Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:
►Ksiądz Wiesław Mućka – Dyrektor Zespołu Szkół Katolickich w Białej Podlaskiej;
►Joanna Centkowska – należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot;
►Miłosz Pietraszkiewicz – Licealista i początkujący Organista w Parafii w Małaszewiczach, przeżywającego urodziny osiemnaste, a więc wejście w dorosłość!
Życzę świętującym ogromu łask Bożych i świadomości wielkiego i zaszczytnego wybrania przez Pana! Zapewniam o modlitwie!
A oto dzisiaj kalendarz liturgiczny wskazuje na Wspomnienie Matki Bożej Kodeńskiej, Królowej Podlasia, z której to okazji w tymże Sanktuarium odbywa się Diecezjalna Pielgrzymka Chorych. Nie obchodzimy tegoż Wspomnienia w liturgii, bo mamy niedzielę.
Jak dobrze wiecie, jestem z tym Sanktuarium osobiście bardzo związany, często tam przebywam – i chciałbym jak najczęściej – dokąd tylko Pan będzie mi dawał taką możliwość. Dzisiaj zapraszam Wszystkich do pielgrzymowania duchowego do tego świętego miejsca – chyba, że ktoś wybierze się osobiście, fizycznie.
Ja natomiast wybieram się osobiście do Parafii Małaszewicze, gdzie będę pomagał duszpastersko, a w ramach tejże posługi – odprawię Mszę Świętą w intencji wspomnianego już Miłosza Pietraszkiewicza, w osiemnastą rocznicę Jego urodzin. Niech Pan Go prowadzi przez życie, szczególnie błogosławiąc Mu w rozwoju talentu muzycznego – posługi organistowskiej.
Ksiądz Marek natomiast dzisiaj udaje się do naszej rodzinnej Parafii – Chrystusa Miłosiernego w Białej Podlaskiej – gdzie będzie głosił słowo Boże i zbierał datki na swoją posługę na Syberii. Tak jest co roku, gdy przybywa na urlop, że pierwszą niedzielę przeżywa w naszej Parafii rodzinnej.
A w tej naszej Parafii – dzisiaj dzień szczególny także i z tego względu, że nastąpi powitanie nowego Jej Proboszcza, Księdza Kanonika Doktora Adama Kulika, dotychczasowego Proboszcza Parafii Jeleniec, a jednocześnie: Wykładowcy teologii pastoralnej w siedleckim Seminarium. Ksiądz Adam jest Kapłanem o rok młodszym ode mnie Święceniami, natomiast w Seminarium mieszkaliśmy przez trzy miesiące w jednym pokoju, a jako Księża współpracowaliśmy na wikariacie w Źelechowie.
Niech Chrystus Miłosierny błogosławi Go i wspiera w posłudze Proboszcza Parafii i Kustosza Sanktuarium. Niech też swoją łaską wynagrodzi dwunastoletnią posługę dotychczasowego Proboszcza, Księdza Kanonika Jacka Owsianki, obecnego Proboszcza Parafii Unin.
O godzinie 20:00 zaś u nas, w Duszpasterstwie, ostatnia planowa Msza Święta przed okresem wakacyjnym. Co zaś będzie się u nas działo w wakacje – to możecie zobaczyć na stronie naszego duszpasterstwa da-siedlce.pl, lub na fb.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim bardzo osobistym i bardzo konkretnym wezwaniem – zwraca się właśnie do mnie? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
13 Niedziela zwykła, A,
2 lipca 2023.,
do czytań: 2 Krl 4,8–11.14–16a; Rz 6,3–4.8–11; Mt 10,37–42
CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Pewnego dnia Elizeusz przechodził przez Szunem. Była tam kobieta bogata, która zawsze zapraszała go do spożycia posiłku. Ilekroć więc przechodził, udawał się tam, by spożyć posiłek. Powiedziała ona do swego męża: „Oto jestem przekonana, że świętym mężem Bożym jest ten, który ciągle do nas przychodzi. Przygotujmy mały pokój górny, obmurowany, i wstawmy tam dla niego łóżko, stół, krzesło i lampę. Kiedy przyjdzie do nas, to tam się uda”.
