Warto trwać!

W

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Ksiądz Tomasz Małkiński, z którym wspólnie prowadziliśmy – w swoim czasie – dzieło Duszpasterstwa Akademickiego w Siedlcach. Ksiądz Tomasz jest obecnie Proboszczem w Parafii Brzozowica Duża. Życzę Mu bezmiaru łaski Bożej i ludzkiej życzliwości. Wspieram modlitwą!

Moi Drodzy, pozdrawiam Was dzisiaj z Kodnia, gdzie wróciłem po wczorajszych akcjach duszpasterskich. Wspólna kolacja i dobra rozmowa z Ojcami i Braćmi Oblatami stanowiła ważny punkt wczorajszego wieczoru.

Dzisiaj zaś jestem tutaj, na miejscu, aby popracować i pomodlić się. Także za Was – o czym zapewniam zawsze, kiedy tu jestem.

Przypominam, że dzisiaj pierwszy czwartek miesiąca! Proszę o modlitwę za kapłanów i osoby zakonne – oraz o kapłanów i osoby zakonne. Szczególnie pomódlmy się za tych Ludzi – przeważnie młodych – do których serc Pan puka, ale oni udają, że nie słyszą, albo celowo wręcz to pukanie zagłuszają. Módlmy się przez wstawiennictwo Matki Bożej Kodeńskiej i Matki kapłanów, aby zaufali Jezusowi i dali się zaprosić do współpracy!

Zachęcam do przeczytania wczorajszego wpisu Księdza Marka, za który to wpis bardzo dziękuję, a który został jeszcze późnym wieczorem uzupełniony o opis bardzo ciekawych, choć bardzo trudnych doświadczeń. Przekonajcie się sami…

Teraz zaś już zapraszam do zagłębienia się w Boże słowo dzisiejszego dnia. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim bardzo osobistym i konkretnym przesłaniem zwraca się właśnie do mnie? Niech przemawia prost do mojego serca… Prośmy o to Ducha Świętego!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wspomnienie Św. Bazylego Wielkiego i Grzegorza z Nazjanzu,

Biskupów i Doktorów Kościoła,

2 stycznia 2025., 

do czytań: 1 J 2,22–28; J 1,19–28

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Najmilsi:

Któż jest kłamcą, jeśli nie ten,

kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem?

Ten właśnie jest Antychrystem,

który nie uznaje Ojca i Syna.

Każdy, kto nie uznaje Syna,

nie ma też i Ojca,

kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca.

Wy zaś zachowujecie w sobie to,

co słyszeliście od początku.

Jeżeli będzie trwało w was to,

co słyszeliście od początku,

to i wy będziecie trwać w Synu i w Ojcu.

A obietnicą tą, daną przez Niego samego,

jest życie wieczne.

To wszystko napisałem wam o tych,

którzy wprowadzają was w błąd.

Co do was to namaszczenie,

które otrzymaliście od Niego, trwa w was

i nie potrzebujecie pouczenia od nikogo,

ponieważ Jego namaszczenie

poucza was o wszystkim.

Ono jest prawdziwe i nie jest kłamstwem.

Toteż trwajcie w Nim tak,

jak was nauczył.

Teraz właśnie trwajcie w Nim, dzieci,

abyśmy, gdy się zjawi, mieli w Nim ufność

i w dniu Jego przyjścia nie doznali wstydu.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?”, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”.

Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?”

Odrzekł: „Nie jestem”.

Czy ty jesteś prorokiem?”

Odparł: „Nie!”

Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?”

Odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”.

A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?”

Jan im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”.

Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.

O czym mówi nam dzisiaj Jan Apostoł w pierwszym czytaniu? Czyż nie o trwaniu w jednej nauce, która była od początku i uczniowie usłyszeli ją od początku – i cały czas powinni w niej trwać?

Słyszymy dziś jednak, że nie wszyscy w niej trwają. O takich Apostoł wypowiada się jednoznacznie: Któż jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna. Każdy, kto nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca, kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca.

To bardzo znamienne, że właściwie od początku istnienia Kościoła pojawiali się w nim tacy, którzy zaprzeczali zdrowej i prawdziwej nauce. I także spoglądając na historię Kościoła w wymiarze kolejnych wieków, trzeba zauważyć, że od samego początku, już w pierwszych wiekach, pojawiły się pierwsze herezje, a więc nauki nieprawdziwe, fałszujące tę naukę prawdziwą i jedyną, „modyfikujące” ją według własnego widzimisię niektórych domorosłych „mędrców”, którym się wydawało, że po prostu wiedzą lepiej, niż inni. I wiedzą lepiej, niż wie cały Kościół, oficjalnie nauczający przez swoich Pasterzy.

