Milcz – i wyjdź!

M

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:

Biskup Grzegorz Suchodolski – od niedawna: Biskup Pomocniczy Diecezji siedleckiej;

Ksiądz Grzegorz Stolarski – Wykładowca na Uniwersytecie w Siedlcach, były Rektor siedleckiego Seminarium;

Ksiądz Grzegorz Bindziuk, z którym miałem przyjemność współpracować kiedyś w Parafii w Trąbkach;

Ksiądz Grzegorz Bielak – Prefekt przy mojej Parafii rodzinnej.

Życzę drogim Solenizantom, aby jak najwięcej wzoru czerpali z postawy swego Patrona.

Rocznicę ślubu natomiast przeżywają dzisiaj Państwo Anna i Tomasz Marczewscy, nasi obecni Gospodarze w Szklarskiej Porębie. Niech Im Pan we wszystkim błogosławi, niech czyni piękniejszym z dnia na dzień przeżywanie małżeńskiej i rodzicielskiej codzienności!

Ze swej strony, Wszystkich dzisiaj świętujących zapewniam o modlitwie.

Drodzy moi, serdecznie pozdrawiam Was z Lublina. Wieczorem planuję odprawić Mszę Świętą w tutejszej Parafii (mojej Parafii) Świętego Jana Kantego, poza tym – chciałbym popracować i pomodlić się. Wam także życzę błogosławionego dnia!

Moi Drodzy, zapraszam już do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem zwraca się dziś właśnie do mnie? Duchu Święty, rozjaśnij umysły i serca!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wtorek 22 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Grzegorza Wielkiego,

Papieża i Doktora Kościoła,

3 września 2024., 

do czytań: 1 Kor 2,10b–16; Łk 4,31–37

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Bracia: Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego. Kto zaś z ludzi zna to, co ludzkie, jeżeli nie duch, który jest w człowieku? Podobnie i tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży. Otóż myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych. A głosimy to nie uczonymi słowami ludzkiej mądrości, lecz pouczeni przez Ducha, wyjaśniając duchowe sprawy tym, którzy są z Ducha.

Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić. Człowiek zaś duchowy rozsądza wszystko, lecz sam przez nikogo nie jest sądzony. Któż więc poznał zamysł Pana, tak by Go mógł pouczać? My właśnie znamy zamysł Chrystusowy.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus udał się do Kafarnaum, miasta w Galilei, i tam nauczał w szabat. Zdumiewali się Jego nauką, gdyż słowo Jezusa było pełne mocy.

A był w synagodze człowiek, który miał w sobie ducha nieczystego. Zaczął on krzyczeć wniebogłosy: „Och, czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić? Wiem, kto jesteś: Święty Boży”.

Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego”. Wtedy zły duch rzucił go na środek i wyszedł z niego nie wyrządzając mu żadnej szkody.

Wprawiło to wszystkich w zdumienie i mówili między sobą: „Cóż to za słowo? Z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodzą”.

I wieść o Nim rozchodziła się wszędzie po okolicy.

O czym nam mówi dzisiejsze pierwsze czytanie? O spotkaniu dwóch duchów: Ducha Bożego i ducha ludzkiego? O spotkaniu – czy o zderzeniu? O konflikcie między nimi?

Niektóre ze zdań, zapisanych w dzisiejszym pierwszym czytaniu, mogłyby na takie właśnie napięcie wskazywać. A choćby to: Otóż myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych. Czy nawet to: A głosimy to nie uczonymi słowami ludzkiej mądrości, lecz pouczeni przez Ducha, wyjaśniając duchowe sprawy tym, którzy są z Ducha.

A już na pewno to: Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić. Człowiek zaś duchowy rozsądza wszystko, lecz sam przez nikogo nie jest sądzony.

Tutaj to już w ogóle mówimy o kimś, kto wręcz pozbawiony jest ducha, bo określenie: człowiek zmysłowy sugerowałoby właśnie kogoś takiego, kto tylko czysto ludzkim potrzebom i sprawom się oddaje, nie mając żadnych większych ani głębszych aspiracji czy refleksji duchowych.

W rzeczywistości, zdajemy sobie sprawę z tego, że żaden człowiek nie jest tak naprawdę pozbawiony ducha, bo każdy z ludzi jest istotą cielesno – duchową i tego nie da się zmienić, chociaż może rzeczywiście niektórzy za dużej wagi do swojej duchowości nie przywiązują. A warto, naprawdę warto przywiązywać jak największą wagę do spraw duchowych, warto kształtować w sobie Bożego ducha – i tu nawet nie myśląc zaraz o Duchu Świętym, jako Osobie Boskiej, bo temu akurat to mamy się podporządkować i z Nim jak najściślej współpracować.