Gdy więc pewnego dnia Elizeusz tam przyszedł, udał się do górnego pokoju i tamże położył się do snu. I powiedział do Gechaziego, swojego sługi: „Co można uczynić dla tej kobiety?”. Odpowiedział Gechazi: „Niestety, ona nie ma syna, a mąż jej jest stary”. Rzekł więc: „Zawołaj ją”. Zawołał ją i stanęła przed wejściem. I powiedział: „O tej porze za rok będziesz pieściła syna”.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia: Czyż nie wiadomo, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie, jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca.
Otóż jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy, wiedząc, że Chrystus, powstawszy z martwych, już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy. Bo to, że umarł, umarł dla grzechu tylko raz, a że żyje, żyje dla Boga. Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus powiedział do swoich apostołów: „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je znajdzie.
Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał.
Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma.
Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody”.
Wiadomo, że Prorok Boży – czy to Elizeusz, czy jakikolwiek inny Prorok Starego Testamentu, czy Apostoł lub uczeń Jezusa Chrystusa w Nowym Testamencie – to właśnie Prorok Boga, wysłannik Jezusa Chrystusa, Jego Apostoł, Jego głosiciel, dlatego działa Jego mocą, działa Bożą mocą i z Bożego upoważnienia. Stąd też należy rozumieć, że jego misja jest szczególna, jego miejsce w ludzkiej społeczności w jakiś sposób wyjątkowe, a pozycja, jaką ma wśród swoich braci i sióstr w wierze – w jakiś sposób znacząca, prestiżowa…
Wszak jest to wysłannik Boga, Jego herold, Jego przedstawiciel. Dlatego może być uważany za kogoś szczególnego, sam też może, a nawet powinien mieć świadomość swego wybrania. I nie po to, aby się nad innych wywyższać, czy podkreślać swoją wyjątkowość, jaką się zyskało ze względu na siebie samego… Nic z tych rzeczy! Mówimy tu o Bożym posłannictwie, o Bożym wyborze, a to z kolei nakłada na takiego człowieka tylko większe jeszcze zobowiązanie, aby dawał z siebie więcej i aby całe swoje serce poświęcał tym, do których jest posłany.
Tak, to wszystko jest prawdą, taką właśnie pozycję posiada Boży wysłannik wśród wierzących, taka właśnie odpowiedzialność na nim spoczywa i takie zadanie przed nim stoi. To wszystko prawda.
Ale też prawdą jest, że ten Boży wysłannik – to zwykły człowiek. Czasami to nawet bardzo zwykły, obarczony takimi zwyczajnymi ludzkimi słabościami – fizycznymi, ale i duchowymi. Bo on też popełnia grzechy, ulega ludzkim słabościom, przeżywa rozterki i załamania, stawia różne trudne pytania, na które nie zawsze znajduje odpowiedzi… W sferze fizycznej zaś – bywa zmęczony, czasami nawet bardzo… A niekiedy głodny, niekiedy rozdrażniony, niekiedy pogubiony w natłoku obowiązków. Ot – powiedzielibyśmy – taka zwyczajna zwyczajność i oczywista oczywistość.
Dlatego tak ważnym jest, aby taki Boży wysłannik miał takie miejsce, jak Elizeusz, do którego mógł zawsze wejść – przechodząc akurat przez tę miejscowość – aby trochę odpocząć, może z jedną noc przespać, nabrać sił, coś zjeść, pogadać z życzliwymi ludźmi… I pójść dalej, by robić swoje… Elizeusz miał takie miejsce w miejscowości Szunem.
