszym czytaniu, a wydobyte prawdopodobnie w jego listu: Niech twój Bóg, w którym położyłeś nadzieję, nie zwodzi cię zapewnieniem: «Nie będzie wydana Jerozolima w ręce króla asyryjskiego». Oto ty słyszałeś, co zrobili królowie asyryjscy wszystkim krajom, przeznaczając je na zagładę, a ty miałbyś ocaleć?
Jak wiemy z zakończenia pierwszego czytania, Ezechiasz nie tylko miałby ocaleć, ale po prostu ocalał. A Sennacheryb – poturbowany, skompromitowany i przegrany – wrócił do siebie, pozbawiony większości swoich wojsk. Stało się to zaś po tym, jak Ezechiasz udał się do świątyni Pańskiej, trzymając w ręku list od wrogiego króla i tam przedstawił go Panu, prawdopodobnie odczytując jego nikczemną treść.
I teraz możemy postawić pytanie: Czy musiał to robić? Czyżby Bóg nie wiedział, co też nawypisywał pyszny Sennacheryb i jak się odgrażał królowi judzkiemu, urągając przy tym samemu Bogu? Czyż Bóg tego nie wiedział?
Oczywiście, że wiedział. Ezechiasz na pewno nie musiał czytać Bogu tego listu, nie musiał go nieść do świątyni, a jednak to uczynił, bo uznał, że w ten sposób podkreśli i pokaże totalne oddanie się w ręce Boga – nawet w taki zewnętrzny sposób, fizycznie oddając w ręce Boga list od króla.
Moi Drodzy, wydaje się to może mało istotnym szczegółem, a jednak Autor Drugiej Księgi Królewskiej napisał nam o tym, czyli nie było to jakimś gestem bez znaczenia. To był czyn, który zwrócił uwagę Autora biblijnego, dlatego nam o nim napisał i dlatego my także możemy zauważyć ten gest. I możemy go naśladować, a więc wyrażać w sposób fizyczny, w sposób wizualny, nasze wewnętrzne oddanie się Bogu – nasze codzienne oddawanie w Jego ręce naszych ważnych spraw, naszych radości i nadziei, ale także naszych obaw i problemów… Także Osób, które są nam bliskie, a które chcemy szczególnie Bogu powierzać.
Czyż to nie z takiego przekonania wychodzimy, moi Drodzy, gdy wypisujemy i potem odczytujemy kartki wypominkowe, modląc się jednocześnie za Zmarłych, tam po imieniu wyliczonych? A czyż nie dlatego wypisujemy na karkach nasze intencje – czy to przy okazji jakiejś nowenny, odprawianej w Parafii, czy kiedy jesteśmy w jakimś Sanktuarium? Ja sam praktykowałem nieraz zbieranie napisanych na kartkach intencji Uczestników tej czy innej Pielgrzymki – i składanie ich na ołtarzu, w danym Sanktuarium, albo składanie do skrzyneczki, specjalnie do tego przeznaczonej.
Także od wielu już lat prowadzę swoją osobistą – jak ją lubię nazywać – Złotą Księgę Modlitwy, czyli tak naprawdę stary zeszyt, którego okładki są brązowe, wcale nie są złote, ale używam tej nazwy dlatego, że zawartość tych okładek – to najczystsze złoto. Bo są to Osoby i sprawy, o którym zawsze powinienem pamiętać w modlitwie. I staram się jak najczęściej odczytywać imiona i nazwiska tych Osób, nazwy tych Parafii, czy wspólnot, czy też treść rónych ważnych spraw, chociaż zdaję sobie w pełni sprawę, że Pan sam dobrze o tym wie, co jest tam zapisane i kto jest tam zapisany – a nawet wiedział o tym, zanim ja jeszcze pomyślałem, że tego lub tą, lub tamto, w zeszycie tym zapisać.
Pan to wiedział i dobrze wie, ale wierzę głęboko, że ma sens takie moje odczytywanie przed Nim tych zapisków, bo w ten sposób to ja bardziej gorliwie i bardziej świadomie modlę się za te wskazane Osoby i sprawy – i w sposób bardziej świadomy oddaję je Bogu.
