Tam usłyszysz moje słowa…

T

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym wyruszają kolejne Grupy Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej – tym razem, z Białej Podlaskiej, mojego rodzinnego Miasta. Od dwóch lat Grupy mają inną numerację, niż dotychczas – ze względu na malejącą liczbę Pielgrzymów. Niech sam Pan będzie zarówno Kierownikiem Pielgrzymki, jak i Przewodnikiem każdej Grupy, jak i pierwszym Rekolekcjonistą.

Pozdrawiam Was, moi Drodzy, z Siedlec – wraz z Księdzem Markiem, który zaraz wyjeżdża do Warszawy. A ja planuję różne zajęcia – jeszcze nie wiem, w jakiej kolejności – natomiast na pewno o 18:00 planuję sprawować Mszę Święta w Lublinie, w „mojej” Parafii Świętego Jana Kantego.

Życzę Wszystkim błogosławionego i owocującego dobrem dnia! I przepraszam za opóźnienie w zamieszczeniu słówka, ale tu od rana sporo się dzieje – między innymi, Msza Święta w Kaplicy domowej, wespół z Księdzem Pawłem Kindrackim. Ale już zamieszczam.

I zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co konkretnie mówi do mnie Pan? Z jakim przesłaniem się zwraca? Co szczególnie chce mi położyć na sercu? Duchu Święty, rozjaśnij umysły i serca!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 17 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Alfonsa Marii Liguoriego, Biskupa i Doktora Kościoła,

1 sierpnia 2024., 

do czytań: Jr 18,1–6; Mt 13,47–53

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:

Słowo, które Pan oznajmił Jeremiaszowi: „Wstań i zejdź do domu garncarza; tam usłyszysz moje słowa».

Zstąpiłem do domu garncarza, on zaś pracował właśnie przy kole. Jeżeli naczynie, które wyrabiał, uległo zniekształceniu, jak to się zdarza z gliną w ręku garncarza, wyrabiał z niego inne naczynie, jak tylko podobało się garncarzowi.

Wtedy Pan skierował do mnie następujące słowo: „Czy nie mogę postąpić z wami, domu Izraela, jak ten garncarz? – rzekł Pan. Oto bowiem jak glina w ręku garncarza, tak jesteście wy, domu Izraela, w moim ręku”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus powiedział do tłumów: „Podobne jest królestwo niebieskie do sieci zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.

Zrozumieliście to wszystko?”

Odpowiedzieli Mu: „Tak jest”.

A On rzekł do nich: „Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare”.

Gdy Jezus dokończył tych przypowieści, oddalił się stamtąd.

Dlaczego akurat w domu garncarza Pan postanowił przemówić do Jeremiasza? Czy to już lepszych i bardziej godnych miejsc nie było? Okazało się, że Bóg akurat chciał się posłużyć pewnym obrazem, jaki najłatwiej i najwyraźniej można było tam zobaczyć.

Zresztą, spójrzmy na ten obraz raz jeszcze bardzo uważnie: Oto garncach pracował właśnie przy kole. Jeżeli naczynie, które wyrabiał, uległo zniekształceniu, jak to się zdarza z gliną w ręku garncarza, wyrabiał z niego inne naczynie, jak tylko podobało się garncarzowi. I właśnie ten obraz stał się podstawą do wyrażenia przez Boga takiej oto refleksji: Czy nie mogę postąpić z wami, domu Izraela, jak ten garncarz? […] Oto bowiem jak glina w ręku garncarza, tak jesteście wy, domu Izraela, w moim ręku. Rzeczywiście, bardzo czytelny przekaz!

Ale przecież można było to samo powiedzieć, będąc w na przykład domu piekarza i wysnuć refleksję na podstawie obrazu pieczenia chleba; a pewnie można też było zajrzeć do złotnika i tam, patrząc na jego dość frapującą i zajmującą pracę nad obróbką złota i srebra poczynić pewne spostrzeżenia – i wiele jeszcze innych profesji można by w ten sposób docenić. Ale Bóg wybrał właśnie garncarza – i na przykładzie jego czynności opowiedział o swoich.

Jezus z pewnością także mógł posługiwać się przeróżnymi obrazami, dla zilustrowania swojej nauki o Bożym królestwie. I zresztą czynił to bardzo często! I faktycznie – wieloma rozmaitymi obrazami się posługiwał. Wystarczy tylko przypomnieć sobie wszystkie Jego przypowieści, aby przekonać się, jak dużo tych porównań, metafor i obrazów było – a z pewnością, mogły być jeszcze inne i jeszcze bardziej różnorodne. Jezus jednak wybrał te, które wybrał, abyśmy jak najlepiej zrozumieli to, co chce nam przekazać.

