Miłosierdziu trzeba pomóc!

M

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Drodzy moi, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Profesor Marek Gugała, Prorektor Uniwersytetu w Siedlcach, który niedawno przeżywał imieniny. Dziękując za naszą dobrą współpracę i kontakt – życzę ogromu łask Pańskich. Wspieram modlitwą!

I zapraszam na Odpust w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia – mojej rodzinnej Parafii Chrystusa Miłosiernego, o czym pisałem już wczoraj. Zapraszam do Sanktuarium, a kto nie dotrze – to do łączności za sprawą transmisji radiowej w Katolickim Radiu Podlasie. Również na stronie parafialnej w internecie jest kamerka internetowa, która – o ile się nie zawiesi – to przekazuje obraz na stałe. Połączmy się we wspólnym przeżywaniu tajemnicy Bożego Miłosierdzia!

A o 19:00 – spotkanie z moimi Braćmi z Roku Święceń, z okazji ostatnich imienin Księdza Wojciecha, Księdza Leona i Księży Marków. Spotykamy się w Krzymoszach, gdzie Proboszczem jest Ksiądz Leon.

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

A poniżej – słówko, które zamierzam wygłosić o 12:30. Miałem to zamieścić później, bliżej czasu wygłoszenia, ale niech już będzie teraz.

Zatem, co w ten szczególny dzień mówi do mnie osobiście Pan? Duchu Święty, wskaż!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

UROCZYSTOŚĆ ODPUSTOWA,

2 Niedziela Wielkanocna, C,

27 kwietnia 2025., 

do czytań: Dz 5,12–16; Ap 1,9–11a.12–13.17–19; J 20,19–31

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Wiele znaków i cudów działo się przez ręce Apostołów wśród ludu. Wierzący trzymali się wszyscy razem w krużganku Salomona. A z obcych nikt nie miał odwagi dołączyć się do nich, lud zaś ich wychwalał.

Coraz bardziej też rosła liczba mężczyzn i kobiet, przyjmujących wiarę w Pana. Wynoszono też chorych na ulice i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na któregoś z nich. Także z miast sąsiedzkich zbiegało się mnóstwo ludu do Jerozolimy, znosząc chorych i dręczonych przez duchy nieczyste, a wszyscy doznawali uzdrowienia.

CZYTANIE Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Ja, Jan, wasz brat i współuczestnik w ucisku i królestwie, i wytrwałości w Jezusie, byłem na wyspie, zwanej Patmos, ze względu na słowo Boże i świadectwo Jezusa. Doznałem zachwycenia w dzień Pański i posłyszałem za sobą potężny głos jak gdyby trąby mówiącej: „Co widzisz, w księdze napisz i poślij siedmiu Kościołom, które są w Azji”.

I obróciłem się, by widzieć, co za głos do mnie mówił; a obróciwszy się ujrzałem siedem złotych świeczników, i pośród świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego, obleczonego w szatę do stóp i przepasanego na piersiach złotym pasem.

Kiedym Go ujrzał, upadłem jak martwy do Jego stóp, a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: „Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani. Napisz więc to, co widziałeś, i to, co jest, i to, co potem musi się stać”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: „Pokój wam!” A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana.

A Jezus znowu rzekł do nich: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.

Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: „Widzieliśmy Pana!”.

Ale on rzekł do nich: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”.

A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: „Pokój wam!” Następnie rzekł do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”.

Tomasz Mu odpowiedział: „Pan mój i Bóg mój!”

Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”.

I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego.

Ja pragnę, aby było Miłosierdzia Święto. Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być Świętem Miłosierdzia.”[49] „Pragnę, aby Święto Miłosierdzia było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności Miłosierdzia mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżają do źródła Miłosierdzia mojego. Która dusza przystąpi do Spowiedzi i Komunii Świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski. Niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat. Miłosierdzie moje jest tak wielkie, że przez całą wieczność nie zgłębi go żaden umysł, ani ludzki, ani anielski. Wszystko, co istnieje, wyszło z wnętrzności Miłosierdzia mego.” [699]

Tymi słowami z „Dzienniczka” Siostry Faustyny Kowalskiej, wchodzimy w głęboką refleksję nad tajemnicą Bożego Miłosierdzia, która tak mocno porusza nasze serca na co dzień, ale szczególnie w dniu tak wielkim, uroczystym i pięknym dla naszej Parafii, jakim od początku jej istnienia jest dzień Odpusty parafialnego, w Drugą Niedzielę Wielkanocy, będącą – na życzenie samego Jezusa – Świętem Bożego Miłosierdzia!