Zatem, z całym przekonaniem mogę stwierdzić, że to mi, a nie Bogu, potrzebna jest ta Złota Księga, ale jestem też jakoś tak wewnętrznie przekonany – i zawsze byłem – że Jemu też to się podoba. Idę z tym do Niego – osobiście i bezpośrednio, tak jak król Ezechiasz – bo uważam, że to wszystko, co mam w tej Księdze, mam jednocześnie w sercu, i jest to czymś bardzo ważnym, wręcz świętym.
Dlatego idę z tym do Boga, a staram się z tym nie obnosić na prawo i lewo. Owszem, niekiedy – tak, jak dziś – mówię o tym, ale to po to, aby zapewnić o swojej stałej modlitwie, zapewnić o tym, że pamiętam i będę pamiętał, a jednocześnie zachęcić innych do tworzenia takich własnych osobistych Złotych Ksiąg.
Natomiast mam świadomość słów, wypowiedzianych przez Jezusa w dzisiejszej Ewangelii: Nie dawajcie psom tego, co święte i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami i obróciwszy się, was nie poszarpały. Właśnie! Z tym, co święte i ważne trzeba iść prosto do Boga. Co prawda, list Sennacheryba bynajmniej nie był niczym świętym, ale już powierzenie tego listu i całej sprawy Bogu przez Ezechiasza – na pewno tak. Bo wyrażało jak najpiękniejsze nastawienie jego serca.
My też idźmy do Pana ze wszystkim, co nosimy w sercu, co przeżywamy, co nas cieszy i boli. Nieśmy do Niego ludzi nam bliskich – i tych trudnych, których nie rozumiemy, których może nawet tak po ludzku nie lubimy. Nie żałujmy nikomu naszej modlitwy. Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy.
I nawet jeżeli ci, za których się modlimy, nie pomodlą się za nas i nie podziękują nam za to, to jednak w oczach Bożych ogromnie dużo zyskamy. A wydaje się, że dzisiejszy świat bardzo, ale to bardzo potrzebuje takiej właśnie modlitwy wstawienniczej – jednych za drugich. Tych, którzy są blisko Boga i rozumieją więcej ze spraw Bożych – za tych, którzy są dalej, a nawet bardzo daleko. Jest to na pewno jakieś poświęcenie z naszej strony, ale Jezus dzisiaj mówi: Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują.
Moi Drodzy, dobrze znamy te słowa, ja sam je wielokrotnie czytałem i rozważałem w różnych kazaniach, ale ktoś ostatnio uświadomił mi, że Jezus mówi tutaj bardzo wprost, że wielu ludzi idzie na potępienie – do piekła. Niestety… Wbrew niektórym teologom, którzy wyrażają nadzieję, a nawet pewność, że piekło jest pustej, Jezus dzisiaj mówi wyraźnie, że szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jak inaczej można zrozumieć te słowa, aniżeli tak, jak Jezus wypowiedział? Wielu jest takich…
Dlatego, moi Drodzy, ratujmy ten świat! To nie są górnolotne i przesadzone słowa: tak, ratujmy ten świat! Swoją modlitwą wstawienniczą – za ludzi i za sprawy, które są dla nas ważne. Nie wstydźmy się przy tym dokonywać zewnętrznych aktów ofiarowania swego serca Bogu, także poprzez zapisywanie naszych intencji i przedstawiania ich na modlitwie. To ma naprawdę znaczenie, to jest ważne – i na pewno dobre i potrzebne, jeśli nie jest jedynie formą dla formy, ale wyraża najgłębsze i najszczersze nastawienie naszego serca…
Przykład pięknego poświęcenia swego życia dla dobra innych daje nam Patron dnia dzisiejszego, Święty Alojzy Gonzaga.
Urodził się 9 marca 1568 roku, koło Mantui, jako najstarszy z ośmiu synów margrabiego Ferdynanda di Castiglione. Ojciec – co prawda – pokładał w nim duże nadzieje, jednak Alojzy urodził się jako dziecko bardzo wątłe, a matce przy porodzie groziła śmierć. Rodzice więc uczynili ślub, że odbędą pielgrzymkę do Loreto, jeśli tylko matka i syn wyzdrowieją. Tak się też stało.