Natomiast ta właśnie współpraca z Duchem Świętym ma prowadzić do kształtowania w nas ducha Bożego, a więc czynienia tego naszego, ludzkiego ducha, jak najbardziej podobnym do Bożego. Czyli – mówiąc już tak bardzo konkretnie – chodzi takie kształtowanie naszego ludzkiego myślenia, aby nie zamykało się ono w ciasnych ludzkich schematach, ale było otwarte na to, co Bóg zaproponuje, wskaże, podpowie…

Abyśmy odrywali nasz umysł od takich czysto ludzkich pragnień, jak chęć posiadania jak najwięcej, chęć znaczenia jak najwięcej, chęć najedzenia się i napicia jak najwięcej, chęć dowiedzenia się jak najwięcej – w tym negatywnym znaczeniu, a więc dowiedzenia się o innych tych rzeczy prywatnych czy osobistych, o których niekoniecznie musimy wiedzieć, a o których tak często lubimy wiedzieć… To są wszystko takie bardzo przyziemne przejawy ludzkiego ducha, czyniące życie człowieka przeciętnym, nudnym, mało ambitnym, mało rozwijającym…

A przecież ludzki duch tak naprawdę wyrywa się ku temu Bożemu – wystarczy mu tylko na to pozwolić. Jeszcze raz przypomnijmy sobie to stwierdzenie Apostoła z dzisiejszego pierwszego czytania, z jego Listu do wiernych Gminy chrześcijańskiej korynckiej: Otóż myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych. A skoro otrzymaliśmy Ducha, który jest z Boga, to po coś Go otrzymaliśmy. Czyż nie po to, aby miał On jak największy wpływ na naszego ducha?

I czy możemy – ot, tak, po prostu – nic sobie nie robić z tego, że jesteśmy wezwani do spraw większych, wyższych, piękniejszych? A tak naprawdę: do spraw największych, najwyższych, najpiękniejszych? Oczywiście, takie kształtowanie naszego ducha na wzór Ducha Świętego i pod Jego kierownictwem wymaga cierpliwości, wytrwałości i systematycznej pracy.

Natomiast pierwszym krokiem w owym kształtowaniu w sobie ducha jak najbardziej Bożego – jest radykalne pozbywanie się zakusów ducha złego! A w tym względzie akurat nie ma miejsca na żadne kompromisy, na żadne przeciąganie, na długie planowanie i budowanie strategii, które potem powoli będą wdrażane. Złego ducha bowiem wyrzuca się tak, jak to dzisiaj uczynił Jezus: MILCZ I WYJDŹ Z NIEGO! I żadnych dyskusji! Żadnego rozmywania tematu i rozmieniania na drobne! Jasno, konkretnie i na temat: MILCZ I WYJDŹ Z NIEGO! A my powiemy: „Milcz, zły duchu, i wyjdź ze mnie!” A wręcz: „Milcz i odejdź ode mnie, bo ja ci nie pozwolę we mnie wejść!”

Drodzy moi, to bardzo ważne, dlatego jeszcze raz to podkreślmy: jednoznacznie, odważnie, radykalnie i bezkompromisowo odsuwamy od siebie diabelskie pokusy do grzechu – w tym momencie, kiedy się pojawiają! Nie później, bo może być już za późno! Zły duch jest bardzo inteligentny – nie zapominajmy o tym! O wiele bardziej inteligentny, niż my, ludzie. Dlatego nie idziemy z nim na ŻADNE KOMPROMISY, bo na pewno przegramy! Nie dajemy palca, bo weźmie rękę!

Nie da się dopuścić do siebie diabelskiej pokusy „tylko trochę”, by w którymś momencie powiedzieć: „Dość, dalej już nie”. To się nie uda. Bo jeśli nawet w tym momencie się uda i zaprzemy się w sobie, by nie brnąć w dany grzech, to zły duch poczeka i uderzy w momencie, w którym będziemy najmniej duchowo zmobilizowani – i dokończy dzieła.

