Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym dwudziestą rocznicę święceń biskupich przeżywa Ksiądz Arcybiskup Andrzej Dzięga – w swoim czasie: Dziekan Wydziału Prawa na KUL, na którym studiowałem. Przy tej okazji dziękuję Księdzu Arcybiskupowi – już po raz kolejny – za piękną, pasterską postawę, jaką zajmuje w całej obecnej sytuacji, panującej w naszej Ojczyźnie i w świecie, i w obliczu wszelkich przejawów łamania Prawa Bożego, do jakiego ciągle obecnie dochodzi. Odwagę Księdza Arcybiskupa widzimy w Jego działaniach, czytamy w Jego listach i słyszymy w wypowiedziach. Wielkie dzięki za podtrzymywanie w nas ducha wiary!
Rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywają natomiast Państwo Teresa i Marian Nowiccy, czyli moja Ciocia i mój Wujek, mieszkający w Działdowie.
Wszystkim świętującym dzisiaj życzę nieustającej odwagi w świadczeniu o wierze! Zapewniam o modlitwie!
Moi Drodzy, dzisiaj w naszym Duszpasterstwie Msza Święta w intencji Zmarłych ze Społeczności Instytutu Matematyki. Z tym Instytutem mam stały dobry kontakt już od dwóch lat, kiedy to po śmierci Ich Mentora i Przewodnika, Pana Profesora Michaela Ałani, spotkaliśmy się na Mszy Świętej w Jego intencji. Od tamtego czasu spotykamy się w miarę systematycznie. Jest Msza Święta w Ich intencji, a potem spotkanie przy herbacie. Dzisiaj zaś – jak to w listopadzie – będziemy modlić się za Zmarłych. Bardzo dziękuję wszystkim Pracownikom tego Instytutu za podtrzymywanie ducha jedności.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem zwraca się właśnie do mnie – osobiście? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Czwartek 34 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie Św. Andrzeja Dunc–Lac, Kapłana i Towarzyszy,
24 listopada 2022.,
do czytań: Ap 18,1–2.21–23;19,1–3.9a; Łk 21,20–28
CZYTANIE Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Ja, Jan, ujrzałem anioła zstępującego z nieba i mającego wielką władzę, a ziemia od chwały jego rozbłysła.
I głosem potężnym tak zawołał: „Upadł, upadł Babilon – stolica. I stała się siedliskiem demonów i kryjówką wszelkiego ducha nieczystego, i kryjówką wszelkiego ptaka nieczystego i budzącego odrazę”.
I jeden potężny anioł dźwignął kamień wielki jak kamień młyński i rzucił w morze, mówiąc: „Tak z rozmachem Babilon, wielka stolica, zostanie rzucona i już się wcale nie znajdzie. I głosu harfiarzy, śpiewaków, flecistów, trębaczy już w tobie się nie usłyszy. I żaden mistrz jakiejkolwiek sztuki już się w tobie nie znajdzie. I terkotu żaren już w tobie nie będzie słychać. I światło lampy już w tobie nie rozbłyśnie. I głosu oblubieńca i oblubienicy już w tobie się nie usłyszy: bo kupcy twoi byli możnowładcami na ziemi, bo twymi czarami omamione zostały wszystkie narody”.
Potem usłyszałem jak gdyby głos donośny wielkiego tłumu w niebie mówiącego: „Alleluja. Zbawienie i chwała, i moc należą do Boga naszego, bo wyroki Jego prawdziwe są i sprawiedliwe, bo osądził Wielką Nierządnicę, co znieprawiała nierządem swym ziemię, i zażądał, by poniosła karę za krew swoich sług”. I rzekli powtórnie: „Alleluja”. A dym jej wznosi się na wieki wieków.
I mówi mi: „Napisz: «Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę Godów Baranka»”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Skoro ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wtedy wiedzcie, że jej spustoszenie jest bliskie. Wtedy ci, którzy będą w Judei, niech uciekają w góry; ci, którzy są w mieście, niech z niego uchodzą, a ci po wsiach, niech do niego nie wchodzą. Będzie to bowiem czas pomsty, aby się spełniło wszystko, co jest napisane.
