Uczmy się Chrystusa!

U

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Dominik Łaski, współdziałający w swoim czasie z naszymi młodzieżowymi Wspólnotami. Życzę Mu, aby zawsze trwał w jedności z Panem. Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, dziś mamy pierwszą niedzielę miesiąca. Podziękujmy Panu naszemu za dzieło zbawienia. Dzisiaj także kalendarz liturgiczny przywołuje postać Świętego Jana Marii Vianneya – wyjątkowego Kapłana, Proboszcza i niezmordowanego Spowiednika. Wspomnienie to mobilizuje nas do modlitwy za Kapłanów i Osoby konsekrowane, a zwłaszcza za Proboszczów. Niech się każdy dzisiaj pomodli za swego Księdza Proboszcza. A może wysłać Mu jakiegoś smsa z dobrym słówkiem?…

Ja dzisiaj zastąpię jednego Proboszcza, Księdza Mariusza Szyszko, w Parafii w Brzezinach, na Mszach Świętych o godzinie 8:00 i o 10:00. Natomiast o 12:00 odprawię Uroczystość Odpustową – już ze Święta Przemieniania Pańskiego – w Parafii w Stężycy. Bardzo dziękuję Księdzu Proboszczowi, Jarosławowi Grzelakowi, za zaproszenie.

A po południu planujemy spotkanie w gronie naszego Rodzeństwa – w domu Ani i Kamila, czyli naszej Siostry i Szwagra. A będzie to po tym, jak Ksiądz Marek dzisiaj, przez całą niedzielę, będzie głosił Boże słowo w naszej rodzinnej Parafii Chrystusa Miłosiernego w Białej Podlaskiej – Diecezjalnym Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Można się łączyć z Księdzem Markiem, posłuchać Jego słówka, wspólnie pomodlić się – dzięki transmisji internetowej na stronie:

https://www.youtube.com/watch?v=wh9Ilvxmlng&ab_channel=ParafiaDSMB

Teraz zaś już zapraszam do wsłuchania się w Boże słowo dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim przesłaniem zwraca się właśnie do mnie – właśnie dzisiaj? Duchu Święty, podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

18 Niedziela zwykła, B,

4 sierpnia 2024., 

do czytań: Wj 16,2–4.12–15; Ef 4,17.20–24; J 6,24–35

CZYTANIE Z KSIĘGI WYJŚCIA:

Na pustyni całe zgromadzenie synów Izraela zaczęło szemrać przeciw Mojżeszowi i przeciw Aaronowi. Synowie Izraela mówili im: „Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i chleb jadali do sytości. Wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę”.

Pan powiedział wówczas do Mojżesza: „Oto ześlę wam chleb z nieba na kształt deszczu. I będzie wychodził lud, i każdego dnia będzie zbierał według potrzeby dziennej. Chcę ich także doświadczyć, czy pójdą za moimi rozkazami, czy też nie”.

Słyszałem szemranie synów Izraela. Powiedz im tak: O zmierzchu będziecie jeść mięso, a rano nasycicie się chlebem. Poznacie wtedy, że Ja, Pan, jestem waszym Bogiem”.

Rzeczywiście, wieczorem przyleciały przepiórki i pokryty obóz, a kiedy nazajutrz rano warstwa rosy uniosła się ku górze, ujrzano, że na pustyni leżało coś drobnego, ziarnistego, niby szron na ziemi. Na widok tego synowie Izraela pytali się wzajemnie: „Manhu?”, to znaczy: „Co to jest”, gdyż nie wiedzieli, co to było.

Wtedy Mojżesz powiedział do nich: „To jest chleb, który Pan wam daje na pokarm”.

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO EFEZJAN:

Bracia: To mówię i zaklinam was w Panu, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie z ich próżnym myśleniem.

