Jaki jestem – naprawdę?…

J

Szczęść Boże! Moi Drodzy, do grona Solenizantek z ostatnich dni dołączam Panią Profesor Renatę Modzelewską – Łagodzin, z naszej Uczelni. Dziękując za naszą świetną współpracę, życzę ogromu Bożych błogosławieństw, świateł i natchnień! Zapewniam o modlitwie!

A oto dzisiaj rezygnuję z dyżuru w gmachu przy ulicy Żytniej, bo nieco inaczej będę pracował dla dobra Uczelni: o godzinie 11:00, właśnie u mnie, w Duszpasterstwie, odbędzie się spotkanie „na szczycie” w sprawie przygotowania Opłatka uczelnianego. Będzie on 18 grudnia, ale nasza zapobiegliwa Pani Doktor Beata Czeluścińska już dużo wcześniej wszystko rozplanowuje, dlatego już dzisiaj będziemy podejmowali wspólne ustalenia. Wspólne, bo tradycją Uniwersytetu w Siedlcach – od zawsze – jest to właśnie, że Opłatek organizuje Rektorat wespół z Duszpasterstwem Akademickim.

W związku z tym przybędzie do mnie kilka Osób, które podejmą się odpowiedzialności za różne obszary tej inicjatywy. Ja będę tradycyjnie ten Opłatek prowadził, organizuję tę dostawę samego opłatka, natomiast w zeszłym roku przygotowaliśmy małą inscenizację na to spotkanie – i w tym roku to planujemy. Ale dokładnie: co i jak, i gdzie, i kto, i kiedy, i z kim, i po co – tego dowiemy się od Pani Doktor dzisiaj na spotkaniu.

Dodam tylko, że dzięki niezwykłej zapobiegliwości Pani Doktor i dzięki temu, że ma On wręcz „komputer w głowie” i tysiąc spraw naraz ogarnia – wszystko potem dobrze wychodzi. Mam nadzieję, że tak będzie i tym razem.

Po spotkaniu zaś – przewiduję przejazd do Lublina i trochę pracy i modlitwy tam właśnie.

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim przesłaniem zwraca się dziś właśnie do mnie? Duchu Święty, podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 32 Tygodnia zwykłego, rok II,

14 listopada 2024., 

do czytań: Flm 7–20; Łk 17,20–25

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILEMONA:

Bracie, doznałem wielkiej radości i pociechy z powodu twojej miłości, że mianowicie serca świętych otrzymały od ciebie pokrzepienie.

A przeto choć z całą swobodą mogę w Chrystusie nakładać na ciebie obowiązek, to jednak raczej proszę w imię miłości, skoro już jestem taki.

Jako stary Paweł, a teraz jeszcze więzień Chrystusa Jezusa, proszę cię za moim dzieckiem, za tym, którego zrodziłem w kajdanach, za Onezymem. Niegdyś dla ciebie nieużyteczny, teraz właśnie i dla ciebie, i dla mnie stał się on bardzo użyteczny. Jego ci odsyłam; ty zaś jego, to jest serce moje, przyjmij do domu. Zamierzałem go trzymać przy sobie, aby zamiast ciebie oddawał mi usługi w kajdanach noszonych dla Ewangelii. Jednakże postanowiłem niczego nie uczynić bez twojej zgody, aby dobry twój czyn był nie jakby z musu, ale z dobrej woli.

Może bowiem po to oddalił się od ciebie na krótki czas, abyś go odebrał na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego. Takim jest on zwłaszcza dla mnie, ileż więcej dla ciebie zarówno w doczesności, jak w Panu. Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie. Jeśli zaś wyrządził ci jaką szkodę lub winien cokolwiek, policz to na mój rachunek.

Ja, Paweł, piszę to moją ręką, ja uiszczę odszkodowanie, by już nie mówić o tym, że ty w większym stopniu winien mi jesteś samego siebie. Tak, bracie, niech ja przez ciebie doznam radości w Panu: pokrzep moje serce w Chrystusie.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: «Oto tu jest» albo: «tam». Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was”.

Do uczniów zaś rzekł: „Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: «Oto tam» lub: «oto tu». Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego.

Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie”.

niezwykle ciekawą, a wręcz intrygującą historią mamy dzisiaj do czynienia, słuchając pierwszego czytania, z Listu Apostoła Pawła do Filemona. To bardzo krótki List – niemalże w całości dzisiaj zacytowany – natomiast niesie przesłanie naprawdę wyjątkowe, bo naprawdę wyjątkowej sytuacji dotyczy. I chyba można powiedzieć, że bardzo ciekawej i oryginalnej z naszego, dzisiejszego punktu widzenia patrząc, ale też i biorąc pod uwagę ówczesne standardy.

