Szczęść Boże! Moi Drodzy, oto zapis audycji „syberyjskiej” z poniedziałku, 29 lipca 2024.:
A oto zapis pierwszej audycji „syberyjskiej” z piątku, 14 października 2022.:
Warto raz jeszcze posłuchać. I proszę o Wasze przemyślenia w związku z tym, o czym rozmawialiśmy w audycjach – napiszcie komentarze tu, na naszym forum!
A oto dzisiaj, w Łukowie, odbędzie się pogrzeb świętej pamięci Marianny Suchodolskiej, Mamy Pana Rafała Suchodolskiego, aktywnie wspierającego nasze Duszpasterstwo Akademickie; oraz Biskupa Grzegorza, Biskupa Pomocniczego naszej Diecezji. Oto informacja na ten temat na portalu diecezjalnym:
Polecam Waszej modlitwie zarówno Zmarłą, jak i Jej Rodzinę! Zwłaszcza, że zaledwie siedem miesięcy temu odszedł Jej Mąż, Pan Hieronim…
Po zakończeniu uroczystości pogrzebowych wyruszę z Księdzem Markiem do Mariówki, gdzie od niedzieli przebywają nasi Rodzice. Okazało się, że trzeba jeszcze dowieźć kilka ważnych rzeczy, które nie zostały zabrane z Domu.
A oto także dzisiaj, na trasę Pielgrzymki Podlaskiej wyrusza pierwsza Grupa – z Włodawy. Jutro wyruszą Grupy z Białej Podlaskiej, potem kolejne, z kolejnych Parafii i Dekanatów. Łączmy się z sercem i modlitwą z Pielgrzymami!
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim osobistym przesłaniem zwraca się właśnie do mnie? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Środa 17 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie Św. Ignacego z Loyoli,
31 lipca 2024.,
do czytań: Jr 15,10.16–21; Mt 13,44–46
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:
Biada mi, matko moja, żeś mnie porodziła, męża skargi i niezgody dla całego kraju. Nie pożyczam ani nie daję pożyczki, a wszyscy mi złorzeczą.
Ilekroć otrzymywałem Twoje słowa, pochłaniałem je, a Twoje słowo stawało się dla mnie rozkoszą i radością serca mego. Bo imię Twoje zostało wezwane nade mną, Panie, Boże Zastępów.
Nigdy nie zasiadałem w wesołym gronie, by się bawić. Pod Twoją ręką siadałem samotny, bo napełniłeś mnie gniewem. Dlaczego mój ból nie ma granic, a rana moja jest nieuleczalna, niemożliwa do uzdrowienia? Jesteś więc dla mnie zupełnie jak zwodniczy strumień, niepewna woda.
Dlatego to mówi Pan: „Jeśli się nawrócisz, dozwolę, byś znów stanął przede Mną. Jeśli zaś będziesz wykonywać to, co szlachetne, bez jakiejkolwiek podłości, będziesz jakby moimi ustami. Wtedy oni się zwrócą ku tobie, ty się jednak nie będziesz ku nim zwracał. Uczynię z ciebie dla tego narodu niezdobyty mur ze spiżu. Będą walczyć z tobą, lecz cię nie zwyciężą, bo jestem z tobą, by cię wspomagać i uwolnić, mówi Pan. Wybawię cię z rąk złoczyńców i uwolnię cię z mocy gwałtowników”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus powiedział do tłumów: „Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę.
Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną, drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją”.
Pełne bólu i niezwykle dramatyczne są słowa, wypowiedziane dziś przez Proroka Jeremiasza w pierwszym czytani: Biada mi, matko moja, żeś mnie porodziła, męża skargi i niezgody dla całego kraju. Nie pożyczam ani nie daję pożyczki, a wszyscy mi złorzeczą. Dlaczego tak jest?