Najczcigodniejszy Księże Kanoniku, Proboszczu naszej Parafii i Kustoszu tegoż Sanktuarium, Gospodarzu dzisiejszej Uroczystości!

Najdostojniejszy Księże Prałacie, Założycielu i Pierwszy Proboszczu naszej Parafii, Pierwszy Kustoszu tegoż Sanktuarium i Budowniczy świątyni, w której się dziś modlimy!

Czcigodni Księża i Osoby życia konsekrowanego, z Księdzem Dziekanem!

Wszystkie Osoby i Wspólnoty, szczególnie zaangażowane w codzienne tworzenie duchowego i materialnego dobra i piękna tej Parafii i tegoż Sanktuarium;

a szczególnie: Drodzy Lektorzy i Ministranci, spośród których przed laty wyszedłem oraz Chórzyści, zjednoczeni w Schola Cantorum Misericordis Christi, z Panem Doktorem Piotrem Karwowskim!

Kochani Członkowie naszej parafialnej Rodziny oraz drodzy Goście, przybyli na wspólne wychwalanie Bożego Miłosierdzia!

Wszyscy Uczestnicy tej świętej Liturgii, zarówno obecni w Sanktuarium, jak i łączący się z nami poprzez transmisję na falach Katolickiego Radia Podlasie, jak i za pomocą kamery internetowej!

Wszyscy Drodzy Czciciele Bożego Miłosierdzia!

Zaprawdę, wiele znaków i cudów działo się przez ręce Apostołów wśród ludu. Wierzący trzymali się wszyscy razem w krużganku Salomona. A z obcych nikt nie miał odwagi dołączyć się do nich, lud zaś ich wychwalał. Coraz bardziej też rosła liczba mężczyzn i kobiet, przyjmujących wiarę w Pana. Tak Księga Dziejów Apostolskich opisuje ów niesamowicie bujny i intensywny rozwój Kościoła, jaki miał miejsce po Wniebowstąpieniu Pana, a szczególnie: po Zesłaniu Ducha Świętego.

Ludzie tysiącami garnęli się do tej młodej Wspólnoty, która z jakimś nieopisanym entuzjazmem głosiła, że ich Mistrz – zabity co prawda przez Żydów – teraz jednak zmartwychwstał i żyje, i działa, i nawet jest z nimi. Chociaż Go fizycznie nie widzą, to jednak On jest z nimi i to On właśnie wlewa w ich serca ów nieopisany entuzjazm. A oni – na ten Jego dar – odpowiadają swoimi otwartymi sercami, w których rodzi się także wielka radość i entuzjazm.

Tak, stało się to właśnie dlatego, że odpowiedzieli oni na zaproszenie Jezusa, wyrażone przez Pasterzy młodego Kościoła.

Ale nie od razu tak było. Wcześniej, bo zaraz po tym, jak Jezus oddał swoje życie na krzyżu, Apostołowie i inni, bliscy Jezusowi, przeżyli wielki wstrząs! Wielkie rozczarowanie – że oto takie wspaniałe dzieło tak szybko zostało zniweczone rękami złych ludzi. I to właśnie z obawy przed tymi złymi ludźmi wszyscy oni ukryli się w jednym miejscu i zaryglowali drzwi. I to właśnie tam przyszedł do nich Jezus.

Pomimo tego zaryglowania, z którym zresztą nawet nie próbował się mierzyć. Wszedł mimo drzwi zamkniętych. I wyciągnął przebite ręce, i pokazał przebite nogi i ranę na boku – i powiedział: Pokój wam! Ewangelista mówi, że uradowali się […] uczniowie ujrzawszy Pana, ale raczej trudno uwierzyć, że to była jakaś trwała, albo jakaś wielka radość, skoro za osiem dni znowu musiał wchodzić mimo drzwi zamkniętych, z tym samym zresztą przesłaniem: Pokój wam!

