Jak rozkapryszone dzieci?…

J

Szczęść Boże! Moi Drodzy, dzisiaj wyruszam do Parafii Paprotnia, niedaleko Siedlec, gdzie będę prowadził Rekolekcje adwentowe. Nieco więcej, o okolicznościach z tym związanych, wspominam we wstępie do rozważania. Zapraszam Was wszystkich do wspólnoty z nami!

A wieczorem – zapraszam Was na audycję AKADEMICKIE GAUDEAMUS, w Katolickim Radiu Podlasie. Początek o 21:40.

Teraz zaś już pochylmy się nad Bożym słowem. Duchu Święty – na pomoc!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

REKOLEKCJE ADWENTOWE, dzień 1,

w Piątek 2 Tygodnia Adwentu,

9 grudnia 2022., 

do czytań: Iz 48,17–19; Mt 11,16–19

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:

Tak mówi Pan, twój Odkupiciel,

Święty Izraela:

Jam jest Pan, twój Bóg,

pouczający cię w tym, co pożyteczne,

kierujący tobą na drodze, którą kroczysz.

O, gdybyś zważał na me przykazania,

stałby się twój pokój jak rzeka,

a sprawiedliwość twoja jak morskie fale.

Twoje potomstwo byłoby jak piasek,

i jak jego ziarnka twoje latorośle.

Nigdy by nie usunięto ani wymazano

twego imienia sprzed mego oblicza!”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus powiedział do tłumów: „Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest ono do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: «Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili». Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: «Zły duch go opętał». Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników». A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny”.

Bogu Najwyższemu i Jedynemu w Trójcy Świętej składamy szczere uwielbienie i serdeczne dziękczynienie za wszelkie Jego dobrodziejstwa, jakich nam udziela, a szczególnie za to, że pozwolił nam doczekać tego Adwentu – pięknego czasu oczekiwania, czasu czujności, wyglądania na przyjście Pana – a w tym czasie: pozwolił nam doczekać tego czasu świętych Rekolekcji.

U progu tego szczególnego czasu, całym sercem witam Wspólnotę parafialną w Paprotni, na czele z Jej Proboszczem – zaznaczmy: nowym Proboszczem! – Księdzem Wojciechem Matuszewskim, wieloletnim Misjonarzem za naszą wschodnią granicą. Dzisiaj Ksiądz Wojciech przybywa jako Misjonarz do Was, aby wraz z Wami, tu i teraz, budować królestwo Boże.

I chociaż mnie akurat do przeprowadzenia tych Rekolekcji zaprosił jeszcze Wasz poprzedni Proboszcz, Ksiądz Paweł Florowski, którego także serdecznie pozdrawiamy i któremu serdecznie dziękuję, to nowy Ksiądz Proboszcz podtrzymał to zaproszenie, okazując w ten sposób swoje niemałe zaufanie. Duży to zaszczyt dla mnie, że mogę poprowadzić pierwsze Rekolekcje za „pontyfikatu” nowego Proboszcza!

Macie zatem przed sobą, moi Drodzy, dwie nowe twarze, ale wierzę głęboko, że uda nam się – z Bożą pomocą – stworzyć ducha wspólnoty: wspólnoty modlitewnej, zasłuchanej w Boże słowo.

Dla mnie osobiście, fakt przebywania w Waszej Parafii – po raz pierwszy – jest też o tyle sporym przeżyciem, że poza niewątpliwą radością spotkania z Wami, pobyt tutaj będzie wiązał się z osobą Waszego Rodaka, Kapłana niezwykle gorliwego i otwartego na ludzi, prawdziwego Apostoła, Przyjaciela Młodzieży – także Młodzieży akademickiej – Księdza Krzysztofa Skwierczyńskiego. Jako Duszpasterz Akademicki w Siedlcach, mogę powiedzieć, że kroczę Jego śladami.