Wszak Prorok szczerze może powiedzieć o swojej postawie: Ilekroć otrzymywałem Twoje słowa, pochłaniałem je, a Twoje słowo stawało się dla mnie rozkoszą i radością serca mego. Bo imię Twoje zostało wezwane nade mną, Panie, Boże Zastępów. A do tego jeszcze: Nigdy nie zasiadałem w wesołym gronie, by się bawić. Pod Twoją ręką siadałem samotny, bo napełniłeś mnie gniewem.
Trudno się zatem dziwić pytaniu, rodzącemu się w sercu wręcz spontanicznie: Dlaczego mój ból nie ma granic, a rana moja jest nieuleczalna, niemożliwa do uzdrowienia? Jesteś więc dla mnie zupełnie jak zwodniczy strumień, niepewna woda. Mocne słowa, prawda? Zwłaszcza, jeśli się pomyśli, że zostały one skierowane do Boga!
Jednakże Bóg nie dość, że się nimi nie zraził, to jeszcze odpowiedział Prorokowi: Jeśli się nawrócisz, dozwolę, byś znów stanął przede Mną. Jeśli zaś będziesz wykonywać to, co szlachetne, bez jakiejkolwiek podłości, będziesz jakby moimi ustami. Wtedy oni się zwrócą ku tobie, ty się jednak nie będziesz ku nim zwracał. Uczynię z ciebie dla tego narodu niezdobyty mur ze spiżu. Będą walczyć z tobą, lecz cię nie zwyciężą, bo jestem z tobą, by cię wspomagać i uwolnić, mówi Pan. Wybawię cię z rąk złoczyńców i uwolnię cię z mocy gwałtowników.
Może nas tu dziwią pierwsze słowa tego fragmentu, bo czyż naprawdę Prorok musi się nawrócić? Zapewne tak: z tego rozgoryczenia, tego smutku, który ogarnął jego serce. Bo przecież nie odszedł od Boga, gdyż gdyby miał odejść, to by się do Niego nie zwracał chociażby słowami tej modlitwy, którą dziś słyszymy, a którą tu sobie zacytowaliśmy! Natomiast Bóg z pewnością oczekuje od swego Proroka, że będzie Mu jak najbardziej wierny i będzie Mu bezgranicznie ufał. A do takiej postawy ciągle trzeba dorastać – i właśnie w tym znaczeniu: ciągle trzeba się nawracać! Nawet, jeżeli to będzie oznaczało odrzucenie przez ludzi z otoczenia, o czym Prorok wspomina – warto do takiej postawy dążyć!
Jak i do tej, o której Jezus mówi dziś w Ewangelii, przedstawiając dwa, jakże sugestywne obrazy: Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną, drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.
I znowu, niemalże spontanicznie rodzi się w sercu pytanie: Cóż ja na to? Czy jestem w stanie «sprzedać wszystko, co mam», aby posiąść dar wiary, aby pogłębić swoją wiarę, aby wzmocnić swój kontakt z Jezusem? Aby opowiedzieć się po Jego stronie, po stronie norm ewangelicznych i chrześcijańskich wartości i zasad – w moim życiu? Przy czym sformułowanie: «sprzedać wszystko, co mam» – wcale nie oznacza rozprzedania na prawo i lewo, albo wręcz rozdania swego majątku, ale zrezygnowanie z tego, co jest takie bardzo „moje” we mnie, a więc ze swojego „ja” – we wszystkich jego odsłonach i wariantach!
A więc ze swoich utartych poglądów, przyzwyczajeń, których gotów jestem bronić, „jak niepodległości”; ze swoich schematów myślenia; ze swojej wygody i dogadzania sobie na każdym kroku; ze swojej „nieomylności” i swojej racji, którą „zawsze mam”, bo przecież ona jest „jedyna i słuszna”… Oj, mamy co sprzedawać, mamy czego się pozbywać – z pewnością mamy…
Na drodze do zdobycia tego jedynego Skarbu i tej jedynej, niepowtarzalnej Perły – stoi wciąż tyle przeszkód! Tyle majętności – tej mojej wewnętrznej, duchowej, intelektualnej, osobowościowej – zajmuje większość mojego serca (o ile nie całe), dlatego już nie ma tam często miejsca dla tego jedynego Skarbu. Bo akurat tego Skarbu nie można potraktować jako wyłącznie „dodanego” do swojej życiowej kolekcji. To jest Skarb jedyny i sam w sobie – najważniejszy i niepowtarzalny, a przede wszystkim: najcenniejszy!
