Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym imieniny przeżywali:
►Kamil Śledziewski – za moich czasów Lektor w Parafii w Tłuszczu, w Diecezji warszawsko – praskiej;
►Kamil Krupa – za moich czasów: Lektor w Parafii w Celestynowie, w Diecezji warszawsko – praskiej;
►Kamil Charkiewicz – należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot;
►Kamil Lewczuk – tak samo;
►Kamil Sionek – życzliwy Człowiek z Parafii w Miastkowie Kościelnym;
►Kamil Kołak – Student Uniwersytetu siedleckiego, zachowujący stały i dobry kontakt ze mną w ramach dyżurów Duszpasterstwa Akademickiego, Człowiek bardzo otwarty, życzliwy i przebojowy.
W dniu dzisiejszym natomiast urodziny przeżywa Anna Komoszyńska, należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot.
Wszystkim świętującym życzę obfitości darów z Nieba, o co też będę się dla Nich modlił.
Dzisiaj także przeżywamy kolejną rocznicę zwycięskiej Bitwy pod Grunwaldem, z 1410 roku. Wspominam o tym dlatego, że w ogóle lubię historię, zwłaszcza średniowieczną, ale także dlatego, że w pobliżu pola tejże Bitwy mieszka moja dalsza Rodzina i szczególnie w młodych moich latach co roku tam bywałem. Oby Polska zawsze umiała korzystać z wielkich i wspaniałych doświadczeń swoich wielkich Przodków!
Moi Drodzy, chciałbym Was dzisiaj zaprosić do wysłuchania audycji w ramach cyklu: DROGAMI MŁODOŚCI, na falach Katolickiego Radia Podlasie. Zaczynamy o godzinie 21:40 i jesteśmy do 23:00, a rozmawiać będziemy o trudnej sztuce słuchania.
Uczestnikami rozmowy będą Pracownicy naukowi Uniwersytetu siedleckiego: Doktor inżynier Agnieszka Ginter oraz Magister inżynier Łukasz Domański, a także dwie Studentki tegoż Uniwersytetu: Joasia Chalecka i Ola Stachniak, jak również dwaj Studenci z mojej rodzinnej Parafii, a jednocześnie Lektorzy: Szymon Dudek i Jonasz Kargulewicz, który będzie wraz ze mną prowadził tę audycję.
Zapraszam do łączności z nami: telefonicznej, smsowej i internetowej. I – oczywiście – do słuchania… Wszak temat audycji to sztuka słuchania!
Moi Drodzy, serdecznie dziękujemy Księdzu Markowi i Siostrze Joannie za wczorajsze słówko z Syberii. Dziękujemy za to przypomnienie, że możemy – i powinniśmy – zwracać się do Pana ze wszystkimi naszymi problemami, choćby najmniejszymi! I że sami dla siebie także powinniśmy być wsparciem i pokrzepieniem!
Pospieszmy z takim modlitewnym pokrzepieniem na Syberię, aby wesprzeć posługę Księdza Marka, Drogich Sióstr, wspierającego Ich Lektora Ilii oraz całą Parafię. A tak szczególnie – módlmy się o zdrowie Pani Teresy, Siostry bliźniaczki Siostry Joanny.
Raz jeszcze – wielkie dzięki za wczorajsze słówko. A oto słówko Księdza Marka na dzisiaj:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Otwórzmy zatem nasze serca na dar Bożego słowa! Co Pan mówi dziś do mnie – konkretnie i osobiście? Z jakim przesłaniem zwraca się do mnie właśnie dzisiaj? Duchu Święty, bądź natchnieniem dla każdej i każdego z nas!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Piątek 15 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie Św. Bonawentury, Biskupa i Doktora Kościoła,
15 lipca 2022.,
do czytań: Iz 38,1–6.21–22.7–8; Mt 12,1–8
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
W owych dniach król Ezechiasz zachorował śmiertelnie. Prorok Izajasz, syn Amosa, przyszedł do niego i rzekł mu: „Tak mówi Pan: «Rozporządź domem twoim, bo umrzesz i nie będziesz żył»”. Wtedy Ezechiasz odwrócił się do ściany i modlił się do Pana. A mówił tak: „Ach, Panie, wspomnij na to, proszę, że postępowałem wobec Ciebie wiernie i z doskonałym sercem, że czyniłem, co miłe oczom Twoim”. I płakał Ezechiasz bardzo rzewnie.