Oto bowiem Filemon, adresat Listu, to właściciel niewolników. A jednocześnie chrześcijanin, uczeń Pawła – i to, jak można wywnioskować z treści Listu, uczeń dość bliski Pawłowi, oddany mu, winny mu wdzięczność za jakieś dobro od niego otrzymane. Onezym z kolei to niewolnik Filemona, ale także chrześcijanin, także uczeń Pawła i – jak znowu można wywnioskować z treści Listu – także mocno duchowo z Pawłem związany.

I oto dochodzi do sytuacji w jakiś sposób ekstremalnej, a w jakimś sensie także sprawdzającej: Onezym ucieka od Filemona. Czyli – spoglądając na „suche” fakty – niewolnik ucieka od swego pana. Ale też jednocześnie: chrześcijanin, współbrat – ucieka od swego współbrata. I co teraz?

Z lekcji historii starożytnej pewnie pamiętamy, jaki los mieli ówcześni niewolnicy, a jaki los czekał niewolników – zbiegów. Ówczesny niewolnik zasadniczo figurował jako pierwszy na liście rzeczy swego pana, w spisie jego inwentarza. I raczej nie miał żadnych praw, ale jeżeli posłusznie i spokojnie pracował, nie buntując się i nie stwarzając problemów, to mógł się cieszyć nawet względnie dobrym traktowaniem.

Kiedy jednak uciekł i został złapany, to o ile w ogóle od razu nie został zabity, to był bardzo surowo karany: na czole wypalano mu rozżarzonym żelazem literę „F”, od której rozpoczyna się łacińskie słowo: „fugitivus”, czyli uciekinier; na szyję zakładano mu żelazną obrożę, którą nosił już do końca życia i pozostawał pod szczególnym nadzorem, często bity i poniewierany – aż do końca swoich dni. I taki właśnie los – jeśli wziąć pod uwagę jedynie relacje na linii: niewolnik i pan – czekał Onezyma.

Ale Onezym był chrześcijaninem. I Filemon, jego właściciel, też. Jak już wiemy – także z innych Listów Pawła – Apostoł mierzył się z ówczesnym problemem niewolnictwa w ten sposób, że starał się wprowadzać w relacje (o ile o relacjach w ogóle można tu mówić) zachodzące między panem a niewolnikiem – zasady chrześcijańskie. Można zatem zaryzykować stwierdzenie, że Paweł w ogóle na tej linii starał się relacje tworzyć. Jakiekolwiek.

Pewnie można mu postawić zarzut, albo przynajmniej pytanie, dlaczego nie dążył do zniesienia niewolnictwa. Niestety, to nie od niego wówczas zależało i nie był w stanie pojedynczy człowiek – nawet tak wielki i niezwykły, jak Paweł – dokonać tego z dnia na dzień. Zresztą, zauważmy, sam Jezus także, kiedy przyszedł na świat, wszedł w takie realia tego świata, jakie zastał! Nie dokonał rewolucji! Natomiast przemieniał ludzkie serca, aby niejako od tej strony ten świat zaczął się zmieniać.

I taką samą drogą poszedł Paweł: odwołał się do serca Filemona, aby ten właśnie z sercem otwartym podszedł do Onezyma, traktując do bardziej jako brata, niż niewolnika. Choć w sensie ścisłym, faktycznym i prawnym nic tu się nie zmieniło: Filemon pozostał panem i właścicielem, a Onezym niewolnikiem. I to zbiegłym. Ale teraz chodziło dokładnie o to, żeby w te właśnie relacje wnieść jak najwięcej światła. A okazja do tego akurat się nadarzyła – Filemon miał okazję przekonać się samemu, ale i przekonać Pawła, jak głębokie było jego nawrócenie, jak stabilne było jego chrześcijaństwo.

Zauważmy jednak, że Paweł wcale nie był pewny reakcji i postawy Filemona. Wsłuchajmy się w treść dzisiejszego czytania raz jeszcze i zauważmy, jakich argumentów użył, żeby przekonać swego ucznia, który znalazł się w takiej trudnej sytuacji. Mając to na uwadze, usłyszmy raz jeszcze te stwierdzenia Pawła: A przeto choć z całą swobodą mogę w Chrystusie nakładać na ciebie obowiązek, to jednak raczej proszę w imię miłości, skoro już jestem taki. A następnie: Jako stary Paweł, a teraz jeszcze więzień Chrystusa Jezusa, proszę cię za moim dzieckiem, za tym, którego zrodziłem w kajdanach, za Onezymem. Niegdyś dla ciebie nieużyteczny, teraz właśnie i dla ciebie, i dla mnie stał się on bardzo użyteczny. Jego ci odsyłam; ty zaś jego, to jest serce moje, przyjmij do domu.

