Wybawca mój żyje!

W

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:

Teresa Nowicka – moja Ciocia, mieszkająca w Działdowie;

Teresa Woźniak – moja Wychowawczyni ze Szkoły podstawowej;

Teresa Derlicka – Siostra Księdza Adama Turemki, za moich czasów: Proboszcza z Miastkowa, pomagająca co i raz w organizacji różnych spotkań na plebanii, również – bardzo życzliwa, dobra i pogodna Osoba;

Teresa Stobińska – w której domu zaczynałem wraz z Młodzieżą swoją przygodę ze Szklarską Porębą;

Teresa Winiarczyk – bardzo życzliwa Osoba z Parafii Ojca Pio w Warszawie, Żona nieżyjącego już Kościelnego tej Parafii, Pana Mirosława;

Urodziny zaś obchodzi dzisiaj Iza Izdebska, należąca w swoim czasie do jednej ze Wspólnot młodzieżowych.

Natomiast rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywają Aleksandra i Piotr Strzeżyszowie. Piotra poznałem, kiedy był jeszcze uczniem w gimnazjum, potem przez jakiś czas pisał rozważania na naszym blogu. Życzę, aby Oboje z dzisiejszego słowa Bożego czerpali światło i moc do układania swej małżeńskiej codzienności zgodnie z zamysłem Boga.

Wszystkim świętującym życzę wielkiej radości i pokoju w sercu! Zapewniam o modlitwie!

serdecznej modlitwie wspominam także Teresę Mućkę, Osobę niezwykle dobrą i życzliwą, zaprzyjaźniona z naszą Rodziną, Mamę Księdza Leszka. Kilka lat temu temu Pan odwołał Ją do siebie. A właśnie dzisiaj obchodziłaby imieniny. Niech tam, w Domu Ojca, świętuję swój uroczysty dzień!

Drodzy moi, chciałbym podzielić się z Wami radością z takiego oto wydarzenia:

https://podlasie24.pl/kosciol/lukowianin-zlozyl-pierwsze-sluby-zakonne-20241001132252

Łukasz, zanim ponad rok temu wstąpił do Zgromadzenia Werbistów, był przez rok aktywnym Uczestnikiem naszego Duszpasterstwa Akademickiego GAUDEAMUS (o czym w artykule nie wspomniano, a szkoda). Otaczamy Go zatem naszą modlitwą – aby wytrwał! Nie tyle „przetrwał” jakoś ten czas formacji, ale wytrwał w sposób aktywny, twórczy, a nade wszystko: pobożny!

Tutaj natomiast relacja z poniedziałkowej Mszy Świętej w Katedrze siedleckiej, na inaugurację roku akademickiego na Uniwersytecie w Siedlcach:

https://siedlce.podlasie24.pl/kosciol/bp-kazimierz-gurda-pozyskiwana-na-studiach-wiedza-nie-jest-tym-samym-co-zyciowa-madrosc-ale-powinna-do-niej-prowadzic-20241001092143?_gl=1*bwmsr8*_gcl_au*MTg1MzMzODkxMi4xNzI1MzY2NjY1*_ga*MTI1ODA1MjQyMC4xNjk4NDg5MDA1*_ga_8H7CG4ZCTH*MTcyNzkzNjEzMS42NDYuMS4xNzI3OTM2MjM1LjYwLjAuMjA1ODU3OTczNw..

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie zrobiono żadnego zdjęcia! Ot, profesjonalizm…

Drodzy moi, serdecznie dziękujemy Księdzu Markowi i Ekipie syberyjskiej za wczorajsze słówko z Syberii. Raz jeszcze życzymy Siostrom od Aniołów wszelkiego Bożego błogosławieństwa.

A ja dzisiaj wyruszam o 10:00 na dyżur duszpasterski, na ulicy Żytniej. Już wczoraj odbył się pierwszy dyżur, w gmachu na 3 Maja. Dzisiaj natomiast, o 13:30, spotkanie ze Studentami pierwszego roku jednego z Wydziałów – i zaproszenie do włączenia się w Duszpasterstwo Akademickie. W czasie inauguracji, we wtorek, w trakcie luźnych rozmów i spotkań, prosiłem wszystkich Dziekanów, aby mi to umożliwili – i spotkałem się z wielką życzliwością i otwartym sercem, za co bardzo dziękuję!

Drodzy moi, nie zapominajmy, że dzisiaj mamy także pierwszy czwartek miesiąca. Proszę o modlitwę za powołanych i o powołania. I bardzo za nią dziękuję. O tej modlitwie jest też wzmianka w rozważaniu…

Teraz zaś już zapraszam do refleksji nad Bożym słowem, Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co Pan konkretnie mówi do mnie przez to dzisiejsze swoje Słowo – tak konkretnie do mnie dzisiaj? Duchu Święty – przyjdź, prosimy!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 26 Tygodnia zwykłego, rok II,

3 października 2024., 

do czytań: Hi 19,21–27; Łk 10,1–12

CZYTANIE Z KSIĘGI HIOBA:

Hiob powiedział: „Zlitujcie się, przyjaciele, zlitujcie, gdyż Bóg mnie dotknął swą ręką. Czemu, jak Bóg, mnie dręczycie? Nie syci was wygląd ciała? Któż zdoła utrwalić me słowa, potrafi je w księdze umieścić? Żelaznym rylcem, diamentem na skale je wyryć na wieki? Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje i ciałem swym Boga zobaczę. To właśnie ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny; moje nerki już mdleją z tęsknoty”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Spośród swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych, siedemdziesięciu dwóch, i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał.

