Cuda są możliwe!

C

Szczęść Boże! Drodzy moi, pozdrawiam Was z Lublina, skąd jeszcze przed południem wyruszę do Szklarskiej Poręby, gdzie jutro, o 12:00, odbędzie się pogrzeb ś.p. Pana Karola Orłowskiego, który – jak wspomniałem – odszedł niespodziewanie w ostatnią sobotę. Powrót planuję w piątek.

W trakcie długiej drogi tam i z powrotem, ale także w trakcie spaceru moją ulubioną trasą, na który to spacer mam nadzieję znaleźć czas jutro – będę modlił się za Was! Polecam Waszym modlitwom Pana Karola – o wieczne zbawienie – oraz Jego Rodzinę, o nadzieję i wsparcie.

Teraz natomiast już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co Pan konkretnie mówi dziś do mnie? Jakie osobiste przesłanie kieruje do mnie w dniu dzisiejszym? Duchu Święty, rozjaśnij umysły i otwórz nasze serca!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Święto Św. Brygidy, Zakonnicy, Patronki Europy,

23 lipca 2025., 

do czytań z t. VI Lekcjonarza: Ga 2,19–20; J 15,1–8

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO GALATÓW:

Bracia: Ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża.

Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.

Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was.

Trwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeżeli nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.

Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie.

Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni.

Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami”.

Patronka dnia dzisiejszego, Brygida urodziła się w 1303 roku w Szwecji. Była spokrewniona ze szwedzką dynastią królewską. Rodzina Brygidy była bardzo religijna. Ojciec co tydzień przystępował do Sakramentu Pokuty i do Komunii Świętej. Odbył także podróż do Hiszpanii na grób Świętego Jakuba w Compostelli.

Sama zaś Brygida – jak czytamy w jej życiorysach – miała od dziecka cieszyć się oznakami szczególnej przyjaźni Pana Jezusa. Kiedy miała siedem lat, ukazała się jej Najświętsza Maryja Panna i złożyła na jej głowie tajemniczą koronę. Kiedy miała lat dziesięć, zjawił się jej Chrystus na Krzyżu. Na widok Męki Pana Jezusa Brygida miała zareagować wielkim przejęciem.

Kiedy miała dwanaście lat, zmarła jej matka. Wtedy to ojciec oddał ją na wychowanie do swojej krewnej, na zamek w Aspanas. Surowy tryb życia, jaki na zamku wprowadziła owa krewna, odpowiadał Brygidzie, która chciała cała należeć do Chrystusa. Tam też, wbrew swojej woli, została wydana w czternastym roku życia za mąż – za dziewiętnastoletniego Ulfa Gotmarssona.

Po ślubie przeniosła się na zamek męża. Chociaż przeżyła to bardzo boleśnie, bo zamierzała żyć w dziewictwie, to jednak starała się w całym tym wydarzeniu dostrzec wolę Bożą, dlatego też stała się dla męża najlepszą i oddaną żoną – co on z kolei potrafił odwzajemnić. Zapewne dlatego żyli szczęśliwie razem dwadzieścia osiem lat.

Pałac Brygidy należał do najświetniejszych w kraju. Było w nim zawsze bardzo wielu gości. Brygida dbała o to, by wszyscy wchodzący w jej progi czuli się dobrze. Kierowała domem i gospodarstwem wzorowo, dbała o służbę, z którą codziennie odmawiała pacierze. Nie pozwalała także na żadne niestosowne i zbyt swobodne zachowania. Szczególnie jednak była oddana mężowi, okazując mu przywiązanie i opiekę. Małżeństwo doczekało się czterech synów i czterech córek.

Na wychowawców dla swoich dzieci dobierała Brygida pedagogów o odpowiednim wykształceniu i głębokiej wierze. Każde dziecko miało inny charakter i temperament. Trzeba było ze strony matki wiele subtelności, by uszanować ich osobowość, a nie dopuścić do wypaczenia charakterów. Obowiązek ten spoczywał głównie na niej, bowiem mąż był często poza domem, zajęty sprawami publicznymi.

Wśród tak licznych zajęć rodzinnych, nasza Patronka nie zaniedbała troski także o własną duszę. Miała swego kierownika duchowego. Na jej prośbę jeden z kanoników katedry, Maciej, przetłumaczył Pismo Święte na język szwedzki, by mogła się ona w nim rozczytywać. Na jej życzenie kanonik ten ułożył również komentarze do Pisma Świętego.

