Burzyć – by budować!

B

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Drodzy moi, wracam już tu, na nasze forum, po zakończonych wczoraj osobistych, dorocznych Rekolekcjach kapłańskich, przeżywanych pod okiem Matki Bożej, w Kodniu. I od razu wspomnę Tych, którzy w tym minionym tygodniu przeżywali ważne dla siebie dni.

I tak oto, w poniedziałek, 9 września, urodziny przeżywała nasza Mama, Danuta Jaśkowska – o czym wspomniałem w niedzielę, a i Ksiądz Marek wspomniał w swoim rozważaniu. Dziękując za Jej wielką dobroć i miłość, jaką okazuje nam każdego dnia i za to, że wraz z Tatą tworzą atmosferę rodzinnego Domu, do którego możemy zawsze wracać i czuć się jak u siebie, życzymy naszej Mamie, aby zawsze była tak pogodna duchem, otwarta i konkretna, jaką my Ją znamy i zna Ją wiele Osób z naszego otoczenia. Życzymy pełni sił duchowych i fizycznych! Wspieramy modlitwą – nie tylko dzisiaj!

kolei, we wtorek, 10 września, imieniny przeżywał Łukasz Lisiewicz, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach.

A urodziny tego dnia przeżywał Ksiądz Sławomir Zaczek, w swoim czasie: Proboszcz Parafii Radomyśl, gdzie pomagałem duszpastersko przez jakiś czas. A wcześniej był Wikariuszem w naszej rodzinnej Parafii.

W środę, 11 września, imieniny przeżywał Ksiądz Jacek Lusztyk, który jako Wikariusz Parafii Ducha Świętego w Siedlcach chętnie zastępował mnie na Mszach Świętych w Duszpasterstwie Akademickim, kiedy mieściło się ono jeszcze w Ośrodku przy ulicy Brzeskiej, skąd jakiś czas temu zostaliśmy wyrzuceni. Dziękuję Jackowi za tę stałą gotowość – i życzę ogromu Bożych łask i sił wewnętrznych i fizycznych, tak bardzo potrzebnych, z powodu poruszania się za pomocą protezy, zastępującej amputowaną nogę.

Natomiast w czwartek, 12 września, urodziny przeżywały:

Aneta Majewska – należąca w swoim czasie do KSM w mojej pierwszej Parafii;

Barbara Kryczka – zaangażowana w swoim czasie w działalność młodzieżowych Wspólnot.

Wczoraj zaś, w sobotę, 14 września, urodziny przeżywał Grzegorz Matysiak, Kościelny – jak Go zawsze nazywałem: Dyrektor – w Parafii w Miastkowie Kościelnym.

A rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywali Monika i Dariusz Kondejowie, Rodzice Janka, Autora poniedziałkowych rozważań na naszym blogu i pierwszego Wicelidera Wspólnoty SPE SALVI. Dziękując za świadectwo pięknego przeżywania małżeńskiej więzi i miłości, życzę, aby w Krzyżu Chrystusa – skoro w Święto jego podwyższenia związali się na całe życie – widzieli dla siebie największą nadzieję, moc i wsparcie!

Wszystkich Świętujących w tym tygodniu – właśnie w tym minionym tygodniu – otaczałem modlitwą, przed Obliczem Pani Kodeńskiej, a i dzisiaj także będę się za Nich modlił! Niech Im Pan obficie błogosławi!

I niech błogosławi Księdzu Markowi oraz całej Ekipie syberyjskiej za troskę o nasze Gospodarstwo, czyli za codzienne rozważania na tym blogu, za słówko pisane i mówione, które codziennie otrzymywaliśmy. I za informacje, co tam u Nich! Szczególnie dziękuję za to, że Ksiądz Marek codziennie przypominał o modlitwie w intencji moich Rekolekcji. To dla mnie naprawdę bardzo ważne! Dziękując za to – i za kolejne, głębokie i mądre rozważania – modliłem się w Kodniu o Bożą opiekę nad Nim samym i Jego Gospodarstwem duchowym tam, na dalekiej Syberii. Niech nasz Pan błogosławi nowemu – pierwszemu – Biskupowi Pomocniczemu Diecezji Nowosybirskiej oraz Siostrze Ani, czyli Cioci Ani!

