Rekolekcje w Leopoldowie – 3

R

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Patryk Śliwa, za moich czasów – Lektor i Członek Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach. Niech Pan błogosławi Mu we wszystkim i sam za rękę prowadzi przez życie! Zapewniam o modlitwie!

Drodzy moi, dziękuję Wszystkim, którzy byli z nami wczoraj na audycji Z RODZINAMI – PRZED ŚWIĘTAMI. Kto słuchał, to wie, jaka panowała atmosfera w studiu. A wielka liczba pozdrowień, jakie otrzymaliśmy, pokazała, że i po drugiej stronie głośnika dużo dobrego się działo. Bogu niech będą dzięki!

A oto dzisiaj – zakończenie Rekolekcji w Leopoldowie. Jak kiedyś wspomniałem, już po Świętach dokonam całościowego podsumowania tego swoistego „maratonu” rekolekcyjnego w tym Adwencie.

Teraz natomiast zapraszam już do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie osobiście Pan? Z jakim bardzo konkretnym przesłaniem właśnie do mnie się zwraca? Duchu Święty, rozjaśnij mój umysł i serce…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

REKOLEKCJE ADWENTOWE – 3,

23 grudnia 2023., 

do czytań: Ml 3,1–4;23–24; Łk 1,57–66

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA MALACHIASZA:

To mówi Pan Bóg: „Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Oto nadejdzie, mówi Pan Zastępów. Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać dla Pana ofiary sprawiedliwie. Wtedy będzie miła dla Pana ofiara Judy i Jeruzalem jak za dawnych dni i lat starożytnych.

Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pana, dnia wielkiego i strasznego. I skłoni serce ojców ku synom, a serce synów ku ich ojcom, abym nie przyszedł i nie poraził ziemi przekleństwem”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem.

Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: „Nie, lecz ma otrzymać imię Jan”.

Odrzekli jej: „Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię”.

Pytali się więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: „Jan będzie mu na imię”. I wszyscy się dziwili.

A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał, i mówił wielbiąc Boga.

I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: „Kimże będzie to dziecię?” Bo istotnie ręka Pańska była z nim.

To ostatni dzień naszych parafialnych Rekolekcji. Kończymy dzisiaj czas naszych wspólnych, rekolekcyjnych spotkań, które od samego początku intensywnie wspieraliśmy i nadal wspieramy modlitwą, wspominając o nich Bogu w trakcie naszych codziennych pacierzy, Różańców i innych ulubionych modlitw.

Natomiast jako Wspólnota parafialna, Wspólnota rekolekcyjna – jednoczymy się w odmawianiu jednej, takiej samej modlitwy, która ze wszystkich zakątków naszej Parafii, z naszych domów i sąsiedztw, w tych dniach wznosi się do Nieba. Tak, właśnie stamtąd: z miejsc naszego zamieszkania i życia rodzinnego, z miejsc naszego codziennego funkcjonowania, natomiast nie z kościoła, bo zastrzegliśmy sobie, że w kościele i tak dużo odbywa się, gdy idzie o nasze Rekolekcje, a my nie chcielibyśmy, aby ograniczyły się one tylko do kościoła, chcemy więc tę dobrą, rekolekcyjną atmosferę tworzyć także w naszych domach, w naszych sąsiedztwach.

I dlatego właśnie tam odmówiliśmy wczoraj dwa dziesiątki Różańca Świętego, tajemnicę trzecią i czwartą radosną, a więc Narodzenie Jezusa i Ofiarowanie Jezusa w świątyni. Komu udało się te dziesiątki odmówić?… A komu udało się je odmówić wspólnie, choćby z jedną osobą?…

Serdecznie dziękuję za to modlitewne wsparcie. Dzisiaj idziemy krok dalej i umawiamy się na piątą tajemnicę radosną: Odnalezienie Jezusa w świątyni, żeby zaś było „do pary”, to dołączmy jeszcze Litanię Loretańską do Najświętszej Maryi Panny. Właśnie te modlitwy odmówmy w naszych domach, lub gdziekolwiek, ale poza kościołem, natomiast dobrze byłoby odmówić je wspólnie. Jeśli się to nie uda, to indywidualnie. Oby z gorącego serca! Bo jest to bardzo ważne i bardzo potrzebne wsparcie naszego wspólnego dzieła!

Te wszystkie modlitwy – nasze prywatne i tę wspólną – zanosimy do Boga w takich czterech, konkretnych intencjach, które sobie wciąż przypominamy.