Wówczas Pan skierował do Izajasza słowo tej treści: „Idź, by oznajmić Ezechiaszowi: «Tak mówi Pan, Bóg Dawida, twego praojca: Słyszałem twoją modlitwę, widziałem twoje łzy. Uzdrowię cię. Za trzy dni pójdziesz do świątyni. Oto dodam do twego życia piętnaście lat. Wybawię ciebie i to miasto z ręki króla asyryjskiego i roztoczę opiekę nad tym miastem»”.
Powiedział też Izajasz: „Weźcie placek figowy i przyłóżcie do wrzodu, a zdrów będzie!” Ezechiasz zaś rzekł: „Jaki znak upewni mnie, że wejdę do świątyni Pana?” Izajasz odrzekł: „Niech ci będzie ten znak od Pana, że spełni On tę rzecz, którą przyrzekł: «Oto Ja cofnę cień wskazówki zegarowej o dziesięć stopni, po których słońce już zeszło na słonecznym zegarze Achaza»”. I cofnęło się słońce o dziesięć stopni, po których już zeszło.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Pewnego razu Jezus przechodził w szabat wśród zbóż. Uczniowie Jego, będąc głodni, zaczęli zrywać kłosy i jeść.
Gdy to ujrzeli faryzeusze, rzekli Mu: „Oto Twoi uczniowie czynią to, czego nie wolno czynić w szabat”.
A On im odpowiedział: „Nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy był głodny, on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne, których nie wolno było jeść jemu ani jego towarzyszom, tylko samym kapłanom?
Albo nie czytaliście w Prawie, że w dzień szabatu kapłani naruszają w świątyni spoczynek szabatu, a są bez winy? Oto powiadam wam: Tu jest coś większego niż świątynia.
Gdybyście zrozumieli, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary», nie potępialibyście niewinnych. Albowiem Syn Człowieczy jest Panem szabatu”.
Z bardzo ciekawym zjawiskiem mamy do czynienia w wydarzeniu, opisanym w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Oto bowiem słyszymy, że umierającemu królowi Ezechiaszowi, kiedy ukorzył się przed Bogiem, modlił się gorliwie, płacząc przy tym rzewnie, dołożone zostało do wieku jego życia piętnaście lat.
Sam Bóg tak powiedział o tym Prorokowi Izajaszowi: Idź, by oznajmić Ezechiaszowi: „Tak mówi Pan, Bóg Dawida, twego praojca: Słyszałem twoją modlitwę, widziałem twoje łzy. Uzdrowię cię. Za trzy dni pójdziesz do świątyni. Oto dodam do twego życia piętnaście lat. Wybawię ciebie i to miasto z ręki króla asyryjskiego i roztoczę opiekę nad tym miastem”.
A kiedy Ezechiasz nie mógł uwierzyć w prawdziwość tej zapowiedzi i domagał się jakiegoś znaku, Izajasz rzekł mu: Niech ci będzie ten znak od Pana, że spełni On tę rzecz, którą przyrzekł: «Oto Ja cofnę cień wskazówki zegarowej o dziesięć stopni, po których słońce już zeszło na słonecznym zegarze Achaza»”. I cofnęło się słońce o dziesięć stopni, po których już zeszło.
Zegar słoneczny, o którym mowa, zbudowany został przez króla Achaza i miał prawdopodobnie formę schodów, dlatego dzisiaj słyszymy, że słońce cofnęło się […] o dziesięć stopni, po których już zeszło. Ale to akurat nie ma większego znaczenia, czy zegar jest w formie schodów, czy w formie tarczy, czy jest to jakiś dzisiejszy, nowoczesny zegarek – na uwagę zasługuje fakt cofnięcia się nam nim czasu, a więc faktycznego dodania tegoż czasu do życia króla Ezechiasza.
To zjawisko niezwykłe, chociaż nie jedyne na kartach Pisma Świętego. Znamy bowiem opisy zatrzymania słońca i wydłużenia dnia, aby naród wybrany, walczący w imię Boga i pod Jego opieką, mógł dopełnić zwycięstwa nad wrogiem. Dzisiaj słyszymy o wydłużeniu życia króla Ezechiasza o piętnaście lat. Możemy chyba powiedzieć: aż o piętnaście lat! Może to wydawać się niezbyt długim okresem, ale jeżeli ktoś już miał zakończyć bieg swego życia, a oto nagle dowiaduje się, że jednak jeszcze piętnaście lat ma przed sobą, to na pewno jest to dla niego bardzo ważna wiadomość – i bardzo pocieszająca wiadomość. A owe piętnaście lat – to na pewno dla kogoś takiego niemało…
Zważywszy, że owo wydłużenie to niezasłużony przez człowieka dar od Boga. Tak, niezasłużony, bo człowiek – w tym przypadku: król Ezechiasz – nie otrzymał go za swoje zasługi, które tak skwapliwie przed Bogiem wyliczał. Zauważmy, że informując Proroka Izajasza o wydłużeniu czasu życia króla, Bóg powołał się wyłącznie na jego pokorną modlitwę, uniżenie, łzy żalu, a nie na to, co Ezechiasz sobie przypisywał, a więc wierność, doskonałość serca, pełnienie woli Bożej… Bo akurat nie do końca tak było!