Tak, On ten dar przyniósł, ale oni jeszcze wtedy nie byli w stanie go przyjąć pełnym i otwartym sercem. A On tego właśnie od nich oczekiwał. Jasno wyraził to, mówiąc do Tomasza: Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym. Wydaje się, że te słowa były skierowane tak naprawdę do wszystkich, bo sądząc po zachowaniu, to wszyscy nie za bardzo wierzyli w to, co się stało – chociaż na własne oczy widzieli Jezusa. Tomasz jedynie miał odwagę powiedzieć wprost to, co inni wewnętrznie przeżywali.

Dlatego dzisiaj Jezus mówi to tak, żeby już nikt nie miał wątpliwości – ale jak na to zareaguje każdy z nich, to zupełnie inna sprawa. Tomasz wypowiedział – na pewno, już w tym momencie bardzo szczerze i z przekonaniem – Pan mój i Bóg mój! A inni? Czy już wtedy byli gotowi dać odpowiedź? Bo to właśnie o tę odpowiedź najbardziej chodzi.

Bo Jezus może wychodzić z wieloma i najpiękniejszymi, i najbardziej wartościowymi darami i propozycjami, ale jeżeli napotka na zaryglowane drzwi serca, to nie będzie w stanie nic zrobić. Bo On naprawdę nikogo nie uszczęśliwi na siłę! Jego dary trzeba przyjąć – w sposób wolny i chętny! Na Jego zaproszenie trzeba udzielić odpowiedzi – z przekonaniem!

Spełnić Jego prośbę, skierowaną do Tomasza w dzisiejszej Ewangelii, jak też tę, skierowaną do Jana, w drugim dzisiejszym czytaniu, z Księgi Apokalipsy: Co widzisz, w księdze napisz i poślij […] Kościołom. A cóż takiego zobaczył Jan, co miał opisać i innym przekazać? Mówi o tym wyraźnie: zobaczył kogoś podobnego do Syna Człowieczego, obleczonego w szatę do stóp i przepasanego na piersiach złotym pasem.

Wiele wieków później, bo 22 lutego 1931 roku, i w zupełnie innym miejscu, bo małej celi zakonnej, w klasztorze w Płocku, w Polsce, skromna Zakonnica, Faustyna Kowalska, miała dość podobne doświadczenie: „Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: «Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: JEZU UFAM TOBIE! Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w waszej kaplicy i na całym świecie. Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także, już tu na ziemi, zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. Ja sam bronić ją będę jako swej chwały.»” [47–48]

Jasne zatem przesłanie przebija z dzisiejszej liturgii Słowa, ale i z tego doświadczenia, jakim dzieli się z nami Siostra Faustyna: Jezus wychodzi do nas, do każdej i każdego z nas, wyciąga do każdego z nas ręce, zaprasza do bliskości ze sobą – ale oczekuje od nas wyraźnej odpowiedzi! Oczekuje naszej gotowości! Naszego otwartego serca! I właśnie dzisiaj trzeba nam zwrócić uwagę na ten aspekt kultu Bożego Miłosierdzia, który chyba za mało dostrzegamy w naszym rozumieniu tej tajemnicy i jej przeżywaniu: właśnie na naszą postawę, będącą odpowiedzią na wyjście Jezusa do nas!

A właśnie tego oczekuje On od nas, gdy mówi do Siostry Faustyny: „Córko moja, jeżeli przez ciebie żądam od ludzi czci dla mojego Miłosierdzia, to ty powinnaś się pierwsza odznaczać tą ufnością w Miłosierdzie moje. Żądam od ciebie uczynków miłosierdzia, które mają wypływać z miłości ku Mnie. Miłosierdzie masz okazywać zawsze i wszędzie bliźnim, nie możesz się od tego usunąć ani wymówić, ani uniewinnić. Podaję ci trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim: pierwszy – czyn; drugi – słowo; trzeci – modlitwa. W tych trzech stopniach zawiera się pełnia Miłosierdzia i jest niezbitym dowodem miłości ku Mnie. W ten sposób dusza wysławia i oddaje cześć Miłosierdziu mojemu.” [742]

Jest to piąta spośród form przeżywania i realizowania kultu Bożego Miłosierdzia, na które – według Księdza Profesora Ignacego Różyckiego – wskazuje „Dzienniczek” Siostry Faustyny Kowalskiej. Tymi formami są: wspomniane na początku Święto Miłosierdzia Bożego, wspomniany przed chwilą Obraz Jezusa Miłosiernego, oraz: Koronka do Bożego Miłosierdzia i Godzina Miłosierdzia, a wreszcie także ta forma, o której tu mówimy, czyli szerzenie czci Miłosierdzia Bożego.

