Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Daria Blok, która w swoim czasie należała do jednej z młodzieżowych Wspólnot. Niech Jej Pan błogosławi i udziela wszystkich swoich darów. Zapewniam o modlitwie!
A oto dzisiaj udam się – po raz pierwszy – do Parafii w Konstantynowie, gdzie Proboszczem od niedawna jest mój Rodak z Parafii Chrystusa Miłosiernego w Białej Podlaskiej, Ksiądz Mariusz Szyszko. Potem odwiedzę Dom rodzinny, a potem przejadę do Kodnia, gdzie zamierzam pobyć do piątku – zapewne, z różnymi małymi wyjazdami tu i tam, ale zasadniczo będę właśnie w Kodniu. Chcę popracować, a nade wszystko – obgadać z Matką to i owo. Oczywiście, będę pamiętał także o Was!
Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co Pan konkretnie dziś do mnie mówi? Duchu Święty, pomóż nam to odkryć!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
5 Niedziela zwykła, C,
9 lutego 2025.,
do czytań: Iz 6,1–2a.3–8; 1 Kor 15,1–11; Łk 5,1–11
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
W roku śmierci króla Ozjasza ujrzałem Pana, siedzącego na wysokim i wyniosłym tronie, a tren Jego szaty wypełniał świątynię. Serafiny stały ponad Nim; każdy z nich miał po sześć skrzydeł.
I wołał jeden do drugiego: „Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały”. Od głosu tego, który wołał, zadrgały futryny drzwi, a świątynia napełniła się dymem.
I powiedziałem: „Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów!”
Wówczas przyleciał do mnie jeden z serafinów, trzymając w ręce węgiel, który kleszczami wziął z ołtarza. Dotknął nim ust moich i rzekł: „Oto dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech”.
I usłyszałem głos Pana mówiącego: „Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?” Odpowiedziałem: „Oto ja, poślij mnie!”
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Przypominam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którą przyjęliście i w której też trwacie. Przez nią również będziecie zbawieni, jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem. Chyba żebyście uwierzyli na próżno.
Przekazałem wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł za nasze grzechy, zgodnie z Pismem, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem; i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi.
Jestem bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną.
Tak więc czy to ja, czy inni, tak nauczamy i tak wyście uwierzyli.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Zdarzyło się raz, gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, że zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu, rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy.
Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!” A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, przez całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały.
Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.
W pierwszym dzisiejszym czytaniu słyszymy: I powiedziałem: „Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów!” Wówczas przyleciał do mnie jeden z serafinów, trzymając w ręce węgiel, który kleszczami wziął z ołtarza. Dotknął nim ust moich i rzekł: „Oto dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech”. I usłyszałem głos Pana mówiącego: „Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?” Odpowiedziałem: „Oto ja, poślij mnie!” Tak wyglądało – w proroczej wizji – powołania Izajasza do głoszenia Bożego słowa.
W drugim dzisiejszym czytaniu słyszymy: Jestem bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną. Tak więc czy to ja, czy inni, tak nauczamy i tak wyście uwierzyli. Tak wyglądało powołanie Apostoła Pawła – według jego własnej relacji – do misji głoszenia Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie.
W Ewangelii dzisiejszej słyszymy: Rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!” A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, przez całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. […] Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. Tak wyglądało – według Ewangelisty Łukasza – powołanie Piotra, Jakuba i Jana na Apostołów.
Jakie wnioski mogą się nasuwać po usłyszeniu dzisiejszych czytań, a szczególnie – zacytowanych fragmentów? Pierwszy to taki, że skoro Bóg powołuje człowieka do współpracy, to znaczy, że w ogóle potrzebuje człowieka do prowadzenia dzieła apostolskiego. Czy nie mógłby tego zrobić sam, bez człowieka? Pewnie, że mógłby! On wszystko może. Ale nie chce. Bo nie chce człowieka zbawiać bez człowieka: bez jego zgody, bez jego zaangażowania, bez jego pomocy. Chce, aby człowiek miał w tym dziele swój udział – aby to właśnie on, człowiek, pomógł swemu Bogu w docieraniu do innych ludzi.
Możemy chyba powiedzieć, że to bardzo dla nas nobilitujące i zaszczytne, że Bóg widzi w nas swoich współpracowników, że nam tę współpracę w ogóle proponuje, że obdarza nas tak wielkim zaufaniem. Jest to z pewnością wielkim zaszczytem i nobilitacją, ale – co za tym idzie – także wielkim wielkim wyzwaniem i zobowiązaniem. Do czego?
