Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Agnieszka Szeląg, bardzo życzliwa Osoba z Parafii w Celestynowie, Żona i Matka, bardzo oddana swojej Rodzinie.
Imieniny przeżywa natomiast Ksiądz Adrian Komar, z którym w swoim czasie współpracowałem na jednym wikariacie w Żelechowie.
Życzę Świętującym odwagi w codziennym wspinaniu się za Jezusem na górę wysoką! Więcej o tym w rozważaniu. Zapewniam o modlitwie!
A ja dzisiaj udaję się ponownie do Parafii Błogosławionych Męczenników Podlaskich w Siedlcach, dokąd zawsze jadę, kiedy nie mam zaproszenia na niedzielę do innej Parafii. Ksiądz Jacek Szostakiewicz, Proboszcz tej siedleckiej Wspólnoty, zawsze zaprasza, aby w takie niedziele przybywać do Niego. I tak właśnie dzisiaj zrobię.
A o 20:00, u nas, Msza Święta, po której – Gorzkie Żale.
Zapraszam teraz do pochylenia się nad Bożym słowem. Co dziś mówi do mnie Pan? Do czego mnie osobiście zaprasza? Duchu Święty, podpowiedz…
Na głębokie i wzniosłe przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
2 Niedziela Wielkiego Postu, A,
5 marca 2023.,
do czytań: Rdz 12,1–4a; 2 Tm 1,8b–10; Mt 17,1–9
CZYTANIE Z KSIĘGI RODZAJU:
Pan Bóg rzekł do Abrama: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i Ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi”.
Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał, a z nim poszedł i Lot.
CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TYMOTEUSZA:
Najdroższy: Weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Boga, który nas wybawił i wezwał świętym wezwaniem, nie dzięki naszym czynom, lecz stosownie do własnego postanowienia i łaski, która nam dana została w Chrystusie Jezusie przed wiecznymi czasami, ukazana natomiast została teraz przez pojawienie się naszego Zbawiciela, Chrystusa Jezusa, który przezwyciężył śmierć, a rzucił światło na życie i nieśmiertelność przez Ewangelię.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką osobno. Tam przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim.
Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”.
Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”. Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli.
A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: „Wstańcie, nie lękajcie się”. Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa.
A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im, mówiąc: „Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie”.
Dzisiejsze słowo Boże mówi o sytuacjach, w których Bóg stawia przed człowiekiem duże wyzwanie, oczekując od niego przekroczenia samego siebie, wyjścia ze swoich ograniczeń, a przynajmniej ze swego komfortu, swego „ciepełka” i pójścia za Nim – często zupełnie w nieznane. Co ciekawe, to Boże wezwanie znajdujemy zasadniczo już w pierwszych zdaniach każdego z czytań.
Zobaczmy: w pierwszym czytaniu są to słowa, skierowane do Abrahama: Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Owszem, zaraz w następnym zdaniu padają słowa obietnicy: Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i Ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi – tak, to prawda, Bóg tak rzeczywiście powiedział.
Ale czy to miałoby od razu sprawić, że Abrahamowi – jeszcze wtedy Abramowi – łatwiej będzie spełnić polecenie, zawarte w pierwszym zdaniu? Ot, tak sobie, zwyczajnie i po prostu – wyjść z ziemi rodzinnej i z domu swego ojca, gdzie się urodził, gdzie się wychował, gdzie wszystko było jego, gdzie miał swoją życiową stabilizację, gdzie wiódł swój pracowity i spokojny żywot, chwaląc Boga i budując relacje rodzinne… I teraz to wszystko ma – ot, tak, po prostu – zostawić i pójść…
Ale właśnie – dokąd? Zupełnie w nieznane! Czy jednak Bóg nie za dużo zażądał od Abrama? Słyszymy w ostatnim zdaniu, że Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał, a z nim poszedł i Lot. W tym zapisie brzmi to ot tak, po prostu, ale chyba wszyscy zgodzimy się co do tego, że takie proste to nie było…
Zważywszy także i na to, że obaj mieli – o czym dowiadujemy się z lektury Pisma Świętego – liczne rodziny i duży dobytek, czyli chociażby wielkie stada bydła, i teraz to wszystko trzeba było spakować, przygotować do drogi, ale – znowu – drogi dokąd?… Co powiedzieć choćby najbliższym członkom rodziny – że dokąd mają iść?