Po pierwsze – modlimy się o dobre i trwałe owoce duchowe tego czasu w życiu nas wszystkich: wszystkich bez wyjątku, świeckich i duchownych. I modlimy się o odwagę i mądrość do podjęcia właściwego postanowienia końcowego, co uczynimy za kilka minut, oraz o siłę i zapał do jego realizacji, oraz wytrwałość w tym dziele.

W drugiej intencji ogarniamy sercem i pamięcią wszystkich Rekolekcjonistów i Spowiedników adwentowych, tak mocno teraz zapracowanych. Szczególnie gorąco modlimy się za tych Spowiedników, którzy swoją posługę spełniają wśród nas. A przy okazji – bardzo im za tę posługę dziękujemy!

W trzeciej intencji powierzamy Panu naszemu wszystkich tych, którzy chociaż bardzo chcieliby uczestniczyć w naszych spotkaniach, ale jednak nie mogą – z powodu choroby, słabości, podeszłego wieku, lub innych okoliczności nie do pokonania.

Wszystkie te Osoby prosimy, aby duchowo łączyły się z nami, aby włączały się w modlitwę, zanoszoną w ich domach w ramach naszych Rekolekcji, a Chorych i Cierpiących prosimy o ofiarowanie w intencji tego czasu i jego owoców chociaż cząstki swoich cierpień – tego swojego krzyża, który codziennie tak wytrwale dźwigają. Już teraz bardzo Im za to dziękujemy, po raz kolejny bardzo Ich serdecznie pozdrawiamy i uznajemy za pełnoprawnych Uczestników naszych Rekolekcji.

I wreszcie, w czwartej intencji polecamy tych, którzy – odwrotnie do poprzednich – mogą tu być z nami, a nie chcą. Pewnie to już kolejne Rekolekcje, na których ich nie było. My jednak, mając wielką nadzieję na to, że wreszcie tu dotrą, modlimy się o to gorąco. Oby jak najszybciej skorzystali z Bożego zaproszenia!

Moi Drodzy, przypominaliśmy sobie codziennie te cztery intencje po to, aby naszą modlitwę właściwie ukierunkować, ale też po to, aby o tych intencjach pamiętać przy okazji wszystkich następnych rekolekcji i także te sprawy Bogu wówczas powierzać.

A oto nasze rekolekcyjna refleksja oscyluje wokół hasła, wyprowadzonego z wczorajszej Ewangelii: WIELKIE RZECZY UCZYNIŁ MI WSZECHMOCNY! I trzymając się dokładnie tego Słowa, które Pan dał na te trzy dni, a zatem nie dobierając jakichś szczególnych, bardziej „odpowiadających” tekstów, omawialiśmy sobie kwestie związane z naszą wdzięcznością Bogu za wielkie rzeczy, które nam czyni, ale także mówiliśmy sobie, że o tych wielkich rzeczach – także o tych drobnych i codziennych, ale także będących darem Boga dla nas – powinniśmy świadczyć wobec innych.

O tym sobie mówiliśmy wczoraj i przedwczoraj: dokładnie o tym, że Boże dary trzeba nam najpierw zauważyć, docenić – także wtedy, kiedy są to dary i sprawy tak oczywiste, jak choćby to, że w ogóle żyjemy, że mamy wokół siebie nasze rodziny i naszych bliskich, że nie jesteśmy głodni, że mamy ten kościół i tę Parafię, że mamy takiego właśnie Proboszcza i innych ludzi, którzy nam pomagają w życiu, którzy nas prowadzą, a których obecności i zaangażowania często nawet nie zauważamy i za mało doceniamy…

Ot, takie zwyczajne sprawy, ale my na te sprawy w pierwszym dniu naszych Rekolekcji zwróciliśmy baczniejszą uwagę, mówiąc sobie jasno, że dokładnie za te wszystkie promyki Bożego błogosławieństwa nad nami – bo w takich kategoriach trzeba nam te sprawy widzieć – mamy Bogu dziękować! Modlitwa dziękczynna powinna w ogóle zajmować o wiele więcej miejsca w planie naszych modlitw, aniżeli się to dzieje dotychczas.

