Szczęść Boże! Drodzy moi, w dniu wczorajszym swoje urodziny obchodził Michał Szczypek, z byłej Wspólnoty młodzieżowej z Trąbek. Życzę błogosławieństwa Bożego Dziecięcia na każdy dzień. I o to chcę się modlić.
A jednocześnie, serdecznie dziękuję za wszystkie życzenia, wyrazy życzliwości i pamięci oraz zapewnienia o modlitwie, które różnymi drogami docierały do mnie w tych dniach – i ciągle jeszcze docierają. Wszystkie je odwzajemniam moimi najlepszymi życzeniami i szczerą modlitwą. W najbliższych zaś dniach – u Matki Bożej Kodeńskiej – odprawię Mszę Świętą za Tych, którzy mi dobrze w tych dniach życzą.
Drodzy moi, przed Świętami dotarła do nas wiadomość o mianowaniu Księdza Marka – przez Księdza Biskupa Romualda Kamińskiego, Pasterza Diecezji Warszawsko – praskiej – Kanonikiem honorowym Kapituły Konkatedralnej w Warszawie na Kamionku. Do tej pory Ksiądz Marek miał tak zwany przywilej rokiety i mantoletu – to taki tytuł, który istnieje w kilku tylko Diecezjach. Teraz już jest prawdziwym KANONIKIEM – jak się patrzy! Gratulujemy!
Teraz zaś pozdrawiam z Lublina i już wyruszam do Parafii Świętego Jana Kantego, gdzie przez cały dzień będę głosił homilie. Jeśli ktoś chce być ze mną i łączyć się w modlitwie, to zapraszam:
https://www.youtube.com/c/parafiaswjanakantegowlublinie
Transmisje Mszy Świętych o godzinach: 8:30, 10:00, 11:30, 13:00, 18:00 i 20:00. Zapraszam!
Tymczasem, zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka – Kanonika – na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co tak szczególnie mocno chce nam dzisiaj powiedzieć Pan? Wzywajmy światła i natchnienia Ducha Świętego!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty.
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Święto Św. Szczepana, Pierwszego Męczennika,
26 grudnia 2025.,
do czytań z t. VI Lekcjonarza: Dz 6,8–10;7,54–60; Mt 10,17–22
CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Szczepan, pełen łaski i mocy, działał cuda i znaki wielkie wśród ludu. Niektórzy zaś z synagogi, zwanej synagogą Libertynów i Cyrenejczyków, i Aleksandryjczyków, i tych, którzy pochodzili z Cylicji i z Azji, wystąpili do rozprawy ze Szczepanem. Nie mogli jednak sprostać mądrości i Duchowi, z którego natchnienia przemawiał.
Gdy usłyszeli to, co mówił, zawrzały gniewem ich serca i zgrzytali zębami na niego.
A on pełen Ducha Świętego patrzył w niebo i ujrzał chwałę Bożą i Jezusa, stojącego po prawicy Boga. I rzekł: „Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga”.
A oni podnieśli wielki krzyk, zatkali sobie uszy i rzucili się na niego wszyscy razem. Wyrzucili go poza miasto i kamienowali, a świadkowie złożyli swe szaty u stóp młodzieńca, zwanego Szawłem.
Tak kamienowali Szczepana, który modlił się: „Panie Jezu, przyjmij ducha mego!” A gdy osunął się na kolana, zawołał głośno: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu”. Po tych słowach skonał.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus powiedział do swoich Apostołów: „Miejcie się na baczności przed ludźmi. Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom.
Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić. Gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was.
Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”.
Jeżeli słyszymy, że Szczepan, pełen łaski i mocy, działał cuda i znaki wielkie wśród ludu, to wydawać by się mogło, że ten lud będzie go na rękach nosił i podziwiał pod niebiosa. Tymczasem, otrzymujemy wiadomość, że niektórzy […] z synagogi, zwanej synagogą Libertynów i Cyrenejczyków, i Aleksandryjczyków, i tych, którzy pochodzili z Cylicji i z Azji, wystąpili do rozprawy ze Szczepanem. Niestety – dla nich „niestety” – nie mogli jednak sprostać mądrości i Duchowi, z którego natchnienia przemawiał.
Oczywiście, że nie mogli, bo właśnie Szczepan przemawiał z natchnienia Ducha Świętego, który obdarzał go swoją mądrością. Przeto owi „niektórzy”, którzy wystąpili do rozprawy ze Szczepanem – tak naprawdę wyruszyli do rozprawy z Bogiem. Bo jeżeli mówimy o cudach i znakach wielkich wśród ludzi, to przecież oczywistym jest, że człowiek sam z siebie nie jest w stanie takich znaków czynić. Jeżeli zaś czynił – to znaczy, że przez niego czynił je Bóg. I co teraz?