I w tym momencie najserdeczniej, jak tylko potrafię, dziękuję Wszystkim, którzy wspierali mnie modlitwą! Którzy choćby jedno „Zdrowaś Maryjo” odmówili w intencji tego czasu. Jak wspomniałem, to dla mnie bardzo ważne, bo i ten czas był dla mnie bardzo ważny i bardzo wyjątkowy… Mogę dziś powiedzieć, że obfitował naprawdę w dobre refleksje. Chyba już dawno nie miałem takich rekolekcji…

Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale pewne myśli, które pojawiły się już drugiego dnia, w trakcie długiej adoracji w Bazylice Kodeńskiej – przed Jezusem, utajonym w Najświętszym Sakramencie, oraz przed Obliczem Matki Bożej Kodeńskiej – były dla mnie dużym zaskoczeniem. Tak się składa, że już we wtorek wieczorem byłem w stanie określić postanowienie końcowe z tych Rekolekcji! To mi się nigdy wcześniej nie zdarzyło.

Przyszło ono „samo” w trakcie tej adoracji i kiedy wróciłem do pokoju i zacząłem to sobie spisywać, jak to zwykle czynię – na każdych Rekolekcjach spisuję sobie taką „Kartę pracy duchowej”, którą na koniec podpisuję, a na której jest też postanowienie – to niemalże „samo” mi się to napisało w przeciągu pół godziny! Gdzie w niektórych latach jeszcze do samego wyjazdu nanosiłem poprawki i nie byłem pewien, czy dobrze postanowiłem, czy nie. A tu tak – od razu!

W środę miałem długą i głęboką rozmowę, połączoną ze Spowiedzią generalną za ostatni rok, z moim Kierownikiem duchowym, Ojcem Janem Klubkiem, Oblatem, prawdziwym Mistrzem życia duchowego, naprawdę świętym Człowiekiem! I On potwierdził kierunek moich refleksji, a nawet wyraził duże zadowolenie, że właśnie w tę stronę poszła myśl. Jestem pewien, że to właśnie Wasza modlitwa pomogła mi w tym wszystkim. Raz jeszcze dziękuję! I Ojcu Janowi dziękuję za wytrwałe i cierpliwe prowadzenie tak niełatwego podopiecznego, jak ja…

A co do owoców – to przyjdzie na nie poczekać. Natomiast charakter i kierunek moich przemyśleń i postanowień, które zapewne niedługo zamienią się w konkretne życiowe decyzje, zasygnalizowałem w dzisiejszym rozważaniu. Oczywiście – bez osobistych odniesień. Chodzi tylko o główny kierunek refleksji.

W ramach różnych rozważań, jakie podejmowałem w tym czasie, natrafiłem – nieco przypadkiem, chociaż przypadki podobno są tylko w gramatyce – na ten oto artykuł:

https://pch24.pl/tomasz-rowinski-koncerty-zamiast-nieszporow/

Chciałbym jak zawsze zapytać Was, co Wy na to? Ale domyślam się, że – znowu: jak zawsze – nie będzie żadnej reakcji… Albo odezwą się dwie lub trzy Osoby, na które zawsze można liczyć… Ksiądz Marek też prosił o komentarze – i też bezskutecznie… Ja prosiłem moją Wspólnotę – i też bezskutecznie… Dlatego jedną z refleksji rekolekcyjnych, która w najbliższym czasie zmieni się w decyzję, jest ta, dotycząca tego bloga.

Drodzy moi, jeszcze jedna, bardzo ważna dla mnie sprawa: najserdeczniej, jak tylko potrafię, dziękuję Ekipie młodzieżowej za przeprowadzenia audycji w Katolickim Radiu Podlasie, w ostatni piątek. Szczególnie gorąco dziękuję Szymonowi Sali, drugiemu Wiceliderowi Wspólnoty SPE SALVI, za jej poprowadzenie w moim zastępstwie. Poprosiłem Szymona o to jeszcze w czasie naszego wspólnego pobytu w Rzymie, wiedząc doskonale, że wysyłam Go na głębokie wody. Ale też wiedziałem, że jest to Człowiek tak mądry i wszechstronny, że temu podoła, a ponadto – a może: przede wszystkim – jest na tyle odważny i o dużej osobistej klasie, że nie boi się takich wyzwań!

Dziękuję Szymonowi – i liczę, że to początek naszej dalszej współpracy na tym odcinku! Bo uważam, że początek był bardzo dobry! Zresztą, oceńcie to sami… Jeżeli ktoś w piątek słuchał, to wie, o czym mówię. A jeśli ktoś nie słuchał, to zapraszam:

https://archiwum.radiopodlasie.pl/NEW/2024/09/13/wakacje-czas-odpoczynku-fizycznego-czy-duchowego/

Raz jeszcze dziękuję Szymonowi i całej Ekipie!

A ja dzisiaj, w ciągu dnia, pomagam duszpastersko w Parafii w Poizdowie, zaś o 17:00 planuję odprawić Mszę Świętą gregoriańską w mojej rodzinnej Parafii, w Białej Podlaskiej. Bo to właśnie stąd ta gregorianka. A potem – kurs do Lublina. Albo do Siedlec. Zobaczymy, jak się wszystko ułoży…

Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dzisiaj mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym, osobistym przesłaniem, zwraca się właśnie do mnie? Duchu Święty, bądź światłem i natchnieniem!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

24 Niedziela zwykła, B,

15 września 2024., 

do czytań: Iz 50,5–9a; Jk 2,14–18; Mk 8,27–35

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:

Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem.

Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. Blisko jest Ten, który mnie uniewinni. Kto się odważy toczyć spór ze mną? Wystąpmy razem! Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do mnie! Oto Pan Bóg mnie wspomaga! Któż mnie potępi?

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO JAKUBA APOSTOŁA:

Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: „Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta”, a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała, to na co się to przyda?

Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. Ale może ktoś powiedzieć: „Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki”. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków. Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz, lecz także i złe duchy wierzą i drżą.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: „Za kogo uważają Mnie ludzie?”

Oni Mu odpowiedzieli: „Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków”.

On ich zapytał: „A wy za kogo Mnie uważacie?”

Odpowiedział Mu Piotr: „Ty jesteś Mesjaszem”. Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili.

I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa.

Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: „Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym co ludzkie”.

Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je: a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa”.

Zastanawiającym jest, dlaczego Jezus dzisiaj postawił swoim uczniom to właśnie pytanie: Za kogo uważają Mnie ludzie? Od pewnego już czasu prowadził swoją publiczną działalność, nauczając o królestwie Bożym i dokonując wielu znaków, a tu nagle – by nie powiedzieć: ni stąd, ni zowąd – pytanie niejako sprawdzające, za kogo tak naprawdę uważają Go ludzie. Bo On dokonuje tak wielu rzeczy, które z pewnością poruszają serca, ale – no, właśnie! – co ludzie myślą o Nim samym? Że niby kto tych wszystkich znaków dokonuje, kto głosi te mocne nauki, których wszyscy słuchają?

Oczywiście, Jezus Chrystus – to wiadomo. Ale kim On tak naprawdę jest – w odbiorze ludzi? Jak się okazało, jest i Janem Chrzcicielem, i Eliaszem, i którymś z Proroków… Zwłaszcza, jeżeli przypomnimy sobie o tym mocnym przekonaniu, powszechnie panującym wówczas wśród Żydów, że przed końcem czasów Eliasz ponownie przyjdzie na świat i przygotuje go na ostateczne rozstrzygnięcie. Pamiętamy, że sam Jezus, mówiąc o Janie Chrzcicielu, powołał się na to przekonanie, wskazując właśnie na Jana Chrzciciela, który niejako kontynuował misję Eliasza.

Skoro zatem tak, to – w świadomości niektórych – może to właśnie Jezus jest tym oczekiwanym Eliaszem?… Jezus – jak słyszymy – nie skomentował tego, co usłyszał, tylko zadał jeszcze jedno pytanie. Jak się wydaje, było to pytanie kluczowe, ale też można się pokusić o stwierdzenie, że to pytanie było swoistym komentarzem do poprzednich odpowiedzi. Bo Jezus zapytał swoich uczniów: A wy – za kogo mnie uważacie?

Tak, to pytanie było komentarzem do poprzednich odpowiedzi w tym sensie, że w obliczu ich mnogości i różnorodności uczniowie musieli się jasno opowiedzieć i zdecydować, albo którą z tych odpowiedzi wybierają i podpisują się pod nią, albo jakiej sami udzielają – niezależnie od tamtych. Zatem, czy na tę kluczową kwestię mają jakąś swoją własną odpowiedź, jakieś swoje własne przekonanie, czy pójdą za opinią ogółu?… Ale – jeśli tak – to za którą opinią, skoro jest ich tak wiele?…

Okazało się jednak, że problemu w ogóle nie było, bo Piotr – jak w kilku jeszcze podobnych sytuacjach – odpowiedział za wszystkich. I to odpowiedział celnie! W Ewangelii Marka nie słyszymy pochwały za to ze strony Jezusa, wiemy jednak, że docenił On trafność wypowiedzi swego ucznia. U Marka natomiast słyszymy, że Jezus nie zatrzym się na odpowiedzi Piotra, ale natychmiast ją doprecyzował, mówiąc, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. I Ewangelista dodaje: A mówił zupełnie otwarcie te słowa.

Wcześniej zaś Ewangelista poinformował nas, że Jezus zabronił – i to surowo – rozpowiadać ludziom tę skądinąd prawdziwą informację, że On jest Mesjaszem. Widzimy zatem, jak bardzo zależało Mu na tym, aby ludzie poznali Go i odbierali Go, i przyjmowali Go – takim, jakim jest naprawdę, a nie takim, jakim Go sobie wyobrażali. Czyli – aby nie na zasadzie taniej sensacji i podchwytywania zasłyszanych wieści, ale głęboko w sercu dochodzili i powoli odkrywali, że Jezus jest Mesjaszem.