On też był Duszpasterzem Akademickim – i pozostawił po sobie wspaniałe wspomnienie i jakiegoś dobrego ducha, który pozostał w sercach ówczesnych Studentów, a obecnie już Ludzi, mających Rodziny i pełniących różne funkcje w społeczeństwie. Dość wspomnieć, że po śmierci Księdza Krzysztofa, ci właśnie Jego Wychowankowie stworzyli w mediach społecznościowych grupę, liczącą sto pięćdziesiąt Osób. Nazwali się Weteranami Duszpasterstwa Akademickiego.

Grupa ta złożyła się na gregoriankę, którą osobiście odprawiałem w Ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego, przy ulicy Brzeskiej, w Siedlcach. A z tego, co wiem, to nie była jedna gregorianka, bo było jeszcze wiele Mszy Świętych, w różnych miejscach sprawowanych.

We wspomnianym zaś Ośrodku, w którym była nasza siedziba do ostatnich wakacji, Ksiądz Krzysztof codziennie spowiadał sporą grupę swoich stałych Penitentów. Miał swój klucz, miał swoje krzesełko w pokoiku na dole – i tam go nieraz zastawałem, kiedy po cokolwiek schodziłem na dół. Osobiście spowiadałem się u Niego w niedzielę, na tydzień przed Jego odejściem…

Potem wielokrotnie zaglądałem do tego pokoiku, spoglądałem na stojące w kąciku krzesło, obok którego leżała Jego fioletowa stuła i – prawdę mówiąc – oczami wyobraźni widziałem, jak tam siedzi, uśmiecha się, coś tam zagada, zażartuje, coś doradzi… Takim Go chyba wszyscy pamiętamy.

Jego nagłe odejście – w trakcie sprawowania Mszy Świętej, pod koniec głoszenia homilii – to wielki znak, zwłaszcza dla nas, Kapłanów. Ale chyba nie tylko dla Kapłanów, ale dla wszystkich, bez wyjątku! Bo z jednej strony, można powiedzieć, że taką śmierć można sobie chyba wymarzyć i wymodlić: w marszu, w trakcie wypełniania swego życiowego powołania – tego, co się najbardziej kocha. Z drugiej jednak strony, jest to dla nas wszystkich mocne MEMENTO, że my także, w taki właśnie sposób, możemy być przez Pana powołani. Dobrze, jeżeli i nas zastanie przy rzetelnym wypełnianiu zadań naszego powołania.

Wierzę głęboko, że Ksiądz Krzysztof będzie tam, z góry, doglądał tych naszych Rekolekcji i będzie nas wspierał. Pójdę poprosić Go o to w miejscu Jego doczesnego spoczynku, na Waszym cmentarzu. Będę Go także prosił o wsparcie w pełnieniu posługi Duszpasterza Środowiska Akademickiego.

A skoro mowa o modlitwie, to właśnie teraz chciałbym Was wszystkich o nią prosić – właśnie o to, byśmy całe to dzieło wspierali wspólną modlitwą. Proszę zatem, abyśmy wszyscy dołączyli do naszych codziennych modlitw intencję tych Rekolekcji. Każdy z nas przecież ma swój styl, swój sposób modlitwy, swój sposób układania relacji z Bogiem. I właśnie w ten swój styl zechciejmy włączyć intencję naszych Rekolekcji.

Żeby jednak podkreślić ducha jedności i wspólnoty, proszę, abyśmy codziennie odmówili jedną, taką samą modlitwę, na którą będziemy się każdego dnia umawiali. Czyli, oprócz swoich własnych modlitw, odmówimy jeszcze jedną, którą zaproponuję. Dzisiaj tą modlitwą niech będą dwa dziesiątki Różańca Świętego, tajemnica pierwsza i druga radosna, czyli Zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie oraz Nawiedzenie Świętej Elżbiety.

Proszę jednak, abyśmy te dziesiątki odmówili nie tu, w kościele, ale w domu – dla podtrzymania właśnie tam, w naszych domach, atmosfery rekolekcyjnej. Bo Rekolekcje nie tylko w kościele się odbywają. One muszą, w jakiejś formie, odbywać się także w naszych domach. Rekolekcje bowiem to nie tylko – mówiąc kolokwialnie – gadanie jakiegoś księdza, który przyjechał do Parafii skądś tam i teraz będzie lud wierny nawracał, ale to wspólna, duchowa praca, jaką podejmuje przede wszystkim właśnie Rekolekcjonista, także Proboszcz Parafii – i cała Parafia! Wszyscy, bez wyjątku!

