Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Szymon Dudek – Lektor w mojej rodzinnej Parafii, studiujący i pracujący obecnie w Lublinie, Członek FORMACJI «SPE SALVI», Człowiek życzliwy, serdeczny i otwarty, żyjący wiarą na co dzień! Szymon jest Twórcą i Moderatorem strony internetowej naszego Duszpasterstwa Akademickiego. Dziękując za dobre serce i ogromną życzliwość – życzę zrealizowania się w Jego życiu wszystkich planów, jakie wobec Niego ma Niebo! Zapewniam o modlitwie. Nie tylko dzisiaj!
Drodzy moi, ja dzisiaj do południa pomagam duszpastersko w Parafii Konstantynów – na zaproszenie Proboszcza, Księdza Mariusza Szyszko, potem na chwilę spotkanie w Domu rodzinnym. Natomiast o 18:00, w Kościele Świętego Józefa w Siedlcach, odprawię Mszę Świętą dziękczynną za wielotnią posługę Pani Doktor Bożeny Piechowicz jako Rektor Akademii Nauk Stosowanych MAZOVIA w Siedlcach.
Natomiast o 20:00 – Msza Święta w Duszpasterstwie Akademickim, po niej zaś Różaniec, a po nim – szybka „burza mózgów” w sprawie reaktywowania naszej małej grupki formacyjnej BANDA «CZARNEGO», uruchomionej przed wakacjami. Musimy znaleźć termin wspólnych spotkań. Natomiast cieszę się, że do tej Grupy dołączył Leonard Balas, przybyły do nas z Warszawy.
Takie plany na dziś – jeżeli Pan nie ma nic przeciwko temu.
Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
28 Niedziela zwykła, C,
12 października 2025.,
do czytań: 2 Krl 5,14–17; 2 Tm 2,8–13; Łk 17,11–19
CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Wódz syryjski Naaman, który był trędowaty, zanurzył się siedem razy w Jordanie, według słowa proroka Elizeusza, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony.
Wtedy wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem. A teraz zechciej przyjąć dar wdzięczności od twego sługi”.
On zaś odpowiedział: „Na życie Pana, przed którego obliczem stoję, nie wezmę!” Tamten nalegał na niego, aby przyjął, lecz on odmówił.
Wtedy Naaman rzekł: „Jeśli już nie chcesz, to niechże dadzą twemu słudze tyle ziemi, ile para mułów unieść może, ponieważ odtąd twój sługa nie będzie składał ofiary całopalnej ani ofiary krwawej innym bogom, jak tylko Panu”.
CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TYMOTEUSZA:
Najmilszy: Pamiętaj na Jezusa Chrystusa, potomka Dawida. On według Ewangelii mojej powstał z martwych. Dla niej znoszę niedolę aż do więzów jak złoczyńca; ale słowo Boże nie uległo skrępowaniu. Dlatego znoszę wszystko przez wzgląd na wybranych, aby i oni dostąpili zbawienia w Chrystusie Jezusie razem z wieczną chwałą.
Nauka to zasługująca na wiarę: Jeżeliśmy bowiem z Nim współumarli, wespół z Nim i żyć będziemy. Jeśli trwamy w cierpliwości, wespół z Nim też królować będziemy. Jeśli się będziemy Go zapierali, to i On nas się zaprze. Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Stało się, że Jezus zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei.
Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami”.
Na ich widok rzekł do nich: „Idźcie, pokażcie się kapłanom”. A gdy szli, zostali oczyszczeni.
Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin.
Jezus zaś rzekł: „Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec”.
Do niego zaś rzekł: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła”.
Niesamowity przekaz płynie do nas z dzisiejszych czytań mszalnych. Niesamowicie aktualny – szczególnie chyba w obecnym czasie. Ale nie tylko w tym obecnym, bo i w czasach Jezusa – jak słyszymy – ludzie mieli problem z wyrażaniem wdzięczności za otrzymane dobro. Oto Ewangelista Łukasz przedstawia nam historię dziesięciu trędowatych, którzy zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami”. Na ich widok rzekł do nich: „Idźcie, pokażcie się kapłanom”. A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin.
Jak na to zareagował Jezus? To też dokładnie słyszymy. Otóż, zapytał: Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec. I to właśnie do niego powiedział: Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła.
Nie wiemy, jak mamy dokładnie rozumieć te słowa. W końcu, to dziesięciu zostało uzdrowionych, ale Jezus tylko do tego jednego powiedział, iż uzdrowiła go jego wiara. To co uzdrowiło tamtych dziewięciu? Zapewne też wiara, bo gdyby jej zupełnie nie mieli, to nie prosiliby do Jezusa o pomoc. Skoro jednak prosili, to musieli wierzyć, że zostaną uzdrowieni. Czego im zatem zabrakło? Odpowiedź wydaje się oczywista: wdzięczności! I wiary w Jezusa – jako Syna Bożego. Jako Boga – po prostu.