Jezus wyraźnie dzisiaj mówi, jak to należy czynić, wymieniając wręcz w punktach: czyn – słowo – modlitwa. Nam chyba najłatwiej odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia, Nowennę, przyjść na adorację – chociaż to też jest jakieś poświęcenie, ale to się już jakoś tak „samo” robi… I wpatrywanie się ze czcią w Obraz Jezusa Miłosiernego i modlitwa o godzinie piętnastej – to też w miarę łatwe. Ale Jezus modlitwę wylicza na trzecim miejscu, wcześniej mówiąc: czyn i słowo! Właśnie: czyny miłosierdzia, postawa miłosierdzia. Czyli jaka?

I tu jest potrzebne mądre słowo – właściwe rozumienie idei miłosierdzia. Bo nam się ciągle, Drodzy moi, wydaje, że Boże miłosierdzie, to takie głaskanie człowieka przez Jezusa „po główce”, takie użalanie się nad człowiekiem, taka pobłażliwość dla jego postaw i zachowań – jakie by one nie były. Bo skoro Bóg jest miłosierny – myślą niektórzy – to na pewno nie będzie Mu przeszkadzało, jak zrobię coś po swojemu, jak zrobię coś złego, bo On mi i tak wszystko przebaczy. Bo przecież On wszystkich kocha, nad wszystkimi się lituje, to nie może stawiać jakichkolwiek wymagań, a już na pewno nikogo nie odrzuci, nikogo nie potępi…

Niestety, taki obraz Jezusa i Kościoła coraz bardziej wyłania się także z naszych księżowskich kazań, w których coraz rzadziej słyszy się o tym, że jest szatan, że są jego pokusy, którym ludzie tak łatwo ulegają… I że jest piekło, do którego trafią ci, którzy się od Boga odwrócą.

Bardzo ciekawie mówi o tym YOUCAT, czyli młodzieżowa wersja Katechizmu Kościoła Katolickiego, gdzie w jednym z komentarzy zapisano takie trafne zdanie, iż do Nieba pójdą ci, którzy mówią Bogu: „Bądź wola Twoja”; do piekła natomiast pójdą ci, do których Bóg powie: „Bądź wola twoja”… Tak, piekło to wolny wybór człowieka. A ponieważ człowiek jest wolny i takim pozostanie zawsze, bo takim z miłości uczynił go Bóg, przeto zawsze będzie miał przed sobą ową możliwość, że może się znaleźć w piekle! I dlatego trzeba o tym pamiętać, trzeba o tym mówić, i przed tym przestrzegać: piekło naprawdę istnieje! I szatan istnieje! I potępienie wieczne niestety istnieje!

Dlatego jakimś wielkim fałszem jest promowanie takiego chociażby obrazu Kościoła, iż jest on niczym wielki wór, do którego można wrzucić wszystkie postawy, wszystkie poglądy, wszystkie ludzkie decyzje. No, nie można! Nie można! Owszem Jezus i Kościół – albo lepiej: Jezus w swoim Kościele i przez swój Kościół – wychodzi na spotkanie każdego człowieka. Ale tenże człowiek – swoimi świadomymi decyzjami i wyborami – może się z tego Kościoła po prostu wyłączyć! Może się znaleźć poza nim!

Stąd też, nie można nikogo oszukiwać, że tak nie jest, gdyż w ten sposób bardzo się takiego kogoś krzywdzi. Bo można sobie wyobrazić sytuację, w której to taki oszukany człowiek stanie na Sądzie Bożym i dowie się, że jest potępiony na wieki. A wtedy powie, że przecież słyszał na kazaniach, że Bóg jest miłosierny i że Bóg go kocha, że mu wszystko przebacza, więc on był pewny, że Niebo ma już „w kieszeni”. Bez względu na to, jak żył i co robił, co mówił, co myślał…

A tymczasem okazało się, że to jednak ma znaczenie! I to zasadnicze! Bo Bóg jest miłosierny, przebacza, lituje się, daje niezliczone szanse. Ale człowiekowi, który tego chce, który się na to otwiera, który za swoje grzechy żałuje, który podejmuje z łaską Bożą codzienną współpracę! Bo fakt, że Bóg jest miłosierny, nie zmienia w niczym faktu, że jest też sprawiedliwy – i że człowiek kiedyś stanie na pewno przed tą Sprawiedliwością, aby odpowiedzieć za swoje myśli, słowa i czyny, które ma na swoim „koncie”, jako istota wolna i rozumna.

