Szczęść Boże! Drodzy moi, Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:
►Ojciec Leszek Walendzik – Oblat, były Superior Klasztoru w Kodniu;
►Ksiądz Profesor Leszek Adamowicz z KUL – Recenzent mojego doktoratu;
►Kapłani z naszej Diecezji:
* Ksiądz Leszek Mućka,
* Ksiądz Leszek Ostas,
* Ksiądz Leszek Borysiuk,
* Ksiądz Leszek Dąbrowski,
* Ksiądz Leszek Gwardecki.
* Ksiądz Leszek Przybyłowicz
* Ksiądz Leszek Hryciuk;
►Leszek Malinowski – Kościelny w mojej rodzinnej Parafii, zwany przez wszystkich – i tak postrzegany – jako Pan Dyrektor!
Urodziny natomiast obchodzą:
►Ksiądz Rafał Jarosiewicz – pochodzący z mojej rodzinnej Parafii, Kolega z jednego Grona lektorskiego, a obecnie – Kapłan znany chyba całemu światu, chociażby z organizacji różnych spotkań charyzmatycznych o zasięgu ogólnopolskim;
►Zbigniew Chmiel – za moich czasów: Lektor w Radoryżu Kościelnym.
Z kolei rocznicę święceń kapłańskich przeżywają:
►Ksiądz Paweł Cieślik – pochodzący z mojej rodzinnej Parafii;
►Ksiądz Andrzej Wnuk – w swoim czasie: Rezydent w Celestynowie.
Wszystkim świętującym życzę Bożych mocy! I zapewniam o modlitwie!
A u mnie dzisiaj – jak to we wtorek – dyżur na Wydziałach przy ulicy Prusa, a o 17:00 – zastępstwo za Proboszcza, Księdza Leona Bobrowskiego, w Parafii w Krzymoszach. Czyli tej, w której byłem w ostatnią niedzielę.
Zapraszam teraz do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Co konkretnie chce mi wskazać? Czego ode mnie oczekuje? Duchu Święty, bądź światłem, natchnieniem i mądrością!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wtorek 7 Tygodnia Wielkanocnego,
Wspomnienie Św. Karola Lwangi i Towarzyszy, Męczenników,
3 czerwca 2025.,
do czytań: Dz 20,17–27; J 17,1–11a
CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Paweł z Miletu posłał do Efezu i wezwał starszych Kościoła. A gdy do niego przybyli, przemówił do nich:
„Wiecie, jakim byłem wśród was od pierwszej chwili, w której stanąłem w Azji. Jak służyłem Panu z całą pokorą wśród łez i doświadczeń, które mnie spotkały z powodu zasadzek żydowskich. Jak nie uchylałem się tchórzliwie od niczego, co pożyteczne, tak że przemawiałem i nauczałem was publicznie i po domach, nawołując zarówno Żydów, jak i Greków do nawrócenia się do Boga i do wiary w Pana naszego Jezusa.
A teraz, naglony Duchem, udaję się do Jerozolimy; nie wiem, co mnie tam spotka oprócz tego, że czekają mnie więzy i utrapienia, o czym zapewnia mnie Duch Święty w każdym mieście. Lecz ja zgoła nie cenię sobie życia, bylebym tylko dokończył biegu i posługiwania, które otrzymałem od Pana Jezusa: bylebym dał świadectwo o Ewangelii łaski Bożej.
Wiem teraz, że wy wszyscy, wśród których przeszedłem głosząc królestwo, już mnie nie ujrzycie. Dlatego oświadczam wam dzisiaj: Nie jestem winien niczyjej krwi, bo nie uchylałem się tchórzliwie od głoszenia wam całej woli Bożej”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
W czasie ostatniej wieczerzy Jezus podniósłszy oczy ku niebu, rzekł:
„Ojcze, nadeszła godzina! Otocz swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym, których Mu dałeś. A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa.
Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania. A teraz Ty, Ojcze, otocz Mnie u siebie tą chwałą, którą miałem u Ciebie pierwej, zanim świat powstał.
Objawiłem imię Twoje ludziom, których Mi dałeś ze świata. Twoimi byli i Ty Mi ich dałeś, a oni zachowali słowo Twoje. Teraz poznali, że wszystko, cokolwiek Mi dałeś, pochodzi od Ciebie. Słowa bowiem, które Mi powierzyłeś, im przekazałem, a oni je przyjęli i prawdziwie poznali, że od Ciebie wyszedłem, oraz uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał.
Ja za nimi proszę, nie proszę za światem, ale za tymi, których Mi dałeś, ponieważ są Twoimi. Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje, i w nich zostałem otoczony chwałą. Już nie jestem na świecie, ale oni są jeszcze na świecie, a Ja idę do Ciebie”.
Nieraz zastanawiam się, czy Paweł Apostoł nie za często – w swoim Listach, ale i w tych wypowiedziach, jakie zostały zapisane w Księdze Dziejów Apostolskich – odwołuje się do swoich doświadczeń, do swoich osobistych przeżyć, czasami jakichś odczuć i przemyśleń, jakie ma w związku z taką, a nie inną postawą swoich wiernych.
W jego wypowiedziach co i raz pojawia się właśnie owo „ja” – a chociażby dzisiaj: Wiecie, jakim byłem wśród was od pierwszej chwili, w której stanąłem w Azji. Jak służyłem Panu z całą pokorą wśród łez i doświadczeń, które mnie spotkały z powodu zasadzek żydowskich. Jak nie uchylałem się tchórzliwie od niczego, co pożyteczne, tak że przemawiałem i nauczałem was publicznie i po domach, nawołując zarówno Żydów, jak i Greków do nawrócenia się do Boga i do wiary w Pana naszego Jezusa. Co byśmy powiedzieli o takiej przemowie? No, po prostu, przechwala się, czyż nie?
A w następnych zdaniach znowu słyszymy: A teraz, naglony Duchem, udaję się do Jerozolimy; nie wiem, co mnie tam spotka oprócz tego, że czekają mnie więzy i utrapienia, o czym zapewnia mnie Duch Święty w każdym mieście. A o tych jego słowach – co byśmy powiedzieli? No, po prostu, rozczula się nad sobą, czyż nie?
Słuchajmy zatem dalej: Lecz ja zgoła nie cenię sobie życia, bylebym tylko dokończył biegu i posługiwania, które otrzymałem od Pana Jezusa: bylebym dał świadectwo o Ewangelii łaski Bożej. A o tej części jego wystąpienia co byśmy powiedzieli? No, po prostu, zgrywa bohatera, czyż nie?
I wreszcie: Wiem teraz, że wy wszyscy, wśród których przeszedłem głosząc królestwo, już mnie nie ujrzycie. Dlatego oświadczam wam dzisiaj: Nie jestem winien niczyjej krwi, bo nie uchylałem się tchórzliwie od głoszenia wam całej woli Bożej. A o tych jego stwierdzeniach – co byśmy powiedzieli? No, po prostu, znowu eksponuje siebie i swoje zasługi, czyż nie? A do tego się najprawdopodobniej myli, co komentatorzy biblijni, z jego własnych słów, wyprowadzają informację, że przynajmniej raz jeszcze pojawił się w tym miejscu i spotkał ze tamtejszymi chrześcijanami.
Jak zatem traktować całą tę dzisiejszą wypowiedź Apostoła? Czy nie za dużo w tym wszystkim owego: „ja”, owego: „moje”; owego: „mnie”?… Zwłaszcza, że ta dzisiejsza wypowiedź nie jest jedyną tego typu… Jak to rozumieć?
Z pewnością należałoby wychwycić i przeczytać wszystkie takie wypowiedzi Apostoła, a do tego przemyśleć kontekst, w jakim zostały wypowiedziane. A wtedy z pewnością natrafilibyśmy i na takie stwierdzenia Pawła, że prześladował on Kościół Boży – i dobrze o tym pamięta, i wcale się z tego nie wycofuje. I to właśnie z tego powodu sam siebie raz nazwał «poronionym płodem»! Aż tak!