I kiedy już to całe dobro sobie uświadamiamy i za nie Bogu dziękujemy – oby jak najczęściej! – wówczas mamy też innym pomóc w jego dostrzeżeniu i ucieszeniu się nim. Dlatego wczoraj mówiliśmy sobie, że o tym dobru mamy mówić na prawo i lewo, mamy je promować, mamy się wręcz nim chwalić – naturalnie, z zastrzeżeniem, że nie skupiamy całej uwagi na swoich osobistych i wyłącznych zasługach, ale że widzimy Bożą pomoc i naszą współpracę z łaską Bożą.

A o takim dobru – także jeżeli będzie to dobro uczynione przez nas innym osobom – powinniśmy szeroko i głośno opowiadać. Bo wówczas nie jest to żadne przechwalanie się, a szczere i serdeczne dzielenie się radością z tego, że Bóg tak «wielkich rzeczy» dokonuje w naszym życiu – i także przez nas samych ich dokonuje.

W tym kontekście dopowiedzieliśmy sobie wczoraj i tę niezwykle ważną kwestię, że mówienie złej i trudnej prawdy o drugim człowieku tylko wtedy jest uzasadnione i celowe, jeżeli służy jakiemuś konkretnemu dobru – chociażby próbie znalezienia rozwiązania problemu. Natomiast nie jest uzasadnione i jest wręcz złem, jeżeli służy tylko rozpowszechnianiu sensacji, nastawianiu wszystkich wokół negatywnie do danego człowieka, lub budowaniu własnej, wydumanej pozycji jego kosztem, czyli na tej zasadzie, że on jest taki to a taki zły, za to ja jestem o wiele lepszy od niego, wręcz doskonały. Takie mówienie o innych jest złe i grzeszne – pomimo tego, że jest mówieniem prawdy o nim. Jest złe i grzeszne, bo nie służy dobru, a właśnie złu.

I oto dzisiaj, w ostatnim dniu naszych spotkań, chcemy sobie krótko powiedzieć o tym, że tak rozpoznane, docenione i odwdzięczone Bogu dobro, jakiego nam udziela – dobro także innym pokazane – sami powinniśmy się starać maksymalnie w sobie rozwinąć i pomnożyć. A dokładniej i precyzyjniej: stale, codziennie rozwijać i pomnażać. Mamy robić z tego dobra jak najlepszy użytek – chociaż akurat to słowo może nie jest tu najszczęśliwsze… Ale dokładnie o to chodzi.

Z pomocą w przemyśleniu i złębieniu tej kwestii spieszy do nas Pan w dzisiejszym swoim Słowie. W pierwszym czytaniu, z Proroctwa Malachiasza słyszymy: Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. A w końcówce czytania padają takie słowa: Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pana, dnia wielkiego i strasznego. I skłoni serce ojców ku synom, a serce synów ku ich ojcom, abym nie przyszedł i nie poraził ziemi przekleństwem.

Jest to wyraźne nawiązanie do głębokiego przekonania, jakie żywił naród wybrany przez całe wieki, iż przed końcem świata Bóg raz jeszcze pośle jednego z największych Proroków Starego Testamentu, a więc Eliasza, aby przygotował świat na ten dzień. Jak może pamiętamy, Prorok ten za życia zasłynął wieloma niesamowitymi działaniami i znakami, jakich Pan przez niego dokonywał, a nawet sam moment jego odejścia z tego świata Pismo Święte opisuje w sposób niezwykły, bo miał to być odjazd do Nieba na rydwanie o koniach ognistych! Zapewne, to taka poetycka wizja Autora biblijnego, ale ona tylko potwierdza, że naprawdę tegoż Proroka traktowano wyjątkowo.

I to właśnie on miał powrócić przed końcem świata. I okazało się, że powrócił… W pewnym sensie powrócił – bo to właśnie Jan Chrzciciel wszedł w tę jego misję. O tym mówi zacytowany tu fragment Proroctwa Malachiasza, o tym mówił Anioł Pański, kiedy zapowiadał Zachariaszowi, ojcu Jana, jego pojawianie się na świecie, o tym wreszcie niejednokrotnie mówił sam Jezus – i to wprost stwierdzając w pewnym miejscu, że Eliasz istotnie przyszedł. A mówił to o Janie Chrzcicielu.

Prorok Malachiasz dzisiaj zapowiada pojawienie się «Anioła, który przygotuje drogę przed Panem», a Ewangelia opisuje nam sam moment jego narodzenia. Jak słyszymy, nie tylko zapowiedź jego narodzenia i wiele wydarzeń poprzedzających dokonywało się w atmosferze niezwykłości i cudowności, ale i sam moment narodzenia obfitował w takie znaki.