Biada brzemiennym i karmiącym w owe dni. Będzie bowiem wielki ucisk na ziemi i gniew na ten naród: jedni polegną od miecza, a drugich zapędzą w niewolę między wszystkie narody. A Jerozolima będzie deptana przez pogan, aż czasy pogan przeminą.
Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte.
Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”.
Jak już zapewne wiemy – bądź to z osobistej lektury Pisma Świętego, a szczególnie, w ostatnich dniach, Księgi Apokalipsy Świętego Jana; bądź to z uważnego słuchania czytań ostatnich dni – apokaliptyczny Babilon to symbol miasta całkowicie zdeprawowanego i do szpiku kości zdemoralizowanego; to symbol absolutnego zła, to symbol wszelkich struktur zła, misternie budowanych na przestrzeni historii świata i historii poszczególnych narodów; także – historii zbawienia.
Bo szlak historii zbawienia aż nadto często przebiegał przez sam środek takich właśnie struktur, czego znakiem było to, że różne wrogie potęgi i mocarstwa, zbudowane na przemocy, gwałcie i ludzkiej krzywdzie – aż nadto często prześladowały Kościół. W Biblii symbolem takich struktur i takich złych mocarstw jest wspomniany dzisiaj Babilon, który jest znakiem rzeczywistego Babilonu, zniewalającego w swoim czasie naród wybrany, ale jest też symbolem chociażby cesarstwa rzymskiego.
I oto dzisiaj słyszymy – z ust potężnego anioła – wielką nowinę: Upadł, upadł Babilon – stolica. I stała się siedliskiem demonów i kryjówką wszelkiego ducha nieczystego, i kryjówką wszelkiego ptaka nieczystego i budzącego odrazę.
Dopełnieniem tego ostatecznego osądu jest znak, dokonany przez innego, równie potężnego anioła, który dźwignął kamień wielki jak kamień młyński i rzucił w morze, mówiąc: „Tak z rozmachem Babilon, wielka stolica, zostanie rzucona i już się wcale nie znajdzie. I głosu harfiarzy, śpiewaków, flecistów, trębaczy już w tobie się nie usłyszy. I żaden mistrz jakiejkolwiek sztuki już się w tobie nie znajdzie. I terkotu żaren już w tobie nie będzie słychać. I światło lampy już w tobie nie rozbłyśnie. I głosu oblubieńca i oblubienicy już w tobie się nie usłyszy: bo kupcy twoi byli możnowładcami na ziemi, bo twymi czarami omamione zostały wszystkie narody”.
Myślę, że w tym momencie przychodzi nam na myśl inny kamień młyński – ten z Jezusowej przypowieści – czyli ten, który ma sobie uwiązać do szyi gorszyciel, mający ewentualnie zamiar sprowadzić na złe drogi drugiego człowieka. Ów wpadający w czeluści morza kamień młyński to widomy symbol pokonania wszelkiego zła. A dzisiaj ma on zapowiedzieć los, jaki spotka owo grzeszne miasto, symbolizujące tutaj wszelkie zło. Tak, w dniu ostatecznego rozstrzygnięcia losów świata i człowieka – wszelkie zło zostanie ostatecznie pokonane i unicestwione, jak ów kamień młyński, który po wrzuceniu w morze ostatecznie przepada i trudno go już szukać.
Jak dzisiaj słyszymy – a to też ważne – umilknie wówczas wszelka wrzawa i odgłosy, zwykle dochodzące z ludnego, zamieszkałego miasta. To przecież oczywiste, że kiedy w domu jest dużo ludzi, kiedy dużo jest dzieci w szkole, kiedy też miasto jest zamieszkałe, wówczas widać świecące się światła, słychać odgłosy zwykłego ludzkiego życia. Miasto takie prowadzi zwyczajną swoją działalność: ludzie pracują, handlują, tworzą też jakąś kulturę i sztukę… Ot, powiedzielibyśmy, takie codzienne życie, takie zwyczajne ludzkie funkcjonowanie…
W złych miastach też się to dzieje: struktury zła także żyją swoim życiem, tworzą swoją kulturę, mają swoje zajęcia, także prowadzą wymianę handlową – najczęściej, oczywiście, nieuczciwą… Niestety, zło również ma swoje osiągnięcia, swoje dokonania.