Takim jest Skarb Bożego królestwa, taką jest Perła wiary i miłości Jezusa! Dla tego Skarbu naprawdę warto pozbyć się wszystkiego – tak: wszystkiego, co nie ma związku z tym Skarbem, co może utrudniać jego przyjęcie.
I właśnie ku takiej postawie – takiej odważnej postawie, bo takie oddanie wszystkiego łatwym nie jest – trzeba nam się ciągle nawracać. Dlatego już dzisiaj – już teraz – trzeba sobie postawić bardzo odważne i konkretne pytanie: Co jest owym „wszystkim, co posiadam”, które utrudnia mi posiadanie w pełni Skarbu Bożego królestwa, które „zagraca” mi serce, co też odwraca mnie od najważniejszych wartości i najmądrzejszych zasad?
Co jest owym balastem – duchowym, a może i materialnym?… Czy mam odwagę się go pozbyć? Jak to konkretnie zrobię?… Jak to zrobię jeszcze dzisiaj? A przynajmniej – dzisiaj zacznę?…
Niech przykładem w takim zdecydowanym dążeniu do zdobycia Skarbu Bożego królestwa będzie świadectwo świętości, jakie swoją postawą daje nam Patron dnia dzisiejszego, Święty Ignacy Loyola.
Jako Inigo Lopez, urodził się w roku 1491, na zamku w Loyola, w kraju Basków, w Hiszpanii, jako trzynaste dziecko w zamożnym rycerskim rodzie. O jego wczesnej młodości mało wiemy. Na pewno otrzymał staranne wychowanie. Służył jako oficer w wojsku wicekróla Nawarry.
Wiadomo też, że nosił długie włosy, spadające mu aż do ramion, różnobarwne spodnie i kolorową czapkę. Publicznie najchętniej pojawiał się w pancerzu rycerza, nosząc miecz, sztylet i oręż wszelkiego rodzaju. Kiedy po latach opowiadał współbraciom o swoim życiu, wyznał, że do trzydziestego roku życia oddawał się marnościom świata, że największą jego rozkoszą były ćwiczenia rycerskie z próżnej żądzy sławy.
W czasie walk hiszpańsko – francuskich znalazł się w oblężonej Pampelunie. Zraniony poważnie przez kulę armatnią w prawą nogę, został przewieziony do rodzinnego zamku. Było to w roku 1521. Długie miesiące rekonwalescencji były dla niego okresem łaski i gruntownej przemiany.
Dla zajęcia czymś długiego czasu bezczynności, poprosił o jakąś lekturę, najlepiej – powieści rycerskie. Jednak na zamku ich nie było. Podano mu więc książkę: „Życie Jezusa”. Gdy tylko wyzdrowiał – chociaż na nogę kulał przez całe życie – opuścił rodzinny zamek i udał się do pobliskiego sanktuarium maryjnego, Montserratu. Zdumionemu żebrakowi oddał swój kosztowny strój rycerski. Przed cudownym wizerunkiem Maryi złożył swoją broń.
Stąd udał się do Manrezy, gdzie zamieszkał w celi, użyczonej mu przez dominikanów. I tu jednak wydawało mu się, że ma za wiele wygód. Dlatego zamieszkał w jednej z licznych tam grot. Aby zdławić w sobie starego, próżnego, ambitnego człowieka, nie golił się ani nie strzygł, pościł codziennie i biczował się. Codziennie bywał u dominikanów na Mszy Świętej. Oddawał się modlitwie i rozważaniu Męki Pańskiej. Szatan dręczył go gwałtownymi pokusami – aż do myśli o samobójstwie.