W 1332 roku Brygida została powołana na dwór króla Magnusa II w charakterze ochmistrzyni. Korzystając z osobistego majątku, jak też z majątku króla, nad którym otrzymała zaszczytny zarząd, hojnie wspierała kościoły, klasztory i ubogich. W intencji uproszenia błogosławieństwa Bożego dla całej rodziny, udała się wraz z mężem na grób Świętego Jakuba Apostoła do Compostelli. Pielgrzymka trwała rok. Towarzyszył im spowiednik, który później opisał całą podróż. Niedługo po powrocie z pielgrzymki, małżonek Brygidy zmarł. Było to w lutym 1344 roku.

Wtedy Brygida postanowiła oddać się wyłącznie służbie Bożej i pełnieniu dobrych uczynków. Długie godziny poświęcała modlitwie. Mnożyła akty umartwienia i pokuty. Naglona objawieniami, pisała listy do możnych tego świata, napominając ich w imię Boże. Królowi szwedzkiemu i zakonowi krzyżackiemu przepowiedziała kary Boże, które też niebawem na nich spadły. W 1352 roku wezwała Papieża Innocentego VI, aby powrócił do Rzymu. To samo wezwanie skierowała w imieniu Chrystusa do jego następcy, Papieża Urbana V, a następnie – do Grzegorza XI.

Była hojną dla fundacji kościelnych i charytatywnych. Dom jej stał zawsze otworem dla potrzebujących. Za poparciem króla, który na ten cel ofiarował znaczną posiadłość, i za zezwoleniem Stolicy Apostolskiej, Brygida założyła nową rodzinę zakonną pod nazwą Najświętszego Zbawiciela, zwaną często „brygidkami”. Jej córka, Święta Katarzyna, w roku 1374, została jego pierwszą opatką.

W roku 1349, udała się nasza Patronka do Rzymu, by uzyskać odpust z okazji roku jubileuszowego 1350. Chodziło jej również o zatwierdzenie reguł swojego zakonu. Tam też założyła jeden z klasztorów nowego zgromadzenia.

A korzystając ze swojej obecności w Italii, przewędrowała wraz z córką cały kraj, nawiedzając pieszo ważniejsze ówczesne sanktuaria. Do Rzymu powróciła dopiero w 1363 roku. W 1372 roku udała się z pielgrzymką do Ziemi Świętej. Miała już wówczas siedemdziesiąt lat. Po powrocie do Rzymu, wyczerpana pracą, zmarła 23 lipca 1373 roku – w dniu, który przepowiedziała.

W jej pogrzebie wzięły udział tłumy wiernych. Była to prawdziwa manifestacja i prawdziwy hołd, jaki jej Rzym złożył. Kroniki głoszą, że w czasie pogrzebu Brygidy wielu chorych zostało uzdrowionych. Jej ciało sprowadzono do Szwecji, gdzie złożono w klasztorze przez nią założonym. Dzięki staraniom córki, Świętej Katarzyny, Brygida została kanonizowana już w 1391 roku. Kiedy jednak Szwecja przeszła na protestantyzm w 1595 roku, relikwie Świętej zaginęły bezpowrotnie.

1 października 1999 roku, Papież Jan Paweł II ogłosił Świętą Brygidę Współpatronką Europy – razem ze Świętą Katarzyną ze Sieny i Świętą Teresą Benedyktą od Krzyża.

Słuchając słowa Bożego, przeznaczonego na dzisiejsze Święto, trudno nie zwrócić uwagi na to, co Jezus powiedział dzisiaj w Ewangelii: Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie.

Słowa te jakoś mocno ciągle rezonują w moim myśleniu i w postrzeganiu także mojej kapłańskiej posługi. Bo kiedy stwierdzam bezowocność – tak mi się przynajmniej nieraz wydaje – wielu działań duszpasterskich, które podejmuję, i kiedy zastanawiam się nad przyczynami takiego stanu rzeczy, to właśnie te słowa mi się od razu przypominają.

Jest to niewątpliwą zasługą Ojca Jana, mojego duchowego Kierownika, który w trakcie którychś Rekolekcji kapłańskich, jakie przeżywałem w Kodniu, właśnie te słowa przywołując powiedział bardzo stanowczo, że Jezus obiecał tym, którzy w Nim trwają, że ich działania będą przynosiły owoce. Tak będzie – to Ojciec Jan mocno podkreślił – bo Jezus tak obiecał! A jeżeli sam Jezus tak obiecał, to znaczy, że tak po prostu będzie. Bo On sobie z nas na pewno nie żartuje.