I stąd dzisiaj to pytanie, postanowione Apostołom – za kogo oni Go w tym momencie uważają. Bo ludzie mogą sobie jeszcze myśleć tak, czy tak. Ale Apostołowie byli z Nim bardzo blisko, byli na co dzień, słyszeli i widzieli wszystko, co czynił i czego nauczał, dlatego akurat oni nie mogli się mylić w tej fundamentalnej kwestii, czyli w odpowiedzi na pytanie, kogo w ogóle słuchają i za kim w ogóle podążają?… Stąd to swoiste Jezusowe: „Sprawdzam!”

Być może, nie tylko ten jeden raz postawione, bo może co jakiś czas Jezus sprawdzał stan świadomości i wiary swoich najbliższych. Ewangeliści natomiast opisali nam ten jeden moment – i wcale nie ukrywali, że ten sam Piotr, który udzielił tak trafnej odpowiedzi na samo pytanie, za kogo oni uważają Jezusa, zaraz potem zupełnie się pogubił, kiedy Jezus doprecyzował, na czym polega Jego misja i jak ma przebiegać. I jak ma się na tej ziemi zakończyć. Tego Piotr już nie był w stanie przyjąć.

I dlatego dwa tak różne jego stanowiska w całej sprawie: najpierw bardzo trafna odpowiedź, która wręcz zachwyciła Jezusa (chociaż dzisiaj o tym nie słyszymy, ale wiemy, że tak było), a zaraz potem takie bardzo ludzkie, ciasne i lękliwe myślenie, które zmusiło Jezusa do udzielenia Piotrowi aż tak ostrej reprymendy: Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym co ludzkie.

Warto zwrócić uwagę, że te mocne słowa Jezus wypowiedział do Piotra, ale – na co wskazuje Ewangelista – wyrzekł je patrząc na swych uczniów. To jest bardzo ciekawy szczegół, który warto zauważyć. Bo pokazuje, że Jezus nie tylko Piotra ostrzega przed owym ciasnym i schematycznym myśleniem, ale wszystkich swoich Apostołów i uczniów, a na pewno także i nas wszystkich! Czyli, chociaż „dostało się” Piotrowi, to jednak nikt z nas nie może się cieszyć, że jest od niego lepszy, bo Piotr po prostu wyraził to, co na pewno w tej chwili myślało wielu tam obecnych, a o czym Jezus z pewnością wiedział.

Dlatego doceniając to, że udzielając pierwszej, tak trafnej odpowiedzi, Piotr musiał pójść za głosem Boga, który rozległ się w jego sercu i dlatego tak trafnie odpowiedział – jednocześnie Jezus przestrzegł go, że bardzo łatwo i bardzo szybko można ulec pokusie ziemskiego, ciasnego i schematycznego myślenia. Wystarczy chwila nieuwagi, chwila skoncentrowania na sobie i już w człowieku odzywa się to jego własne przekonanie o wszystkim i własna teoria na temat Boga, świata, ludzi wokół – i samego siebie.

Tymczasem, chcąc prawidłowo określić, kim jest tak naprawdę Jezus Chrystus – trzeba pójść za głosem Bożym. Bo inaczej – jak to dzisiaj słyszymy – stworzymy sobie własny, prywatny, dopasowany do własnego widzimisię obraz Zbawiciela. Obraz – rzecz jasna – nieprawdziwy. Bo i dla nas, w ten sposób, Jezus będzie tylko «jednym z proroków», czyli jednym z wielu głosicieli jakichś tam wydumanych teorii – jednym z samozwańczych mędrców, których także obecnie mamy prawdziwe zatrzęsienie – albo będzie dla nas jednym z celebrytów medialnych lub estradowych, których też mamy wokół tylu, że strach już lodówkę otwierać…

Nie! Jezus nie jest nikim takim! On jest Mesjaszem, Synem Boga żywego, Bogiem Wcielonym – naszym Zbawicielem! I warto co jakiś czas samemu sobie postawić pytanie, czy ja aby na pewno w takiego Jezusa wierzę? Czy ja jeszcze w takiego Jezusa wierzę, czy już mi taki Jego obraz nie pasuje do obecnych czasów, albo jeszcze do czegoś tam…

jak poznać, że moja odpowiedź jest tą właściwą, czyli taką, na jaką najbardziej liczy Jezus – czyli, po prostu, prawdziwą? Kryterium wskazuje dzisiaj sam Jezus w Ewangelii, gdy mówi: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je: a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa.