Król bowiem nie należał do tych krwawych tyranów, których niemało było w historii narodu wybranego i w historii świata, natomiast na pewno za bardzo ufał obcym mocarstwom, u których szukał wsparcia w walce z wrogami – zamiast w pełni zaufać Panu. Także po tym, jak otrzymał owo przedłużenie życia, kiedy Prorok zapowiedział, że przyjdzie jednak klęska na jego naród, ale już po jego śmierci, to ten ucieszył się, że przynajmniej jemu samemu już nic nie grozi.
Takie to więc było jego rzekome zatroskanie o powierzony sobie lud – tak naprawdę, to troszczył się jedynie o siebie samego, o swoje bezpieczeństwo, swoje powodzenie… Dlatego kiedy dowiedział się, że jego samego już do końca życia nikt poważnie nie będzie niepokoił, wyraźnie się ucieszył, że przynajmniej on będzie miał spokój. A co będzie po jego śmierci – to już nie jego zmartwienie. Niech się następni martwią!
To takie proste rozwiązanie – zamieść problem pod dywan, odsunąć od siebie, pozbyć się: na zasadzie: pozbyć się gorączki poprzez zbicie termometru. Samo w sobie odsunięcie od siebie problemu nie musi być niczym złym, bo nikt z nas nie musi ich na siłę szukać, lub powodować. Mamy prawo ich unikać, mamy prawo odsuwać od siebie różne trudne okoliczności.
Natomiast nie jest dobrze, jeżeli tak zachowuje się król, a więc ktoś wprost odpowiedzialny za szczęśliwe życie swoich poddanych; kto jako pierwszy powinien podejmować się rozwiązywania ludzkich problemów. Jeżeli on ich unika, zrzucając ich rozwiązanie na następców, albo na kogokolwiek innego, tylko nie na siebie, to już nie jest dobrze…
A z takim właśnie nastawieniem mamy do czynienia w przypadku Ezechiasza. Trudno zatem powiedzieć, że dobrze wykorzystał szansę, jaką dał mu Pan, przedłużając o piętnaście lat bieg jego życia. Może nie narobił on większych szkód, a nawet podziękował Bogu za Jego łaskawość, ale trudno powiedzieć, że wykorzystał ten czas owocnie.
Przede wszystkim dlatego, że cały czas był skoncentrowany na sobie. Właśnie – nie na Bogu i na Jego łaskawości, a na sobie. Kiedy usłyszał zapowiedź bliskiej śmierci – wówczas modlił się żarliwie do Boga. Ale kiedy już zagrożenie się odsunęło, znowu zaczął myśleć o sobie, o swojej korzyści, o swoim komforcie psychicznym, którego już nikt nie miał mu zakłócać aż do śmierci.
Czy jedynie o swoim własnym komforcie psychicznym myśleli też Apostołowie, gdy przechodząc ze swym Mistrzem w szabat wśród zbóż, zaczęli zrywać kłosy i jeść? Czy szukali w tym jakiegoś własnego zadowolenia, jakiegoś komfortu? To za dużo powiedziane. Oni po prostu byli głodni, skorzystali więc z darów Bożych, które mieli na wyciągnięcie ręki, Na pewno, nie uszczupliło to dobrobytu właściciela pola, skoro nawet Jezus nie uznał niczego złego w ich zachowaniu. Problem jednak, jaki wysunęli faryzeusze, nie dotyczył tego, że okradali oni owego właściciela, ale że łamali przepisy szabatu!
A w tej sytuacji Jezus przypomniał im mocno i jednoznacznie: Gdybyście zrozumieli, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary», nie potępialibyście niewinnych. Albowiem Syn Człowieczy jest Panem szabatu. Otóż, właśnie!