Zobaczmy, ile miłości i troski wybrzmiewa w tych słowach. A z kolei w tych słowach odwołuje się niejako do jego ambicji: Zamierzałem go trzymać przy sobie, aby zamiast ciebie oddawał mi usługi w kajdanach noszonych dla Ewangelii. Jednakże postanowiłem niczego nie uczynić bez twojej zgody, aby dobry twój czyn był nie jakby z musu, ale z dobrej woli.

A nawet do takich argumentów się odwołuje: Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie. Jeśli zaś wyrządził ci jaką szkodę lub winien cokolwiek, policz to na mój rachunek. Ja, Paweł, piszę to moją ręką, ja uiszczę odszkodowanie, by już nie mówić o tym, że ty w większym stopniu winien mi jesteś samego siebie. Tak, bracie, niech ja przez ciebie doznam radości w Panu: pokrzep moje serce w Chrystusie.

Co nam to wszystko pokazuje, Drodzy moi? A to właśnie, że Paweł wcale nie był pewny reakcji Filemona. Owszem, wiedział, czego go nauczył i chyba już miał dość dobre zdanie o nim, ale to dopiero w takich sytuacjach – nazwijmy je raz jeszcze: sprawdzających – sprawdza się właśnie, na ile te wszystkie nauki, wskazania i całe doświadczenie wiary w sercu Filemona się ugruntowało, a na ile jeszcze mocny jest ów stary człowiek, czyli ów właściciel niewolników – bez „dodatku” chrześcijaństwa. Paweł nie był do końca tego pewny, ale chyba miał dość dużą nadzieję na to, że sprawa zakończy się po jego myśli.

A musiała to być na tyle silna nadzieja i silne wewnętrzne przekonanie, że udało mu się skłonić Onezyma do tego, by jednak do swego pana wrócił. Zapewne, gdyby większa w sercu Pawła byłaby obawa niż nadzieja, to nie odesłałby Onezyma na pewną, a przynajmniej bardzo prawdopodobną śmierć. Skoro go odesłał, to znaczy, że nadzieja była większa od obaw.

Tak, swoją drogą, to szkoda, że nie znamy zakończenia tej historii. A może właśnie dobrze, że nie znamy, bo w ten sposób historia ta i dylemat, przed którym stanął Apostoł – ale też Onezym, ale też i Filemon – staje się znakiem zapytania, jaki każdy z nas powinien sobie postawić w kwestii naszego utwierdzenia się w wierze, naszej konsekwencji w realizacji wiary na co dzień, w przekładaniu wiary wyznawanej na wiarę praktykowaną. Szczególnie w sytuacjach ekstremalnych, zaskakujących…

Ktoś kiedyś powiedział, że tacy jesteśmy naprawdę, jacy jesteśmy w sytuacjach dla nas zaskakujących, zupełnie niespodziewanych. Bo w innych – to możemy się jakoś przygotować, nastroić, zaplanować. A w tych zaskakujących reagujemy tak, jak naprawdę myślimy. I także w tych sytuacjach, w których trzeba nam coś z siebie dać, coś stracić – a chociażby ze swojej dumy, ze swojej pozycji – to właśnie tacy jesteśmy naprawdę. Jaki naprawdę był Filemon? Pewnie on sam dopiero w tej sytuacji się przekonał…

A jaki ja jestem? Ile razy mam możliwość przekonać się o tym w mojej codzienności?

A warto te pytania stawiać sobie w kontekście dzisiejszej Ewangelii – i chociażby tych słów Jezusa: Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: «Oto tam» lub: «oto tu». Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego.

Otóż właśnie: pytanie o to, jacy jesteśmy naprawdę, jacy jesteśmy w głębi serca – staje się w ten sposób pytaniem o to, jakimi okażemy się wobec Jezusa w dniu Jego. Czyli kiedy przyjdzie do nas – przyjdzie po nas – w dniu, który sam wybierze. Jakimi nas wtedy tak naprawdę zastanie?…

A w związku z tym: czy może przyjść już dzisiaj?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.