I po tej samej linii idzie Jakub Apostoł, który w drugim czytaniu, we fragmencie swego Listu, naucza: Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? […] Wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. […] Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz, lecz także i złe duchy wierzą i drżą. To jeśli idzie o taką naszą „zwyczajną” codzienność, w której odpowiedzi na pytanie, za kogo uważamy Jezusa, udzielamy poprzez swoje konkretne uczynki, a nie tylko przez piękne słowa i zapewnienia.

Jednak pierwsze czytanie uświadamia nam, że tej odpowiedzi można udzielić także i taki sposób: Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem.

To jest chyba najbardziej bezpośrednie przełożenie na konkrety słów Jezusa z Ewangelii dzisiejszej o braniu swego krzyża: świadectwo cierpienia! Oczywiście, Pan nie zostawia samymi tych, którzy się na takie świadectwo odważą, dlatego Prorok z wielką nadzieją, a wręcz przekonaniem stwierdza: Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. Blisko jest Ten, który mnie uniewinni. Kto się odważy toczyć spór ze mną? Wystąpmy razem! Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do mnie! Oto Pan Bóg mnie wspomaga! Któż mnie potępi?

Jaka pewność bije z tych słów! Jakbyśmy w ogóle nie słyszeli chwilę wcześniej o biciu, o zniewagach, a opluwaniu… Tak, to wszystko było, ale sam Jezus bierze ostatecznie w obronę i czyni zwycięzcami tych, którzy nie boją się wziąć na barki krzyża swego życia, krzyża swego losu – jaki on by nie był – i pójść za Nim.

I kiedy to wszystko razem sobie zbierzemy, to dopiero otrzymamy prawdziwy obraz Jezusa Chrystusa. Czy to jest na pewno także mój obraz Jezusa Chrystusa – ten prawdziwy? Czy może przez tyle lat praktykowania wiary i bycia w Kościele, ale jednocześnie obracania się w tym świecie, słuchania wielu różnych wydumanych teorii, głoszonych przez mędrców tego świata – ekspertów „od wszystkiego”, a najbardziej oczywiście znających się na sprawach wiary i Kościoła, i mających tysiąc rad na jego uzdrowienie – mam już mocno zniekształcony ów obraz?

Z pewnością, w tym zniekształcaniu mają swój udział – przykro to powiedzieć – niektórzy duchowni, wygadujący jakieś dyrdymały na przeróżnych portalach internetowych, prawdziwe „gwiazdy w koloratkach” – tylko szkoda, że gwiazdy świecące własnym blaskiem, a nie niosące wiernym światło Chrystusa…

I może właśnie słuchając tego wszystkiego i tych wszystkich, sam już stworzyłem sobie własny obraz Jezusa Chrystusa, własną teorię na Kościół i na wiarę, i na zasady ewangeliczne – wybierając, które nadają się do zachowywania, a które są już przestarzałe; które można zaakceptować, a które należy kategorycznie odrzucić; a które ewentualnie da się jeszcze jakoś „od biedy” dopasować do wymogów czasu i wytycznych tak zwanej unii europejskiej (pisanej przeze mnie konsekwentnie małymi literami) – i w taki obraz Jezusa się wpatruję, i w takiego Jezusa wierzę

Jeśli tak właśnie jest, to niech Jezus z całą mocą, głośno i wyraźnie powie do mnie – tak, właśnie do mnie, osobiście i konkretnie: Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym co ludzkie. Nie dlatego, by mnie uważał za szatana, ale dlatego, żeby mnie wybudzić ze stanu odrętwienia i ogłupienia. A może też – żeby mi pomóc otrząsnąć się z tych wszystkich naleciałości, a może wręcz zburzyć te wszystkie nadbudowy, te wieże pychy i własnego przekonania o wszystkim; te mury, którymi obudowałem swoje serce, aby zachwycać się samym sobą i swoimi pomysłami na życie.

Panie, potrząśnij tym wszystkim i pomóż to zburzyć! Do gruzów! Do fundamentów! Aby na tym zacząć budować od nowa, ale już zupełnie inaczej. Takie działanie z pewnością nie jest – nawet od takiej czysto ludzkiej strony patrząc – niczym nadzwyczajnym. Czyż bowiem nie jest prawdą, że zamiast remontować jakiś stary budynek – zagrzybiony, zapuszczony, brudny i pełen stęchlizny – lepiej jest (i taniej) postawić nowy, od podstaw? Czyż specjaliści z tej dziedziny tak nam nie doradzą?