Jak dowiadujemy się z dzisiejszego pierwszego czytania, ilekroć przechodził przez tę miejscowość, mógł liczyć na gościnę w domu pewnej kobiety. Zachodził tam, by spożyć posiłek. I oto dzisiaj słyszymy, jak kobieta ta mówi do swego męża: Jestem przekonana, że świętym mężem Bożym jest ten, który ciągle do nas przychodzi. Przygotujmy mały pokój górny, obmurowany, i wstawmy tam dla niego łóżko, stół, krzesło i lampę. Kiedy przyjdzie do nas, to tam się uda.
To bardzo ciekawa wypowiedź i wiele wyjaśniająca. Gdyby bowiem komuś przyszło do głowy oskarżać ją o jakieś niecne intencje, towarzyszące tejże gościnności, to dzisiaj mamy jasno i wprost wyrażone przekonanie, że czyni to ona tylko i wyłącznie dlatego – a może: aż dlatego – że jest wewnętrznie przekonana, iż ma do czynienia ze «świętym mężem Bożym»! Tak się dosłownie wyraziła, a to znaczy, że widziała w Elizeuszu kogoś takiego, o kim mówiliśmy sobie na początku: człowieka posłanego przez Boga.
Ale też – człowieka zwyczajnego, który wykonując swoje zadania, może być i głodny i zmęczony… Stąd myśl o stworzeniu mu w swoim domu takiego małego kącika, by mógł tam spokojnie odpocząć… Bardzo wyjątkowa – przyznajmy to – postawa, bardzo serdeczna gościnność. Musiała być ona bowiem przekonana, że ma do czynienia z człowiekiem mądrym, który poważnie traktuje swoją misję, a nie jak uczeni w Piśmie i faryzeusze, których Jezus bardzo ostro gromił za to, że objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy.
Szunemitka zobaczyła w Elizeuszu kogoś, kto naprawdę jest na służbie Bożej, jest stale w drodze, dlatego powinna mu choć trochę pomóc. I okazało się, że ta jej postawa została doceniona, ale też jednocześnie zostało potwierdzone jej przekonanie, bo mąż Boży postanowił odwdzięczyć się za tę jej życzliwość, dając jej nie ze swego, ale udzielając jej dobra wprost z Bożych skarbców! Gdyby bowiem chciał dawać coś, co jest jego prywatną mocą lub własnością, nie dałby tego, co dał rzeczywiście. A co dał?
Słyszeliśmy, że najpierw zapytał swego sługę: „Co można uczynić dla tej kobiety?”. Odpowiedział Gechazi: „Niestety, ona nie ma syna, a mąż jej jest stary”. Rzekł więc: „Zawołaj ją”. Zawołał ją i stanęła przed wejściem. I powiedział: „O tej porze za rok będziesz pieściła syna”. Nie mamy wątpliwości, że to była nagroda i wyraz wdzięczności za gościnę, tak serdecznie i spontanicznie udzieloną Prorokowi.
Czy jednak Prorok dał coś „ze swego”? Czy mógł sam z siebie sprawić, by poczęła ona syna – oczywiście, w taki sposób, w jaki się to dokonało. Bo wiemy, że każdy mężczyzna może to zasadniczo sprawić, ale nie o tym tutaj mówimy. Tutaj mówimy o wydarzeniu w jakimś sensie cudownym, bo wygląda na to, że od dawna nie mieli dziecka, a mąż jej był posunięty w latach. A jednak, miała tegoż swego syna mieć. Bo tak powiedział Prorok.
A Prorok sam z siebie też tego powiedzieć nie mógł – to znaczy, powiedzieć to sobie mógł, bo powiedzieć to zawsze można wszystko i każdemu, bez względu na konsekwencje i bez odpowiedzialności za słowo. Obecnie mamy z tym zjawiskiem do czynienia na bardzo szeroką skalę: i w życiu prywatnym, i w publicznym, szczególnie politycznym, kościelnego też nie pomijając… Ludzie paplają, co im ślina na język przyniesie, bezkarnie obrażają się nawzajem, okładają się inwektywami i oskarżeniami, po czym nikt za nic nie odpowiada, nie ponosi żadnych konsekwencji wygadywanych bzdur!