W takich zmaganiach powstał szkic jego najważniejszego dzieła, jakim są „Ćwiczenia duchowne”. Formę ostateczną otrzymały one dopiero w 1540 roku. Były więc owocem dziewiętnastu lat przemyśleń i kontemplacji.
Pragnąc nawiedzenia Ziemi Świętej i męczeństwa w niej z rąk Turków, Ignacy zupełnie wyczerpany z sił – przez Rzym i Wenecję – udał się w pielgrzymkę. Żył z użebranych pieniędzy i czynionych po drodze przysług. W 1523 roku, dotarł szczęśliwie do celu. Chciał tam pozostać do końca życia, dopiero w wyniku nalegań tamtejszego legata papieskiego wrócił do kraju. W drodze był dwukrotnie więziony pod zarzutem szpiegostwa.
Po długiej podróży powrócił do Barcelony, gdzie przez dwa lata uczył się języka łacińskiego. Nie wstydził się zasiadać w ławie szkolnej z dziećmi, chociaż miał już wówczas trzydzieści cztery lata. Potem udał się do Alkala, by na tamtejszym uniwersytecie studiować filozofię. Wolny czas poświęcał nauczaniu prawd wiary prostych ludzi. Mieszkał w szpitalu i utrzymywał się za posługę oddawaną chorym.
Jego żebraczy strój i niezwykły tryb życia wzbudziły u niektórych podejrzenie, czy przypadkiem nie należy on do sekty „alumbrado”, która w tym czasie niepokoiła w Hiszpanii władze kościelne. Został nawet na jakiś czas uwięziony przez Świętą Inkwizycję, co potem jeszcze kilka razy się powtórzyło. Wszystkie te przykrości znosił jednak z radością – dla Jezusa.
W roku 1528 udał się do Paryża, gdzie na tamtejszym uniwersytecie zapoznał się i zaprzyjaźnił z Błogosławionym Piotrem Favrem i ze Świętym Franciszkiem Ksawerym. Do ich trójki dołączyło niebawem jeszcze kilku mężczyzn. I to właśnie wszyscy oni zebrali się rankiem, 15 sierpnia 1534 roku, w kapliczce, na zboczu wzgórza Montmartre i tam w czasie Mszy Świętej, odprawionej przez Piotra Favre’a, który przed miesiącem otrzymał święcenia kapłańskie, złożyli śluby ubóstwa, czystości oraz wierności Kościołowi, a zwłaszcza Ojcu Świętemu. W ten sposób powstał nowy zakon, zwany Towarzystwem Jezusowym, potocznie zwanym jezuitami.
Jego członkowie, zaraz po zawiązaniu nowej wspólnoty, chcieli udać się do Ziemi Świętej, aby nawracać niewiernych i z ich ręki ponieść śmierć męczeńską. Do pielgrzymki jednak nie doszło. Wówczas udali się do Rzymu, aby przedstawić się Papieżowi i oddać się do jego dyspozycji. Papież Paweł III przyjął ich uprzejmie i zachęcił, by wszyscy przyjęli święcenia kapłańskie. Stało się to rzeczywiście w 1536 roku. Potem oddali się posłudze chorych po szpitalach i nauczaniu prawd wiary wśród dzieci.
Na polecenie Papieża, Ignacy opracował Konstytucje swego Zakonu. Po wielu przeszkodach Rzym zatwierdził je w 1540 roku. w tym czasie liczba członków Towarzystwa Jezusowego bardzo szybko rosła – i to w różnych krajach! W roku 1541 zebrała się pierwsza kapituła generalna. Przełożonym generalnym jednogłośnie został wybrany Ignacy.