Jak wynika z krótkiego dialogu Jezusa ze słuchaczami, jaki usłyszeliśmy dzisiaj w Ewangelii: Zrozumieliście to wszystko?” Odpowiedzieli Mu: „Tak jest” wynika, że zrozumieli. Ale czy naprawdę? To już dopiero ich postawa życiowa miała pokazać. Jeremiasz także na pewno zrozumiał dobrze intencje Boga, zawarte w Jego przekazie, uczynionym w domu garncarza. Ale czy cały naród zrozumiał?

Chyba nie za bardzo, skoro Bóg niejednokrotnie skarżył się na to, że jego naród wręcz urąga Jemu, jako Garncarzowi, lepiącemu ich samych i ich życie – i uważa się za upoważnionego do tego, by krytykować Stwórcę, a wręcz Go „poprawiać”! Swoją drogą, skąd my to znamy?… Czy owo „poprawianie Boga” przez człowieka nie jest jakimś szczególnym i ponurym znakiem czasów, w których my dzisiaj żyjemy? Ale to już inny temat. Natomiast Bóg właśnie takim obrazem dzisiaj się posłużył, bo wiedział, że jest to obraz znany z życia i nie będzie dla nikogo jakimś zaskoczeniem.

I właśnie na taką życiową mądrość Jezus liczył, gdy idzie o uczonych w Piśmie. Oni właśnie bardzo często – także kiedy stawiali Jezusowi jakieś zarzuty, albo wystawiali Go na próbę – powoływali się na swoje tradycje. I zarzucali Jezusowi, że je łamie, obchodzi, lekceważy… A Jezus tak naprawdę ich nie lekceważył, a właśnie bardzo chciał, aby wykorzystali swoje doświadczenie życiowe i religijne – dla wsparcia idei Bożego królestwa!

Gdyby tak otworzyli się na Jezusa i na Jego naukę, to przecież w połączeniu z ich życiowym doświadczeniem, niewątpliwie dobrą orientacją w Piśmie Świętym i sprawach, związanych z kultem – dałoby niesamowicie piękne i dobre owoce! Gdyby elita religijna narodu wybranego chciała wydobyć ze skarbców swojej wiedzy i swojego doświadczenia – nierzadko też szczerej gorliwości – to, co tam ukrywała i połączyć to z nowością nauki Jezusa, z pewnością owoce tego byłyby piękne.

Niestety, oni woleli pozostać w „tym, co stare”, a „to, co nowe”, odrzucili zupełnie. I bardzo dużo na tym stracili, a przede wszystkim: stracili wielką szansę na wejście, wraz z Jezusem, w zupełnie nową rzeczywistość – taką, która ich samych niesamowicie mogła ubogacić. Niestety, oni woleli pozostać w swoim małym, ciasnym, zatęchłym światku i w schematach swojego ograniczonego myślenia.

Moi Drodzy, zapytajmy samych siebie: czy życiowe doświadczenie przybliża mnie do Jezusa, czy oddala? Czy nawet, jeżeli w życiu popełniałem błędy – i to niemałe, i może niemało – to jednak wyciągam z nich wnioski, aby unikać ich na przyszłość? I czy jestem mądrzejszy o trudne życiowe doświadczenia, aby mając je w pamięci, inaczej już – lepiej, serdeczniej, z większą uwagą i otwartością – podchodzić do ludzi, bardziej rozumiejąc ich trudną nierzadko sytuację?… Czy jestem też może bardziej wyrozumiały dla słabości innych, czy ich osądzam bardzo surowo, a siebie usprawiedliwiam ze wszystkiego – jakbym nie pamiętał o swoich błędach i potknięciach, o swoich trudnych doświadczeniach?…

Dlatego warto, moi Drodzy, codziennie łączyć Boże słowo, które trzeba „wyłapywać” wszędzie, gdzie tylko Pan nas nim obdarzy, ze swoim życiowym doświadczeniem – zarówno tym radosnym, jak i te trudnym – by odważnie iść w przyszłość! Z Jezusem, za Jezusem, według wskazań Jezusa i tylko Jego drogą… Słuchając Go i biorąc do serca to, co mówi: na kartach Pisma Świętego, czytanego w liturgii i czytanego osobiście; w Spowiedzi Świętej i innych Sakramentach Kościoła; w całej liturgii Kościoła; ale także: przez drugiego człowieka, często tego najbliższego; przez różne życiowe sytuacje i sploty wydarzeń…