Ojciec zatem marzył o laurach rycerskich dla syna. W tym właśnie czasie, w roku 1517, flota chrześcijańska odniosła świetne zwycięstwo nad Turkami pod Lepanto. Ojciec Alojzego brał udział w tejże wyprawie. Dumny ze zwycięstwa, ubrał swojego trzyletniego syna w strój rycerza i paradował z nim w fortecy nad rzeką Padem, ku radości żołnierzy. Jednak kiedy ojciec podążył na kolejną wyprawę wojenną, pięcioletni Alojzy wrócił pod opiekę matki.
Mając zaś siedem lat, przeżył swoiste nawrócenie – jak je sam określił. Poczuł nicość ponęt tego świata i wielką tęsknotę za Bogiem. Odtąd duch modlitwy, zaszczepiony przez matkę, rozwinął się w nim jeszcze silniej. Codziennie – z budującą wręcz pobożnością – odmawiał na klęczkach, oprócz normalnych pacierzy rannych i wieczornych, siedem psalmów pokutnych i oficjum do Matki Bożej.
Jednakże ojciec nie był z tego zadowolony. Po swoim powrocie z wyprawy wojennej, zabrał syna do Florencji, na dwór wielkiego księcia Franciszka Medici, by nabył tam manier dworskich. Alojzy jednak najlepiej czuł się w słynnym florenckim sanktuarium, obsługiwanym przez zakon serwitów. Tu też, przed ołtarzem Matki Bożej, złożył ślub dozgonnej czystości. Jak zapisano w jego życiorysach, w nagrodę miał otrzymać taki przywilej, iż nie odczuwał pokus przeciw anielskiej cnocie czystości.
W 1579 roku, ojciec Alojzego został mianowany gubernatorem Monferrato w Piemoncie. Przenosząc się na tamtejszy zamek, zabrał ze sobą Alojzego. W następnym roku, z polecenia Papieża Grzegorza XIII, w diecezji Brescia odbyła się wizytacja kanoniczna, przeprowadzona przez Świętego Karola Boromeusza.
Z tej okazji Alojzy, właśnie z ręki Świętego Karola, przyjął Pierwszą Komunię Świętą. Jesienią tegoż roku, kiedy miał lat dwanaście, wraz z rodzicami przeniósł się do Madrytu, gdzie na dworze królewskim cała rodzina spędziła dwa lata. Tam chłopiec nadal pogłębiał w sobie życie wewnętrzne przez odpowiednią lekturę. Rozczytywał się – między innymi – w „Ćwiczeniach duchowych” Świętego Ignacego. Modlitwę swoją przedłużał do pięciu godzin dziennie. Równocześnie kontynuował studia.
Wreszcie zdecydował się na wstąpienie do zakonu jezuitów. Kiedy wyjawił ojcu swoje postanowienie, ten wpadł w gniew, ale stanowczy Alojzy nie ustąpił. Na rzecz brata, Rudolfa, zrzekł się prawa do dziedzictwa i udał się do Rzymu. 25 listopada 1585 roku, wstąpił do nowicjatu jezuitów w Rzymie. Jak sam wyznał, praktyki pokutne, które zastał w zakonie, były znacznie lżejsze od tych, jakie sam sobie nakładał. Cieszył się jednak bardzo, że miał okazję do ćwiczenia się w wielu innych cnotach, do jakich mu zakon dawał okazję.
Jesienią 1585 roku, Alojzy uczestniczył w publicznej dyspucie filozoficznej w słynnym Kolegium Rzymskim, gdzie olśnił wszystkich subtelnością i siłą argumentacji. Zaraz potem otrzymał Święcenia niższe i został skierowany przez przełożonych na studia teologiczne. W roku 1590 miał przyjąć Święcenia kapłańskie. Wyroki Boże były jednak inne. Wtedy bowiem Rzym nawiedziła epidemia dżumy. Alojzy prosił przełożonych, by mu zezwolili posługiwać zarażonym. Wraz z innymi klerykami udał się na ochotnika do szpitala.