I tak już do końca życia, przez ostatnich szesnaście lat, był on – jeśli tak można powiedzieć – przykuty do swojego biurka i rzadko opuszczał progi domu generalnego swego zakonu, by być zawsze do dyspozycji duchowych synów. Owocem jego pracy jest zachowanych około siedmiu tysięcy listów.
Nękany różnymi chorobami i dolegliwościami, zmarł na rękach swoich współbraci, w dniu 31 lipca 1556 roku. Pozostawił wiele mądrych i głębokich dzieł, zawierających niezwykle cenne pouczenia duchowe. Zachęcał w nich do praktykowania codziennej modlitwy myślnej, wskazywał także na liturgię jako na źródło życia duchowego. Świętego Ignacego z Loyoli kanonizował, w 1623 roku, Papież Grzegorz XV. Jego relikwie spoczywają w rzymskim kościele di Gesu.
A oto fragment historii życia naszego dzisiejszego Patrona, spisanej na podstawie jego własnych opowiadań, przez Ludwika Consalvo:
„Ignacy rozczytywał się w próżnych i zmyślonych dziełach, które opowiadały o niezwykłych czynach sławnych ludzi. Skoro więc poczuł się lepiej, prosił, aby dla zajęcia czasu przyniesiono mu parę takich książek. Ale w tym domu takich właśnie nie było. Podano mu zatem „Życie Jezusa” oraz „Żywoty Świętych”, obydwie w języku ojczystym.
Czytał je często i wkrótce zaczęło go pociągać to, co w nich odnajdywał. Nieraz też podczas czytania biegł myślą do tego, co czytał dawniej, do marzeń, którymi zajmował się uprzednio, i do wielu podobnych spraw, jak się mu kolejno narzucały.
Zarazem i miłosierdzie Boże przychodziło z pomocą, zastępując tamte myśli innymi, pochodzącymi z najnowszego czytania. Kiedy więc czytał o życiu Chrystusa Pana i Świętych, zastanawiał się i pytał samego siebie: A gdybym tak ja zaczął postępować jak Święty Franciszek albo Święty Dominik? Wiele nad tym rozmyślał. Te myśli pozostawały w nim dość długo, a następnie wskutek zaistniałej jakiejś okoliczności zastępowały je próżne marzenia światowe. One także zatrzymywały się na dłuższy czas. Taka zmienność myśli trwała w nim dość długo.
Pomiędzy owymi dwoma rodzajami myśli istniała jednak pewna różnica. Gdy się bowiem zajmował sprawami światowymi, odczuwał wielką przyjemność, kiedy znużony zaprzestawał, przeżywał smutek i pustkę. Kiedy natomiast rozmyślał o naśladowaniu wielkich dzieł pokuty, dokonywanych przez świętych mężów, wtedy odczuwał przyjemność nie tylko rozmyślając, ale także po zaprzestaniu rozmyślania.
Przez pewien czas nie dostrzegał tej różnicy ani nie przywiązywał do niej wagi, aż pewnego dnia otwarły się oczy jego duszy i zaczął się zastanawiać, widząc najwyraźniej, iż jeden rodzaj rozmyślania napawa go smutkiem, drugi radością. Taka była jego pierwsza medytacja o sprawach Bożych.” Tyle z dzieła opisującego życiową drogą Świętego Ignacego.