Miłosierdzie – powiedzmy to jeszcze w ten sposób – nie zdejmuje z człowieka jego osobistej odpowiedzialności za swoje postępowanie i nie zwalnia z konsekwencji podjętych decyzji i dokonanych wyborów moralnych! Nie możemy mylić tych pojęć.

Dlatego tak ważnym jest, abyśmy nie zapominali o tej piątej formie kultu, jaką jest szerzenie czci miłosierdzia – poprzez swoją chrześcijańską postawę! Poprzez modlitwę – to prawda – i wszelkie pobożne praktyki, ale także przez konkretne działania i właściwe słowa, którymi będziemy dawali przed ludźmi świadectwo swojej wiary, którymi będziemy innych zachęcali do zwrócenia się do Bożego Miłosierdzia, ale – jeśli będzie taka potrzeba, o czym nie można zapomnieć – także będziemy upominali innych, gdy zejdą na złe drogi; ale także: upominali się o miłosierdzie dla drugiego człowieka, dla naszych rodzin, dla naszej Ojczyzny – o to wzajemne miłosierdzie, okazywane sobie przez ludzi; o promowanie tej idei w dzisiejszym świecie.

Drodzy moi, niech to zabrzmi dzisiaj z całą mocą: do Miłosierdzia Bożego nie wystarczy się modlić! I o Miłosierdzie Boże nie wystarczy się modlić! Miłosierdziu trzeba jeszcze pomóc! Tak, pomóc w jego propagowaniu, zaprowadzaniu – wszędzie, począwszy od naszych rodzin! A jak jest z tym w naszych rodzinach? To chyba dobrze wiemy!

A jak jest z tym w naszej Ojczyźnie? Niestety, to też wiemy. A to jest bardzo ważny aspekt całej sprawy, bo o naszej Ojczyźnie, o Polsce, nieraz Siostra Faustyna pisała w swoim „Dzienniczku”, jak chociażby tu: „Gdy się modliłam za Polskę, usłyszałam te słowa: Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście moje. [1732]

Czy też: „Często się modlę za Polskę, ale widzę wielkie zagniewanie Boże na nią, iż jest niewdzięczna. Całą duszę wytężam, aby ją bronić. Nieustannie przypominam Bogu Jego obietnice miłosierdzia. Kiedy widzę Jego zagniewanie, rzucam się z ufnością w przepaść miłosierdzia i w nim zanurzam całą Polskę, a wtenczas nie może użyć swej sprawiedliwości. Ojczyzno moja, ile ty mnie kosztujesz! Nie ma dnia, w którym bym się nie modliła za ciebie. [1188]

Albo: „Ojczyzno moja kochana, Polsko, o gdybyś wiedziała, ile ofiar i modłów za Ciebie do Boga zanoszę. Ale uważaj i oddawaj chwałę Bogu, Bóg Cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna.” [1038]

Zobaczmy, ciągle pojawia się ten motyw, ta zależność: Jezus Miłosierny chce naszej Ojczyźnie tak wiele dać, tak bardzo ją wywyższyć, ale oczekuje wdzięczności! Oczekuje po prostu czegoś od nas! A co otrzymuje? Co się u nas dzieje, szczególnie od kilkunastu miesięcy.