Jednak wszystko to zostanie unicestwione. Dokładnie tak, jak o tym mówi dzisiaj to zdanie, które sobie przed chwilą przywołaliśmy: Upadł, upadł Babilon – stolica. I stała się siedliskiem demonów i kryjówką wszelkiego ducha nieczystego, i kryjówką wszelkiego ptaka nieczystego i budzącego odrazę.
Spróbujmy sobie wyobrazić takie opustoszałe miasto, w którym już nie ma oznak życia, w którym już nikt nie mieszka, w którym ulice opustoszały i wszelki gwar przycichł, żadne światła nie świecą i nie ma żadnych oznak ludzkiej aktywności; takie miasto – widmo, bardzo często już przechodzące w stan ruiny, bo kiedy nikt w nim nie mieszka, to naturalną koleją rzeczy wszystko niszczeje…
Taki los czeka wszelkie struktury zła, tak misternie budowane przez ludzi, plecione niczym pajęczyna – według własnego pomysłu, z pominięciem Boga.
W Ewangelii dzisiejszej Jezus przepowiada taki los miastu świętemu, Jerozolimie. Mówi wprost o zbliżającym się jej spustoszeniu. My wiemy, że w tym wymiarze historycznym dokonało się to faktycznie, w roku 70. Ale Jezus dzisiaj mówi o czymś więcej, niż tylko jedno miasto i historyczny fakt jego pokonania. Jezus dzisiaj mówi dokładnie o tym samym, o czym Apostoł Jan w pierwszym czytaniu: o Dniu Sądu.
Wtedy to – jak przestrzega Jezusa – ci, którzy będą w Judei, niech uciekają w góry; ci, którzy są w mieście, niech z niego uchodzą, a ci po wsiach, niech do niego nie wchodzą. Będzie to bowiem czas pomsty, aby się spełniło wszystko, co jest napisane. Biada brzemiennym i karmiącym w owe dni. Będzie bowiem wielki ucisk na ziemi i gniew na ten naród: jedni polegną od miecza, a drugich zapędzą w niewolę między wszystkie narody. A Jerozolima będzie deptana przez pogan, aż czasy pogan przeminą.
Także w przyrodzie będą się działy znaki niezwykłe. Jak słyszymy: Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte.
Ale to nie po to, aby ludzi wystraszyć, ale wprost przeciwnie – by ich przygotować na wielkie spotkanie z Chrystusem Zwycięzcą. Wtedy to bowiem – jak słyszymy – wszyscy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie.
Tak, moi Drodzy, czas najwyższy, by to wprost powiedzieć: wszystkie te znaki i straszne w swej wymowie wydarzenia nie będą niczym strasznym dla przyjaciół Jezusa, dla ludzi Jemu wiernych, dla Jego uczniów i wyznawców. Dla nich to będzie dzień piękny i wspaniały, dzień zwycięstwa nad wszelką słabością, smutkiem, cierpieniem; także nad grzechem.
Natomiast dla nas dzisiaj przesłanie słowa Bożego, zapisanego w liturgii tej Mszy Świętej, jest przesłaniem wielkiej nadziei i podtrzymania na duchu: choćbyśmy doświadczali naprawdę wielkiej mocy zła, choćbyśmy byli świadkami – lub sami doświadczali – niesprawiedliwości i krzywdy ludzkiej; choćbyśmy widzieli, jak bardzo zło, nieprawość, niesprawiedliwość, korupcja i wszelkie inne wynaturzenie panoszy się wokół nas, odbierając niekiedy ostatnie nadzieje na to, że może być lepiej, że kiedykolwiek będzie lepiej, że człowiek będzie mógł kiedykolwiek żyć w pokoju i spokoju; choćbyśmy na własne oczy widzieli, jak mocarze zła robią, co im się żywnie podoba i nie ma nich siły, nie ma nich kary, to jednak dzisiaj Pan mówi nam, że to wszystko do czasu.