Zatem – idąc dalej w rozważaniach – jeżeli dzisiaj tak wielu chrześcijan, także duszpasterzy, narzeka na małą „skuteczność” podejmowanych działań i modlitw; jeżeli w ogóle widzimy taką małą „skuteczność” oddziaływania chrześcijaństwa na życie dzisiejszego człowieka i na bieg spraw na świecie, w Kościele, w Polsce, w naszych lokalnych społecznościach – a także wreszcie: w naszych rodzinach – to trzeba przyczyn takiego stanu rzeczy szukać w sobie: w swojej własnej wierze! Albo – w niewierze. W swoim osobistym związku, owej intymnej więzi z Jezusem – tak intensywnej, jak intensywnie gałązka oliwna może trwać w winnym krzewie.

Jeżeli zatem w mojej kapłańskiej posłudze wciąż jeszcze tyle rzeczy nie wychodzi, tyle wciąż potknięć, niepowodzeń i rozczarowań, to właśnie ja, jako kapłan, od tylu już lat pełniący swoją posługę, muszę odważnie postawić sobie to pytanie, czy przyczyna takiego stanu rzeczy nie tkwi przypadkiem we mnie samym?

Bo może rozglądam się za przeróżnymi przyczynami takiego stanu rzeczy, które to przyczyny z pewnością szybko i jednym tchem wskażą i odpowiednio skomentują przeróżni doradcy i moralizatorzy, domorośli – często także medialni – „reformatorzy” Kościoła, którzy chociaż z Kościołem często nie mają nic wspólnego, to jednak zawsze mają dla niego dużo dobrych porad i „jedynie słusznych” wskazań.

I to oni będą w swoich wypowiedziach wskazywali na różne uwarunkowania i okoliczności, zachodzące w samym Kościele, jak i w odniesieniu do niego; różne procesy socjologiczne, także uwarunkowania polityczne, społeczne, i jakich by tu jeszcze nie wymienić, a wytłumaczenie może być zaskakująco proste i porażające w swojej treści: brak wiary! Albo – słaba wiara. Wciąż jeszcze słaba, za słaba, aby mogła przynosić owoce.

I naprawdę nie mówię tutaj o tym teraz, żeby z każdej strony oczekiwać zaprzeczeń, że „absolutnie tak nie jest, bo jest Ksiądz świetnym księdzem, gdzieżby tam mówić o słabej wierze!” Naprawdę, nie o kokieterię tu chodzi, ale o pytanie, co jeszcze mogę zrobić – co w ogóle mogę zrobić – aby tę moją więź z Jezusem wzmocnić. Bo ona ciągle chyba jest zbyt luźna, zbyt zależna od nastroju i humoru, od okoliczności zewnętrznych i nastawień wewnętrznych.

A wydaje się, że kryterium, według którego można będzie ocenić stopień intensywności owej więzi, są te oto słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami.

I nie dlatego się spełni, że Pan będzie realizował chwilowe kaprysy i zachcianki, ale dlatego, że człowiek, pozostający w mocnej, osobistej, wręcz intymnej więzi z Jezusem – zaczyna po Jezusowemu myśleć i dostrzegać, co jest naprawdę ważne, a co tylko pozornie. Chodzi zatem o osiągnięcie takiego stanu, który Święty Paweł, w dzisiejszym pierwszym czytaniu, wyraził w słowach: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.

Dlatego taki mocno związany z Jezusem człowiek będzie prosił o to, co ważne, chociaż jest też prawdą, że Pan czyni niespodzianki takim swoim umiłowanym przyjaciołom, którym bardzo zależy, żeby być z Nim jedno. A te niespodzianki, to – takim zwyczajnym, ludzkim językiem mówiąc – po prostu cuda! Tym bardziej cudowne, że niejednokrotnie niespodziewane!

Pan ich naprawdę nie szczędzi! Także dzisiaj, w naszych czasach! Także nam – tak, właśnie nam! Ale oczekuje z naszej strony tego dobrego nastawienia i pragnienia bliskości z Nim, dążenia ze wszystkich sił do wzmacniania tej jedności – tego, że będzie nam osobiście bardzo zależało na tej więzi i będziemy się o nią autentycznie i wytrwale starać!

A wtedy okaże się, że jednym z tych cudów będą piękne i trwałe owoce naszej posługi, naszej pracy, naszych starań i zabiegów, naszych modlitw… Wspaniały przykład daje nam w tym względzie Patronka dnia dzisiejszego.

Dajmy się zatem przekonać Jezusowi, dajmy się przekonać Świętemu Pawłowi i Świętej Brygidzie, że jest możliwa taka więź z Jezusem, że jest możliwa taka prawdziwa przyjaźń – że są możliwe piękne owoce modlitwy i pracy. Że są możliwe cuda!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.