Wyczerpany studiami i umartwieniami organizm kleryka uległ zarazie. Alojzy zmarł, nie przyjąwszy Święceń kapłańskich, w dniu 21 czerwca 1591 roku, w wieku zaledwie dwudziestu trzech lat. Jego sława była tak wielka, że już w roku 1605 Papież Paweł V ogłosił go Błogosławionym. Kanonizacja jednak odbyła się dopiero w roku 1726. Dokonał jej Papież Benedykt XIII, wraz z Kanonizacją Świętego Stanisława Kostki. Tenże Papież ogłosił, w roku 1729, Świętego Alojzego Patronem młodzieży, zwłaszcza studiującej.
O jego duchowej postawie bardzo dobitnie świadczy list, jaki na krótko przed swą śmiercią napisał do matki, a w którym – między innymi – czytamy:
„Przyznam Ci się, Dostojna Pani, że ile razy rozmyślam o Bożej dobroci, owym niezgłębionym i bezkresnym morzu, umysł mój gubi się zupełnie. Wobec takiego ogromu traci on rozeznanie i nie rozumie wcale, dlaczego Pan po tak nieznacznej i krótkiej pracy zaprasza mnie do wiecznego pokoju. Z Nieba wzywa mnie do nieskończonej szczęśliwości, której tak opieszale szukałem, i obiecuje nagrodę za łzy, których tak niewiele wylałem.
Rozmyślaj o tym ustawicznie, Dostojna Pani, i strzeż się obrazić nieskończoną Bożą miłość. Stałoby się to z pewnością wówczas, gdybyś opłakiwała śmierć tego, kto żyje w obliczu Boga i swym wstawiennictwem będzie Ci pomagał bardziej, niż za życia. Zresztą, nasza rozłąka nie będzie długa. W Niebie zobaczymy się znowu. Złączeni na wieki z naszym Zbawicielem, rozradowani szczęściem wiecznym, ze wszystkich sił będziemy Go chwalić i na wieki sławić Jego miłosierdzie. Bóg odbiera nam swój dar tylko po to, aby umieścić go w pewniejszym i bezpieczniejszym miejscu, a ofiarować nam to, czego sami zapragniemy.
Wszystko to piszę, ponieważ gorąco pragnę, abyś Ty, Dostojna Pani, i cała w ogóle rodzina, uważała moją śmierć za radosne wydarzenie, abyś towarzyszyła mi matczynym błogosławieństwem wtedy, gdy będę przemierzał ową drogę, aż dojdę do brzegu, gdzie się mieszczą wszystkie moje nadzieje. Piszę to tym chętniej, iż niczym innym nie zdołam okazać bardziej miłości, którą winienem Tobie, jako syn wobec matki.” Tyle z listu Świętego Alojzego.
Wpatrując się w świetlany przykład jego świętości, ale też mając na uwadze słowo Boże dzisiejszej liturgii, prośmy go o wstawiennictwo w naszej intencji, abyśmy my umieli i chcieli wstawiać się za innymi – w szczerej modlitwie.
Ależ niesamowity list sw. Alojzego! Wzrusza do glębi, kiedy rozmyśla się go w perspektywie osób które odeszły. Ja od razu pomyślałem o mojej zmarłej Babci, która towarzyszyła mi przez całe dzieciństwo a później ja Jej pomagałem (choć na pewno nigdy tak pięknie jak Ona). Wierzę, że Babcia pomaga mi teraz w inny sposób, duchowy… Moim marzeniem jest zobaczyć Ją znowu…i uściskać. Kocham Cię moja Babciu.
Samo nasuwa się stwierdzenie: Ależ niesamowite wspomnienie Babci! Jaka cudowna wdzięczność i docenienie dobra, które tak często nie jest doceniane, a nawet zauważane przez wnuki. Wielkie dzięki, Marcinie, za te piękne słowa! Jestem pewny, że Babcia bardzo jest dumna ze swego Wnuka!
xJ
24 rocznica święceń. To już tyle czasu prowadzisz pielgrzymów do celu. W każdy czwartek modlę się za Ciebie a czasami i w inne dni tygodnia. Niech Dobry Bóg prowadzi i obdarza Swoimi łaskami, aby nie zabrakło Ci energii i siły oraz zapału do ciągle nowych wyzwań jakich się podejmujesz. Ja też często się przemieszczam w różne miejsca i stąd spóźnione życzenia. Czytania i komentarze raczej udaje mi się czytać na bieżąco. Z Panem Bogiem.
Wielkie dzięki!
xJ