Wy zaś nie tak nauczyliście się Chrystusa. Słyszeliście przecież o Nim i zostaliście nauczeni w Nim, zgodnie z prawdą, jaka jest w Jezusie, że co się tyczy poprzedniego sposobu życia, trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek kłamliwych żądz, a odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego, stworzonego na obraz Boga w sprawiedliwości i prawdziwej świętości.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że na brzegu jeziora nie ma Jezusa, a także Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam Go szukali. Gdy zaś Go odnaleźli na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: „Rabbi, kiedy tu przybyłeś?”

Odpowiedział im Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki; ale dlatego, że jedliście chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec”.

Oni zaś rzekli do Niego: „Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?”

Jezus odpowiadając rzekł do nich: „Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał”.

Rzekli do Niego: „Jakiego więc dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli? Cóż zdziałasz? Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: Dał im do jedzenia chleb z nieba”.

Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu”.

Rzekli więc do Niego: „Panie, dawaj nam zawsze tego chleba”.

Odpowiedział im Jezus: „Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie”.

Coś szczególnie odrażającego i obrzydliwego jest w słowach, jakie Izraelici skierowali do Mojżesza i Aarona, o czym słyszeliśmy dzisiaj w pierwszym czytaniu: Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i chleb jadali do sytości. Wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę. A było to poprzedzone szemraniem całego ludu, wymierzonym przeciwko jego duchowym przywódcom. Naprawdę, to wyjątkowo obrzydliwe słowa!

Bo zawierają same kłamstwa! Jedno kłamstwo następuje po drugim, a jedno bardziej bezczelne od drugiego! Jeżeli bowiem Izraelici mówią: Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, to właśnie śmierci – by się tak wyrazić – mieli tam pod dostatkiem. Jedzenia nie mieli w obfitości, a nawet można powiedzieć, że niewiele go mieli – o czym mówią w dalszej części swojej wypowiedzi – ale śmierci mieli, ile tylko dusza zapragnie! Bo pod egipskimi batami ginęli jeden po drugim, w takcie przymusowych prac, jakimi byli codziennie gnębieni.

I oto kiedy Bóg w cudowny sposób wyprowadził ich z Egiptu, aby dać im nowe życie – aby w ogóle dać im życie, ocalając od śmierci, która w egipskiej niewoli wcześniej czy później by ich dopadła – to oni teraz mówią, że woleli tam, w Egipcie umierać… Cóż za bezczelność i niewdzięczność wobec Boga!

Podobnie, jak i w dalszych słowach, z których z zachwytem wspominają jakieś garnki, pełne mięsa i chleb, który rzekomo jadali do sytości. Jeżeli to nie są jakieś zwidy – być może, pojawiające się z powodu głodu, jaki w Egipcie cierpieli – albo jakieś fantazyjne wyobrażenia, biorące się nie wiadomo zupełnie skąd, to są to ewidentne kłamstwa, świadomie i szczególnie bezczelnie rzucane w oczy Mojżeszowi i Aaronowi. A tak naprawdę – samemu Bogu.

Bo – jako rzekliśmy – o żadnej obfitości jedzenia w Egipcie nie było mowy! Co najwyżej, można było mówić o obfitości batów! I o wspomnianej już: obfitości śmierci! To mieli w całej pełni. Kiedy jednak Pan podarował im wolność i naprawdę opiekował się nimi w drodze przez pustynię, oczekując z ich strony jedynie zaufania, iż On naprawdę wie, co robi, dlatego oni mają być tylko posłuszni Jego słowu i iść Jego drogą – oni zaczęli wzdychać do niewoli, do głodu i nędzy, do smutku, a wręcz rozpaczy, w jakiej żyli.

Owszem, w dalszej części czytania słyszymy, że Bóg nie zrobił im awantury za te słowa, ale wprost przeciwnie: dał im pokarm, jednak w sercach czujemy, że tu jest coś nie tak… Nie tak powinno być… Nie w ten sposób… Bo gdyby naprawdę mieli jakieś problemy – tam, na pustyni – i czegoś by im brakowało, to przecież mogli o tym powiedzieć bardzo spokojnie Mojżeszowi i Aaronowi, a i samemu Bogu mogli to przedstawić w modlitwie. Ale spokojnie, pokornie i ze świadomością, że Bóg im już tyle dał i ciągle daje, a nade wszystko: że w tak cudowny i spektakularny sposób wyprowadził ich z niewoli.