Tutaj jednak mamy do czynienia z sytuacją o tyle wyjątkową i szczególną, że słowo, wypowiedziane przez Proroka, musiało być – by tak to ująć – pewnym i prawdziwym, bo przecież całe otoczenia za rok miało się przekonać, czy mówi prawdę, czy nie. To już nie były jakieś tam próżne frazesy, rzucane na wiatr, tylko bardzo konkretna i precyzyjnie czasowo określona zapowiedź, która po prostu zostanie zweryfikowana na oczach wszystkich.
Na takie słowa – chyba nie mamy wątpliwości – mógł sobie pozwolić tylko «święty mąż Boży», jakim był Elizeusz. Ale też inni Prorocy, którzy dokonywali nie mniejszych znaków i cudów – i też, oczywiście, nie swoją własną, ludzką mocą. Jako mężowie Boży, korzystali ze swojej bliskiej zażyłości z Bogiem, aby z niej – tak to określmy – uszczknąć coś dla ludzi, którzy okazali im życzliwość. Bo ludzie ci okazali tę życzliwość właśnie dlatego, że widzieli w Elizeuszu, czy innych Prorokach, czy w Apostołach, czy w uczniach Pańskich – przedstawicieli Boga.
Dlatego ze względu na Boga potraktowali ich tak, a nie inaczej, spełniając w ten sposób – chociaż o tym nie mogli wiedzieć – słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma. Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody.
Szunemitka na pewno nie tylko kubek wody podawała Elizeuszowi. Słyszymy o każdorazowym posiłku, kiedy tylko do niej zachodził. I ponieważ «przyjmowała proroka jako proroka – nagrodę proroka otrzymała». Czyli przyjęła Proroka z myślą o Bogu, którego Prorok ten reprezentuje. Przyjęła go – to bardzo ważne podkreślenie – jako Proroka, a nie jakiegoś prywatnego wędrowca, który w drodze będąc, wpada sobie na „pogaduchy”.
Nie, ona przyjmowała Proroka jako Proroka, dlatego otrzymała nagrodę Proroka, a więc nagrodę, której Prorok mógł jej udzielić także dlatego, że jest Prorokiem i może „sięgnąć” do Bożych skarbców – i stamtąd coś swoim dobroczyńcom podarować. A skoro może – to daruje. Skoro Szunemitka doceniła to, że ma do czynienia z przedstawicielem Boga – niech zatem od samego Boga otrzyma nagrodę!
I otrzymała – podobnie, jak każdy, «kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego», otrzyma za to nagrodę od Boga; podobnie w końcu, jak i ten, kto kubek świeżej wody poda uczniowi Pana: od Pana otrzyma nagrodę. To prawda! I to bardzo dobrze, że tak jest i tak będzie.
Ale prawdą też jest, że jest wielki wsparcie dla człowieka Bożego fakt, iż w ogóle ma takie Szunemitki, które wesprą zwykłym posiłkiem i spokojnym kątem w domu. I dobrym słowem, i serdeczną modlitwą, i szczerym uśmiechem, i w ogóle: dobrym nastawieniem, życzliwością, gorącym sercem. I nie chodzi tu – podkreślmy to mocno i wyraźnie – o jakieś niemądre spoufalanie się księdza z niektórymi parafianami i rodzinami, o przesiadywanie na tak zwanych „kominkach”, o zbieranie i roznoszenie plotek, o jakieś niezdrowe „kumplowanie się” księdza z pojedynczymi osobami, nie mówiąc już o jakichś bliższych znajomościach czy związkach. Nie o tym wszystkim mówimy!
Mówimy natomiast o takim zwykłym ludzkim wsparciu i zrozumieniu, którego każdy sługa Boży zwyczajnie potrzebuje. O geście wsparcia, o słowie wdzięczności, także o wsparciu materialnym, o praktycznej pomocy w różnych działaniach… Na szczęście, chyba każdy z nas, kapłanów, czy osób konsekrowanych, podejmujących działalność na różnych odcinkach posługi duszpasterskiej – może powiedzieć, że na takie wsparcie może liczyć.