Dlatego i w moim życiu może przyszedł czas na totalne burzenie, a więc – tak konkretnie – na wyłączenie telewizora, a przynajmniej niektórych, może nawet większości programów; na ograniczenie do absolutnego minimum i do precyzyjnie wybranych wiadomości o świecie i ze świata; na wykasowanie dostępu do pewnych (może nawet większości) pustych i głupich portali internetowych; na radykalne ograniczenie czasu wpatrywania się w ekran komórki lub smartfona, lub wszystkich innych, tego typu gadżetów; na rezygnację z rozrywek, które zabierają mi czas, a może nawet i szkodzą; na całkowite zamknięcie dostępu do portali pornograficznych, wróżbiarskich i innych, prowadzących do grzechu; na radykalną rezygnację z przekonania, że w relacjach z innymi to ja mam zawsze rację i moje musi być bezwzględnie na wierzchu; na natychmiastowe zerwanie z przyzwyczajeniami i zachowaniami, które zakłócają mi spokój sumienia i komplikują moje relacje z ludźmi, często także: relacje w rodzinie; na zmniejszenie ilości zobowiązań wobec innych do takiej, z której się będę mógł spokojnie wywiązać, bez ciągłego zarywania nocy, uszczerbku na własnym zdrowiu i osłabiania relacji z najbliższymi; na zerwanie (przynajmniej na jakiś czas) kontaktów z ludźmi, którzy ewidentnie mi duchowo i moralnie szkodzą.

Drodzy moi, kiedy się tak nad tym głęboko i szczerze zastanowimy, to może się okaże, że właściwie wszystko w swoim życiu trzeba nam będzie zmienić! Całe życie przebudować – większość rzeczy w nim zburzyć i od nowa zacząć wszystko budować! Całe życie do góry nogami przewrócić! Być może – tak będzie trzeba!

Ale kiedy się na to odważymy, to może dopiero wtedy poczujemy się wolni, bo zrzucimy z siebie cały ten ciasny gorset własnego „ja”, w którym już nam ciężko swobodnie oddychać, bo już tam wszystko stęchło i zapleśniało. Już dusza zaczęła pleśnieć! Może to mocne porównanie i mało eleganckie, ale czy nie łapiemy się na tym, Drodzy moi, że myśmy się już tak zablokowali w swoim myśleniu «o tym, co ludzkie«, a nie «o tym, co Boże», że już trudno ludziom na cokolwiek zwrócić nam uwagę, strach do nas cokolwiek powiedzieć, bo w odpowiedzi będzie atak furii, bo jak tu ktoś w ogóle śmiał nam coś powiedzieć, coś nam zasugerować, czy – o zgrozo! – nawet nas skrytykować!

Dlatego może potrzeba takiego trzęsienia ziemi w naszej duszy, a więc podjęcia jakichś naprawdę radykalnych i odważnych, a więc także bardzo konkretnych, precyzyjnych postanowień: z czym zrywam, z kim zrywam, co zmieniam, z czego rezygnuję – aby do swego serca i umysłu wpuścić więcej światła, aby przewietrzyć swoje serce i umysł, aby zburzyć te wszystkie okalające ciasno mury, powyrzucać te wszystkie graty, które zawalają umysł i serce! Aby już nie udawać, że się zmienię, ale naprawdę się zmienić! Aby już nie mówić na pusto: „Poprawę obiecuję”, ale wreszcie coś konkretnie poprawić w relacjach z Bogiem i z ludźmi.

Aby także – bo i o tym także trzeba wspomnieć – wyzwolić się z tego gorsetu strachu, który każe „nie wychylać się” i siedzieć cicho, kiedy nam, katolikom, usta zamykają; kiedy nam zabraniają uczyć dzieci o Bogu i o wierze; kiedy nam zbrodnicze prawa narzucają, w imię których każą mordować nienarodzone dzieci; kiedy nas wyrzucają z przestrzeni publicznej, kiedy nam księży zamykają i torturują, kiedy nam każą udawać głupich i z powagą potakiwać na to, że wynaturzenie homoseksualne to norma, a płci jest nie dwie, a pięćdziesiąt kilka. Dosyć tego!

Wolni ludzie, wierzący w Chrystusa, nie mogą sobie pozwolić na takie traktowanie! Muszą wreszcie powstać i otwarcie, odważnie sprzeciwić się tym bzdurom! I przepędzić deprawatorów i gorszycieli! Ale nie zrobią tego, kiedy będą tkwić w ciasnym gorsecie «tego, co ludzkie», zamiast w prawdziwym blasku «tego, co Boże».

Dlatego już przyszedł czas burzenia – i budowania od podstaw! Od znaku Krzyża, którego nas matka z ojcem w dzieciństwie uczyli; od modlitw, które od dziecka odmawiamy; od najbardziej podstawowych prawd naszej katolickiej, świętej wiary; od najbardziej szczerej i prostolinijnej pobożności, która nas cechowała od początku naszego życia – i oby nas cechowała do śmierci. Przyszedł czas budowania – od podstaw: powrotu do podstaw! Zburzenia «tego, co ludzkie», a budowania «tego, co Boże».