Zatem – ŻADNYCH KOMPROMISÓW ZE ZŁYM DUCHEM! To jest pierwszy warunek do kształtowania w sobie ducha Bożego, do przekształcania swojego ludzkiego, ziemskiego ducha, na jak największe podobieństwo do Ducha Bożego. Najpierw – i za każdym razem – trzeba radykalnie zrywać ze złym duchem, a potem powoli, cierpliwie, systematycznie i wytrwale kształtować w sobie ducha Bożego. Duch Święty na pewno nam w tym pomoże! Obyśmy tylko my sami tego chcieli…

Jeżeli zaś szukalibyśmy wzoru do kształtowania w sobie takiej postawy, to na pewno znajdziemy go w świadectwie świętości, jakie swoim życiem daje nam Patroni dnia dzisiejszego, Papieża Grzegorza Wielkiego.

Urodził się w 540 roku w Rzymie, w rodzinie patrycjuszów. Jego rodzice są kanonizowanymi Świętymi Kościoła. Młodość spędził w domu rodzinnym, piastując w tym czasie różne urzędy cywilne, aż doszedł do stanowiska prefekta – namiestnika Rzymu! Rzym pozostawał wówczas pod władzą cesarstwa wschodniego.

Po czterech latach mądrych i szczęśliwych rządów, w 575 roku niespodziewanie opuścił tak eksponowane stanowisko i wstąpił do zakonu benedyktynów. Własny dom rodzinny zamienił na klasztor dla dwunastu towarzyszy. Ten czyn zaskoczył wszystkich – oto pan Rzymu został ubogim mnichem! Dysponując ogromnym majątkiem, założył jeszcze sześć innych klasztorów w swoich dobrach na Sycylii.

W roku 577, Papież Benedykt I mianował Grzegorza diakonem Kościoła rzymskiego, a w roku 579 Papież Pelagiusz II uczynił go swoim apokryzariuszem, czyli przedstawicielem na dworze cesarza wschodnio – rzymskiego. Grzegorz udał się więc w stroju mnicha wraz z kilkoma towarzyszami do Konstantynopola, gdzie spędził siedem lat. Wykazał tam duże umiejętności dyplomatyczne. A przy okazji nauczył się także języka greckiego.

Doceniając wielką mądrość i roztropność Grzegorza, Papież Pelagiusz II wezwał go z powrotem do Rzymu, by mu pomagał bezpośrednio w zarządzaniu Kościołem i służył radą. Miał jednocześnie Grzegorz pełnić obowiązki osobistego sekretarza Papieża. Od roku 585 był także opatem klasztoru. Jednak, kiedy 7 lutego 590 roku zmarł Pelagiusz II, na jego miejsce lud, senat i kler rzymski jednogłośnie – przez aklamację – wybrali właśnie Grzegorza. Ten w swojej pokorze wymawiał się. Napisał nawet do cesarza i do swoich przyjaciół w Konstantynopolu, by nie zatwierdzano jego wyboru. Stało się jednak inaczej.

3 października 590 roku odbyła się jego konsekracja na biskupa. Przedtem przyjął święcenia kapłańskie. Ale oto w tymże samym 590 roku nawiedziła Rzym jedna z najcięższych w historii tegoż miasta zaraza. Grzegorz zarządził procesję pokutną dla odwrócenia klęski. Wyznaczył siedem kościołów, w których miały gromadzić się na modlitwie poszczególne stany. Z tych kościołów wyruszyły procesje do Bazyliki Matki Bożej Większej, gdzie Papież – elekt wygłosił wielkie przemówienie o modlitwie i pokucie.

Podczas procesji, nad mauzoleum Hadriana Grzegorz zobaczył anioła chowającego wyciągnięty, skrwawiony miecz. Wizję tę zrozumiano jako koniec plagi. Została ona utrwalona: do dnia dzisiejszego nad tym mauzoleum Hadriana, zwanym Zamkiem Świętego Anioła, dominuje ogromny posąg anioła ze wzniesionym mieczem.

Pontyfikat Grzegorza trwał piętnaście lat. Zaraz na początku swoich rządów nadał sobie pokorny tytuł, który równocześnie miał być programem jego pontyfikatu: servus servorum Dei” – „sługa sług Bożych”. Do ówczesnych patriarchów Konstantynopola, Antiochii, Jerozolimy i Aleksandrii skierował wysłanników z zawiadomieniem o swoim wyborze w słowach pełnych pokory i przyjaźni, czym pozyskał sobie ich miłość.

Jako dobry Pasterz Kościoła, codziennie głosił słowo Boże. Usunął z kurii papieskiej niegodnych urzędników, a z diecezji i parafii – niegodnych biskupów i proboszczów. Otaczał opieką ubogich. Wielką troską otoczył rzymskie kościoły i diecezje Włoch. Dla lepszej kontroli i orientacji wyznaczył wśród biskupów osobnego wizytatora. Był stanowczy wobec nadużyć.