Nawet, jeżeli któryś z kapłanów ma poczucie, że doświadcza trudności i niewdzięczności, że jego posługa ciągle napotyka na sprzeciwy i musi niemalże głową przebijać mur obojętności, a czasami nawet wrogości – to jednak zawsze będzie chociaż tych kilka dobrych osób, na które można liczyć, ze strony których zawsze będzie to otwarte serce, gotowe do pomocy.
Dzisiaj my wszyscy, którym dane jest podejmować posługę duszpasterską, którzy podejmujemy misję Bożych sług i Bożych wysłanników – po prostu: ludzi Bożych – dziękujemy Bogu za tych dobrych, także Bożych ludzi, których nam posyła, których nam stawia na drogach naszej posługi, którzy są ewidentnym znakiem Jego wsparcia i Jego pomocy.
Tak, przez tych dobrych, uprzejmych, oddanych ludzi – to On sam pomaga i wspiera. Oni sami często nawet nie chcą na siebie zwracać czyjejkolwiek uwagi, traktując tę swoją dobroć jako coś oczywistego i normalnego. Dzisiaj zatem prosimy Pana, aby On sam dokładnie dojrzał i policzył – chociaż i bez naszej prośby to czyni – wszystkie znaki tej ludzkiej życzliwości. I wynagrodził je stokrotnie!
My natomiast zwróćmy uwagę na jeszcze jeden aspekt tej sprawy, o której tu dziś mówimy. Bo Paweł Apostoł, w drugim czytaniu, nieco nam poszerza spojrzenie na nią, pisząc: Czyż nie wiadomo, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie, jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca. Otóż jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy…
Z pewnością, szczególną uwagą zwracają słowa: my wszyscy. Tak, to my wszyscy jesteśmy ochrzczeni, a więc włączeni do wspólnoty Kościoła, a więc to my wszyscy jesteśmy na równi zaproszeni do tego nowego życia, które swoją Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem wysłużył nam Jezus. Co to oznacza w kontekście tego, o czym tu sobie dzisiaj rozważamy?
A to właśnie, że tymi ludźmi Bożymi to nie są tylko księża i zakonnice, ale my wszyscy – ochrzczeni, członkowie wspólnoty Kościoła – uczniowie, przyjaciele, wyznawcy i świadkowie Jezusa Chrystusa. Dlatego jeżeli mówimy dzisiaj o tym, jak to ludzie Boży są wspierani przez ludzi dobrych i życzliwych, powiedzmy o tym, że mamy się po prostu wspierać nawzajem – widząc w sobie nawzajem «świętych ludzi Bożych», włączonych przez ten sam Chrzest Święty do tego samego, Świętego Kościoła Katolickiego!
Owszem, spełniających różne funkcje, realizujących różne powołania, ale będących równymi co do godności ludzkiej i chrześcijańskiej oraz obdarzeni taką samą – bezgraniczną miłością Bożą. I dlatego tak ważnym jest, abyśmy się nawzajem wspierali. Szczególnie w tym dzisiejszym, zdeprawowanym i bezbożnym świecie, chrześcijanie – jako ludzie wierzący, przyjaciele, wyznawcy, uczniowie i świadkowie Jezusa – powinni się trzymać razem. Nie w sensie zamkniętego getta, jakiejś elity czy enklawy, ale w sensie wspólnoty.
Aby jeden wierzący mógł liczyć na dobre słowo ze strony drugiego wierzącego, a nie na plotki i złośliwości. I na pomoc w potrzebie by mógł liczyć, a nie na rzucanie kłód pod nogi. Bo jeżeli człowiek wierzący nie będzie mógł liczyć na pomoc drugiego wierzącego, to w końcu na czyją?… W tym dzisiejszym świecie ma to szczególne znaczenie.
