Mamy być Ewangelią dla innych!

M

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym urodziny przeżywała Faustyna Sulowska, Córka bliskich mi ludzi z Lublina.

Dzisiaj natomiast imieniny przeżywa Ksiądz Waldemar Mróz – Wikariusz mojej rodzinnej Parafii.

Niech Pan Obojgu błogosławi i udziela swoich darów. Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, wyrażam Panu naszemu wielkie dziękczynienie za przepiękną uroczystość Pierwszej Komunii Świętej mojej Siostrzenicy Emilki! Zarówno w kościele, jak i potem, przy rodzinnym stole, panowała naprawdę cudowna atmosfera. Niech Pan będzie uwielbiony w całym tym wydarzeniu!

Ja zaś dzisiaj pomagam w Parafii Dąbie, na zaproszenie Proboszcza, mojego Kolegi z Roku Święceń, Księdza Marka Wasilewskiego. O 20:00 natomiast Msza Święta w naszym Duszpasterstwie, po której – nabożeństwo majowe.

Dzisiaj także – pierwsza niedziela miesiąca. Dziękujmy naszemu Panu za dar zbawienia i dar Eucharystii!

Teraz jednak zapraszam Wszystkich do pochylenia się nad dzisiejszym Bożym słowem. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

zatem, co Pan konkretnie do mnie mówi? Niech Duch Święty oświeci i natchnie!

Na przeżywanie dzisiejszej niedzieli i na całe życie – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

6 Niedziela Wielkanocy, B,

5 maja 2024., 

do czytań: Dz 10,25–26.34–35.44–48; 1 J 4,7–10; J 15,9–17

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Kiedy Piotr wchodził, Korneliusz wyszedł mu na spotkanie, padł mu do nóg i oddał mu pokłon. Piotr podniósł go ze słowami: „Wstań, ja też jestem człowiekiem”.

Wtedy Piotr przemówił: „Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie”.

Kiedy Piotr jeszcze mówił o tym, Duch Święty zstąpił na wszystkich, którzy słuchali nauki. I zdumieli się wierni pochodzenia żydowskiego, którzy przybyli z Piotrem, że dar Ducha Świętego wylany został także na pogan. Słyszeli bowiem, że mówią językami i wielbią Boga.

Wtedy odezwał się Piotr: „Któż może odmówić chrztu tym, którzy otrzymali Ducha Świętego tak samo jak my?” I rozkazał ochrzcić ich w imię Jezusa Chrystusa.

Potem uprosili go, aby zabawił u nich jeszcze kilka dni.

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości.

To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.

To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.

Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.

Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go prosicie w imię moje.

To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali”.

Kiedy tak z uwagą słuchamy wszystkich dzisiejszych czytań, to z pewnością zauważamy dużą częstotliwość pojawiania się w nich słowa: miłość. To znaczy, w pierwszym czytaniu, z Dziejów Apostolskich, akurat to słowo ani razu nie pada, ale za to drugie czytanie i Ewangelia mocno – by tak ująć – „nadrabiają” ten brak. Bo w drugim czytaniu słyszymy chociażby: Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Ileż razy w jednym zdaniu pojawiło się to słowo – oczywiście, raz jako rzeczownik, raz jako czasownik.

A potem następne zdania: Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.

Wiele razy słyszymy więc to słowo. Czy jednak mamy wrażenie jakiegoś tkliwego przesłodzenia i przesady w jego stosowaniu? Czy tekst drugiego czytania w czymkolwiek przypomina słodką i naiwną w treści opowiastkę o miłostkach i romansach, na podstawie której potem nakręci się tasiemcowy serial, w stylu: „M…” jak „coś tam”… Czy z czymś takim mamy do czynienia? Oczywiście, że nie!

Także w Ewangelii słowo: miłość pojawia się wielokrotnie. Chociażby w tych słowach Jezusa: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. Albo w tych nieco dalszych: To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. I znowu: Czy mamy tu do czynienia z tanią tkliwością, czy jednak z czymś o wiele bardziej konkretnym, określonym, rzeczywistym?

Zauważmy, że zarówno w drugim czytaniu, jak i w czytaniu ewangelicznym, owa miłość jest właśnie bardzo konkretnie dookreślona, chociażby poprzez wyraźne wskazanie, jak ją należy praktykować, jak ją okazywać.