Wyłapujmy” słowo Jezusa, jakie do nas osobiście i konkretnie kieruje – postarajmy się żadnego z nich nie stracić, nie przegapić, nie uronić… I – jeśli się tak można wyrazić – przepuszczajmy to Słowo przez filtr naszego życiowego doświadczenia, aby właśnie to doświadczenie pomogło nam w jak najpełniejszym wprowadzeniem Bożego słowa w życie. Nie udawajmy, że do tej pory niczego nie rozumieliśmy i niczego nie doświadczyliśmy. Nie spadliśmy przecież z księżyca!

Mamy swoich Rodziców, Wychowawców, Nauczycieli i Duszpasterzy, którzy uczyli nas życia i wiary. Mamy więc z czego czerpać, mamy „z kogo” czerpać! Czerpmy zatem! I łączmy to, co stare – z tym, co nowe, czyli nasze życiowe doświadczenie z Ewangelią, która przecież jest Dobrą Nowiną, czyli czymś nowym!

Niech przykładem takiego mądrego łączenia będzie świadectwo życia i świętości dzisiejszego Patrona. A jest nim Święty Alfonsa Maria Liguori, Biskup i Doktor Kościoła.

Urodził się on 27 września 1696 roku, w Marinelli pod Neapolem, w zamożnej rodzinie szlacheckiej. Już w dwa dni później otrzymał Chrzest. Jego ojciec marzył dla niego o karierze urzędniczej. Dlatego też, gdy Alfons ukończył szkołę podstawową, został wysłany na studia prawnicze na uniwersytet w Neapolu. Miał wtedy zaledwie dwanaście lat.

W rodzinnym pałacu miał doskonałych nauczycieli. Wykazywał także od dziecka niezwykłą pilność do nauki i duże zdolności. Kiedy miał zaledwie siedemnaście lat, był już doktorem obojga praw: prawa świeckiego i kanonicznego. Ojciec zaplanował mu też odpowiednie małżeństwo. Wybrał mu nawet kandydatkę na żonę, która jednak niebawem zmarła.

Alfons po kilku latach praktyki adwokackiej, zniechęcony przekupstwem w sądownictwie, ku niezadowoleniu ojca, postanowił spełnić swoje marzenia. Przed obrazem Matki Bożej w Porta Alba, złożył swoją szpadę i rozpoczął studia teologiczne. Po czterech latach, w roku 1727, mając lat trzydzieści jeden, przyjął święcenia kapłańskie.

Pragnąc jednak życia doskonalszego, marzył o zakonie. Zamierzał najpierw wstąpić do teatynów, potem do filipinów albo do jakiejś kongregacji misyjnej. Nie mógł się jednak zdecydować. Z zapałem oddał się więc pracy apostolskiej nad młodzieżą rzemieślniczą i robotniczą. Gromadził ją w dni wolne od pracy, grał z nimi na gitarze i śpiewał ułożone przez siebie pieśni, uczył prawd wiary. Zasłynął też jako doskonały kaznodzieja. Po trzech latach nadludzkiej pracy, musiał udać się na wypoczynek.

Nie oznacza to bynajmniej, że przestał wówczas pracować. W miejscu swego przebywania zetknął się ze Zgromadzeniem Sióstr Nawiedzenia. Zajął się nimi i przekształcił je na Kongregację Zbawiciela. Był to młody zakon kontemplacyjny. W przyszłości miał on stanowić żeńską gałąź redemptorystów. Alfons zauważył też, że górale, wśród których wówczas mieszkał, nie mają dostatecznej opieki duszpasterskiej.

Dojrzała więc w nim myśl utworzenia zgromadzenia męskiego, które oddałoby się pracy wśród najbardziej opuszczonych oraz zaniedbanych. Tak powstało Zgromadzenie Najświętszego Odkupiciela, znane dziś pod nazwą redemptorystów. Był to rok 1732. Na zatwierdzenie reguł nowej rodziny zakonnej Alfons nie czekał długo. Zatwierdził ją bowiem niebawem Papież Benedykt XIV, w roku 1749.