Powiedział też do nich: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście ze sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie.

Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: «Pokój temu domowi». Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają; bo zasługuje robotnik na swą zapłatę.

Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: «Przybliżyło się do was królestwo Boże».

Lecz jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: «Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże».

Powiadam wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu”.

Czy zauważyliśmy niesamowitą dynamikę, gdy idzie o przeżycia Hioba i ich opis w dzisiejszym pierwszym czytaniu? Dodajmy: w bardzo krótkim czytaniu. Mamy zaledwie kilka zdań, ale kilka pierwszych to obraz zupełnie innego ładunku emocji i zupełnie innego nastawienia, niż to, które mamy w pozostałych.

Zresztą, zobaczmy – część pierwsza: Zlitujcie się, przyjaciele, zlitujcie, gdyż Bóg mnie dotknął swą ręką. Czemu, jak Bóg, mnie dręczycie? Nie syci was wygląd ciała? Któż zdoła utrwalić me słowa, potrafi je w księdze umieścić? Żelaznym rylcem, diamentem na skale je wyryć na wieki?

I część druga: Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje i ciałem swym Boga zobaczę. To właśnie ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny; moje nerki już mdleją z tęsknoty.

Właśnie owo: Lecz ja wiem – stanowi hasło do całkowitej zmiany narracji. W pierwszej części mamy wyrażone to, że Hiob dochodzi wręcz do samego dna rozpaczy. Już nie chce słuchać swoich przyjaciół, pogrążających go wręcz w bólu – dlatego raczej ostrożnie należałoby określać ich mianem przyjaciół – ale też uważa się za udręczonego przez Boga. Z jego słów wynika, że właściwie nie ma różnicy pomiędzy jednym a drugim udręczeniem.

Ponadto, uważa, że jego słowa idą zupełnie w próżnię, że nikt ich nie słucha; jego skargi na to, co przeżywa, nikogo nie obchodzą. Jest więc osaczony w swoim cierpieniu, osamotniony w bólu, totalnie przegrany i zdeptany – na samym dnie rozpaczy.

I właśnie w tym momencie następuje niejako odbicie od tego dna – wyrażone właśnie tymi słowami: Lecz ja wiem… I po nich to wszystko, co faktycznie Hiob tak naprawdę wie o swoim Bogu, tylko zostało to może nie tyle zapomniane, co przysłonięte owym ogromem cierpienia, które na niego spadło. Ale kiedy już doszedł do dna, albo – jak kto woli – do szczytu cierpienia, do jego najwyższej kulminacji, wtedy na nowo przejrzał na oczy i… zobaczył Boga! I Jego wszechmoc!

I zrodziła się w jego sercu mocna nadzieja, że ów wielki i potężny Bóg przyjdzie mu na pomoc. Naprawdę! Spośród tych wszystkich stwierdzeń, które Hiob wyrzekł w drugiej części dzisiejszego czytania, na szczególną uwagę zasługuje chyba to: Wybawca mój żyje! I może trzeba było dość aż do takiego ostatecznego stanu, aby w tym właśnie stanie ta nadzieja – a wręcz ta pewność – z całą mocą się odezwała!

Różnie to możemy komentować i opisywać – a chociażby tak, że człowiek przyparty do muru i totalnie bezbronny, nie mogąc już liczyć na żadne własne środki zaradcze, rozpaczliwie szuka ich tam, gdzie powinien szukać od samego początku – i tam je znajduje. A można powiedzieć też, że takie wielkie cierpienie doskonale oczyszcza intencje i spojrzenie człowieka na wiele spraw, a właściwie na wszystko. Można to jeszcze na inne sposoby oceniać i opisywać.

Jedno jest pewne: w chwili największego cierpienia Hiob nie załamał się, nie odszedł zupełnie od Boga, nie popadł w kompletną duchową ruinę, ale właśnie przemógł się i zwyciężył! Bo ten dzisiejszy przełom w jego myśleniu stanowił początek przełomu w całej jego dramatycznej historii.

Natomiast na pewno musimy i to koniecznie dopowiedzieć, że wszystko, co dokonało się dziś w życiu Hioba, stało się dzięki Bogu. Te słowa zbolałego człowieka, zapowiadające interwencję Boga – tak naprawdę są już jej świadectwem. Bo to właśnie Bóg cały czas podtrzymywał Hioba w zmaganiu się z trudną sytuacją. Już podtrzymywał – nie dopiero „kiedyś tam”, w przyszłości.