Jak się bowiem dowiadujemy, kiedy Elżbieta stanowczo stwierdziła, że jej syn nie będzie nosił imienia swego ojca, tylko imię Jan, wszyscy tam zebrani pytali […] znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: „Jan będzie mu na imię”. I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał, i mówił wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: „Kimże będzie to dziecię?” Bo istotnie ręka Pańska była z nim.

Dlatego też trudno się dziwić, że całe późniejsze życie tego niezwykłego Proroka obfitowało w znaki, słowa i dokonania, które trudno zaliczyć do jakichś standardowych i zwyczajnych. Już sam styl życia, sposób ubierania się i odżywiania, ale nade wszystko: ogromna odwaga, jednoznaczność i bezkompromisowość, z jaką Jan wzywał do nawrócnia wszystkich bez wyjątku ludzi, począwszy od wielkich tego świata, którym patrzył prosto w oczy i grzmiał na ich bezeceństwa – wszystko to tylko potwierdza, że ten człowiek wszystko w swoim życiu uczynił jedną wielką misją, zleconą mu przez Boga.

On wszystko tej misji podporządkował – także swoje prywatne życie, którego tak naprawdę chyba nawet nie miał… On wszystko w swoim życiu uczynił znakiem i konretem! Bóg w jego życiu dokonywał wiele znaków i cudów, a on te wszystkie znaki i niezwykłe dary potrafił dostrzec, przyjąć – i odwdzięczyć Bogu przede wszystkim tym, że je maksymalnie wykorzystał ku dobru! Nie tylko swojemu, ale przede wszystkim dobru tych, do których wychodził ze słowami pouczenia i upomnienia, których tak bardzo chciał przygotowac na przyjście Pana.

I w tym sensie jest on dla nas dzisiaj przykładem, a jego postawa zachętą, abyśmy i my wszystkie Boże dary – owe «wielkie rzeczy», jakie czyni nam Pan, ale i te rzeczy codzienne, drobne i tak bardzo oczywiste – zamieniali na konkretne dobro w naszym działaniu i w naszej postawie.

Jedną z form owego konkretnego dobra jest ta, o której chciałbym teraz powiedzieć – jako duszpasterz akademicki. Pozwólcie, że fakt obecności wśród Was wykorzystam do tego, by poprosić Was o pomoc na tym odcinku budowania i pomnażania konkretnego dobra, na jakim sam na co dzień posługuję, a więc na polu duszpasterstwa akademickiego.

Staram się wszędzie tam, gdzie jestem na jakimś zastępstwie, czy choćby kiedy prowadzę rekolekcje, czy odprawiam odpust, poruszać ten temat – niestety, jak się wydaje, pomijany i zapominany w naszej parafialnej codzienności – temat duszpasterstwa akademickiego. Dlaczego jest on taki ważny?

Oto bowiem, z jednej strony, widzimy wzrastającą obojętność młodych ludzi na sprawy wiary i na Kościół, a wobec osób duchownych – wręcz niechęć, a nawet wrogość, niejednokrotnie wyrażaną bardzo otwarcie. Z drugiej jednak strony – widać wyraźne sygnały poszukiwania przez Młodych odpowiedzi na najważniejsze pytania i pragnienie odkrywania najgłębszego sensu życia.

Stare albumy, jakie znalazłem w Ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego w Siedlcach, zawierają wiele zdjęć i zapisów, dokumentujących aktywną działalność tegoż Duszpasterstwa na przestrzeni lat, kiedy to jednoczyło ono dużą liczbę Studentów i Pracowników Uczelni, a prowadziło je kilku Duszpasterzy Akademickich. Ja dzisiaj tę posługę spełniam w Siedlcach sam.

Co się dzisiaj stało z młodymi Ludźmi, że nie ma ich w Duszpasterstwie, a często nie ma Ich w ogóle w kościele, na Mszy Świętej, czy przy konfesjonale? Czyżby Bóg przestał być Im potrzebny? Czyżby uznali, że lepiej ułożą sobie życie bez Niego, radząc sobie samemu ze wszystkimi problemami i wyzwaniami?

Nie wierzę! A wręcz jestem przekonany, że jest dokładnie odwrotnie! Dlatego proszę Wszystkich o zainteresowanie się tą sprawą.