Także dlatego, że zyskuje wymiar wielkiego świadectwa, jakie ludzie wierzący – przyjaciele, uczniowie, wyznawcy i świadkowie Jezusa – mogą dać całemu światu: skłóconemu, pogrążonemu w konfliktach, nienawiści, bezbożności i wulgarności. Świadectwo wzajemnego – chętnego, bezpretensjonalnego, bezinteresownego i płynącego ze szczerego serca – wspierania się ludzi wierzących niech będzie znakiem dla tego świata! Znakiem i wyrzutem.
I mobilizacją do takiej postawy oraz argumentem przekonującym, że tak można. I że tak warto… Ale musimy o tym zaświadczyć my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa…
MY WSZYSCY!
chciałam się odnieść do odpowiedzialności za słowo i siebie nawzajem to do czego wszystko to zmierza …?musi zawrócić kurs na dobrą stronę ale trzeba to rozpropagowywać….?! kiedyś uczono w szkołach i w domu od małego i zwracano uwagę jak się odezwałeś do rodzica wujka,babci,nauczyciela,księdza,pilnowano tego a teraz to bezstresowe wychowanie nie mówiąc już o tym co pokazano na demonstracjach politycznych T……przepraszam ale jest w rozważaniach odniesienie/ jaki jest naród przekraczanie granic/przerażenie kto ich wychował i jakie szkoły skończyli jak potrafi zmieszać z błotem nikt im nie zabrania się wypowiadać czy demonstrować swoje poglądy polityczne ale szacunek do osoby i miłość bliźniego nawet dziennikarza stratowali dużo daje do życzenia ich poziom to jakiś kryzys wartości słowa..media nawet te społecznościowe/bo bez nich nic nie możemy i nauczycieli z powołania/ mają duża rolę do odegrania ale w dobrej wierze by kształtować odpowiedzialność za słowo i podnieść jego kulturę w narodzie.Dobro jest jakby zakrzyczane,wyśmiane tak nie może być nie możemy się poddać…Przecież 97% to katolicy to co się dzieje…wróćmy do modlitwy codziennej i wiary w Boga i życia według Jego PRZYKAZAŃ/dużo pracy nas czeka…zawierzajmy to Bożemu Miłosierdziu i mówmy głośno i odważnie o tym zwracając jedni drugim uwagę bo w ten sposób można to zmienić..wszyscy możemy się mylić ale uparcie w błędzie może trwać tylko głupiec/w/g porzekadła/.
Dokładnie tak: wróćmy do tradycyjnych zasad poszanowania słowa – zarówno tego, kierowanego do drugiego człowieka, jak i tego, kierowanego do Boga.
xJ
Nie bójmy się my wszyscy ochrzczeni ….Nie lękajcie się Bóg jest z nami./Jan Paweł II/Bóg z nami kto przeciw nam…/.Miejmy wiarę W Boga co góry przenosi i miłość …módlmy się nieustannie szczególnie do Bożego Miłosierdzia/nie dajmy się zamknąć i Kościoły zmienić w muzea/ i budujmy mosty nie mury.Niech Matka Boża osłania nas tarczą swej opieki i przy swoim sercu nas ma i nie wypuszcza z mieszkania serca swego…Zastanówmy się po co żyjemy/fura,skóra,komóra to nam wciska świat i kariera do utraty tchu i zdrowia,związki partnerskie /a Bóg od wieków ten sam i Jego dekalog więc nie dajmy się tym nowym ideologiom i modom bo wszystko ma swój kres życie też tu na tej ziemi.Życzę nam wszystkim darów Ducha Świętego by mówił do nas i przez nas a teraz to zalew informacji/blablania/ i więcej ciszy na ulicach naszych miast bo w niej też przychodzi Bóg a z nim radość ,pokój,szczęście.Pamiętajmy słowa piosenki od I Komunii Św./”Strzeż mnie dobry Jezu jak własności swej by mnie pokusami swymi nie zwiódł świat”/Jezu ufam Tobie….
Oj, przydałoby się trochę więcej tej ciszy… Szczególnie w naszych czasach…
xJ