A znowu w innym miejscu czytamy, że jego własne słabości tak dają mu się we znaki – nie wiemy, co miał na myśli, pisząc, że «dany mu został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby go policzkował» – że aż prosił Jezusa, aby zwolnił go z jego misji, bo nie da rady jej pełnić. Wtedy jednak usłyszał: Wystarczy ci Mojej łaski, moc bowiem w słabości się doskonali. Zatem, także i takie słowa padły… Można tu mówić o przechwalaniu się?…
Spójrzmy na te wszystkie Pawłowe wypowiedzi o sobie w kontekście słów samego Jezusa, z dzisiejszej Ewangelii: Otocz swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym, których Mu dałeś.
A także: Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania. A teraz Ty, Ojcze, otocz Mnie u siebie tą chwałą, którą miałem u Ciebie pierwej, zanim świat powstał.
I wreszcie: Ja za nimi proszę, nie proszę za światem, ale za tymi, których Mi dałeś, ponieważ są Twoimi. Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje, i w nich zostałem otoczony chwałą.
Zauważmy, że Jezus wypowiadał te słowa bezpośrednio przez Męką i Śmiercią – w czasie Ostatniej Wieczerzy – a więc wiedząc, że czekają Go takie doświadczenia, które ze wszystkim mogą się kojarzyć, ale nie ze wzrostem jakiejkolwiek chwały! Chyba, że prześladowcy przypisaliby sobie jakąś chwałę i poczucie zwycięstwa nad znienawidzonym Nauczycielem, który burzył ich plany i zagrażał – w ich mniemaniu – ich pozycji. Oczywiście, miało się okazać, że to jednak On jest zwycięzcą, ale oni wtedy tego nie wiedzieli. Zatem, w tym momencie na jakąkolwiek chwałę, oddaną przez ludzi, Jezus nie mógł liczyć. A jednak – właśnie o niej mówi.
Ale – właśnie – o czym mówi? O chwale Bożej, która w Nim zajaśnieje. O tym, że Jego chwała – to chwała Jego Ojca. I że ta chwała zajaśnieje także w Jego uczniach! Także w ten sposób, że kiedy ludzie będą doceniać Jego Apostołów i uczniów, czy okazywać im wdzięczność, to w ten sposób – przede wszystkim – ową wdzięczność i chwałę będą okazywać samemu Jezusowi i Jego Ojcu.
I tak możemy odbierać te wszystkie rzekome „przechwałki” Apostoła Pawła, które w rzeczywistości nie są przechwałkami, a szczerym i rzetelnym świadectwem o jego życiu, o jego posłudze, o jego poświęceniu i zaangażowaniu – ale także o jego błędach, niedociągnięciach, a nawet bardzo poważnych grzechach i niegodziwościach, jakich się dopuszczał, szczególnie kiedy jeszcze prześladował Kościół.
Bo Paweł o tyle mówił o sobie i na siebie wskazywał – zawsze, co wyraźnie podkreślmy, mówiąc prawdę, dobrą lub złą, ale prawdę – o ile było to częścią jego nauczania, jego misji, jego docierania do serc chrześcijan lub przyszłych chrześcijan.
My też zapewne nieraz posługujemy się tego typu argumentami – właśnie tymi, opartymi na naszej własnej postawie, na naszym własnym doświadczeniu. Bo takie argumentysą najbardziej przekonujące. Bo chyba najlepiej powołać się na to, co się samemu przeżyło, czego się samemu doświadczyło – zarówno „na plus”, jak i „na minus”. Własne doświadczenie zamyka usta przeciwnikom, bo jak zaprzeczyć czemuś, co dany człowiek sam przeżył? No, chyba, że nie przeżył, a tylko okłamuje, ubarwia… Jeżeli jednak mówi szczerze, to takie argumenty są najmocniejsze i najbardziej przekonujące!