Dlatego właśnie ja pierwszy zobowiązuję się do odmawiania tychże dziesiątków – i Was o to proszę. Jeszcze raz podkreślam: w domach. Może być wspólnie, z Rodziną, a może z Sąsiadami… Byłoby to piękne świadectwo budowania rekolekcyjnej atmosfery w miejscu naszego zamieszkania.

A w jakich intencjach będziemy się modlić? Proponuję cztery intencje, a konkretnie:

o błogosławione i liczne owoce duchowe tego czasu dla nas wszystkich;

za Rekolekcjonistę i Spowiedników – o światło Ducha Świętego i odwagę w jasnym i konkretnym przekazywaniu Bożej prawdy;

za tych, którzy mogą w tych Rekolekcjach uczestniczyć, ale z różnych względów nie chcą – często już od wielu lat – aby jak najszybciej zechcieli skorzystać z Bożego zaproszenia;

i za tych, którzy chociaż bardzo chcą w nich uczestniczyć, to jednak nie mogą – z powodu wieku, stanu zdrowia czy innych, niepokonalnych przeszkód, uniemożliwiających im przybycie do świątyni.

Tych ostatnich szczególnie gorąco pozdrawiamy i prosimy – zwłaszcza Starszych czy Chorych – aby chociaż cząstkę swego cierpienia, swego codziennego krzyża, ofiarowali w intencji tego czasu. Bardzo Im za to już teraz dziękujemy. Niech uważają się za pełnoprawnych Uczestników tych Rekolekcji. Niech ten czas będzie i dla Nich owocny!

My zaś pochylamy się nad Bożym słowem, które będzie wyznaczało szlak naszej refleksji. Czyli, nie dobieramy jakichś specjalnych czytań, ale wsłuchujemy się dokładnie w te teksty biblijne, które liturgia Kościoła daje nam dzisiaj, jutro i pojutrze. W ten sposób, to sam Pan będzie nam wskazywał drogę. Aby zaś te nasze refleksje nie były jakieś chaotyczne i rozbiegane, opatrzymy je hasłem taką przewodnią myślą, wokół której będą się one koncentrować.

Niech tą myślą będą słowa z niedzielnego drugiego czytania, z Listu Świętego Jakuba Apostoła: TRWAJCIE CIERPLIWIE. Tak, tylko te dwa słowa, ale jakże bogate w treść. Każdego zaś dnia będziemy stawiali sobie przed oczami jakiś obraz, ukazany w liturgii Słowa danego dnia. I tak oto dzisiaj tym obrazem będzie DZIECKO, KTÓRE KAPRYSI. Jutro: PROROK JAK OGIEŃ. A w niedzielę: ROLNIK, KTÓRY CZEKA NA PLON.

Zdaję sobie sprawę, że może to nam się nie układa w jakąś logiczną całość, ale takie właśnie obrazy ukazuje nam Boże słowo w tych dniach, a my chcemy słuchać tegoż Słowa i z niego wyciągać wnioski. A dzisiaj właśnie dokładnie tak powiedział Jezus w Ewangelii: Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest ono do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: «Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili». Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: «Zły duch go opętał». Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników». A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny.

Także w pierwszym czytaniu, z Proroctwa Izajasza, słyszymy takie oto słowa samego Boga: Jam jest Pan, twój Bóg, pouczający cię w tym, co pożyteczne, kierujący tobą na drodze, którą kroczysz. O, gdybyś zważał na me przykazania, stałby się twój pokój jak rzeka, a sprawiedliwość twoja jak morskie fale. Skoro Bóg mówi: O, gdybyś zważał, to znaczy, że naród właśnie nie zważał! I my dobrze wiemy, że tak niestety było: naród wybrany, tak bardzo umiłowany przez Boga, zachowywał się bardzo często dokładnie tak, jak te rozkapryszone dzieci, z Jezusowego pouczenia, z dzisiejszej Ewangelii.