Do wierności otrzymanemu zadaniu i usłyszanemu Słowu. A jeszcze wcześniej: do przyjęcia tego Słowa, do posłuszeństwa temuż Słowu. Gdyby Szymon Piotr nie posłuchał Jezusa i nie spełnił Jego prośby o zarzucenie sieci po drugiej stronie łodzi – prośby, z czysto ludzkiego punktu widzenia zupełnie bezsensownej, wręcz absurdalnej – to nie dokonałby tak wielkiego połowu. I gdyby Izajasz czy Paweł przestraszyli się swojej słabości i grzeszności, to na pewno nie podjęliby współpracy z Panem.
A tymczasem dokonało się coś naprawdę niezwykłego: Bóg zaprosił ich wszystkich do współpracy pomimo ich grzeszności, niejako patrząc dalej, w przyszłość – ponad tą ich słabością, ponad tą ich grzesznością, nie zatrzymując się na niej. A oni – i to jest bardzo ważne – przyjęli te Boże propozycje. Uwierzyli, że Pan nie żartuje, powołując ich. I że z jakiegoś powodu – oni zapewne nie bardzo wiedzieli, z jakiego – to właśnie oni zostali zaproszeni, a nie wielu innych, może zdatniejszych i zdolniejszych.
A skoro tak, to posłuchali głosu Bożego, nie stawiali oporu, okazali posłuszeństwo. Byli wierni usłyszanemu słowu – już na początku. A wiemy także z ich życiorysów – że do samego końca. Okazali się z czasem – i aż do naszych czasów – wielkimi znakami Boga, Jego głosem, Jego ręką, Jego świadkami! Grzechy ich – czy jakiekolwiek inne niedogodności – nie okazały się żadną przeszkodą do tego, aby się tego dzieła podjęli. Ale stało się tak dlatego – jeszcze raz to podkreślmy – że zaufali Panu! Uwierzyli, że On naprawdę widzi ich jako swoich współpracowników. I dlatego okazali się i pozostali Mu bezgranicznie wierni. I na tym wygrali. To oni.
A my? Sięgnijmy raz jeszcze do drugiego czytanie, by przywołać te słowa: Przypominam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którą przyjęliście i w której też trwacie. Przez nią również będziecie zbawieni, jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem. Chyba żebyście uwierzyli na próżno. Tak wygląda – według Pawła, choć nie jest to tak wprost wyrażone – powołanie każdego i każdej z nas do dzieła apostolskiego. A przynajmniej – i o tym już jest wprost mowa – do wierności nauce ewangelicznej i zasadom wiary.
A przecież ta wierność na co dzień, czyli świadectwo, dawane swoją codzienną postawą, to najskuteczniejszy sposób apostołowania wobec innych. Nie ma mocniejszego argumentu, jak przykład własnej postawy, a więc potwierdzenie własnym życiem tego, czego się innych naucza.
I do takiego świadectwa jesteśmy wezwani wszyscy! Tak, wszyscy bez wyjątku! Tyle, że każdy na swoim własnym odcinku życia, na swoim własnym – by się tak wyrazić – podwórku, a więc na przestrzeni własnego życiowego powołania i tych zadań, które mamy do wypełnienia. Dlatego każdy w inny sposób to zaproszenie słyszy i każdy inaczej może je wypełnić.
Natomiast to, co łączy nas wszystkich w tym dziele, to właśnie fakt, że Jezus każdemu z nas bezgranicznie ufa, każdego z nas bezgranicznie kocha, każdego z nas zaprasza i każdemu daje szansę. I naprawdę nie jest żadną przeszkodą ani nasza słabość, ani sytuacja w świecie i w Kościele, na którą się ciągle uskarżamy i która zbyt często jest takim łatwym wytłumaczeniem dla naszej bezczynności, albo słabego zaangażowania w sprawy Boże, w sprawy wiary.
Bo zbyt często ulegamy takiemu oto przekonaniu – albo sami je powtarzamy – że nic się nie da zrobić, bo teraz takie czasy, bo ludzie od Kościoła odchodzą, bo Młodzież od Kościoła odchodzi, a między ludźmi tylko nienawiść i zazdrość, a polityka to już w ogóle jedno bagno, a i w samym Kościele coraz więcej zamieszania, dlatego już nie bardzo wiadomo, kogo słuchać i komu wierzyć. A do tego – jak sobie wspomnieliśmy – dochodzą argumenty, w stylu: „A co ja mogę? Przecież nie dam rady… Nie mam do tego odpowiedniego wykształcenia… Nie mogę się też uporać z własnymi wadami, grzechami, nałogami – a innych mam nawracać?”… I tak możemy bez końca utyskiwać, narzekać, biadolić, skarżyć się – i czekać na lepszy czas.