Stąd też dzisiaj Apostoł domaga się wręcz od swoich uczniów, aby w prawdziwej i jedynej nauce trwali – i nie dali się zwieść! Pisze do nich: Wy zaś zachowujecie w sobie to, co słyszeliście od początku. Jeżeli będzie trwało w was to, co słyszeliście od początku, to i wy będziecie trwać w Synu i w Ojcu. A obietnicą tą, daną przez Niego samego, jest życie wieczne. To wszystko napisałem wam o tych, którzy wprowadzają was w błąd. I nieco dalej: Toteż trwajcie w Nim tak, jak was nauczył. Teraz właśnie trwajcie w Nim, dzieci, abyśmy, gdy się zjawi, mieli w Nim ufność i w dniu Jego przyjścia nie doznali wstydu.

Zauważmy, jak mocno zostały tu wyakcentowane takie słowa, jak właśnie: trwajcie; zachowujcieco wskazuje na konieczność trzymania się jednego kursu, jednej drogi, bez schodzenia na jakieś błędne szlaki, pod wpływem różnych «kłamców» i «antychrystów».

A o tym, jak należy trwać w tej jednej nauce i w ogóle trwać w prawdzie i przy prawdzie – a jednocześnie o tym, jak jest to trudne – przekonuje nas z pewnością przykład Jana Chrzciciela, o którym mowa w dzisiejszej Ewangelii. Zauważmy, że już na początku dzisiejszego czytania ewangelicznego słyszymy pytanie, właśnie do Jana skierowane: Kto ty jesteś?, w odpowiedzi na co on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”. Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?” Odrzekł: „Nie jestem”. „Czy ty jesteś prorokiem?” Odparł: „Nie!” Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?” I jeszcze nieco dalej: Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?

Drodzy moi, zauważmy, jak bardzo łatwo byłoby uszczknąć coś z chwały, sobie nie przynależnej – może nawet nie mówiąc, że jest się Mesjaszem, ale aż tak bardzo stanowczo temu nie zaprzeczając, na zasadzie, że nic się nie stanie, jak ludzie tak sobie pomyślą i trochę więcej tego szacunku okażą… A jednak, Jan trwał w mocnym przekonaniu o sobie – o tym, kim jest naprawdę – i ani na jeden krok nie zszedł z tej drogi. Nie pozwolił sobie ani na jeden maleńki gest czy promyk chwały, która mu się nie należała.

Dzisiaj powiedzielibyśmy, że znał swoje miejsce w szeregu. Bardziej elegancko można to wyrazić stwierdzeniem: znał swoje miejsce w historii zbawienia i w ogóle w historii świata. Owszem, wszyscy zdajemy sobie obecnie sprawę z tego, że było to miejsce ze wszech miar szczególne, dlatego Jan nie musiał wcale specjalnie zabiegać o jego podkreślenie i wyakcentowanie, bo i tak dzisiaj mówimy o nim jako o człowieku bardzo wyjątkowym i niezwykle ważnym dla całego dzieła zbawienia, dokonanego przez Jezusa Chrystusa. Jan nie musiał o podkreślenie swojej roli wcale zabiegać.

Ale może właśnie – paradoksalnie! – dlatego dzisiaj tak bardzo go cenimy i sami podkreślamy jego wyjątkową rolę i szczególne miejsce w historii, że on o to nie zabiegał! Nie upominał się o to, a wręcz twardo bronił swego przekonania. A w rzeczywistości – twardo bronił prawdy, bo to o tym dzisiaj mówimy. On niezmiennie trwał w prawdzie o sobie, ale też w prawdzie o Jezusie Chrystusie, którego nadejście zapowiadał, a wreszcie: w pełnej prawdzie o zasadach moralnych, których uczył ludzi swego pokolenia, a których także nie zawahał się ani przez moment wykrzyczeć wręcz w oczy przewrotnemu Herodowi.

Jan Chrzciciel – trwał. Jan Apostoł – także do końca swego życia trwał w nauce, którą usłyszał od samego Jezusa Chrystusa. Jeden i drugi Jan uczą nas właśnie tego: trwania! I to zarówno przykładem własnego życia, jak i cennymi słowami, zapisanymi na kartach Pisma Świętego.

Jest to dla nas, Drodzy moi, bardzo ważna nauka! Szczególnie właśnie dla nas, żyjących w obecnym czasie, w którym to wielość przeróżnych opinii na wszystkie tematy, przy jednoczesnej chwiejności w podejściu do zasad moralnych, stanowi nie lada wyzwanie dla tych, którzy jednak chcą trwać w prawdziwej nauce. I przy prawdziwym Jezusie Chrystusie! Prawdziwym, czyli takim, jakim jest naprawdę, a nie jakim Go sobie ten czy ów domorosły mędrzec wyobraża. I jeszcze tę wizję narzuca innym.