Czyli, to nie tylko to pokolenie, które Jezus miał wokół siebie, ale i poprzednie pokolenia zachowywały się w ten sposób. Powiedzmy zresztą wprost: to nie jakieś tam pokolenia, ale ludzie – konkretni ludzie – zachowują się wobec swego Boga jak rozkapryszone dzieci. I to nie tylko ludzie z tamtego pokolenia. A nasze pokolenie? Konkretnie: a my? Jeszcze bardziej konkretnie: a ja?

Moi Drodzy, czy nie jest tak, że nasze odniesienie do Boga naprawdę zależy od wielu dziwnych czynników, takich jak humor, nastrój w danym dniu, a nawet pogoda?… Już dawno Ksiądz Biskup Henryk Tomasik, kiedy był naszym Profesorem w Seminarium, pytał nas, od czego zależy religijność polskich katolików? Od czego zależy intensywność, z jaką katolicy polscy spełniają swoje pobożne praktyki, jak chociażby udział we Mszy Świętej niedzielnej lub świątecznej – od czego?

A od pogody! – mawiał Ksiądz Biskup. Jak tylko jest chłodniej, czy deszcz popada, to już jest argument, żeby nie iść. I wcale nie mówimy tu o osobach starszych, czy chorowitych, ale o tych, które wszędzie indziej pójdą i wszystkie inne sprawy załatwią, ale do kościoła – to za zimno, to za mokro, to za… coś tam.

Dzisiaj wszyscy tacy „zmienni” katolicy dostali jeszcze jeden argument: tak zwana pandemia. Owszem, był czas zamknięcia i zakazów uczestnictwa w nabożeństwach – zresztą bezprawny. Ale był. Ile jednak osób jeszcze długo potem nie uczestniczyło we Mszach Świętych i nabożeństwach w kościele, bo się można zarazić?… Ale już do sklepu wszyscy ci ludzie chodzili – bo sklepy akurat cała ta epidemia omijała, prawda?

Na postawione pytanie, jak to jest, bardzo często słyszałem odpowiedź, że przecież trzeba coś jeść, trzeba jakoś żyć! A żyć wiecznie nie trzeba? A duszy nakarmić nie trzeba? Tak łatwo daliśmy sobie wmówić, że ta cała nasza wiara i cała nasza pobożność to taki niekonieczny dodatek do naszej codzienności?

Ja wiem, moi Drodzy, że dotykam teraz spraw drażliwych i delikatnych, co do których różne są opinie i każdy ma w tych sprawach swoje zdanie. Naprawdę, szanuję zdanie każdej i każdego z Was, ale my musimy sobie dzisiaj postawić pytanie o to, jak my traktujemy Boga, jak my traktujemy Jego dary, których naprawdę wiele chce nam udzielać?… Jak traktujemy Jego słowo, jak traktujemy w ogóle Jego obecność w naszym życiu?… Na którym miejscu Bóg w naszym życiu stoi?

I od czego tak naprawdę zależy to, że tego dnia jesteśmy bardzo Bogu oddani, zasłuchani w Jego słowo, gotowi Mu oddać dosłownie wszystko. Tak, jak w tej piosence religijnej, w której śpiewamy: „Chciałem Ci w chwilach uniesień życie poświęcić bez reszty”. Tak, w chwilach uniesień to człowiek by wszystko oddał, nawet dał się zabić dla spraw Bożych. Ale chwile uniesień szybko się kończą, a wówczas?…

Moi Drodzy, od czego to tak naprawdę zależy? Nie ma na to chyba jednej i stałej odpowiedzi. Można bowiem powiedzieć, że kiedy człowiekowi wszystko się dobrze układa, żyje w miarę, albo bardzo dostatnio, nie musi drżeć o to, co jutro włoży do garnka, albo czym zapłaci za ogrzewanie – to jest radosny, szczęśliwy i Boga chwali. Zatem, to właśnie taki stan jest tym wymarzonym, w którym wzrasta pobożność.