Komentatorzy biblijni zwracają uwagę, że ten jeden uzdrowiony, który powrócił do Jezusa, aby podziękować, de facto nie wypełnił polecenia, zapisanego w Prawie Mojżeszowym, a powtórzonego tu przez Jezusa, iż wszyscy mają się pokazać kapłanom. Tak, bo to właśnie kapłani starotestamentalni – według przepisów wspomnianego Prawa Mojżeszowego – mieli prawo i obowiązek oceniać, czy dany człowiek jest naprawdę chory na trąd, co wyłączało go ze społeczności i skazywało na życie w oddaleniu, czy jednak nie jest chory, albo nie jest już chory, dlatego może wrócić.
I właśnie bohaterowie dzisiejszej Ewangelii – jeszcze będąc praktycznie chorymi – wyruszyli do kapłanów i w drodze stwierdzili, że są zdrowi. A wówczas jeden, czyli Samarytanin (jak się okazało) natychmiast zawrócił, by oddać chwałę… no, właśnie, komu? On wrócił do Jezusa! Nie dotarł do kapłanów, ale wrócił do Jezusa. Wielce prawdopodobne, że pozostali uzdrowieni dotarli do kapłanów i kiedy ci stwierdzili ich powrót do zdrowia – bo cóż innego w takiej sytuacji mogli stwierdzić – to ci udali się do świątyni, aby tam oddać chwałę Bogu. Tego nie wiemy.
Chociaż powinni wrócić do Jezusa, gdyż to Jego przecież prosili o zdrowie. I od Niego je otrzymali. A jednak – nie wrócili. Tylko Samarytanin wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. I Jezus przyjął to podziękowanie, mówiąc o pozostałych dziewięciu, że żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu.
Zwróćmy uwagę: Jezus nie powiedział, że żaden z tych dziewięciu nie podziękował Jemu – jako Jemu, Jezusowi – ale że żaden z nich nie oddał chwały Bogu! Czyli – okazanie wdzięczności Jezusowi to oddanie czci Bogu. Nie ma więc już potrzeby udawania się do świątyni – tak należy to rozumieć – bo to Jezus teraz jest znakiem Boga, jest wcielonym Bogiem, dlatego to właśnie z Jezusem powinni rozmawiać o tym, co się dokonało i to Jemu oddać chwałę – jako Bogu!
Ale w to najpierw trzeba było uwierzyć, a ta sztuka udała się tylko temu jednemu codzoziemcowi… I to On oddał chwałę Bogu – podziękował Bogu.
Podobnie, jak syryjski wódz Naaman – znowu, zauważmy, cudzoziemiec – który na fakt uzdrowienia go także z trądu, zareagował podobnie, jak Samarytanin z Ewangelii. Bo wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem. A teraz zechciej przyjąć dar wdzięczności od twego sługi”.
Tym mężem Bożym był Prorok Elizeusz, który od samego początku tej historii wyraźnie i konsekwentnie dystansował się od wszystkiego, co choćby zasugerowałoby Naamanowi i wszystkim wokół, iż to on, Prorok, jest sprawcą uzdrowienia. Dlatego kiedy Naaman stanął przed jego domem – o czym dzisiaj nie słyszymy, ale warto o tym przeczytać w Drugiej Księdze Królewskiej – to nawet do niego nie wyszedł, tylko przez sługę kazał mu się obmyć siedem razy w Jordanie.
To polecenie i sposób jego wyrażenia bardzo wzburzyły Naamana – do tego stopnia, że nie chciał tego zrobić i zamierzał wracać, nawet nie uzyskawszy uzdrowienia. Na szczęście, rozsądni słudzy uspokoili go i namówili, by dokonał tak łatwej w sumie do wykonania rzeczy, jak obmycie w rzece. I dokonał. I wyzdrowiał.
I właśnie to, co dziś słyszymy, to opis wydarzeń, jakie nastąpiły zaraz potem, po uzdrowieniu: dumny wódz obcego państwa korzy się przed Bogiem Izraela, uznając Go za prawdziwego Boga, a tę wdzięczność chce złożyć na ręce Proroka, który jednak… nie chce jej przyjąć! Wyraźnie słyszymy, że Prorok odpowiedział: „Na życie Pana, przed którego obliczem stoję, nie wezmę!” Tamten nalegał na niego, aby przyjął, lecz on odmówił. I tak już pozostało – Prorok zdania nie zmienił.