Jezus jest Panem szabatu! Bóg jest Panem czasu! To w gestii i w kompetencji Bożej jest decydować o interpretacji praw Boskich i ludzkich, niebieskich i ziemskich, także – praw przyrody! Nawet tak bardzo podstawowych, oczywistych i „nienaruszalnych”, jak upływ czasu. Któż poza Bogiem jest w stanie zatrzymać czas? Oczywiście, że nikt. Ale nie problem w tym, czy ten czas można zatrzymać, czy można go cofnąć, bo dla Boga to naprawdę żadna trudność.
O wiele większym problemem wydaje się to, co człowiek zrobi z nadzwyczajnym znakiem, z tym szczególnym darem, jaki otrzyma od Pana?… A mówimy w tej chwili o różnych Bożych znakach i cudach, nie tylko tym konkretnym. Chociaż i o ten właśnie nieraz pewnie chcielibyśmy prosić Pana – aby zatrzymał tak szybki upływ czasu, albo żeby pozwolił cofnąć się w czasie, byśmy mogli inaczej rozstrzygnąć pewne sprawy i podjąć inne, mądrzejsze decyzje… Albo żebyśmy inaczej ułożyli relacje z osobami, z którymi nam się nie udało ich ułożyć, a one już odeszły z tego świata…
Wiele mielibyśmy powodów, by prosić Pana o taki zabieg. Tylko – jaki użytek zrobilibyśmy z niego? Mówiąc inaczej: Czy Boże Prawo, które staramy się zachowywać, zbliża nas do Boga, pozwala nam się z Nim bardziej zjednoczyć, poznać Go, pokochać – czy jest kulą u nogi i ciężarem, który nas wciąż tak bardzo męczy?…
Czy Boże znaki, a nawet cuda, które wciąż dokonują się wokół nas, a nawet w naszym życiu – także służą naszemu zjednoczeniu z Bogiem, pokochaniu Go; czy przyczyniają się do pogłębienia naszej wiary, czy może jedynie poprawiają chwilowo nasz komfort psychiczny, ale po krótkim czasie wszystko wraca do „normy” – do tej niedobrej, schematycznej, utartej normy?…
Jakie znaczenie ma dla mnie osobiście – obecność Jezusa w moim życiu i Jego konkretne działanie, jakie w tym moim życiu podejmuję?
Z pewnością, przykładem mocnego i owocnego zjednoczenia człowieka z Bogiem i pozwolenia Mu na to, by działał w życiu, jest postawa dzisiejszego Patrona, którym jest Święty Bonawentura, Kardynał i Doktor Kościoła.
Bonawentura, a właściwie Jan di Fidanza, urodził się około 1218 roku, w Bagnoregio koło Viterbo. Ojciec jego był lekarzem. Rodzice obawiali się, czy dziecko przeżyje, było bowiem bardzo słabowite. W tej sytuacji, pobożna matka złożyła ślub, że jeśli tylko syn wyzdrowieje, poświęci go na służbę Bożą. Istnieje nawet piękne podanie, według którego dziecię miano przynieść do Świętego Franciszka z Asyżu, a ten w natchnieniu miał powiedzieć: „O, buona ventura!” – co znaczy: „O, szczęśliwe narodziny, szczęśliwe pojawienie się!” W ten sposób zapewne tłumaczono imię, które otrzymał w zakonie i pod którym jest dziś znany.
Pierwsze nauki odbył młody Jan w rodzinnym miasteczku. Po ukończeniu szkoły średniej udał się na uniwersytet do Paryża, na studia filozoficzne. W Paryżu również – mając dwadzieścia pięć lat – wstąpił do franciszkanów, gdzie otrzymał wspomniane już imię zakonne Bonawentura. Tam też studiował teologię. Po otrzymaniu stopnia magistra, jeszcze przez trzy lata studiował, ale równocześnie już wykładał Pismo święte i „Sentencje” Piotra Lombarda.
Z tego też czasu pochodzi jego szczytowe dzieło z zakresu teologii, a dotyczące Trójcy Świętej. Bonawentura zajął się także filozoficznym problemem poznania ludzkiego. W tej kwestii odszedł od Arystotelesa i Świętego Tomasza z Akwinu, a zbliżył się do Platona i Świętego Augustyna. Wreszcie, w tym samym czasie wydał tom rozpraw, w którym można odnaleźć syntezę jego myśli filozoficznej i teologicznej.
Następne lata spędził w różnych klasztorach franciszkańskich w charakterze wykładowcy. Musiał imponować niezwykłą wiedzą, świętością i zmysłem organizacyjnym, skoro na kapitule generalnej został wybrany przełożonym generalnym zakonu. Stało się to 2 lutego 1257 roku. A miał wtedy zaledwie trzydzieści dziewięć lat.