A my, słuchając Słowa Bożego, przeznaczonego na dzień dzisiejszy w liturgii Kościoła, a także wpatrując się w duchową sylwetkę dzisiejszego Patrona, zapytajmy samych siebie raz jeszcze, jakiego duchowego lub materialnego balastu muszę się pozbyć, aby swobodnie i całym sercem przyjąć największy Skarb i najcenniejszą Perłę – wiary i miłości Jezusa?…
Chciałbym podzielić się dwiema refleksjami na temat dzisiejszej Ewangelii:
№1. Kazanie papieża Grzegorza Wielkiego na Ewangelię (nr 11; Mt. 13:44)
„Królestwo niebieskie, umiłowani bracia, nazywa się podobnymi rzeczami ziemskimi, aby Duch od znanego mu wzniósł się ku nieznanemu, ponieważ przykładem widzialnego musi wznieść się do niewidzialnego, a przez to, czego nauczył się doświadczalnie, jakby ściśnięty, musi rozgrzać się do tego, aby poprzez umiejętność kochania znanego nauczyć się kochać i nieznane. Albowiem oto Królestwo Niebieskie porównuje się do skarbu ukrytego na polu, „który, znajdując, człowiek UKRYŁ, i z radości o nim idzie i sprzedaje wszystko, co ma,i kupuje to pole”. W tym przypadku niezwykłe jest to, że znaleziony skarb jest ukryty dla oszczędności, ponieważ nie zachowuje wystarczająco zazdrości niebiańskiego pragnienia przed złymi duchami, które nie ukrywają go przed pochwałami ludzi. Bo w prawdziwym życiu jesteśmy jakby na drodze, którą kontynuujemy procesję do ojczyzny. A złe duchy, jak niektórzy złodzieje, oblegają naszą drogę. Dlatego chce zostać okradziony, który publicznie zabiera skarb na drogę. Ale nie mówię tego po to, aby bliźni nie widzieli naszych dobrych uczynków, gdy jest napisane: „tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i wychwalali Ojca waszego w niebie”, ale abyśmy nie życzyli sobie pochwał za to, co czynimy. Niech sprawa będzie zorganizowana w taki sposób, aby jego intencja była tajemnicą dla publiczności, abyśmy my i bliźni dawali przykład w dobrym uczynku, a jednak z intencji, którym chcemy zadowolić jedynego Boga, musimy chcieć zachować go w tajemnicy na zawsze. Skarb jest niebiańskim pragnieniem, a pole, na którym ukryty jest skarb, jest nauką o niebiańskim pragnieniu. To pole rzeczywiście, poprzez sprzedaż wszystkiego, nabywa ten, który odrzucając życzenia ciała, odrzuca wszystkie swoje ziemskie pragnienia przez strażnika niebiańskiej nauki, tak że duch nie pochwala niczego, co cieszy ciało; [i] nie boi się niczego, co zabija życie cielesne.”
№2. Moja refleksja.”Święta Helena i relikwie Krzyża”
Co oznacza Krzyż dla chrześcijanina? Piękna ozdoba na szyi? Nie, na szyi jest zewnętrzny znak chrztu. Sam krzyż jest narzędziem naszego zbawienia.
A kiedy jest w ziemi, a nad nim pogańska świątynia Wenus? Wydawałoby się, że kult rozpusty i erotyzmu wygrywa. Ale nie! W 326 roku cesarzowa Helena organizuje wykopaliska i Skarb znaleziony! W pamięci o tym Kościół ustanowił 3 Maja święto Znalezienia Krzyża Świętego (In Inventione Sanctae Crucis). Syn Heleny, cesarz Konstantyn, swoim edyktem w 314 roku zaprzestał prześladowań chrześcijan. Umożliwiło to odkrycie Skarbu, dzięki któremu jesteśmy zbawieni.
Krzyż jest skarbem, czcząc, że nie czcimy drewna, ale Ukrzyżowanego na nim. Krzyż jest skupieniem całej chrześcijańskiej nauki. Sam Bóg obiecuje grzesznym przodkom pojawienie się Żony, Której Syn uderzy węża w głowę. Prorok Izajasz przepowiedział uzdrowienie [grzechu] ranami Zbawiciela. Jan Chrzciciel wyraźnie wskazał ludziom Baranka Bożego.
Poprzez „zabijanie życia”, czyli śmierć Jezusa na krzyżu, otrzymaliśmy skarb-uwolnienie od grzechu pierworodnego.
Krzyż to nie tylko śmierć; ale przede wszystkim Zmartwychwstanie.