Pozyskał dla Kościoła królową Longobardów, nie dopuścił do oddzielenia się od Rzymu biskupów z północnej Afryki, nawiązał także łączność dyplomatyczną z władcami Galii. Do Anglii wysłał benedyktyna, Świętego Augustyna, wraz z czterdziestoma towarzyszami. Misja ta zakończyła się sukcesem: w samą uroczystość Zesłania Ducha Świętego roku 597 tamtejszy król przyjął Chrzest.

O wiele gorzej układały się stosunki Rzymu z Konstantynopolem. Chociaż Papież utrzymywał z cesarstwem jak najlepsze relacje, patriarchowie uważali się za równorzędnych papieżom, a nawet za wyższych od nich właśnie dlatego, że byli biskupami w stolicy cesarzy. W tym właśnie czasie patriarcha Konstantynopola nadał sobie nawet tytuł „ekumenicznego”, czyli powszechnego. Przeciwko temu Grzegorz zaprotestował i nigdy tego tytułu nie uznał, uważając, że należy się on wyłącznie biskupom rzymskim.

Nie mniej owocną działalność rozwinął Papież Grzegorz na polu administracji kościelnej: uzdrowił finanse papieskie, zagospodarował majątki, które służyły na utrzymanie dworu papieskiego. W równym stopniu zasłużył się na polu liturgii, wprowadzając istotne reformy, czego wyrazem – między innymi – jest piękny i dostojny śpiew gregoriański. Nadto, ujednolicił i upowszechnił obrządek rzymski. Dotąd bowiem każdy kraj, a nawet diecezja, miały swój ryt, co wprowadzało wiele zamieszania.

Od pontyfikatu Grzegorza pochodzi zwyczaj odprawiania trzydziestu Mszy Świętych za zmarłych, zwanych „gregoriańskimi”. Kiedy bowiem Papież był jeszcze opatem benedyktynów w Rzymie, zmarł pewien mnich, przy którym znaleziono pieniądze. W owych czasach było to uważane za wielkie przestępstwo w zakonie. Grzegorz nakazał dla przestrogi innych pogrzebać ciało owego zakonnika poza klasztorem, w miejscu niepoświęconym. Pełen jednak troski o jego duszę, nakazał odprawić trzydzieści Mszy Świętych dzień po dniu. Kiedy została odprawiona ostatnia z nich, zakonnik ów miał się pokazać opatowi i podziękować mu, oświadczając, że te Msze Święte skróciły mu znacznie czas czyśćca. Odtąd przyjął się zwyczaj odprawiania w intencji zmarłych tak zwanych „gregorianek”.

Przy bardzo licznych i absorbujących zajęciach publicznych, Grzegorz także pisał. Zostawił po sobie bogatą spuściznę literacką, obejmującą – poza innymi dziełami – osiemset pięćdziesiąt homilii i listów. Po bardzo pracowitym życiu, Papież Grzegorz zmarł 12 marca 604 roku. Średniowiecze przyznało mu przydomek Wielki. Należy do czterech wielkich Doktorów Kościoła Zachodniego.

A oto jak w jednej z homilii mówił o swojej własnej papieskiej posłudze: „Jakże surowo brzmią dla mnie słowa, które wypowiadam. Takim mówieniem siebie samego ranię, albowiem nie głoszę, jak należy, ani też – choć głoszę, jak umiem – życie nie idzie za słowami. Nie przeczę – winien jestem. Widzę moją ospałość i niedbalstwo. Może przyznanie się do winy wyjedna mi u miłosiernego Sędziego przebaczenie.

Niewątpliwie, kiedy byłem w klasztorze, umiałem powściągnąć język od niepotrzebnych słów i niemal bezustannie trwałem na modlitwie. Ale później, odkąd wziąłem na siebie brzemię troski pasterskiej, rozrywany różnymi sprawami, nie potrafię skupić się należycie. Muszę oto zajmować się sprawami Kościołów, to znów klasztorów, nierzadko obowiązany jestem oceniać życie i czyny poszczególnych osób, czasem podejmować się zadań publicznych, kiedy indziej cierpieć z powodu krwawych najazdów barbarzyńców bądź też obawiać się wilków zagrażających powierzonej mi owczarni. Trzeba mi też troszczyć się, aby nie zabrakło odpowiedniej pomocy tym, którzy związani są regułą monastyczną, to znowu znosić cierpliwie różnych rabusiów, czy wreszcie przeciwstawić się pamiętając przy tym, by nie uchybić miłości.