I tak oto z drugiego czytania dowiadujemy się, że kto miłuje, ten narodził się z Boga i zna Boga. Tutaj można by całe kazanie – i to wcale nie krótkie – wygłosić na temat, co to znaczy: «znać Boga»? Czy tylko: wiedzieć, że taki ktoś jest, albo cokolwiek o Nim wiedzieć? Nie, to znaczy znacznie więcej, ale to temat dużo szerszy. Ale już chociażby z tego zdania wnioskujemy, że znać Boga – to właśnie Go kochać. A Bóg swoją miłość wobec nas okazał bardzo konkretnie poprzez posłanie do nas swojego Syna, aby dokonał zbawienia każdego człowieka. To konkretny wyraz miłości – a nie tylko tkliwe słówka.

Natomiast Jezus w Ewangelii wyraźnie stwierdza, że okazywać miłość – to praktykować miłość: to zachowywać Boże przykazania. I trwać w tej postawie. Zatem, miłość to nie jakieś przelotne uczucie, ale to racjonalny i świadomy wybór, konsekwentnie realizowany w życiu. W miłości się po prostu trwa! To jest jakaś stała postawa! Na wzór tego wzajemnego trwania w sobie i we wzajemnej miłości Ojca i Syna – o czym Jezus także wyraźnie dziś mówi.

Może właśnie dlatego – między innymi – Bóg w Starym Testamencie określa się jako JAHWEJESTEM, KTÓRY JESTEM. Jezus, nawiązując do tego, a wskazując na swoje Boskie pochodzenie, też nieraz mówił w odniesieniu do siebie: JA JESTEM. Czyli, istotą Boga jest istnienie. Czyli, że Boga nie mogłoby nie być! On był – jest – i będzie! I właśnie: On był – jest – i będzie – miłością! On trwa w miłości do swego Syna, Syn trwa w miłości do Ojca, a ta miłość wyraża się także w jej trwaniu wobec nas, ludzi. Wobec każdej i każdego z nas – indywidualnie!

Dlatego naszą odpowiedzią na tę bezgraniczną miłość Boga do nas – powinna być nasza miłość do Niego. Także bezgraniczna, chociaż oczywiście to określenie w odniesieniu do nas dużo mniej oznacza, niż w odniesieniu do Boga. Bowiem Boże rozumienie słowa: „bezgraniczna”, a nasze rozumienie – to dwa zupełnie inne światy! Nie ma nawet skali porównawczej. Ale my mamy okazywać naszą miłość na tyle, na ile potrafimy, na ile nas stać, na ile starczy nam wyobraźni i pracowitości, zapału i serca – do przestrzegania Bożych przykazań. Bo to jest wyrazem miłości – jak to dzisiaj usłyszeliśmy.

I teraz, w tym kontekście, wróćmy raz jeszcze do pierwszego czytania. A tam – wsłuchajmy się jeszcze raz w słowa Piotra: Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie. Wcześniej zaś – rzymski dowódca wojskowy Korneliusz, przed tym żydowskim rybakiem padł na kolana, powodując chyba pewne jego zakłopotanie, skoro Piotr podniósł go ze słowami: „Wstań, ja też jestem człowiekiem”.

A po przemowie Piotra, a właściwie – kiedy Piotr jeszcze mówił o tym, Duch Święty zstąpił na wszystkich, którzy słuchali nauki. I zdumieli się wierni pochodzenia żydowskiego, którzy przybyli z Piotrem, że dar Ducha Świętego wylany został także na pogan. Słyszeli bowiem, że mówią językami i wielbią Boga. A potem Chrzest, udzielony poganom, czyli tym, którzy nie należeli do narodu wybranego i nie wyznawali wiary w jedynego Boga.

Pamiętamy, że w ostatnim tygodniu słuchaliśmy, w pierwszych czytaniach, o tak zwanym Soborze Jerozolimskim, który tę właśnie, tak trudną wówczas kwestię, miał rozstrzygnąć: czy poganie mogą tak po prostu, najkrótszą niejako drogą, wejść do Kościoła poprzez Chrzest, czy wcześniej jeszcze muszą przejść przez judaizm – chociażby poprzez przyjęcie znaku obrzezania. Wiemy, że ten pierwszy w historii Kościoła Sobór postanowił o bezpośrednim wstępowaniu pogan do Kościoła.

I dzisiaj, w pierwszym czytaniu, słyszymy, że to samo Niebo podpowiedziało takie rozwiązanie: Duch Święty zstąpił na wszystkich, bez wyjątku. Na pogan też. Mówimy, że Niebo podpowiedziało, a nie potwierdziło, bo opisane dzisiaj wydarzenia dokonały się jeszcze przed wspomnianym Soborem.