Tylko, że on pewnie nie nadejdzie. Bo nie może nadejść – przy takim nastawieniu ludzi. Bo to ludzie tworzą czasy takimi, jakimi one są, a nie czasy same z siebie, jako jakiś bliżej nie określony byt we wszechświecie. Co bowiem znaczy to stwierdzenie, że „dzisiaj takie to takie czasy”? Znaczy to dokładnie tyle, że to ludzie dzisiaj tak postępują, tak mówią, tak się do Boga i do siebie nawzajem odnoszą. To ludzie tworzą czasy takimi, jakimi one są.
A bardzo często ci, którzy na te czasy najbardziej narzekają – swoją bezczynnością najbardziej przyczyniają się do tego, że one właśnie takie są. Dlatego dzisiaj Pan wychodzi do każdego z nas, jak tu jesteśmy obecni – z tym pytaniem: Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł? Na kogo mogę liczyć? Kto odważy się zmierzyć z tymi złymi czasami, z tym kryzysem wiary, z tymi problemami w Kościele, z tym odchodzeniem ludzi od Kościoła, z tym bałaganem w polityce, z tymi kłótniami w rodzinach i sąsiedztwach, także ze swoimi wewnętrznymi oporami? Kto się z tym zmierzy?
I nie będzie jedynie narzekał „na te czasy” i z założonymi rękami będzie wzdychał za „tamtymi czasami”, na zasadzie: jak to kiedyś dobrze było, a teraz?… Kto z tym wreszcie skończy? Kto się z tym zmierzy? Kto się wreszcie weźmie do roboty, a nie będzie tylko narzekał i narzekał? Dzisiaj to wszystko właśnie zawiera się w tym jednym pytaniu, które Jezus kieruje do każdego z nas: Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?
Oby ode mnie osobiście mógł usłyszeć raz, konkretnie i odważnie – i słyszeć to codziennie: Oto ja, poślij mnie!
Chcę podzielić się obrazową i poetycką ilustracją dzisiejszego pierwszego czytania.
Ilustracja: Julius Schnorr von Carolsfeld, „Prorok Izajasz”, 1852-1860
Wiersz: Alexander S. Puszkin, „Prorok”, 1826 r.
Wysłałem oryginalny rosyjski tekst wiersza wraz z nagraniem audio i wyjaśnieniem przestarzałych starosłowiańskich słów do ks. . Jacka na adres e-mail
PROROK
Spragniony duchowo,
Na pustkowiu ciemności błądziłem.
I sześcioskrzydły serafin
ukazał mi się na rozdrożu.
Lekkimi palcami jak we śnie
Dotknął jabłka mego oka.
I otworzyły się moje oczy, jak u przestraszonego orła,
Jak przestraszonego orła.
Dotknął moich uszu
I wypełniły się hałasem i dzwonieniem:
I usłyszałem, jak drżą niebiosa,
I lecących aniołów niebios wysokich,
I pełzanie morza,
i winorośl ziemi.
I przyszedł do moich ust,
I wyrwał mój grzeszny język,
I język próżny i bezbożny,
I żądło mądrego węża
w moje zamarznięte usta.
Włożył swą zakrwawioną prawicę w moje zamarznięte usta.
I przeciął moją pierś swoim mieczem,
I wyrwał mi serce mieczem drżącym,
i węgiel z ognia,
Włożył go w moją otwartą klatkę piersiową.
Leżałem jak trup na pustyni,
A głos Boga zawołał do mnie:
„Powstań, proroku, zobacz i usłysz,
Spełnij moją wolę.
Podróżując przez morza i lądy,
i rozpal serca ludzi swym słowem.”
Dziękuję!
xJ
Refleksja z Pierwszego Czytania: Łaska Boża poprzedza nasze działanie.
Refleksja z Drugiego Czytania: Ewangelia którą czytamy, rozważamy i wypełniamy, również przyczynia się do naszego zbawienia.
Wskazówka Jezusa z dzisiejszej Ewangelii; „Wypłyń na głębię…” ” Nie bój się….”
Ewangelia przede wszystkim przyczynia się do naszego zbawienia…
xJ