Kiedy więc umysł rozrywany i rozpraszany jest tak licznymi i ważnymi sprawami, jakże potrafi wejść w siebie, aby całkowicie skupić się na przepowiadaniu i nie zaniedbywać posługi słowa? Ponieważ na skutek sprawowania urzędu zmuszony jestem spotykać się z ludźmi światowymi, bywa, że rozluźniam niekiedy dyscyplinę języka.

Jeśli bowiem pilnie czuwam nad sobą, stwierdzam, że słabi unikają mnie – a zatem nigdy nie pociągnę ich, dokąd chciałbym. Zdarza się więc, że często słucham cierpliwie niepotrzebnych słów. Ponieważ zaś sam jestem niedoskonały, dlatego wciągany stopniowo w niepotrzebne rozmowy, zaczynam prowadzić je chętnie, mimo iż początkowo słuchałem z przykrością.

Tak więc w miejscu, gdzie wzdrygałem się upaść, trwam z przyjemnością! A zatem, jakiż ze mnie stróż, skoro nie stoję na szczycie obowiązku, ale leżę w dolinie słabości. Mocen jest jednak Stwórca i Odkupiciel rodzaju ludzkiego udzielić mnie niegodnemu zarówno prawości życia, jak skuteczności słowa, bo z miłości ku Niemu całkowicie poświęcam się głoszeniu Jego Słowa.” Tyle z homilii dzisiejszego Patrona.

Wpatrzeni w tę jego postawę oraz zasłuchani w dzisiejsze Boże słowo, zapytajmy samych siebie raz jeszcze o radykalizm w usuwaniu pokus ducha złego oraz o cierpliwość i wytrwałość w codziennym kształtowaniu w sobie ducha Bożego…

2 komentarze

  • Dziś imieniny znanego mi księdza Grzegorza Zwolińskiego. To polak, absolwent seminarium duchownego w Sandomierzu. Posługuje w Kirowie (Rosja) w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa.
    Założył ośrodek pomocy kobietom w ciąży isamotnym kobietom, które mają już dzieci w każdym wieku.„Betlejem w Wiatce”. Kobieta może pozostać w ośrodku od dowolnego momentu ciąży do drugich urodzin dziecka. Samotne matki niebędące w ciąży mogą pozostać w ośrodku do czasu rozwiązania trudnej sytuacji. Wiatka to przedrewolucyjna nazwa miasta Kirów.
    W ciągu 15 lat (2009-1024) istnienia Centrum udzielono pomocy 149 kobietom (w tym 50 w stanie błogosławionym) i 228 dzieciom. Urodziło się 45 dzieci (niestety, czworo dzieci urodziło się martwych; jedna z osób dowiedziawszy się, że dziecko urodzi się z zespołem Downa, uległa namowom lekarzy i dokonała aborcji).
    Aby otrzymać pomoc, nie trzeba być członkiem Kościoła Katolickiego. Jest ona dostępna niezależnie od narodowości i przekonań religijnych matek i dzieci.
    Dwie z kobiet, które zgłosiły się do ośrodka, były muzułmankami, jedna była niewierząca; pozostałe były prawosławnymi chrześcijankami.
    Również ksiądz Grzegorz walczy o zwrot budynku kościoła społeczności katolickiej. Obecnie jest to sala organowa. W przeszłości administracja sali zezwalała na odprawianie w niej mszy kilka razy w roku za pieniądze (2000 rubli, tj. 85,9 zł); kilka lat temu zmieniono statut sali organowej, zakazując odprawiania w jej murach ceremonii religijnych.
    Nabożeństwa odbywają się w domu parafialnym, w którym mieszka ksiądz.

    Inny ksiądz, którego znam, obchodzi dziś urodziny. Ks. Nikita jest ze Zgromadzenia Kanoników Regularnych Pana Jezusa (CJD). Posługuje we Władywostoku (Rosja), w parafii Najświętszej Maryi Panny. Jest kierownikiem duchowym wydawnictwa “Joseph’s dreams” i autor kanału YouTube « Ksiądz z Władywostoku» («Отец из Владивостока»).
    Ksiądz Nikita jest rosjaninem. Urodzony w Rostowie-nad-Donem, absolwent wydziału teologicznego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
    15 września ksiądz Nikita będzie obchodził swoje imieniny (nosi imię po męczenniku Nikicie Gocie ; +372)

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.