Moi Drodzy, spróbujmy tę sytuację przełożyć na swoje życie i na nasze realia: jak zachowalibyśmy się w podobnej sytuacji, gdyby nagle, w jakimś – powiedzmy – nocnym widzeniu czy w jakimś prywatnym objawieniu zostało do nas skierowane polecenie, że oto jutro do południa mamy wyruszyć przed siebie – zupełnie nie wiedząc, dokąd – zabierając cały swój dobytek. Owszem, na osłodę usłyszelibyśmy, że Bóg nam to wynagrodzi, że nam pobłogosławi, ale kiedy? I jak? Tego już byśmy nie wiedzieli… Czy potrafilibyśmy – ot, tak, po prostu – spakować się i wyruszyć? Zobaczmy zatem, co musiał przeżywać Abram…
Może to samo, co przeżywał – albo przynajmniej pomyślał sobie – młody Biskup Tymoteusz, kiedy przeczytał skierowane do siebie słowa swego duchowego ojca, a więc przewodnika i osobistego autorytetu, Świętego Pawła, który także wprost i bez ogródek zażądał od niego w pierwszym zdaniu dzisiejszego drugiego czytania: Weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii…
Owszem, zaraz w kolejnych słowach dopowiedział i wyjaśnił, co i jak, pisząc, iż ma się to dokonać według danej mocy Boga, który nas wybawił i wezwał świętym wezwaniem, nie dzięki naszym czynom, lecz stosownie do własnego postanowienia i łaski, która nam dana została w Chrystusie Jezusie przed wiecznymi czasami… Tak, to prawda, łaska ta wspomoże, łaska ta wzmocni siły duchowe, ale jednak mowa jest od początku o trudach i przeciwnościach. Zupełnie wprost i bez ogródek! Nie dałoby się tak jakoś bardziej oględnie, bardziej dyplomatycznie, nie tak od razu – za przeproszeniem – „z grubej rury”?
I znowu można postawić to samo pytanie, które postawiliśmy w przypadku Abrama i wezwania, skierowanego do niego: Czy Paweł nie za wiele żąda od swego młodego Współpracownika i duchowego Syna? Czy w ten sposób nie gasi w nim zapału do posługi? Czy go w ten sposób nie przestrasza, nie zniechęca?… Dzisiaj pewnie wielu zapytałoby: czy w ten sposób nie zniechęca go do Kościoła? Czy nie odstrasza go od Kościoła, czy go nie odciąga od Kościoła – który to zarzut słyszy dziś wielu księży, którzy stawiają jakiekolwiek wymagania, szczególnie ludziom młodym…
Czy Paweł w ten sposób już na samym starcie posługi nie niweczy zapału tego młodego Pasterza?… Czy musiał tak od razu o trudach i przeciwnościach?… Właśnie! Wysokie wymaganie – wielkie wyzwanie!
Podobnie zresztą, jak w przypadku Piotra, Jakuba i Jana, których Jezus wziął z sobą […] i zaprowadził […] na górę wysoką osobno. A tam przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim.
Już samo stwierdzenie, zawarte – ponownie – w pierwszym zdaniu, jest bardzo znaczące: Jezus wziął ich trzech, właśnie tych trzech (pytanie, czemu tylko trzech, czemu właśnie tych trzech, czemu nie wszystkich dwunastu?…) i zaprowadził na górę, na górę wysoką… Czyli, zmusił ich do wysiłku, do wejścia na jakiś wyższy poziom – w tym znaczeniu geograficznym, ale czy tylko w takim? Czy nie było to poprowadzenie na górę wysoką także w wymiarze duchowym?
Zwłaszcza, jeśli się uwzględni to, co stało się już tam na miejscu, a tam stały się rzeczy absolutnie niezwykłe, wyjątkowe i bez precedensu, bo oto Jezus odsłonił przed nimi skrawek swego Bóstwa. Naprawdę, maleńki, bo nijak mający się do całego obrazu Chrystusowego Bóstwa, którego nawet nie ma co próbować sobie wyobrażać, bo i tak nie będziemy w stanie na tym świecie go zobaczyć, czy ogarnąć.
Ale nawet takie małe odsłonięcie maleńkiego skrawka Bożego majestatu spowodowało potężne poruszenie i – powiedzmy wprost – przestrach Apostołów, wynikiem którego było Piotrowe bezsensowne gadanie o trzech namiotach, jakie to rzekomo mieliby postawić przybyszom z Nieba… A niby skąd w tym momencie mieliby wziąć te namioty? I jakie to namioty mieliby zaproponować tym, którzy mają już zapewnione najwspanialsze z możliwych mieszkań, bo mieszkania w Domu Ojca?…
Ale w tym kontekście – po raz już trzeci dzisiaj – trzeba postawić to samo pytanie, co poprzednio: Czy to nie było zbyt wymagające wyzwanie? Czy Jezus od swoich trzech Apostołów nie zażądał zbyt wiele? Czy nie postawił ich w sytuacji, której ludzkimi siłami i ludzkim rozumem nie sposób ogarnąć, zrozumieć, przyjąć?
Czemu kazał im tak wysoko mierzyć – jak Paweł Tymoteuszowi – stawiając ich w sytuacji tak bardzo po ludzku trudnej i wymagającej?… Ale to właśnie zapewne na te wszystkie pytania – i wszystkie inne pytania tego typu, a jednocześnie wszystkie ludzkie obawy – Jezus dzisiaj w Ewangelii odpowiada słowami mocnej zachęty: Wstańcie, nie lękajcie się! To w Ewangelii.