Niestety, wiemy doskonale, że za to trwanie przy jedynej nauce dzisiejszy świat człowieka nie pochwali i nie nagrodzi. Raczej skrytykuje, wyśmieje – o ile gorzej jeszcze nie zareaguje. Ale to wydaje się tym bardziej stanowić wyzwanie dla nas wszystkich – uczniów Jezusa Chrystusa, Jego przyjaciół, naśladowców i wyznawców – abyśmy trwali! Abyśmy nie dali się nikomu zwieść! Abyśmy nie poszli za tym, co modne i chwilowe, co może chwytliwe i medialne, ale tak naprawdę puste i fałszywe.

Tak, powiedzmy to sobie szczerze: trwanie kosztuje. Zawsze kosztowało – nierzadko nawet życie. Dzisiaj też kosztuje. Może nie życie w sensie dosłownym, fizycznym – chociaż w wielu miejscach świata także – i oby nie musiało tak kosztować, ale często kosztuje naprawdę dużo. Jednakże, czy to jest powód do tego, aby przestać trwać? I zacząć się chwiać i szukać innym, rzekomo lepszych, może prostszych i łatwiejszych dróg? A czy te drogi naprawdę okażą się prostsze i łatwiejsze? Człowiek zaś, który nimi pójdzie – czy naprawdę okaże się szczęśliwszym od tego, kto wytrwa przy Jezusie i Jego zasadach?

Czy nie jest przypadkiem tak, że to ułatwianie sobie życia na tym odcinku prowadzi do jeszcze większego zagubienia i chaosu w życiu? Warto o tym tak na spokojnie pomyśleć i zastanowić się głęboko, czy jednak trwanie przy prawdziwej nauce Jezusa Chrystusa i przy Jego zasadach – naprawdę się nie opłaca? Bo chociaż może kosztuje, to jednak daje poczucie sensu w życiu i jakiejś duchowej stabilności… Jest nad czym pomyśleć.

I trzeba nad tym pomyśleć. Bo taka refleksja – jeśli będzie prowadzona w pełni szczerze i wewnętrznie uczciwie – z pewnością doprowadzi nas do wniosku, że naprawdę warto trwać! Naprawdę warto! Pomimo, że to kosztuje, ale nie ma innej, właściwej i sensownej drogi, jak właśnie ta, wskazana przez Jezusa. Na każdej innej można tylko błądzić i totalnie się pogubić, chociaż na początku – owszem – będzie się ona wydawała bardzo atrakcyjna, nowoczesna, o wiele łatwiejsza od tej Jezusowej, o wiele mniejsze wymagania stawiająca…

Jednak, na dalszą metę i przy uczciwym spojrzeniu na sprawę, bez większych problemów dojdziemy do wniosku, że tylko nauka Jezusa i Jego zasady mają sens i godne są tego, żeby się na nich opierać. Nawet, jeśli to kosztuje. Bo błądzenie – tak naprawdę – kosztuje dużo więcej, gdyż w ostatecznym rozrachunku może kosztować utraconą całą wieczność! Dlatego warto trwać przy Jezusie i Jego zasadach. Warto trwać!

Tak, jak trwali w niej Patronowie dnia dzisiejszego, Święci Bazyli i Grzegorz. Co dokładniejszego możemy o nich powiedzieć?

Pierwszy z nich, Bazyli, urodził się w 329 roku, w rodzinie zamożnej i głęboko religijnej w Cezarei Kapadockiej. Wszyscy członkowie jego rodziny dostąpili chwały ołtarzy: tak jego babka i rodzice, jak też jego bracia oraz siostra. Jest to wyjątkowy fakt w dziejach Kościoła.

Ojciec Bazylego był retorem – miał prawo prowadzić własną szkołę. Młody Bazyli uczęszczał do tej szkoły, a następnie udał się na dalsze studia do Konstantynopola, wreszcie do Aten. Tu spotkał się z Grzegorzem z Nazjanzu, z którym odtąd pozostawał w dozgonnej przyjaźni. W 356 roku, Bazyli objął katedrę retoryki po swoim zmarłym ojcu w Cezarei. Tu również przyjął Chrzest, mając lat dwadzieścia siedem. Taki bowiem był wówczas zwyczaj, że Chrzest przyjmowano w wieku dorosłym, kiedy w pełni poznało się obowiązki chrześcijańskie.

Przeżycia, spowodowane śmiercią brata, poważnie wpłynęły na jego życie. Odbył wielką podróż po ośrodkach życia pustelniczego i mniszego na Wschodzie: Egipcie, Palestynie, Syrii i Mezopotamii. Po powrocie postanowił poświęcić się życiu zakonnemu: rozdał swoją majętność ubogim i założył pustelnię w Neocezarei nad brzegami rzeki Iris.

Niebawem przyłączył się do niego Grzegorz z Nazjanzu. Razem podjęli działalność pisarską, tworząc – między innymi – podstawy bazyliańskiej reguły zakonnej, co miało ogromne znaczenie dla rozwoju wspólnotowej formy życia zakonnego na Wschodzie.