W każdym razie, kiedy tak słuchamy o tym wszystkim, o czym mówi do nas dzisiaj tekst pierwszego czytania i ponownie stwierdzamy, że nie pada tam ani razu słowo: miłość, to chyba samo wręcz nasuwa się nam pytanie: Czy jest ono tu w ogóle potrzebne? Innymi słowy: czy bez użycia samego tego określenia – można o miłości mówić? Właśnie ten fragment Księgi Dziejów Apostolskich przekonuje nas, że można!

Bo zobaczmy: najpierw piękny gest setnika Korneliusza wobec Piotra i reakcja Piotra. Potem przemowa pierwszego z Apostołów o niezwykłym działaniu Boga. Potem konkretny znak tego działania – zstąpienie Ducha Świętego (jedno z mniejszych, poza tym wielkim, o którym najczęściej mówimy). A potem decyzja Piotra o natychmiastowym włączeniu pogan do wspólnoty Kościoła. Moi Drodzy, czy te wszystkie słowa i działania – nie  na wskroś przepojone miłością? Czy miłość z nich nie przebija w sposób bardzo wyraźny, widoczny i bezapelacyjny?

I jeżeli teraz połączymy to z przekazem drugiego czytania i przekazem ewangelicznym, gdzie słowo: miłość pojawia się, i to dość często, ale w bardzo określonym ujęciu: jako zachowywanie przykazań, jako oddanie życia Jezusa za nas i naszego oddawania życia za siebie nawzajem; jako przynoszenie owoców pięknego życia i jako trwanie w takiej postawie – to jakie przesłanie wyłania się nam z dzisiejszej liturgii Słowa?

A czy nie to, że w naszym chrześcijańskim życiu, w naszej katolickiej postawie, o wiele mniej potrzeba tkliwych słów, wzniosłych deklaracji, tanich wzruszeń czy płytkich uczuć, a o wiele bardziej – konkretów? Czyli: bardzo konkretnych, mądrych, racjonalnych, podejmowanych wręcz na chłodno wyborów i życiowych decyzji; bardzo konkretnych reakcji na zło, głoszone lub czynione przez innych; bardzo konkretnych uczynków – oczywiście: dobrych uczynków, zgodnych z Ewangelią – dokonywanych stale, konsekwentnie, a nie w zależności od humoru czy nastroju, czy dobrej lub niedobrej opinii otoczenia.

Tego dzisiaj nam, katolikom – także nam: polskim katolikom – przede wszystkim potrzeba! Bo kiedy przychodzą jakieś chwile uroczyste, czy podniosłe, to się do łez wzruszamy! I kiedy przychodzą jakieś momenty trudne, jakieś nieszczęścia, spadające na innych – to trzeba uczciwie przyznać – wtedy naprawdę potrafimy okazać wielkie serca! To dobry znak. Już nie mówiąc o tym, że kiedy na horyzoncie pojawi się jakiś wróg – zewnętrzny, w postaci najeźdźcy, czy wewnętrzny, w postaci władzy „ludowej”, gnębiącej lud – wtedy potrafimy wręcz heroicznie walczyć o wolność, pokazując naprawdę niesamowitą jedność.

Ale kiedy przychodzi najzwyklejsza codzienność – to my totalnie się gubimy! Zupełnie nie potrafimy żyć w wolności. I wtedy wychodzą z nas jakieś głęboko skrywane, najgorsze egoizmy, małostki, zacietrzewienie, pycha, upór – no, po prostu, głupota! I wtedy także okazuje się, że… Pan Bóg nie jest nam aż tak bardzo potrzebny! I Kościół też nie jest nam aż tak bardzo potrzebny… Właściwie, to… wcale nie jest nam potrzebny! Świetnie obywamy się bez niego. A co nam tu będą „czarni” to i tamto narzucać; co nam będą mówić, jak mamy żyć i z kim mamy mieszkać po ślubie czy bez ślubu! A i ten ślub – nie wiadomo, po co… Co nam tu będą „czarni” układać życie – a oni to lepsi?