I właśnie Paweł takich argumentów używał do wzmocnienia swojego nauczania. Nie po to – podkreślmy to mocno – żeby się przechwalać. On już był na tyle duchowo dojrzały, że takie puste przechwałki, takie próżne dogadzanie własnemu mniemaniu o sobie, naprawdę nie mogło go jakkolwiek satysfakcjonować. On był na to – właśnie – duchowo zbyt dojrzały. Natomiast w ten sposób pokazywał nam wszystkim, że całe swoje życie i całego siebie oddaje do dyspozycji Jezusa i swojej misji apostolskiej.
Czy ja mogę powiedzieć o sobie, że także oddaję swoje życie i całego siebie, i swoje wszystkie talenty i umiejętności; wszystko, co we mnie dobre i pozytywne – do dyspozycji Jezusa, dla pogłębienia swojej wiary oraz na rzecz świadectwa, dawanego wierze? Paweł – a wcześniej Jezus – tak właśnie czynili: wszystko, co mówili i robili, podporządkowali swojej życiowej misji, oddali na służbę tej misji?
Czy wszystko, co ja myślę, mówię i robię – służy mojej wierze, czy bardziej jej szkodzi? Czy potrafię szczerze mówić o swoich dobrych dokonaniach – nie po to, aby się chwalić, ale aby oddać chwałę Bogu – ale i o swoich wadach, błędach, grzechach? Czy mam odwagę zmierzyć się z pełną prawdą o sobie – i czy to jest moje świadectwo, dawane mojej wierze?…
Tak, jak to było w przypadku Patronów dnia dzisiejszego, którymi są Karol Lwanga i jego Towarzysze, Męczennicy z Ugandy. Co o nich wiemy? Co możemy powiedzieć o ich historii?
Otóż, północna część kontynentu afrykańskiego wydawała wielu Świętych do VIII wieku. Afryka Czarna, a więc Środkowa i Południowa, zetknęła się z Kościołem dopiero w połowie XIX wieku. Do Ugandy chrześcijaństwo dotarło w latach siedemdziesiątych. W 1879 roku przybyli tam – jak ich nazwano – „biali ojcowie”, a więc misjonarze z Europy, którzy spotkali się z przychylnością mieszkańców. Jednak w kilka lat później, razem z anglikańskimi misjonarzami, byli zmuszeni przez króla Mtera do opuszczenia kraju. Kiedy po jego śmierci wstąpił na tron Mwanga, rozpoczęło się krwawe prześladowanie chrześcijan.
Pierwsze prześladowanie dotknęło misję anglikańską. W miejscowości Natebe wbito na pale i żywcem spalono trzech uczniów szkockiego misjonarza, który uczył Murzynów czytać, pisać i wierzyć. Z rozkazu króla zginął następnie pierwszy anglikański biskup. Wkrótce ofiarą nienawiści padli także neofici katoliccy – wśród nich dworzanie króla.
Przez wiele dni na uwięzionych wywierano wszelkiego rodzaju presje i naciski. Wśród Męczenników było dwóch chłopców, liczących zaledwie dwanaście lat. Dnia 3 czerwca 1886 roku zapłonął stos. Zawiniętych w trzcinowe maty wyznawców Chrystusa kolejno wrzucano w płomienie. Było to w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego.
Wśród Męczenników spalono między innymi Karola Lwanga – wodza jednego z plemion, przełożonego królewskich paziów. Miał dwadzieścia pięć lat. Ciało jego palono wolno na ogniu, zaczynając od stóp.
Zgodnie z decyzją Papieża Piusa XI z 1934 roku, Święty Karol Lwanga ogłoszony został Patronem młodzieży i Akcji Katolickiej w Afryce. Został wyróżniony spośród innych dlatego, że nie tylko z uśmiechem poniósł śmierć, ale zachęcał innych do wytrwania.