Jezus Chrystus w tym pomoże – bo to On będzie pierwszym budowniczym, niejako Kierownikiem tej naszej budowy. Jeśli tylko będziemy w stanie – każda i każdy z nas, indywidualnie i osobiście – udzielić pełnej i prawdziwej odpowiedzi na pytanie, za kogo ja Go tak naprawdę uważam?…

6 komentarzy

  • Gdyby nie niedziela, rozważalibyśmy dziś Bolesną Dziewicę.
    W związku z tym odbędzie się refleksja muzyczna. O „Stabat Mater”.
    W 1735 roku Giovanni-Battista Pergolesi przeniósł się z Neapolu do Pozzuoli z powodu wybuchu epidemii gruźlicy. W tym samym czasie 25-letni, ale już sławny kompozytor zwrócił się ku muzyce sakralnej. Jednym z jego dzieł napisanych w tym samym roku jest sekwencja Stabat Mater („Stała Matka Boleściwa”). Autorem trzech wersetów jest Jacopone da Todi (1228/1236 – 1306), prawnik, który został franciszkaninem w 1278 roku.
    Pergolesi pracował nad tym dziełem do ostatnich dni swojego życia. Wykonywano ją na mszach 15 września w święto Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny i w piątek Siedmiu Boleści Matki Bożej (przed Niedzielą Palmową; istniała w kalendarzu do reformy w 1960 roku, obecnie jest obchodzona tylko przez tradycjonalistów). Od 1727 roku wykonywany był w Wielki Piątek i niektóre inne święta.
    Utwór jest kameralny, wzruszający i liryczny. Składa się z 13 części (ostatnia ma tylko jedno słowo, śpiewane przez duet „Amen”): solowe arie i duety; na przemian wolne i szybsze.
    Szybkość melodii oddaje agonię Jezusa na krzyżu i bicie serca Jego Matki. Płynność pozwala zanurzyć się w atmosferze kalwaryjskich wydarzeń. Trzeba tu jednak uważać – nadmierne kontemplowanie Męki Pańskiej może prowadzić do niezdrowej ekstazy religijnej lub innej skrajności: Męka jest zwykłym wydarzeniem w życiu Człowieka (zginął jako męczennik; męczenników w Kościele jest wielu), które w żaden sposób nie przykuwa naszej uwagi. Główną ideą „Ad Jesum per Mariam” jest to, że to Ona pomoże nam uświadomić sobie cierpienie Syna i dlaczego było ono konieczne – nasze zbawienie i ochroni nas przed skrajnościami opisanymi powyżej.
    Maryja Dziewica będzie naszą obroną na Sądzie Ostatecznym, dlatego wołamy do Niej: „ora pro nobis pecatoribus nunc et in hora mortis nostrae”.
    Poza tym daje nam przykład wypełniania przykazania miłości Boga i bliźniego. Nie opuściła Dziecka w krytycznym momencie, ale stała przy Nim i wspierała Go.
    Na Kalwarii widzimy kochających Rodziców, którzy nie opuścili Syna. Wsparcie Rodziców: dotyk Matki, pojawienie się Szymona Cyrenejczyka i Weroniki na Drodze Krzyżowej, ustanie agonii – to wszystko, moim zdaniem, sprawiło, że Jezus poczuł, że nie jest sam i ze wszystkim sobie poradzi. W odpowiedzi wyznacza Maryi opiekuna i mocą Bożą odpuszcza grzechy skruszonemu zbójcy.
    Serce Maryi raduje się, gdy powstają organizacje charytatywne, schroniska dla zwierząt, szkoły poprawcze. Oznacza to, że na świecie jest miejsce na dobroczynność i troskę o innych. Kolejną radością dla Serca Maryi jest to, gdy grzesznik przekracza próg konfesjonału i poprzez Sakrament Pokuty zbliża się do Jej Syna.
    Gdy miasta są bombardowane i niszczone, gdy szerzy się grzech, Maryi przychodzi na myśl następujący obraz – Krzyż, na którym leży martwe, zakrwawione ciało Jej Dziecka. Ponownie doświadcza wzruszenia Kalwarii…..
    7 = pełnia. Na Kalwarii wypełniło się proroctwo Semeona o „broni, która przeszyła duszę Maryi”: oglądanie egzekucji, śmierci i pogrzebu Dziecka. Dwadzieścia lat temu Maryja biegała po całej Jerozolimie i przedzierała się przez tłum uczonych teologów Świątyni, aby znaleźć Syna. Teraz musiała przebić się przez tłum gapiów, aby pokazać swojemu Synowi, który niósł krzyż, że Go nie opuściła i kochała Go nawet tak, zakrwawionego i zmęczonego. Teraz zrozumiała, dlaczego musiała ukryć się w Egipcie z małym Jezusem. Aby mógł odpokutować za nasze grzechy.