Tak, to wszystko do czasu. Zło jest skazane na porażkę – nie ma co do tego wątpliwości. Ostatecznie zostanie totalnie pokonane, odrzucone, wrzucone w głębokości morza – niczym kamień młyński. Ważnym jest jednak, abyśmy my wytrwali przy dobru, a dokładniej: abyśmy wytrwali przy Jezusie i Jego zasadach. Abyśmy nigdy nie uwierzyli i nie dali sobie wmówić, że skoro jesteśmy wierzącymi, to jesteśmy na pozycji przegranej, naiwni i łatwowierni.
Nie, to my jesteśmy na właściwej pozycji, to my idziemy dobrą drogą, to do nas należy zwycięstwo. I to nie jest tak, że przekonamy się o tym dopiero po śmierci, lub w dniu ostatecznym świata, chociaż wtedy faktycznie przekonamy się o tym na sto procent. Jednak Pan pozwala nam tego doświadczyć już tutaj na ziemi, kiedy to – owszem, niekiedy po jakimś czasie, ale jednak – niesprawiedliwość zostaje zdemaskowana i skompromitowana, a ci, którzy wiernie trwają przy Panu, okazują się zwycięzcami.
Dlatego trwajmy przy Panu, wierni Jego zasadom! To ma sens. To jedyna mądra i prosta droga przez życie – także w naszych czasach. I w tych warunkach, w jakich na co dzień żyjemy i pracujemy. To jedyna, mądra i prosta, właściwa i sensowna droga. Obyśmy dali się Jezusowi do tego przekonać…
Tak, jak dali się przekonać – i innych do tego przekonywali – Patronowie dnia dzisiejszego, Andrzej Dunc–Lac, Kapłan i jego Towarzysze, Męczennicy wietnamscy. Co wiemy o ich historii?
Otóż, pierwsi misjonarze, którzy przynieśli wiarę chrześcijańską do Wietnamu, przybyli tam w XVI wieku. Przez kolejne trzy stulecia chrześcijanie byli prześladowani za swoją wiarę. Wielu z nich poniosło śmierć męczeńską, zwłaszcza podczas panowania cesarza Minh–Manga, w latach 1820–1840. Zginęło wtedy od stu do trzystu tysięcy wierzących.
Stu siedemnastu Męczenników z lat 1745–1862 Jan Paweł II kanonizował w Rzymie, 18 czerwca 1988 roku. Ich Beatyfikacje odbywały się w pierwszej połowie XX wieku. Wśród kanonizowanych znalazło się dziewięćdziesięciu sześciu Wietnamczyków, jedenastu Hiszpanów i dziesięciu Francuzów. Było to ośmiu biskupów i pięćdziesięciu kapłanów, pozostali zaś to ludzie świeccy, w tym jedna kobieta – Agnieszka, matka sześciorga dzieci.
Andrzej Dung–Lac, który reprezentuje wietnamskich Męczenników, urodził się około 1795 roku, w biednej, pogańskiej rodzinie, na północy Wietnamu. Pod wpływem katechety przyjął Chrzest i imię Andrzej, a 15 marca 1823 roku przyjął święcenia kapłańskie.
Jako kapłan w parafii Ke–Dam, nieustannie głosił słowo Boże. Często pościł, wiele czasu poświęcał na modlitwę. Dzięki jego przykładowi wielu tamtejszych mieszkańców przyjęło Chrzest. W 1835 roku Andrzej Dung został aresztowany po raz pierwszy. Dzięki pieniądzom, zebranym przez jego parafian, został uwolniony. Żeby uniknąć prześladowań, zmienił swoje imię na Andrzej Lac i przeniósł się do innej prefektury, by tam kontynuować swą pracę misyjną.
10 listopada 1839 roku ponownie go aresztowano, tym razem wspólne z innym kapłanem, Piotrem Thi, którego odwiedził, by się u niego wyspowiadać. Obaj ponownie zostali zwolnieni z aresztu – po wpłaceniu odpowiedniej kwoty. Okres wolności nie potrwał jednak długo. Po raz trzeci aresztowano ich po kilkunastu zaledwie dniach. Trafili wówczas do Hanoi. Tam przeszli niezwykłe tortury. Obaj zostali ścięci mieczem 21 grudnia 1839 roku.