Wraz z nim zginęło w ciągu tego jednego dnia, na tym samym miejscu, dwudziestu Męczenników. Dlatego dzień 3 czerwca Papież wyznaczył na ich doroczne wspomnienie. W tym gronie bohaterskich obrońców wiary znaleźli się – między innymi – pierwszy minister króla, naczelnik kilku wiosek murzyńskich, kapelmistrz królewski… Szczególne męki zastosowano wobec Macieja Kalemby, który był sędzią i namiestnikiem okręgu. Miał pięćdziesiąt lat. Doprawdy, aż trudno tu opisywać, w jak okrutny i brutalny sposób pastwiono się nad nim, licząc, że wyrzeknie się Chrystusa. Ale – wszystko na próżno!
Krew męczeńska wylana w Ugandzie nie poszła na marne, ale użyźniła czarną glebę afrykańską, pomnażając zastępy chrześcijan. Karola Lwangę i jego Towarzyszy w roku 1920 beatyfikował Papież Benedykt XV, zaś 18 października 1964 roku, w niedzielę misyjną, Papież Paweł VI wyniósł ich do chwały Świętych.
A w trakcie Mszy Świętej kanonizacyjnej, Ojciec Święty tak mówił w homilii: „Ci Męczennicy z Afryki dodają do księgi zwycięzców, to jest Martyrologium, kartę opowiadającą o bolesnych i chwalebnych zarazem wydarzeniach. Zasługuje ona w pełni, aby dołączyć ją do owych wspaniałych opowiadań starożytnej Afryki, o których my, ludzie nowożytni, z naszą małą wiarą sądziliśmy, że już nigdy nie znajdą one sobie podobnych. […]
Któż mógłby przewidzieć, iż do wielkich Męczenników i Wyznawców Afryki […] dodamy pewnego dnia tak bardzo nam drogich: Karola Lwangę, Macieja Mulumbę Kalembę oraz ich Towarzyszy. Pamięci godni są też inni, należący do wyznania anglikańskiego, którzy ponieśli śmierć dla imienia Chrystusa. Ci Męczennicy afrykańscy stanowią początek nowej epoki. Oby się nie zwróciła ku prześladowaniu i konfliktom religijnym, ale ku chrześcijańskiej i społecznej odnowie.
Oto bowiem Afryka, zroszona krwią tych Męczenników, pierwszych w nowożytnej epoce – oby Bóg sprawił, by byli ostatnimi, skoro tak wspaniała jest i cenna ich ofiara – odradza się jako wolna i niepodległa. Zbrodnia, jakiej dopuszczono się na osobach świętych, jest tak haniebna, a zarazem znamienna, iż daje jasne i pewne podstawy dla moralnego kształtowania się nowego ludu, dla budowania jego duchowej tradycji, dla symbolicznego jakby ukazania i przyspieszenia przejścia z okresu kultury dawnej, nie pozbawionej wprawdzie najlepszych walorów ludzkich, ale słabej, skażonej i jakby zniewolonej przez samą siebie – do takiej kultury społecznej, która zmierza do coraz bogatszych osiągnięć ducha i wyższych form życia społecznego.” Tyle Papież Paweł VI.
A my, wpatrzeni w świetlany przykład świętości Męczenników z Ugandy, ale też zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się raz jeszcze, czy wszystko, co myślimy, mówimy i robimy – jest świadectwem naszej wiary?…
Dzisiejszy psalm responsoryjny: „Obfity deszcz spuściłeś, Boże, na dziedzictwo swoje,
a gdy było zmęczone od pracy, wzmocniłeś je”. (Psalm 67(68):10) – echa sekwencji zielonoświątkowej:
„Cichy odpoczynek od pracy, świeży powiew w parny dzień, w płaczu pociecha” oraz z hagiografią dzisiejszych patronów, męczenników z Ugandy. Oni przeszli przez tortury (spalenie żywcem na wolnym ogniu) i weszli do chwały Bożej.