I gdyby byli za to wdzięczni i cały czas byli blisko Boga, ufając Mu i szczerze powierzając Mu swój los – czy czegokolwiek by im poskąpił? A tymczasem, oni nie tylko nie wspomnieli o dobrodziejstwach, jakie otrzymali, ale jeszcze wyjątkowo bezczelnie wzdychali do tego złego stanu, w jakim żyli przez czterysta trzydzieści lat, nazywając go stanem dobrym i uważając go za w pełni szczęśliwy!

Cóż to wszystko pokazuje, moi Drodzy? Dokładnie to, że Izraelici nie dojrzeli jeszcze do wolności. Można chyba nawet powiedzieć, że nie zasługiwali na ten wielki dar, jakim jest wolność. I tylko na marginesie – jedno pytanie: Czy my, Polacy, zasługujemy na wolność? Ja osobiście uważam, że nie. Bo robimy z niej koszmarny użytek – jako naród… Ale to temat na inną refleksję, w innym czasie.

Izraelici także nie zasługiwali, skoro tak tęsknili za niewolą, w której tak jęczeli, z której wznosili – bo to też warto przypomnieć – błagalne wołania do Boga o ratunek; z której tak niezwykle i cudownie zostali wyprowadzeni. Okazało się jednak – niestety – że oni w tej niewoli mentalnie pozostali. Swoim sercem, swoim umysłem, swoimi poglądami i przekonaniami – oni pozostali w Egipcie. Swoimi tęsknotami także…

Owszem, fizycznie z niego wyszli, tabory za sobą pociągnęli, zwierzęta swoje zabrali, ostatni wychodzący (mówiąc obrazowo) pogasili światła – i wyszli. Ale serca ich i umysły tam pozostały! Niestety, ponad cztery wieki niewoli swoje zrobiły!

I może właśnie dlatego Święty Paweł – z pewnością, pomny tego wszystkiego, o czym dzisiaj usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu – przestrzega wiernych Efezu, ale i nas wszystkich, w drugim czytaniu: To mówię i zaklinam was w Panu, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie z ich próżnym myśleniem. Wy zaś nie tak nauczyliście się Chrystusa. Słyszeliście przecież o Nim i zostaliście nauczeni w Nim, zgodnie z prawdą, jaka jest w Jezusie, że co się tyczy poprzedniego sposobu życia, trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek kłamliwych żądz, a odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego, stworzonego na obraz Boga w sprawiedliwości i prawdziwej świętości.

Celowo zacytowałem całe drugie czytanie, bo – doprawdy – trudno było cokolwiek wyłączyć. Bo cały przekaz jest jednolity: trzeba zmienić myślenie! Jeżeli się jest chrześcijaninem, jeżeli się za takowego uważa, jeżeli się uważa za ucznia, przyjaciela, naśladowcę, wyznawcę i głosiciela Jezusa Chrystusa, to nie można takowym być tylko na papierze, tylko na zaświadczeniu z kancelarii parafialnej, tylko na zdjęciu, czy tylko w osobistym przekonaniu.

To wszystko nie wystarczy – podobnie, jak i to, na co dzisiaj wielu się powołuje, a więc na różne znajomości z tymi lub owymi księżmi, albo na posiadanie księdza w rodzinie; albo na swoje takie czy inne zasługi dla parafii czy w ogóle dla Kościoła, jak chociażby sponsorowanie różnych kościelnych działań. To wszystko jest ważne i wartościowe, ale nie to tak naprawdę potwierdza naszą przynależność do Chrystusa. A co potwierdza?