Ileż to razy, moi Drodzy, przekonywaliśmy się, że jak nam się w miarę dobrze powodziło, to chyba wychodziło na to, że jest aż za dobrze, może zbyt „nudno”, więc trzeba coś „urozmaicić”, skomplikować… Wydaje się, że teraz mamy taki czas. Bo to, co wygadują w mediach i wypisują w internecie piewcy tak zwanej nowoczesności, to jest jakaś totalna aberracja i całkowity absurd.

Bo jak można rozumnie mówić o kilkudziesięciu płciach czy o adopcji dzieci przez pary homoseksualne? I wiele jeszcze innych głupot wygadują ci ludzie, na co oczywiście coraz bardziej nie wolno reagować tak, jak się powinno zareagować, czyli zdrowym śmiechem i popukaniem się w czoło, bo będzie się zaraz oskarżonym o mowę nienawiści! Tylko szkoda, że jak obrażają – i to publicznie – katolików, przerywają nabożeństwa różnymi ekscesami, albo profanują Najświętszy Sakrament, czy katolickie świątynie, to nikt w tym żadnej nienawiści nie widzi. A skądże! To jest wolność w wyrażaniu poglądów.

Ale temu naprawdę trudno się dziwić, moi Drodzy, bo jak się zrywa z Bogiem, eliminuje się Boga i Jego zasady ze swego życia, to jednym z tego wyrazów jest coraz większy absurd, w jakim się żyje. Coraz bardziej szwankujący rozum. Nie na darmo mądrość ludowa wypracowała takie stwierdzenie, że jak Bóg chce kogoś ukarać, to mu rozum odbiera. Oczywiście, mamy tu do czynienia ze skrótami myślowymi, bo Bóg nikogo nie chce ukarać – w sensie jakiejś zemsty – ani nikomu niczego nie odbiera. Zwłaszcza rozumu, który sam mu dał w akcie stwórczym, aby człowiek z niego korzystał i czynił sobie ziemię poddaną.

Natomiast zasada ta działa niejako „od drugiej strony”, czyli od strony człowieka: otóż, człowiek, który rezygnuje z Boga i neguje Jego najmądrzejsze i najświętsze zasady, tym samym popada w głupotę i absurd! To jest po prostu oczywiste następstwo takiej postawy! Po prostu – nie może być inaczej! Bo albo Bóg i jego logiczne zasady, według których ułożył świat – albo brak Boga, a więc i Jego zasad, a wówczas nic, tylko bezgraniczna głupota i wszelkie dziwactwa!

Dlatego tak bardzo potrzeba nam, moi Drodzy, powrotu do Boga i do tego, co On nam nam daje. A może lepiej: trzeba naszego ciągłego, wręcz codziennego powracania. Bo życie – nasza codzienność i jej problemy – wciąga nas, wręcz zasysa (mówiąc obrazowo). Bóg zaś nas z tego wyzwala i stawia „w pionie”. Powracajmy więc do Niego! Sami powracajmy – i pomagajmy w tym innym! A jak mamy sobie nawzajem pomagać?

Mówmy o Bogu i o Jego zasadach. Tak, to też jest potrzebne! I nie na zasadzie deklaracji i obietnic, także nie na zasadzie jakichś kazań, czy katechez, głoszonych sobie nawzajem, ale poprzez zajmowanie jasnego stanowiska w dyskusjach i wypowiadanie się na forum publicum w taki właśnie sposób. Z pewnością, nieraz będzie to stanięcie w obronie owych zasad, a czasami – braterskie upomnienie, które trzeba będzie skierować do kogoś ze swego otoczenia. Trudne to wszystko – owszem – ale to, co dobre i piękne zawsze kosztuje i zwykle jest trudne.

Natomiast poza mówieniem – potrzeba świadectwa całej naszej postawy. Takiego najbardziej zwyczajnego i codziennego praktykowania uprzejmości, uczciwości, dobroci, otwarcia na siebie nawzajem… W czasie jednej z niedawnych audycji, jakie prowadzę w Katolickim Radiu Podlasie, w ramach rozmowy o odchodzeniu młodzieży od Kościoła i sposobach przyprowadzenia jej z powrotem, Lektor z mojej rodzinnej Parafii, Karol Pawluczuk, spontanicznie stwierdził, że „to my mamy być pierwszą Ewangelię, którą będą czytali nasi koledzy – widząc naszą postawę!”

Nie ma lepszego zakończenia dla dzisiejszego rozważania, jak to stwierdzenie Lektora – Licealisty Karola: To my mamy być ową pierwszą Ewangelią, którą będzie czytało nasze otoczenie, widząc naszą postawę!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.