Wybór ten okazał się dla młodego zakonu opatrznościowym. Zakon bowiem przechodził wówczas trudny czas. Powstały w nim dwie zwalczające się zaciekle frakcje: jedną tworzyli zwolennicy surowego zachowania pierwotnej reguły Świętego Franciszka, drugą – zwolennicy reguły łagodniejszej. Bonawentura umiał wybrać tak zwany „złoty środek”, a przez swoje roztropne zarządzenia, nadał zakonowi właściwy kierunek.
Przez szesnaście lat swoich rządów doprowadził go do niebywałego rozwoju. W roku 1260 ułożył pierwsze konstytucje, będące w rzeczy samej wykładnią reguły Świętego Franciszka. W ten sposób przeciął możliwość różnego jej interpretowania – co ciągle jeszcze się zdarzało. Ponadto, bardzo intensywnie wizytował zakon, jeżdżąc do jego placówek w różnych krajach. Z powody tego zaangażowania niektórzy historycy nazywają go drugim Ojcem zakonu.
Posiadał ponadto umiejętność łączenia życia czynnego i publicznego z bogatym życiem wewnętrznym. Miał wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej i ku jej czci układał przepiękne poematy. Głośno było o nim także na dworze papieskim. Dlatego też Papież Grzegorz X, w 1273 roku, mianował go kardynałem oraz biskupem Albano pod Rzymem.
Delegacja Papieża z wiadomością o nominacji zastała go przy myciu naczyń kuchennych w klasztorze. Nawet bowiem jako przełożony generalny zakonu, podejmował normalnie wszystkie prace i dyżury, jak chociażby wspomniane zmywanie naczyń, o ile tylko na niego wypadła kolejka. I kiedy przybyła do niego delegacja papieska, aby obwieścić mu nominację kardynalską, Bonawentura w ogrodzie zmywał właśnie naczynia po obiedzie.
Gdy więc dostojni goście stanęli przed nim i obwieścili, po co przyjechali, nasz Święty wstał, otarł ręce o fartuch, którym był przepasany, z pokorą wysłuchał bulli nominacyjnej Ojca Świętego, bardzo uprzejmie podziękował, po czym poprosił, aby kapelusz kardynalski, który jeden z delegatów trzymał w ręku i chciał mu wręczyć, chwilowo powiesić na pobliskim drzewie, bo on musi dokończyć zmywanie. To pokazuje, jakim tak naprawdę był człowiekiem!
Oczywiście, wspomnianą nominację przyjął, co wiązało się ze zrzeczeniem się urzędu przełożonego generalnego zakonu i oddaniem się wyłącznie sprawom publicznym. Towarzyszył więc Papieżowi w różnych podróżach, a w listopadzie 1273 roku udał się do Lyonu na Sobór Powszechny. Otrzymał zaszczytne zadanie wygłoszenia przemówienia inauguracyjnego. Na niego też spadł główny ciężar prac przygotowawczych do Soboru. I właśnie tymi wszystkimi obowiązkami wyczerpany, zmarł 15 lipca 1274 roku, już podczas trwania Soboru Lyońskiego.
W pogrzebie wziął udział Papież i wszyscy Ojcowie Soboru w liczbie pięciuset biskupów i około tysiąca prałatów i teologów. Pogrzeb miał więc królewski. Papież wygłosił mowę pogrzebową ku jego czci. Kronikarze notują, że tego dnia wielu chorych i kalek odzyskało zdrowie.
Nasz Patron był jednym z najwybitniejszych teologów Średniowiecza. Pozostawił po sobie wiele dzieł teologicznych. Składają się na nie konstytucje, liczne traktaty i komentarze teologiczne, czterysta czterdzieści kazań i wiele innych. Bonawentura stworzył własną szkołę teologiczną. Kanonizowany został w roku 1482, a w 1588 roku ogłoszono go Doktorem Kościoła.
A my, słuchając uważnie Słowa Bożego, przeznaczonego na dzień dzisiejszy i wpatrując się w świetlany przykład jego świętości, raz jeszcze zapytajmy o nasze osiągnięcia duchowe, intelektualne, zawodowe – i wszelkie inne: ile to dobra Jezus jest w stanie zdziałać we mnie i przeze mnie? Jak wygląda moja współpraca z Jezusem – z łaską, której tak wiele mi udziela? Jak wykorzystuję czas, który jest Jego darem?
Jak wreszcie przyjmuję i co robię ze szczególnymi znakami Bożymi – w tym cudami – które dzieją się w moim życiu?…