Natomiast – przeczytajmy dalej tę historię w Piśmie Świętym – jego sługa „połasił się” na dary Naamana, poprosił o nie (rzekomo w imieniu Proroka, co jednak było nieprawdą), dlatego cały trąd Naamana niejako przeszedł na niego. Bo tak się właśnie stało. Prorok natomiast nie przyjął daru wdzięczności, bo wiedział, że ta wdzięczność nie jemu się należy, tylko Bogu. Wystarczyło zatem, by Naaman uznał Boga JAHWE za swego Boga. Co zresztą się stało.
Jezus natomiast przyjmuje hołd wdzięczności, bo jest Bogiem. I mówi Samarytaninowi – raz jeszcze zwróćmy na to uwagę – Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła, co sugerowałoby, że ten właśnie człowiek otrzymał coś więcej, niż dziewięciu pozostałych. Komentatorzy biblijni wskazują, że było to uzdrowienie duchowe, a nie tylko fizyczne uzdrowienie z trądu.
Ten cudzoziemiec w jakiś sposób został bardziej obdarzony, został ubogacony także duchowo, co oczywiście trudno jest jakoś zmierzyć i opisać ludzkimi kategoriami. To już on sam mógłby opowiedzieć, jak to konkretnie wyglądało, ale tego na kartach Ewangelii już nie znajdziemy. Muszą nam wystarczyć te słowa Jezusa, które dziś słyszymy.
Natomiast wszystko to, co tu sobie mówimy, jest dla nas bardzo mocnym i konkretnym przypomnieniem o potrzebie okazywania wdzięczności Bogu za cały bezmiar dobra i łask, jakie od Niego ciągle otrzymujemy. I powiedzmy tu sobie od razu jasno i szczerze, że nie jest z tym dobrze. Przyznajmy sami – jak często w naszych modlitwach pojawia się podziękowanie? Gdyby tak próbować wyliczyć procentowo, to jaki procent naszych modlitw to podziękowanie, a jaki: przeproszenie za grzechy; a jaki: uwielbienie Boga: a jaki wreszcie – prośba? Czy ten ostatni to nie jest największy: osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt, a może nawet sto procent naszych modlitw to prośby?
Jak często dziękujemy Bogu? Tak konkretnie: kiedy ostatnio tak świadomie i z serca za coś Bogu podziękowaliśmy? I jeśli już – to za co? A jeżeli nie podziękowaliśmy, albo robimy to za rzadko, to może od dzisiaj trzeba coś zmienić? Bo my często zauważamy i osobiście odczuwamy – bo to nas bardzo porusza i boli – że ktoś nam nie podziękował za dobro z naszej strony. Niestety, musimy to sobie jasno powiedzieć, że mamy z tym problem także w naszych relacjach międzyludzkich.
I tu wcale nie chodzi o zachowania dzieci, które przecież mądrzy rodzice uczą tej podstawowej triady: „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”. Tak, również: „dziękuję”. Dlatego wspomniani mądrzy rodzice w każdej sytuacji, w której dadzą coś dziecku, albo jakieś dobro mu okażą lub sprawią, a dziecko je przyjmie i bez słowa odchodzi, pytają: „A co się mówi?” I dziecko zwykle reflektuje się, mówiąc: „Dziękuję” – czasami nawet lekko zawstydzone…
Ale co powiedzieć na to, kiedy taką rażącą niewdzięczność okazują ludzie wykształceni, z tytułami naukowymi, albo członkowie wspólnot religijnych, zaangażowani w sprawy Boże na różnych frontach – w tym także, niestety, księża – którzy innych pouczają w kwestiach wiary lub chrześcijańskich postaw, albo kształtują umysły młodych i nie tylko młodych ludzi przez nauczanie lub sprawowanie jakichś wysokich urzędów lub stanowisk, a „wykładają” się na takich podstawowych sprawach, jak właśnie zwykłe „dziękuję”, którego niestety z ich strony brakuje…
Przyznajmy, że naszych międzyludzkich relacjach – żeby to raz jeszcze z mocą podkreślić – mamy z tym problem. Mamy z tym problem w naszych rodzinach, w naszych wspólnotach, nawet wśród osób bardzo sobie bliskich. Jak często wydaje się temu, który coś otrzymał od drugiego, że… powinien to otrzymać, że tak powinno być, że to nic takiego nadzwyczajnego… Albo nawet może nie zauważa tego, że ktoś się dla niego poświęca i coś dobrego dla niego robi! To bardzo boli! To okrutnie boli! I mówię to z własnego doświadczenia…
Dlatego naprawdę – uwierzcie – staram się nie ominąć żadnej sytuacji, w której powinienem podziękować komuś za coś, by to uczynić. Wiem, że nie zawsze z tym „nadążam”, nie zawsze jestem w stanie nawet zauważyć każde dobro, ale naprawdę się staram. I nie mówię tego tutaj po to, by podkreślać siebie czy wskazywać na siebie, ale by podzielić się z Wami moim doświadczeniem pracy z ludźmi, w tym także – z młodymi ludźmi.