A właśnie – myślenie po Chrystusowemu. Czyli nie takie, jakie – jak pisze Paweł – prezentują poganie: próżne, światowe, ograniczone. Do wiernych Efezu Paweł kieruje niezwykle mocne w treści zdanie: Nie tak nauczyliście się Chrystusa! Drodzy moi, to zdanie warto zapamiętać i uczynić główną myślą całej naszej dzisiejszej refleksji, ujmując je chociażby w formę pytania: JAK JA NAUCZYŁEM SIĘ CHRYSTUSA?

A może wcześniej jeszcze: co to znaczy dla mnie: NAUCZYĆ SIĘ CHRYSTUSA? Czy tylko dowiedzieć się, że taki Ktoś był i jest? Czy może dowiedzieć się jak najwięcej o Nim, jako o postaci historycznej i mistycznej? Czy może poznać jak najpełniej Jego nauczanie? Czy dowiedzieć się jak najwięcej o Jego czynach, cudach i znakach, które czynił? Czy rozpoznawać jak najlepiej Jego obecność i działalność w dzisiejszym świecie?

Zapewne, to wszystko – razem wzięte – składa się na to pojęcie: NAUCZYĆ SIĘ CHRYSTUSA. Ale chyba domyślamy się i jakoś odczuwamy, że to za mało… Że to nie wszystko… I Święty Paweł spieszy nam tu z pomocą, bo podpowiada, że faktycznie – to nie wszystko. Bo trzeba jeszcze zmienić swoje własne myślenie, trzeba zmienić sposób dotychczasowego postępowania i dopasować go do nauczania Jezusa, do stylu Jezusa, do sposobu myślenia, mówienia i działania Jezusa! Zmienić sposób myślenia! A to niełatwe… Oj, niełatwe… A nawet – bardzo trudne!

Z pewnością, wiarygodnym sprawdzianem tego, na ile taka zmiana się dokonuje – albo już w jakimś stopniu się dokonała – jest sposób rozumienia i traktowania przez nas obecności Jezusa w Eucharystii. Oto dzisiaj, w Ewangelii, słyszymy fragment szóstego rozdziału Ewangelii Jana, który to rozdział w całości nazywamy Mową eucharystyczną Jezusa. W tej przemowie Jezus po raz pierwszy zapowiada, że chce dać ludziom jakiś niezwykły Pokarm…

Tak o tym dzisiaj mówi: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu. I kiedy rozmówcy odpowiedzieli na te słowa prośbą: Panie, dawaj nam zawsze tego chleba, wówczas odpowiedział im Jezus: „Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie”.

Na pewno, rozmówcy owi nie mieli najmniejszego pojęcia ani o czym Jezus mówi, ani o co oni sami proszą. Powiedzieli tak, bo chwilę wcześniej zostali nakarmieni przez Jezusa doczesnym chlebem, rozmnożonym dla nich. To skłoniło Jezusa nawet do wypowiedzenia dość gorzkiego spostrzeżenia: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki; ale dlatego, że jedliście chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec.

Widzimy zatem, że Jezus cały czas próbuje przekierować myślenie ludzi na te właściwe tory: na te tory duchowe, a oderwać je od spraw czysto ziemskich i tylko doczesnych ludzkich potrzeb. Bo życie człowieka to nie tylko chleb i coś do chleba – nawet, jeżeli jest to chleb, który kiedyś Izraelitom sam Bóg podarował na pustyni. Dzisiaj w Ewangelii słyszymy, że rozmówcy Jezusa powołują się na ten fakt, będąc z niego wręcz dumnymi i szczęśliwymi. A kiedy Bóg dawał im ten chleb, wówczas szemrali i narzekali. Ale to już zupełnie inna historia.

Natomiast Jezus wyraźnie mówi, że nawet tamten chleb – tak cudownie przecież podarowany – to nie jest ten, o którym On mówi. On chce im dać także Chleb z Nieba, ale zupełnie inny. Żeby go jednak móc przyjąć – trzeba zmienić myślenie, zmienić wewnętrzne nastawienie, szeroko otworzyć umysł i serce! Niestety, Izraelici i w Starym Testamencie, i w Nowym Testamencie, czyli za czasów Jezusa i w młodym Kościele – nieraz mieli z tym problem.