Tymczasem, w 1762 roku Papież Klemens XIII mianował Alfonsa Biskupem w miasteczku Santa Agata dei Goti. Alfons miał wtedy już sześćdziesiąt sześć lat! Pomimo tego jednak, z młodzieńczym zapałem zabrał się do pracy: wizytował, przemawiał, spowiadał, odwiedzał kapłanów i zagrzewał ich do gorliwości, reformował klasztory, budził nowe powołania kapłańskie i zakonne. Wszystkie dochody, jakie mu pozostawały – prowadził bowiem nader skromne życie – oddawał ubogim i na tworzenie nowych placówek swojego Zgromadzenia. Kiedy nastał głód, sprzedał sprzęty i naczynia domu biskupiego, aby za to kupić chleb dla głodujących.

Jako Biskup, nie tylko nie zmienił surowego trybu życia, ale go nawet obostrzył, twierdząc, że teraz musi pokutować za swoich wiernych. Sypiał mało, jadł tylko zupę, chleb i jarzyny, nosił włosiennicę i kolczasty łańcuch, biczował się często do krwi. Nadmierne trudy, wiek i surowy tryb życia wyniszczyły jego organizm tak, że poczuł się zmuszony prosić Papieża o zwolnienie z obowiązków pasterza diecezji. Po trzynastu latach pasterzowania powrócił więc, w roku 1775, do swoich duchowych synów.

Ci jednak właśnie wtedy, wskutek jakichś niejasnych zatargów politycznych, rozdzieleni zostali na dwie odrębne grupy: nad redemptorystami, zamieszkałymi na terenie państwa kościelnego, Papież ustanowił osobnego przełożonego, zaś redemptorystów neapolitańskich pozbawił wszelkich przywilejów. Sędziwy Założyciel bardzo to przeżywał, jednak wszystko znosił z poddaniem się woli Bożej.

Do tych cierpień duchowych dołączyły się cierpienia fizyczne: reumatyzm, skrzywienie kręgosłupa i inne. Pochylony do ziemi, nie mógł już chodzić i został przykuty do fotela. Wreszcie także Bóg doświadczył go falą udręk moralnych: pokus, oschłości i skrupułów…

Dzisiaj widzimy, że jego trud i poświęcenie nie poszły na marne – założone przezeń zgromadzenie prężnie się rozwija, a u nas w Polsce niezwykle wiele dobrego czyni, prowadząc chociażby tak piękne dzieła, jak: Telewizję TRWAM, Radio Maryja, Akademię Kultury Społecznej i Medialnej… Dlatego patrząc dzisiaj z wysokości Niebios, Święty Biskup może cieszyć się owocami swojej pracy i swego cierpienia.

A mówiąc współczesnym nam językiem, stwierdzić możemy, iż nasz dzisiejszy Patron był ekspertem w tym, co dzisiaj nazywamy teologią pastoralną. W swojej kapłańskiej pracy wygłosił ponad pięćset misji i rekolekcji! Najwięcej jednak zasłużył się Kościołowi jako pisarz – jeden z najpłodniejszych, jakich znają dzieje chrześcijaństwa. Łącznie wymienia się sto sześćdziesiąt tytułów napisanych przezeń prac, których liczba wydań sięgnęła ponad siedemnaście tysięcy w ponad sześćdziesięciu językach! Alfons Liguori pisał dla wszystkich: dla kapłanów, kleryków, zakonników, spowiedników, wiernych…

Jego dzieła wchodzą swą tematyką w zakres teologii dogmatycznej, moralnej i ascetycznej. Zapewne dlatego, w dniu 26 kwietnia 1950 roku, Papież Pius XII ogłosił Świętego Alfonsa Patronem spowiedników i profesorów teologii moralnej. Jego nauczanie duchowe zdominowało życie chrześcijańskie Italii XVIII wieku.

Alfons Liguori zmarł w wieku dziewięćdziesięciu jeden lat, w dniu 1 sierpnia 1787 roku. Jego uroczystej Beatyfikacji dokonał w roku 1816 Papież Pius VII, zaś Papież Grzegorz XVI dokonał jego Kanonizacji, w roku 1839. Papież Pius IX ogłosił go, w roku 1871, Doktorem Kościoła.

Wpatrując się w postawę Świętego Alfonsa Marii Liguoriego i słuchając Bożego słowa, przeznaczonego na dzisiejszy dzień w liturgii Kościoła, odpowiedzmy sobie raz jeszcze na pytanie, jak korzystam z życiowego doświadczenia w zgłębianiu i realizowaniu zasad Ewangelii w moim życiu?… Jak łączę jedno z drugim?…

2 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.