Zwracam się z serdeczną prośbą do samych Studentów, aby tam, gdzie studiują, zainteresowali się ofertą Duszpasterstwa Akademickiego. Istnieje ono – w różnej formie – przy każdym większym ośrodku akademickim, przy każdej większej Uczelni. Trzeba tylko wpisać w wyszukiwarce internetowej: „Duszpasterstwo Akademickie – Uniwersytet…” taki a taki, i zaraz się coś wyświetli. Proszę o to zainteresowanie się.

A Rodziców, Dziadków i Rodziny Studentów proszę o zainteresowanie się tym, czy Ich studiująca Młodzież zainteresowała się tą sprawą. A przynajmniej: czy tam, gdzie studiuje, chodzi na Mszę Świętą w niedzielę? Czy się modli? Czy nie zapomniała o Bogu? Bo kiedy ci młodzi Ludzie byli jeszcze w domu, pod opieką Rodziców, to i na katechezę w szkole chodzili, i na Mszę Świętą jakoś tam docierali… Kiedy jednak wyjeżdżają na studia – zwłaszcza daleko od domu – często wszystko się urywa! I to nagle, z dnia na dzień! I to całkowicie, radykalnie!

Dlatego proszę Was – Rodzice, Dziadkowie i Rodziny Studentów: porozmawiajcie z nimi w domu, może przy okazji Świąt, czy tam, gdzie są, utrzymują kontakt z Bogiem? Czy może zainteresowali się Duszpasterstwem Akademickim na swojej Uczelni? Moi Drodzy, nie wstydźmy się podjąć takiej rozmowy! Nie obawiajmy się własnych dzieci – nawet już studiujących, ale to są jednak Wasze Dzieci – zapytać, czy nie zapomniały o Bogu?

Żeby nie było takiej dziwacznej sytuacji, że we własnym domu, we własnej rodzinie, wobec własnych Dzieci czy Wnuków, krępujemy się lub obawiamy poruszać spraw najważniejszych.

Dlatego dzisiaj proszę, aby ten temat był na stałe obecny w naszych rodzinnych rozmowach – podobnie, jak przy każdej okazji i danej mi sposobności proszę Duszpasterzy, aby temat ten był obecny w codziennej praktyce duszpasterskiej w naszych Parafiach chociażby w rozmowach, prowadzonych w czasie wizyty duszpasterskiej. Ale nie tylko… Natomiast Wszystkich – naprawdę, Wszystkich bez wyjątku – proszę, aby ten temat był obecny w naszych modlitwach.

Proszę Wszystkich, byśmy na tym polu duszpasterstwa akademickiego razem siali ziarno dobrego słowa, troski o naszą Młodzież, zainteresowania się Ich wiarą i ich postawą – abyśmy siali wszyscy. Sam Duszpasterz Akademicki z pewnością niczego nie zdziała, jeżeli wszyscy nie poczujemy się za tę sprawę odpowiedzialni! A jest to sprawa, która – wbrew pozorom – nie dotyczy tylko jakiejś małej grupki osób.

Przecież w większości naszych Rodzin – może tych Rodzin dalszych – są Studenci. A nawet, jeżeli nie ma ich w naszej Rodzinie, to są w naszej Rodzinie parafialnej, a to już mobilizuje nas do podjęcia tej wspólnej troski. I tego dobrego siewu! Chociaż wiemy, że na plon przyjdzie nam poczekać…

Podobnie zresztą, jak na plon jakiejkolwiek pracy nad sobą – także tej rekolekcyjnej, którą my w tych dniach podejmujemy. Ale też – każdej naszej pracy nad sobą, każdego naszego samodoskonalenia się, każdego naszego zmagania się z naszymi słabościami, każdego naszego „pokonywania siebie”, aby ciągle powstawać ze swoich słabości i czynić krok w stronę Nieba. Czynić codziennie konkretne dobro – pomnażać je, rozwijać…

I właśnie w tym kontekście teraz postawmy sobie dzisiaj tylko jedno pytanie – zapowiadane wcześniej: pytanie o postanowienie. Moi Drodzy, o jakie postanowienie tu chodzi?