A my? A ja – osobiście? Czy fakt, że przystępuję do Komunii Świętej zmienia coś w moim życiu? Czy zmienia moje życie? Czy zmienia moje myślenie i nastawienie do Boga, do świata, do drugiego człowieka – i wreszcie do siebie samego? Czy nie jest tak, że – przepraszam za to stwierdzenie – połykam konsekrowane Hostie, jak świeże bułeczki, a potem wracam do domu i jak obmawiałem dotąd, tak dalej obmawiam; jak kłóciłem się z domownikami i sąsiadami, tak dalej się kłócę; jak marnowałem czas na telefony, smartfony i inne głupoty, zamiast poświęcić go rodzinie, tak dalej marnuję… I jak wiele innych jeszcze niemądrych rzeczy robiłem, tak dalej robię; bez zmiany.

I nawet nie o to chodzi, że musi mi zaraz wszystko idealnie wyjść, bo tak nie będzie. Jesteśmy tylko ludźmi i potykamy się, upadamy, grzeszymy – nasze słabości nie dają nam spokoju. Natomiast ważnym jest to, czy ja się staram coś z moim życiem robić, czy staram się zmieniać moje myślenie – przynajmniej na jednym, konkretnym odcinku – w kierunku myślenia Chrystusowego? Czy da się to odczuć w moim sposobie myślenia? Czy słychać to w moich słowach? Czy widać to w moich czynach – coraz bardziej jednak rozsądnych, przemyślanych i niosących dobro innym? Czy widać to po moich wyborach moralnych, ale także tych politycznych, które są na wskroś wyborami moralnymi?

Niestety, wydaje się ostatnio, że wybory polityczne, jakich dokonują Polacy i poparcie, jakiego udzielają ludziom wprost negującym, albo wręcz atakującym zasady chrześcijańskie – pokazują, że naszą wiarą jest coś mocno nie tak. I że to – znowu przepraszam za to wyrażenie – połykanie Świętych Hostii wcale nie oznacza osobistego spotkania z Jezusem, bo człowiek, który spotyka się i tak głęboko jednoczy z Jezusem nie może potem wybierać lub popierać działań politycznych ludzi, otwarcie zwalczających Chrystusa, Jego Ewangelię i zasady Dekalogu. Tu co totalnie nie gra!

Dlatego, Drodzy moi, musimy sobie odważnie postawić to pytanie: w czym moje postępowanie – i w ogóle: mój styl życia – różni się od stylu osoby niewierzącej? Czy w ogóle czymkolwiek się różni? O to trzeba ciągle pytać!

I podejmować ten z pewnością niemały wysiłek, by swoje myślenie i spojrzenie na wszystkich i wszystko – dopasowywać do stylu Jezusa. Czyli żeby codziennie – od nowa i wytrwale – UCZYĆ SIĘ JEZUSA CHRYSTUSA! Myśmy się już Go w jakimś stopniu nauczyli. W końcu, urodziliśmy się w rodzinach wierzących, od dziecka przyjmujemy Sakramenty, uczestniczymy we Mszy Świętej, tyle lat katechezy za nami, tyle usłyszanych kazań, tyle rozmów na te ważne tematy… Z pewnością, to wszystko ma znaczenie. Ale wciąż jeszcze – w konkretnych sytuacjach – zaskakujemy cały świat i samych siebie takimi słowami, czynami i wyborami, które… no, właśnie…

A chodzi właśnie o to, aby ludzie wokół nas – choćby nawet znikąd indziej nie wiedzieli, że jesteśmy wierzącymi – poznali to po naszych słowach i czynach. I po naszych moralnych wyborach, po naszych decyzjach i poglądach. To właśnie znaczy: NAUCZYĆ SIĘ CHRYSTUSA!

Uczmy się więc…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.