    W śpiewniku „Śpiewajcie Panu”(„Воспойте Господу”) ten hymn (№ 105) w języku łacińskim znajduje się w sekcji „Wielki Post. Hymny o Męce Pańskiej.”

    Przesyłam o. Jackowi nuty chorału oraz wersję audio wszystkich części w wykonaniu Rzymskiej Narodowej Akademii św. Cecylii. Jeśli to możliwe, opublikuj te nagrania tutaj na blogu, aby inni czytelnicy mogli ich posłuchać.

    Ks. Jacku, nie przejmuj się brakiem komentarzy. Nasz blog jest o Słowie Bożym, mamy tu swoją małą „wspólnotę”: Anna, Wiesia, Robert, Rafał, Ania2, …. (przepraszam, którego imienia nie pamiętam). Czasem wpadają Wierni i Absurdalni.
    Nasz Zbawiciel, nawet w swoim ziemskim życiu, nie był popularny. Chcieli Go ukamienować, nie chcieli słyszeć z Jego ust o faryzejskiej hipokryzji; uważali Go za ignoranta prawa (ponieważ w soboty uzdrawiał chorych i pozwalał swoim uczniom pocierać uszy).
    Teraz, gdy świat jest zepsuty przez idee integracji z Unią Europejską, lgbt; kpiny z Eucharystii i kapłaństwa (pamiętajmy o otwarciu Igrzysk Olimpijskich), .chrześcijaństwo również nie jest modne.
    Kiedy portret Matki Teresy zostaje namalowany na butelce napoju alkoholowego nazwany „Mama T.” i sprzedawane w dużej sieci sklepów w Rosji.
    Ciekawe, czy producenci napoju odważyliby się umieścić na opakowaniu twarz świętego czczonego przez Rosyjski Kościół Prawosławny? Jeśli tak, podlegaliby postępowaniu sądowemu za obrazę uczuć wierzących.
    Lajki, miliony subskrybentów, tysiące wyświetleń i „nic nie wnoszące” komentarze są typowe dla świeckiego blogowania.
    Słowo Boże tego nie wymaga. Ważne jest to, że się rozprzestrzenia. Ważne jest to, że się rozprzestrzenia. Ci, którzy mają uszy (w naszym przypadku oczy), zobaczą to, przeczytają i zastanowią się nad wiarą chrześcijańską, wartościami, moralnością.

  • Witam Szefa na pokładzie! Od razu widać moc słowa. Niech Duch Święty nie opuszcza Ksiedza, by z mógł glosić ” w porę i nie w porę” Boże nauczanie. Nie mogę od wczoraj otworzyć całkowicie wpisu z dnia na komputerze stacjonarnym a komórką niechętnie otwieram strony internetowe wiec mogę być nie widoczna na blogu ale w modlitwie i sercu macie swoje stałe miejsce. Szczęść Boże. Do szybkiego zobaczenie.
    Ps. Ty Panie jesteś Mesjaszem , Synem Boga najwyższego. W Tobie jest życie więc trwam w Tobie Jezu!

  • Sam się ostatnimi czasy zastanawiam jakie owce będą po owych koncertach uwielbieniowych. Czy nie jest przypadkiem tak, że zabiegamy o wielkie masy ludzi a nie skupiamy się na konkretnym człowieku.

    Kiedyś w pewnym mieście naszej diecezji był organizowany „koncert dla Jezusa” i wiecie jakie było moje zdziwienie kiedy jeden bardzo znany świecki charyzmatyk odmówił przyjazdu do tego miasta bo miał swoje wymagania co do ilości osób, bo powiedział że jeżeli będzie mniej niż …to on nie przyjedzie.

    Zastanawiam się skąd biorą się fundusze na takie wielkie imprezy i dlaczego tak łatwo zapominamy o Jezusie Eucharystycznym podczas takich wydarzeń. Jest nastrój, światła, super dżwięk, efekty specjalne a potem wracamy do swoich parafii i słyszymy dookoła głosy że u nas to się nic nie dzieje, bo u nas to jest tylko Msza Święta i Adoracja Najświętszego Sakramentu.

    Ja kocham swój Kościół właśnie za tą prostotę i ciągłe stawianie Jezusa Eucharystycznego na pierwszym należnym Mu miejscu, ale nie jestem też zwolennikiem zabetonowania drzwi Koscioła od wewnątrz. Powinniśmy otwierać się na działanie Ducha Świętego, ale nie tracąc przy tym dotychczasowego dorobku Bożej mądrości i łaski jaką wymodlili i wypracowali poprzednicy Winnicy Pańskiej.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.