Jest to często trudne doświadczenie – właśnie owego braku wdzięczności, które powodowało, że nieraz chciałem wycofać się z niektórych swoich zaangażowań. Ale mój Kierownik duchowy, Ojciec Jan Klubek, Oblat z Kodnia, zawsze mi powtarza, że po prostu nie wolno mi tego zrobić. I powołuje się przy tym na ten dzisiejszy fragment Ewangelii, mówiąc, że Jezus zauważył ten brak wdzięczności Bogu ze strony owych dziewięciu, ale nie odebrał im łaski uzdrowienia i nie zmienił swojego stylu działania. Tak i ja mam – mówi mi Ojciec Jan – widzieć takie rzeczy i jakoś umiejętnie wplatać je w swoje nauczanie, ale swoją posługę spełniać bezinteresownie, nie uzależniając jej od tego, czy ktoś mi za nią podziękuje, czy nie.
Mam natomiast każdą taką sprawę oddawać Bogu. A wtedy… właśnie! Przypomina mi się, ileż to razy ja sam zapominałem o wdzięczności wobec Niego, czyli wobec Boga, za tyle dobrodziejstw, jakimi mnie obdarza. I że sam także za mało – zdecydowanie za mało – w swoich modlitwach dziękuję! Dlatego nie mogę mieć pretensji do ludzi, że oni za mało dziękują, albo w ogóle nie dziękują…
W tym kontekście Paweł Apostoł zwraca się dzisiaj do swojego umiłowanego ucznia, młodego Biskupa Tymoteusza, ze słowami: Pamiętaj na Jezusa Chrystusa, potomka Dawida. On według Ewangelii mojej powstał z martwych. Dla niej znoszę niedolę aż do więzów jak złoczyńca; ale słowo Boże nie uległo skrępowaniu. Dlatego znoszę wszystko przez wzgląd na wybranych, aby i oni dostąpili zbawienia w Chrystusie Jezusie razem z wieczną chwałą.
Paweł wyraźnie wskazuje tu na swoje osobiste poświęcenie. Używa bardzo ciekawego zestawienia pojęć, iż sam «znosi więzy jak złoczyńca», aby słowo Boże nie uległo skrępowaniu, aby mogło się ono bez przeszkód rozchodzić po całym świecie. Za cenę jego poświęcenia. I chociaż nie mówi tu wprost o wdzięczności, to jednak bardzo znacząco brzmi to wezwanie: Pamiętaj na Jezusa Chrystusa…
Drodzy moi, weźmy sobie te słowa do serca – to krótkie wezwanie: Pamiętaj na Jezusa Chrystusa… Pamiętaj o Nim; pamiętaj o wszystkim, co dla Ciebie zrobił i wciąż robi – i pamiętaj, żeby Mu za to podziękować! Aby Mu codziennie za to dziękować! A z tego na pewno zrodzi się naturalna potrzeba, aby podziękować także drugiemu człowiekowi.
I niech to będzie takie konkretne postanowienie na dzisiaj – i od dzisiaj: dziękować Jezusowi i dziękować drugiemu… Za co tylko się da! Ale nie na zasadzie: „Dziękuję Ci za wszystko”, bo to z reguły jest podziękowaniem… za nic. Nazywajmy konkretnie to dobro, za które dziękujemy, aby ten drugi widział, że dostrzegamy i doceniamy jego konkretne poświęcenie.
I tak samo dziękujmy Jezusowi: za konkretne dobro, chociaż w tym przypadku to nie Jezusowi potrzebne jest to dostrzeżenie, ale nam samym, byśmy widzieli, jak Jezus dużo dla nas czyni każdego dnia. A właściwie – to w każdej sekundzie naszego życia! Bo już ta każda sekunda naszego życia – to jest przecież dar od Boga, który w każdej sekundzie podtrzymuje nas w istnieniu. Kiedy za to chociażby dziękowaliśmy ostatnio Bogu?… Właśnie…
Widzimy zatem, że mamy za co dziękować – i Bogu, i ludziom. Dlatego DZIĘKUJMY, DZIĘKUJMY, DZIĘKUJMY! Aż do przesady? – ktoś zapyta. Nie obawiajmy się! W tym nie da się przesadzić! Jeżeli mówimy o szczerym podziękowaniu, to takiego nigdy za dużo!
Panie Boże, dziękuję Ci za uzdrowienie mojego bólu kolana.
Mamo Maryjo, Matko Boża, dziękuję Ci za Twoje dobre i otwarte Serce. Dziękuję Ci, że nie opuściłaś mnie w nocy, pomimo mojego grzechu nierządu.