W trakcie pierwszej z cyklu naszych audycji w Katolickim Radiu Podlasie, promujących to nasze Sanktuarium, piątek, 20 września ubiegłego roku, nasz Ksiądz Prałat Mieczysław Lipniacki – zanim udzielił nam błogosławieństwa na zakończenie audycji – wypowiedział takie znamienne słowa: Zachęcam wszystkich wiernych do głębokiego czczenia kultu Miłosierdzia Bożego w tych dzisiejszych bardzo trudnych i smutnych dla mnie czasach, kiedy władza obecna walczy z Kościołem, kiedy ksiądz jest aresztowany i go nie wypuszczają, kiedy lekcje religii chcą usunąć ze szkoły, kiedy chcą pozbawić Kościół wielu praw – gorzej jeszcze, niż za czasów komunistycznych! Dlatego ufamy, że kult Miłosierdzia Bożego będzie tym motywem odrodzenia naszej wiary, naszej polskości, naszego patriotyzmu”.

Księże Prałacie, ja bardzo serdecznie dziękuję za tamą audycję, ale najbardziejza te właśnie słowa! Bo one bez ogródek i niedomówień wskazują, że mamy w naszej Ojczyźnie teraz bardzo trudny czas! Nasz polska rzeczywistość jest obecnie areną bezprawia, szaleństwa zemsty politycznej, tortur stosowanych w więzieniach na przeciwnikach politycznych, a często na zupełnie niewinnych ludziach; łamania wszelkich praw Boskich i ludzkich, bezczelnego śmiania się ludziom w oczy przez tych, którzy sprawują rządy, z takim cynicznym: „No i co nam zrobicie?”; świadomego niszczenia wszystkiego, co polskie i deprawowania młodego pokolenia.

Do tego dochodzi najbardziej bestialskie, bo dokonywane na najbardziej niewinnej istocie, morderstwo dziecka nienarodzonego, w tym to ostatnie, dość głośne, bo dokonane dziewiątym miesiącu jego życia pod sercem matki, poprzez zastrzyk ze śmiercionośnej substancji, uczyniony prosto w jego maleńkie serduszko.

Wybaczcie, ale mi się w tej sytuacji nasuwa tylko jedno skojarzenie: z niejakim doktorem Mengele, który w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz Birkenau pastwił się nad ludźmi, dokonując selekcji między nimi i tysiące słabych, starych lub chorych wysyłając natychmiast do gazu, a nad innymi dokonując eksperymentów pseudo – medycznych, traktując ich jako żywy materiał do swoich bezeceństw. Ojca Maksymiliana też hitlerowcy zabili zastrzykiem z fenolu.

Żadne inne skojarzenia nie nasuwają mi się, kiedy myślę o zbrodni, dokonanej przez kobietę, której nie potrafię nazwać lekarzem, a która teraz cieszy się ochroną ze strony organów państwa, natomiast ciągani po prokuraturach są ci, którzy protestują przeciwko temu barbarzyństwu!

Najgorsze zaś w tym wszystkim, Drodzy moi, jest nawet nie to, że to wszystko się u nas w ogóle dzieje – chociaż samo w sobie jest to okropne – ale to, że tę władzę, która tego wszystkiego dokonuje, Naród sobie wybrał. I ciągle jeszcze tak wielu ją popiera. A nade wszystko: w obliczu całego tego zła, jakie się na tylu płaszczyznach dokonuje – Naród milczy! Nie protestuje, nie dopomina się o poszanowanie najbardziej podstawowych praw, przysługujących człowiekowi, ale biernie przygląda się, jak upadla się człowieka!

Jak spętanego zespolonymi kajdankami kapłana prowadzają po stacjach benzynowych, żeby obecni tam gapie mogli sobie z nim porobić zdjęcia, jak z jakąś małpą cyrkową! Swoją drogą, to chciałbym spojrzeć w oczy tym, którzy tak potraktowali Księdza Michała i zapytać, co wtedy myśleli? Dobrze się bawili? Oby się nigdy nie doczekali, że ktoś tak nimi się zabawi…

Natomiast niezrozumiałe jest to ogólne milczenie Narodu, tkwiącego w jakimś odrętwieniu, otępieniu, czy jak tego jeszcze nie nazwać… Tak już obrośliśmy dobrobytem, tak nam dobrze w naszym ciepełku, że zupełnie nie interesuje nas krzywda i upadlanie człowieka, czynione tak otwarcie i tak publicznie?

Niezrozumiałe jest to milczenie Narodu; niezrozumiałe jest milczenie tak zwanej unii europejskiej, tak dzielnie walczącej zawsze o praworządność – co by to słowo nie znaczyło, bo w zależności od tego, kto rządzi w danym kraju, co innego znaczy.