Bazyli jest jednym z głównych prawodawców, gdy idzie o regulacje życia zakonnego – i to zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie chrześcijaństwa. Ideałem życia monastycznego – według Bazylego – jest braterska wspólnota, która poświęca się ascezie, medytacji oraz służy Kościołowi zarówno poprzez naukę wiary, jak i w działalności duszpasterskiej i charytatywnej.

W 364 roku, metropolita Cezarei Kapadockiej, Euzebiusz, udzielił mu święceń kapłańskich. Po śmierci tegoż metropolity, w roku 370, Bazyli został wybrany jego następcą. Jako Arcybiskup Cezarei, wykazał talent męża stanu, wyróżniał się także jako doskonały administrator i duszpasterz, dbały o dobro swojej owczarni. Bronił jej niezmordowanie słowem i pismem przed skażeniem herezji ariańskiej. Rozwinął w swojej diecezji szeroką działalność dobroczynną, budując na przedmieściach Cezarei kompleks budynków na potrzeby biednych i podróżujących. Był człowiekiem szerokiej wiedzy, znakomitym mówcą, pracowitym i miłosiernym pasterzem.

Zmarł 1 stycznia 379 roku. Jego relikwie przeniesiono wkrótce do Konstantynopola – wraz z relikwiami Świętego Grzegorza z Nazjanzu i Świętego Jana Chryzostoma. Obecnie znajdują się one w Belgii.

A co wiemy o drugim dzisiejszym Patronie, Grzegorzu? Urodził się w 330 roku, koło Nazjanzu. Odbył wiele podróży, aby posiąść wiedzę. Związany przyjaźnią z Bazylim, przyłączył się do niego, by prowadzić życie pustelnicze, lecz wkrótce został kapłanem i biskupem. W 381 roku został wybrany biskupem Konstantynopola, usunął się jednak do Nazjanzu z powodu podziałów, które nastąpiły w jego Kościele. Zmarł w Nazjanzie, dnia 25 stycznia 389 lub 390 roku. Ze względu na szczególny dar wiedzy i wymowy jest nazywany „teologiem”.

I może w tym momencie warto wysłuchać świadectwa, jakie Święty Grzegorz daje w jednej ze swoich mów o Świętym Bazylim – i łączącej ich przyjaźni: „Ateny złączyły nas, jak jakiś nurt rzeczny, gdy płynąc z jednego ojczystego źródła, porwani w różne strony żądzą nauki, znowu zeszliśmy się razem, jakbyśmy się umówili, gdyż Bóg tak zrządził. Wówczas to właśnie nie tylko ja sam z uszanowaniem traktowałem mojego wielkiego Bazylego, widząc powagę jego obyczajów i dojrzałość umysłu, lecz także skłaniałem do podobnego zachowania się i innych młodzieńców, którzy go jeszcze nie znali. Bo u wielu, którzy już przedtem o nim słyszeli, od razu budził szacunek. Cóż z tego wynikło?

Chyba tylko on jeden spośród wszystkich przebywających na studiach uniknął powszechnego obrzędu wprowadzenia – uznano bowiem, że należy mu się więcej czci, niż zwykłemu nowicjuszowi. To był początek naszej przyjaźni. […] Mieliśmy oczy zwrócone na jeden cel i stale rozwijaliśmy w sobie nawzajem nasze dążenie, tak by się stawało coraz gorętsze i mocniejsze. Wiodły nas jednakowe nadzieje co do przedmiotu budzącego zwykle najwięcej zawiści – mam tu na myśli sztukę wymowy. Jednak zawiści nie było, współzawodnictwo zaś traktowaliśmy poważnie.

A walczyliśmy obaj nie o to, kto będzie miał pierwszeństwo, lecz kto ma drugiemu ustąpić, gdyż każdy z nas uważał sławę drugiego za własną. Mogło się wydawać, że obaj mamy jedną duszę, która podtrzymuje dwa ciała. I jeżeli nie należy wierzyć tym, którzy mówią, że wszystko zawiera się we wszystkim, to tym bardziej wierzyć nam, że jeden był w drugim i obok drugiego. […]

Chociaż więc inni noszą różne imiona czy to po ojcu, czy własne, od swych zawodów lub czynów, to my uważaliśmy za wielki zaszczyt i wielkie imię być i nazywać się chrześcijanami.” Tyle ze świadectwa Świętego Grzegorza z Nazjanzu.

Wpatrując się w przykład ich świętości i przyzywając ich wstawiennictwa, a jednocześnie uważnie wsłuchując się w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy o nasze osobiste trwanie przy Jezusie i Jego zasadach! I weźmy sobie głęboko do serca to przekonanie, iż WARTO TRWAĆ!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.