Ale czyż tego samego nie powiedział do Abrama? Czyż tego samego nie powiedział Tymoteuszowi? Wszyscy oni zostali przez Boga wezwani na górę wysoką – w tym znaczeniu moralnym – wszyscy! I Abram, i Tymoteusz, i Piotr, i Jakub, i Jan… Dlatego te słowa, skierowane w wersji dosłownej do trzech Apostołów: Wstańcie, nie lękajcie się!, skierowane są do wszystkich bohaterów dzisiejszej liturgii Słowa!
Ale są także skierowane do wszystkich odbiorców – czytelników i słuchaczy – dzisiejszej liturgii Słowa. Czyli do mnie – i do Ciebie! Są to słowa nierozłącznie związane z każdym wezwaniem i z każdym wyzwaniem, jakie Pan stawia przed każdą i każdym z nas: przede mną – i przed Tobą. I jest to zdanie, którym wzmacnia nas, kiedy zaprasza, by wejść z Nim na górę wysoką. Zwykle takiemu wezwaniu towarzyszy obawa, czy damy radę wspiąć się tak wysoko, czy nie złapiemy zadyszki?… Oczywiście, przede wszystkim – w tym znaczeniu duchowym…
Czyż bowiem nie stawiamy Bogu co i raz zarzutu, że za dużo od nas wymaga? Że za wysoka jest ta góra, na którą nas prowadzi? I zbyt jasny, zbyt bijący po oczach, jest obraz, który na tej górze chce nam pokazać – zbyt wyrazisty, a przez to: zbyt wymagający… A może i wywołujący wyrzuty sumienia, kiedy to w tym blasku zobaczy się swoje własne serce…
I zarzut o to, że zbyt długa jest droga, w którą mamy za Nim wyruszyć, a do tego – zupełnie nieznana… Dokąd bowiem mamy wyruszyć? A jeśli nawet mniej więcej wiemy, dokąd mamy dojść – to nie wiemy, dokąd ta droga naprawdę nas doprowadzi?… Co nas w życiu spotka – tym życiu, przeżywanym z Bogiem i przeżywanym według Jego zasad?…
Może nawet rodzi się w naszych sercach pytanie, czy niewierzący nie mają łatwiej? Czyż nie prowadzą dużo spokojniejszego życia, niż my, którzy jesteśmy uczniami Pana, który to Pan nasz ciągle tylko podnosi nam poprzeczkę i stawia coraz wyższe wymagania, którym my ciągle musimy starać się sprostać, a to przecież takie trudne. Czy w związku z tym niewierzący, albo ludzie słabej wiary, którzy takimi sprawami na co dzień się nie przejmują, nie mają łatwiej? Bo w ogóle o tym nie myślą, więc nie mają z tym problemów…
Tylko – czy tak można w ogóle patrzeć na całą sprawę? Czy sposobem na zbicie wysokiej gorączki jest rzeczywiście zbicie termometru? Czy to rozwiąże problem? Dlatego i my – nie możemy bać się wymagań, które stawia nam Pan! Nie możemy obawiać się wyruszyć z Nim i za Nim w drogę – w tę nieznaną przyszłość, która rzeczywiście: wszystko może nam przynieść.
Ale – powiedzmy sobie szczerze – przecież i tak codziennie kogoś słuchamy, w domu lub w telewizji; czyjś punkt widzenia przyjmujemy i się z nim identyfikujemy, a zatem: za kimś ciągle przez to nasze życie, przez tę naszą codzienność, podążamy. Chcemy, czy nie chcemy. Myślimy o tym, czy nie myślimy. I tak się to dokonuje, i tak.
Czy zatem nie lepiej pójść za Przewodnikiem pewnym, który na pewno nie oszuka i w pole nie wywiedzie? I czy nie lepiej zobaczyć blask Jego chwały, zamiast wpatrywać się w jakieś odblaski wydumanej chwały ludzkich przewodników? Oni – owszem – bardzo by chcieli, by się w nich wszyscy wpatrywali i ich podziwiali. Tylko co oni mają do zaproponowania? Czym – sami z siebie – mogą się pochwalić, czym zaimponować?
Idźmy może zatem lepiej za pewnym Przewodnikiem! Nawet, jeśli trzeba będzie wejść na górę wysoką i nawet, jeśli trzeba będzie ruszyć się ze swego „ciepełka” i pójść w nieznane; i nawet, jeśli trzeba będzie podjąć trudy i przeciwności, związane – szczególnie dzisiaj – z wyznawaniem naszej wiary i świadczeniem o niej. To wszystko warto! Bo On jest z nami!
On – Jezus Chrystus, nasz pewny Przewodnik i niezawodny Przyjaciel. On dzisiaj mówi do nas, podejmujących wysiłek zmierzenia się ze swoimi słabościami i ograniczeniami w tym kolejnym już w naszym życiu Wielkim Poście; i może obawiających się, że się nie uda, że będzie za ciężko, a może nie ma to zbyt wielkiego sensu – On mówi do nas z całym przekonaniem i z całą mocą: Wstańcie, nie lękajcie się!
https://proelio.pl/petycje/viewpetition/25-wspieramy-profesor-wande-poltawska
Dzięki za namiar! xJ