I wreszcie – co dla mnie, jako księdza, szczególnie jest bolesne – niezrozumiałe jest dla mnie milczenie polskiego Episkopatu! Ani ja tego nie rozumiem – i nie chcę tego zrozumieć! – ani nie rozumie tego wielu prostych, ale szczerych i prawdziwie wierzących ludzi, którzy nie owijają w bawełnę i nie stosują jakichś okrągłych słów i pokrętnych tłumaczeń na wszystko, i nie „dorabiają teologii” do tłumaczenia tego, czego nie sposób wytłumaczyć; ludzie, dla których dwa plus dwa, to cztery (myślę tu o moich Rodzicach i o Ludziach, których znam w tej Parafii i którzy są jej duchowym trzonem, wśród których się wychowałem), którzy wielokrotnie ostatnio pytali: „Gdzie w tym wszystkim jest Episkopat?! Dlaczego milczy?! Dlaczego ten kapłan został sam?!

Dlaczego Pasterze nie protestują gremialnie przeciwko temu niszczeniu Polski, jakie się obecnie codziennie dokonuje?! Dlaczego nie protestują bardzo głośno przeciwko tej walce z Kościołem, jaka już bez żadnych zahamowań prowadzona jest w Ojczyźnie Siostry Faustyny i Jana Pawła II?! Gdzie jest Episkopat?! Gdzie jest Prymas Polski?! Kto jest w ogóle Prymasem Polski?! I co się dzieje z nami, Polakami? Kto nas uśpił, kto nas tak znieczulił?

I cóż my na to, Drodzy moi – my, którzy dzisiaj jednoczymy się we wspólnym wychwalaniu Bożego Miłosierdzia? Cóż my na to? Odmówimy Koronkę? A może pięć Koronek? Na pewno trzeba. Ale to nie wystarczy. Trzeba jeszcze czegoś więcej – trzeba konkretu w słowie i w czynie! W naszej chrześcijańskiej postawie!

Przypomina mi się w tym kontekście obraz, jaki nie tak dawno przedstawił mi Lektor naszej Parafii, Karol Pawluczuk, uczestniczący już po raz któryś w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej (swoją drogą, to wielki znak nadziei, że nasza Młodzież garnie się do takich inicjatyw). Otóż, Karol opowiedział nam w rozmowie, że widział jednego z młodych Uczestników tegoż nabożeństwa, jak w trakcie marszu, w środku nocy oczywiście, trzymał on w jednym ręku różaniec, a w drugim – pęto kiełbasy, którą energicznie wcinał. Świetny widok, co?…

A nasz Profesor w Seminarium, ówczesny Krajowy Duszpasterz Środowisk Twórczych, ukazywał nam na wykładach obraz współczesnego księdza, który w jednym ręku trzyma różaniec, a w drugim – gazetę. I to tę niekoniecznie przychylną Kościołowi. Żeby się modlił, ale też żeby wiedział, o co ma się modlić.

Tak i my, Drodzy moi, w jednym ręku mamy trzymać różaniec, na którym codziennie będziemy odmawiali Koronkę do Bożego Miłosierdzia, a w drugim – kartkę z planem działania, zapisaną konkretami, punkt po punkcie, realizowanymi w naszej osobistej, rodzinnej, zawodowej, szkolnej, uczelnianej, polskiej i kościelnej codzienności. Konkretnie – punkt po punkcie. Oto jest prawdziwy kult Bożego Miłosierdzia!

Drodzy moi, pewnie nie takiej homilii odpustowej dzisiaj oczekiwaliście… Może bardziej poetyckiej, może bardziej teologicznej, a może bardziej pobożnej… Ale – wybaczcie – nie mogłem inaczej! Bo kiedy Ksiądz Proboszcz zaprosił mnie do odprawienia tegoż Odpustu i wygłoszenia tejże homilii, to od razu uświadomiłem sobie, jak wielki to dla mnie zaszczyt, jak niesamowite wyróżnienie, za które Księdzu Proboszczowi już teraz dziękuję!