Z podobną zresztą sytuacją mamy do czynienia dzisiaj w Ewangelii. Oto Jezus, spośród swoich uczniów wyznaczył […] siedemdziesięciu dwóch, i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Udzielił im też bardzo szczegółowych instrukcji, co mają mówić i jak mają się zachowywać. Wcześniej jednak stwierdził: Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki.

W połączeniu z owymi szczegółowymi instrukcjami, to zdanie zdaje się wyraźnie wskazywać, że Jezus – przynajmniej na jakiś czas – zostawia ich samym sobie. Może żeby się wypróbowali, a może żeby się uodpornili na zło, a może też – poznali uroki takiego życia. Tak by to mogło wyglądać – i tak nam się może wydawać. A jednak… chyba nie do końca.

Wszak w końcówce czytania ewangelicznego słyszymy: Lecz jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: «Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże». Powiadam wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu.

Niby czyją mocą ma się to dokonać? Samych uczniów? Oczywiście, że nie! To Jezus będzie sam reagował i bronił ich, aby pokazać wszystkim wokół, że nie głoszą oni jakiejś swojej prywatnej nauki, ale są Jego posłańcami – tak, Jego samego, Boga Człowieka, Syna Bożego, Pana i Nauczyciela! Tymczasem wydaje się, że dzisiaj wielu tych, którzy kpią sobie w żywe oczy z tego, czego od wieków nauczał i naucza – a przynajmniej: powinien nauczać – Kościół, nie zdają sobie sprawy z tego, z Kogo sobie kpią A jest powiedziane w Nowym Testamencie, że Bóg nie pozwoli z siebie szydzić.

Dobrze, gdyby o tym wszyscy pamiętali – także ci głosiciele i pasterze, którzy w Kościele uprawiają swoją prywatę, nauczając tego, co im się wyda słuszne lub prawdziwe… A przynajmniej – słuszniejsze i prawdziwsze od tego, czego Kościół od zawsze nauczał. Nie, Pan stoi zawsze za tymi, którzy nauczają prawdy w Jego imię! Ale – przede wszystkim – On zawsze jest ze swoimi uczniami, nigdy ich nie zostawia. Także wtedy, kiedy wydaje się, że są osamotnieni, pozostawieni samym sobie, zapomniani… Tak nigdy nie jest! Jasno to wynika ze słów Jezusa, wypowiedzianych do uczniów, w momencie ich rozesłania.

I wynika to także z jeszcze jednych słów, chociaż może nie od razu i nie na pierwszy rzut oka, bo trzeba się trochę wgłębić w dosłowne ich tłumaczenie. Chodzi mianowicie o to zdanie z dzisiejszej Ewangelii: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam… W dosłownym, literalnym tłumaczeniu, fragment ten brzmi tak: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby WYRZUCIŁ robotników na swoje żniwo. ODCHODŹCIE JUŻ, oto was posyłam…

Zatem, to Pan sam jest Sprawcą działania swoich uczniów. Można to sobie wyobrazić tak, że oni są gdzieś tam w gotowości, w „blokach startowych”, może w niejakim uśpieniu – i dopiero Jezus musi ich dosłownie wypchnąć do działania, nakazać im aktywność! I o to mamy Go prosić!

Swoją drogą, to bardzo ciekawe stwierdzenie, bo jasno uświadamia nam – a może jedynie przypomina – że to Pan sam decyduje chociażby o powołaniu kogoś do służby kapłańskiej lub zakonnej. I że ewentualne wejście na tę drogę nie może być wynikiem presji „mamusi i tatusia”, ani któregokolwiek księdza. Owszem, Pan nieraz przemawia i przez „mamusię i tatusia”, i przez księdza, i przez kogoś z przyjaciół, i przez ogólną opinię parafian, którzy – na przykład – widząc zaangażowanie danego młodego człowieka w służbę lektorską czy ministrancką, są w stu procentach przekonani, że on „musi” być księdzem! To takie szczere przekonanie, płynące prosto z serca…

Natomiast, na pewno nie musi on nim być – jeżeli tego nie zaplanował Pan! Jeżeli On sam, nasz Pan, nie WYRZUCI go na swoje żniwo, nie wyśle go tak zdecydowanie. Być może, Pan w niektórych przypadkach próbuje to robić, ale wewnętrzny strach lub szum świata zagłusza te usiłowania w umyśle i sercu konkretnego człowieka. W takim razie możemy prosić – niejako dając w ten sposób Panu naszemu zielone światło – aby uczynił to na tyle mocno i zdecydowanie, aby żadne „zagłuszacze” nie miały żadnych szans.

Natomiast to wszystko, o czym tu sobie mówimy, jest kolejnym potwierdzeniem prawdy, że Pan jest z nami, jest z każdym z nas, że nas nie zostawił, że chce pokierować naszym życiem, czyniąc je w ten sposób pięknym i owocnym. Pamiętajmy o tym! I korzystajmy z tego! A przynajmniej – nie przeszkadzajmy Mu w tym…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.