A oto jak ten straszny czas prześladowań opisuje jeden z Towarzyszy Andrzeja, Święty Paweł Le–Bao–Tinh, w liście do alumnów Seminarium Ke–Vinh, wysłanym w roku 1843: „Ja, Paweł, uwięziony dla imienia Chrystusa, chcę wam opisać moje cierpienia, w których codziennie jestem pogrążony, abyście zapaleni miłością do Boga, oddawali Mu ze mną chwałę, bo na wieki Jego miłosierdzie.
To więzienie jest prawdziwym obrazem wiecznego piekła: do okrutnych udręczeń wszelkiego rodzaju, jak pęta, żelazne łańcuchy i kajdany, dołącza się nienawiść, mściwość, obelgi, słowa nieprzyzwoite, przesłuchania, złe czyny, fałszywe przysięgi, przekleństwa, wreszcie trwoga i smutek. Bóg, który niegdyś wybawił trzech młodzieńców z pieca ognistego, zawsze jest przy mnie, uwolnił mnie od tych utrapień i zmienił je w słodycz, bo na wieki Jego miłosierdzie.
Pośród tych cierpień, które innych zwykle przerażają, z łaski Bożej napełniony jestem radością i weselem, ponieważ nie jestem sam, lecz z Chrystusem. Sam nasz Mistrz dźwiga cały ciężar krzyża, a na mnie nakłada najmniejszą i ostatnią część. Jest On nie tylko widzem mojej walki, lecz sam walczy i zwycięża – i całą walkę doprowadza do końca. Dlatego na Jego głowie spoczywa wieniec zwycięstwa, a w Jego chwale uczestniczą także Jego członki.
Jak zniosę to widowisko, oglądając codziennie władców, mandarynów oraz ich siepaczy, znieważających święte imię Twoje – Panie, który siedzisz nad Cherubinami i Serafinami? Oto Krzyż Twój jest deptany stopami pogan! Gdzie jest Twoja chwała? Widząc to wszystko, zapalony miłością ku Tobie, wolę – po obcięciu członków – umrzeć na świadectwo Twojej miłości. Okaż, Panie, swoją potęgę, zachowaj mnie i podtrzymaj, aby moc ukazała się w mojej słabości i wsławiła się wobec pogan, aby Twoi nieprzyjaciele nie mogli w pysze podnosić swojej głowy, gdybym się zachwiał w drodze.
Najdrożsi bracia, słysząc to wszystko, z radością składajcie dzięki Bogu, od którego pochodzą wszelkie dobra, błogosławcie ze mną Pana, bo na wieki Jego miłosierdzie. Niech uwielbia dusza moja Pana i niech się raduje duch mój w moim Bogu, bo wejrzał na pokorę swojego sługi. […] Przez moje usta i mój rozum zawstydził filozofów, którzy są uczniami mędrców tego świata, bo na wieki Jego miłosierdzie.
Piszę wam to wszystko, aby zjednoczyła się wiara wasza i moja. Wśród tej burzy aż przy Tronie Bożym zarzucam kotwicę, żywą nadzieję, która jest w moim sercu. Wy zaś, najdrożsi bracia, tak biegnijcie, abyście osiągnęli wieniec; włóżcie pancerz wiary i chwyćcie oręż Chrystusa – zaczepny i obronny – jak uczył Święty Paweł, mój Patron. Lepiej wam z jednym okiem lub bez członków wejść do życia, niż z wszystkimi członkami być odrzuconymi.
Pomóżcie mi waszymi modlitwami, abym mógł walczyć według prawa – i to toczyć dobry bój aż do końca, abym szczęśliwie ukończył mój bieg! Jeżeli już się nie zobaczymy w tym życiu, w przyszłym świecie będziemy szczęśliwi, gdy stojąc przy tronie niepokalanego Baranka, jednogłośnie będziemy śpiewali Jego chwałę, radując się zwycięstwem na wieki.” Tyle ze świadectwa jednego ze wspominanych dzisiaj Męczenników.
A my, słuchając Bożego Słowa, przeznaczonego na dzisiejszy dzień w liturgii Kościoła, oraz wpatrując się w bohaterską postawę Męczenników wietnamskich, pomyślmy raz jeszcze, czy nasze chrześcijaństwo to naprawdę i zawsze – wierne trwanie przy Jezusie i Jego zasadach, pomimo wszystko i pomimo wszystkich?…