Bo ja ten Odpust pamiętam od początku istnienia Parafii i tyle razy go przeżywałem wraz z Wami, a jako lektor czy alumn Seminarium włączałem się w przygotowywanie go od strony liturgicznej. Ale go jeszcze nigdy nie sprawowałem. A mam w świadomości, że w kalendarzu wydarzeń naszej Parafii ten Odpust jest jednym z ważniejszych. Dla mnie zaś ta dzisiejsza celebracja jest na miarę moich Święceń kapłańskich, czy innych wydarzeń tej rangi. Naprawdę, nie przesadzam.

I kiedy Ksiądz Proboszcz mi to zaproponował – zapewniając kilka razy, że nie żartuje, bo ja nie za bardzo mogłem uwierzyć – to od razu zacząłem myśleć o tym, co powinienem powiedzieć. I tak o tym myślałem kilka ostatnich tygodni. Ale też myślałem o tym, do kogo będę mówił – że właśnie do Swoich. I jakoś tak ciągle – w związku z tym – chodziły za mną słowa Jana Pawła II, wypowiedziane w Kielcach, w dniu 3 czerwca 1991 roku. Pamiętamy te jego słowa, bo są one do dziś przywoływane w mediach. Papież odszedł wtedy od tekstu homilii, którą miał na kartkach, a raczej wymachując nimi energicznie, mówił bardzo mocno i stanowczo:

Może dlatego mówię tak, jak mówię, ponieważ to jest moja matka – ta ziemia! To jest moja matka – ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie – wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw – zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć – trudniej odbudować! Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!”

Proszę się nie obawiać, nie mam żadnych aspiracji papieskich. Ale będąc tu dzisiaj, wśród Swoich, tak właśnie myślę, że to moja Rodzina – ta Parafia, to moje Środowisko, to moi Ludzie! I dlatego właśnie do Was przychodzę ze słowami trudnej prawdy.

Zresztą, tego się tutaj uczyłem! Nasz Ksiądz Prałat, jako Proboszcz, odkąd pamiętam – a Wy, starsi, na pewno też to pamiętacie – jak jeszcze za czasów tamtego ustroju, słusznie minionego, często wypowiadał się na jego temat w słowach, które… nie nasuwały żadnych wątpliwości. Komentując sytuację w ówczesnej Polsce i posunięcia władz – mówiąc bardzo oględnie – nie patyczkował się!

Można więc powiedzieć, że jest swoistą tradycją tej Parafii – i niech będzie zawsze stałą praktyką tego Sanktuarium – że w tej świątyni, z tej ambony, będą zawsze głoszone słowa prawdy, nawet tej najtrudniejszej: bez ogródek, bez światłocieni! Tylko i wyłącznie na zasadzie: „tak – nie”, „zero – jeden”, „plus – minus”, „czarne – białe”! I nic pośrodku! Żadnych odcieni szarości!

Bo dzisiaj już nie można inaczej! Sytuacja w najwyższym stopniu domaga się, aby kapłani i biskupi powrócili do stylu Prymasa Wyszyńskiego i mówili temu Narodowi tylko prawdę – nawet najbardziej bolesną! Bez względu na konsekwencje, a nawet na szykany! Dzisiaj już nie można inaczej! Sytuacja jest w najwyższym stopniu paląca, wręcz alarmowa!

I także z tego miejsca – dzisiaj, w tym dniu tak wyjątkowym i uroczystym – trzeba wołać z całą mocą i ja to chcę z głębi serca uczynić:

Jezu Miłosierny – ratuj Polskę!

Jezu Miłosierny – ratuj Kościół!

Jezu Miłosierny – ratuj nasze Rodziny!

Jezu Miłosierny – ratuj nas samych… przed nami samymi!

Amen

1 komentarz

  • „Misericordias Domini in aeternum cantabo” to jeden z moich ulubionych śpiewów łacińskich.
    Ikonę Jezusa Miłosiernego podarował mi nasz ksiądz Marek. 30 marca 2021 r., w Wielki Wtorek, kiedy podszedłem do niego po mszy poświęcenia olejów. Skąd wiedział, że nie mam tej ikony?
    Wczoraj oglądałem transmisję z pogrzebu papieża Franciszka. Było uroczyście i wielkanocnie.
    Pierwsze czytanie z porannej mszy w Niedzielę Wielkanocną.
    Refren antyfony na wejście ciała do Santa Maria Maggiore rozpoczął się: „Ja jestem Zmartwychwstaniem i życiem…”.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.