Ale też może się zdarzyć tak – i nierzadko się, niestety, zdarza – że taki człowiek, syty i doświadczający pomyślności, popada w pychę, w przekonanie o samowystarczalności, przeto Bóg już nie jest mu aż tak bardzo potrzebny, bo on sobie sam ze wszystkim świetnie poradzi, bo przecież już sobie poradził.

Kiedy indziej znowu może się okazać, że to właśnie sytuacja trudna, jakieś niepowodzenia życiowe, jakiś niedostatek, powoduje, że człowiek zwraca się do Boga z prośbą o pomoc. Bo już tyle razy zawiódł się na ludziach, z ich strony pomocy nie doświadczył, przeto tylko Bóg mu został. Szczególnie w przypadku choroby – a już tym bardziej: ciężkiej choroby, zagrażającej życiu – bardzo pobożność wzrasta. Mądrość ludowa opisała taki stan rzeczy przysłowiem: „Jak trwoga to do Boga”.

Przysłowie to ma zasadniczo odcień negatywny, bo rozumiemy je na zasadzie, że tylko wtedy do Boga, kiedy trwoga. Ale jeżeli zrozumiemy je nieco inaczej, że z każdą naszą trwogą idziemy do Boga, bo niby do kogo mielibyśmy pójść, to taki stan rzeczy jest jak najbardziej pożądany! I często się zdarza, dlatego możemy uważać, że tego typu trudne sytuacje, które się nam zdarzają, są okolicznościami wpływającymi na wzrost pobożności.

Ale i tu musimy powiedzieć, że nie zawsze. Bo niekiedy jest dokładnie odwrotnie: taka trudna sytuacja powoduje rozgoryczenie, pretensje do Boga, bunt wobec Niego i spektakularne odejście, z przysłowiowym trzaśnięciem drzwiami włącznie. Bo skoro ja tyle Boga prosiłem o pomoc, a On jakby głuchy i w ogóle nie reaguje, nie pomaga, tylko zsyła kolejne nieszczęścia, kolejne kłody pod nogi, ale temu to a temu sąsiadowi, co to już ma wszystkiego pod dostatkiem, ciągle pomaga, jemu jeszcze więcej daje – to z takim Bogiem nie mam o czym rozmawiać. Koniec! Zawiodłem się na Nim, obrażam się na Niego śmiertelnie, nie chcę mieć z Nim w ogóle do czynienia!

Czyż nie znamy, moi Drodzy, takich sytuacji? A może nam samym zdarzyło się kiedyś tak właśnie postawić sprawę wobec Boga?… Od czego zatem zależy tak naprawdę nasze odniesienie do Niego? Widzimy, że w każdej sytuacji możemy zachować się tak – i zachować się zupełnie inaczej, dokładnie odwrotnie. Od czego to zatem zależy?…

A jak to jest z naszymi dobrymi postanowieniami, których tyle podejmujemy: po Spowiedzi, w czasie Rekolekcji, albo na ich zakończenie, na początku Adwentu, na początku Wielkiego Postu, na początku roku, albo w wielu różnych, codziennych sytuacjach, w których zobaczyliśmy, że już nie da się tak dalej żyć, nie da się dalej tkwić w takim to, a takim nałogu, albo jakimś złym nawyku, złym przyzwyczajeniu, dlatego czas z tym skończyć i zacząć od nowa. Ileż takich dobrych postanowień było? I jaki był ich los?…

Kiedy je podejmowaliśmy, na pewno szczerze obiecywaliśmy Bogu zrobić porządek z tym, lub z tamtym, prawda? I co – udało się? Jak się udało? Jeżeli się udało, to Bogu niech będą dzięki. Ale jeżeli się nie udało, albo jeżeli dzisiaj stwierdzamy, że nasza pobożność, nasze odniesienie do Boga, to średnia wypadkowa naszych nastrojów, humorów i różnych okoliczności zewnętrznych, nie wyłączając warunków atmosferycznych – to znak, że musimy wziąć sobie na nowo do serca hasło naszych Rekolekcji: TRWAJCIE CIERPLIWIE.