Przede wszystkim o takie, jakie jest nam osobiście naprawdę potrzebne, jakiego domaga się nasza sytuacja i nasza postawa. Czyli – niekoniecznie będzie to, na przykład, zwyczajowe niejedzenie słodyczy, albo niejedzenie kolacji w Adwencie, czy Wielkim Poście. To ma być lekarstwo adekwatne do choroby – tak, jak na ból zęba nie zakłada się opaski uciskowej na nogę, tak nasze postanowienie ma dotyczyć tego, co w naszej postawie najbardziej niedomaga, z czym sobie nie radzimy, co wpływa najbardziej negatywnie na naszą postawę, ale też i innym daje się we znaki.

Ma to być więc postanowienie odważnenie „zamydlamy” oczu Panu Bogu czymkolwiek, jakimiś „cukierkami”, ale bierzemy się za to, co naprawdę ważne, wręcz najważniejsze i powoduje inne grzechy, chociaż wiadomym będzie, że praca nad tym trochę zaboli i będzie kosztowała, ale to dopiero wówczas będzie praca skuteczna.

Musi to być jednak postanowienie możliwe do zrealizowania. Nasz Ojciec Duchowny w Seminarium powtarzał nam, żebyśmy w ramach naszych postanowień nie próbowali przesuwać Katedry siedleckiej. Dlatego też właśnie planujemy coś wymagającego, ale realnego!

I dlatego bierzemy się za jedną sprawę, a nie pięć naraz. Innych doglądamy, ale bierzemy się za jedną. Możemy to sobie zapisać, natomiast koniecznie musimy zapamiętać, co postanowiliśmy, i ciągle to sobie przypominać. Musimy mieć też świadomość, że może się nie udać dotrzymanie od razu tego postanowienia – nawet na pewno nie wszystko się uda. Nie załamujemy się jednak i nie rezygnujemy z pracy – stosujmy metodę małych kroków: ciągle cierpliwie do przodu! Powoli, ale do przodu!

Modlimy się także o wypełnienie tegoż postanowienia. I warto wspominać o nim na kolejnych Spowiedziach. Pamiętajmy, że jest to zadanie na jakiś dłuższy czas, nie na jeden dzień. I wreszcie pamiętajmy, że jest to w końcu postanowienie przed Bogiem. Dlatego naprawdę trzeba je potraktować poważnie.

Jakie to więc może być postanowienie? Na pewno, nie może to być stwierdzenie w stylu: „Będę lepszy!”, albo: „Poprawię się”; albo: „Coś tam w życiu zmienię”. Nie, to musi być coś bardzo konkretnego? Na przykład – co?

A chociażby: codzienna modlitwa, także w ciągu dnia. Albo Msza Święta – ale poza niedzielą, bo niedzielną uznajemy za coś oczywistego. Albo stały stan łaski uświęcającej i stała Komunia Święta. A może punktualność. A może ograniczenie grzechów języka – plotkowania, albo przeklinania. A może codzienny czas dla najbliższych: wspólny obiad, wspólna modlitwa, wspólne czytanie Pisma Świętego. A może dotrzymywanie słowa i składanych obietnic. A może ograniczenie czasu przed telewizorem lub komputerem. A może systematyczne spotykanie się z chorymi, samotnymi z naszego otoczenia…

A może właściwe zachowanie za kierownicą – tak w czasie jazdy, kiedy to będziemy się starali zachowywać przepisy, jak i w czasie parkowania, kiedy to pomyślimy o innych i nie postawimy samochodu tak, by inni nie mogli już wjechać, albo nie mieli gdzie zaparkować. Takie zwyczajne oczywistości – a jednak jak ważne!

A może jeszcze coś innego…

Z pewnością, propozycji takich można by mnożyć wiele. Zechciejmy zatem teraz wybrać jedną i odpowiedzieć na pytanie:

Jakie będzie moje osobiste, konkretne, długoterminowe – postanowienie z tych Rekolekcji?…

I dzisiejszą pracą domową będzie rozpoczęcie – już dzisiaj – realizacji podjętego postanowienia. A jak się nam udała wczorajsza praca domowa?…

WIELKIE RZECZY UCZYNIŁ MI WSZECHMOCNY! Dzięki Ci, Panie, za to! Wielkie dzięki! Teraz jednak pomóż nam – daj nam światło i odwagę – byśmy o tych wielkich rzeczach mogli mówić całemu światu! I daj nam siły i wytrwałość, byśmy z tej Twojej dobroci zrobili jak najlepszy użytek! Abyśmy żadnego z Twoich darów nie zmarnowali, a zamienili na konkretne dobro w naszym życiu – i w życiu tych, których kochamy!

Amen

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.