Samo słowo TRWAJCIE – we właściwym, duchowym jego rozumieniu – nie oznacza takiego trwania, jak chociażby na Placu Zamkowym w Warszawie trwa Kolumna Zygmunta. Albo inny pomnik, stojący gdziekolwiek. Nasze TRWAJCIE – oznacza wierność, konsekwencję, i to w sposób aktywny! To jest nasza cała chrześcijańska postawa, nasza codzienna modlitwa i praca, jedno nierozerwalnie połączone z drugim – i właśnie niezależne od okoliczności: złych, czy dobrych.

To na tym polega TRWAJCIE CIERPLIWIE. Czyli zawsze, w każdej sytuacji – i niezależnie od jakiejkolwiek sytuacji – trwanie z takim samym nastawieniem do Boga i do Jego spraw, Jego zasad, Jego nauki, Jego woli.

Ileż to razy, na przykład, miałem do czynienia z sytuacją, w której pobożna i zaangażowana w życie Parafii matka tłumaczyła mi, że ta dzisiejsza młodzież to taka, a taka, a ile żyje bez ślubu, na tak zwaną „kocią łapę”, albo jako narzeczeni, albo jako chłopak z dziewczyną – pod jednym dachem. Jakże była zgorszona taką postawą chociażby niektórych studentów.

Do czasu, kiedy jej własna córka nie poszła na studia i nie zamieszkała na stancji ze swoich chłopakiem. A wtedy nagle zaczęło się tłumaczenie, że to może nie jest aż takie złe, a w ogóle to teraz takie czasy, wszyscy młodzi tak żyją, to trzeba zrozumieć, a ksiądz to właśnie nic nie rozumie, dlatego się tak czepia… Przyznaję, moi Drodzy, że niejednokrotnie miałem do czynienia z tego typu sytuacją i w pierwszych latach kapłaństwa naprawdę szeroko otwierałem oczy ze zdumienia! Dzisiaj już mnie to tak nie dziwi, chociaż na pewno powinno!

Dlatego dzisiaj podejmujemy refleksję właśnie nad tym, czy nasza wiara to konsekwentna postawa, niezależna od zmieniających się nastrojów i humorów, niezależna od zmieniających się zewnętrznych okoliczności, niezależna od skoków ciśnienia i warunków atmosferycznych, czy właśnie zależna od tego wszystkiego?…

Niech znakiem naszej gotowości do zmierzenia się z tym problemem, będzie praca domowa, jaką sobie dzisiaj zadamy. Chciałbym prosić Wszystkich, abyśmy dzisiaj, po powrocie do domu – do czasu naszego jutrzejszego spotkania – wykonali tę czynność, którą z jakiegoś powodu, albo bez powodu, ciągle odkładamy. Może to będzie zrobienie po prostu porządku w swoim pokoju, może naprawienie czegoś w domu, a może odwiedziny u kogoś z otoczenia, do kogo się od dawna wybieramy i wybrać się nie możemy; a może chociażby telefon do kogoś, z kim dawno nie rozmawialiśmy – tylko po to, żeby swobodnie pogadać, bez szczególnej okazji…

Pomyślmy, co takiego – choćby bardzo drobnego, ale konkretnego – możemy zrobić, co powinniśmy już dawno zrobić, albo też uznamy, że dobrze byłoby to zrobić… I po prostu to zróbmy. Ja też postaram się coś takiego wykonać.

A teraz, w ciszy naszych serc, zastanówmy się:

Czy jestem stały w swoich przekonaniach religijnych, czy dopasowuję je do opinii otoczenia?

Czy we Mszy Świętej niedzielnej uczestniczę zawsze, bez względu na pogodę, humor, czy zmęczenie – czy też byle pretekst jest dla mnie powodem opuszczenia Mszy Świętej?

Czy staram się być wierny Bożym zasadom także wtedy, kiedy mnie to trochę więcej, albo nawet dużo kosztuje?

Czy stać mnie na to, by w sprawach wiary dawać z siebie więcej, czy tylko minimalnie – tyle, ile koniecznie potrzeba, ale nic więcej?

TRWAJCIE CIERPLIWIE! Czyli nie jak DZIECKO, KTÓRE KAPRYSI, ale jak prawdziwi przyjaciele Jezusa!

5 komentarzy

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.