Będą walczyć z Bogiem? Chwila spokojnej refleksji, uczynionej „na chłodno”, powinna doprowadzić ich do takiego wniosku. Ale nie doprowadziła. Oni chyba naprawdę nie pomyśleli, że to Bóg za tym wszystkim stoi, tylko mieli przed sobą młodego człowieka, który swoją zdecydowaną i odważną postawą obnażał ich słabość duchową i intelektualną, dlatego zaparli się w chęci zemsty na nim.
I nic nie pomogło opowiedzenie przez Szczepana długiej historii działania Boga w dziejach narodu wybranego, połączonej z opisem ciągłego buntowania się tegoż narodu Bogu. A w awangardzie tegoż buntu, tego ciągłego oporu i odrzucania Boga, stała – ni mniej, ni więcej – tylko elita religijna, a tym samym: elita polityczna narodu.
Ponieważ dzisiejsze czytanie stanowi duży skrót dużo dłuższej historii, przeto nie słyszymy całej wypowiedzi Szczepana. Warto ją sobie na spokojnie przeczytać w Dziejach Apostolskich – choćby po to, aby przekonać się, jak bardzo logiczny w swoim wywodzie był ten młody Diakon Kościoła, jak dużą i uporządkowaną wiedzą historyczną się posługiwał, a wreszcie: jak bardzo był w tym wszystkim odważny i zdeterminowany, by powiedzieć prawdę tym, którzy wystąpili do rozprawy z nim, chociaż mógł się domyślać, że to właśnie, iż do tej rozprawy tak gremialnie wystąpili, nie wróży mu niczego dobrego. Dlatego może powinien wypowiedzieć się trochę delikatniej, trochę bardziej dyplomatycznie…
A tymczasem – jak się przekonamy z całego tego długiego opisu, który tu dziś został pominięty – Szczepan zakończył retorycznym pytaniem, którego to Proroka, posłanego w końcu do narodu przez samego Boga, owa wskazana tu elita tegoż narodu nie prześladowała? Okazało się, że nie było takiego Proroka. Dlatego – o czym już dzisiaj, w pierwszym czytaniu słyszymy – gdy usłyszeli to, co mówił, zawrzały gniewem ich serca i zgrzytali zębami na niego.
I to już był naprawdę mocny sygnał ostrzegawczy, dlatego Szczepan już w tym momencie powinien – by się tak wyrazić – spasować, żeby już dalej nie napinać sytuacji i tak bardzo napiętej, mogącej docelowo zagrozić jego życiu. Tymczasem, jak słyszymy, on nie tylko nie zamilkł, nie wycofał się z tego, mówił, ale jeszcze pełen Ducha Świętego patrzył w niebo i ujrzał chwałę Bożą i Jezusa, stojącego po prawicy Boga. I rzekł: „Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga”.
No, tego już było po prostu za wiele! Dlatego oni podnieśli wielki krzyk, zatkali sobie uszy i rzucili się na niego wszyscy razem. Wyrzucili go poza miasto i kamienowali, a świadkowie złożyli swe szaty u stóp młodzieńca, zwanego Szawłem. Ale nawet wtedy, w tych ostatnich momentach życia, Paweł nie zmienił swojego nastawienia. Dlaczego nie zmienił?
W zacytowanym już wcześniej zdaniu z dzisiejszego pierwszego czytania mamy jasną i konkretną odpowiedź – wyrażoną przez męczonego Szczepana tymi oto słowami: Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga. Drodzy moi, czy on mógł tak naprawdę postąpić inaczej, niż postąpił, skoro – z jednej strony – widział przed sobą zacietrzewione i zacięte w swej nienawiści twarze swoich adwersarzy, a w ich rękach widział kamienie, a nawet już je czuł na sobie, ale jednak z drugiej strony (z tej niebiańskiej strony) widział samego Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga?
Drodzy moi, komu z nas kiedykolwiek dany był taki widok? Przed kim się – na tej ziemi – Niebo tak szeroko otworzyło, że mógł zobaczyć Jezusa po prawicy samego Boga?… A Szczepan to właśnie zobaczył i tego doświadczył. Dlatego ostatnim wręcz tchnieniem życia, resztkami tegoż swego życia, wypowiedział te słowa jakże piękne, wielkie i niezwykłe: „Panie Jezu, przyjmij ducha mego!” A gdy osunął się na kolana, zawołał głośno: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu”. To były jego ostatnie słowa. Po tych słowach skonał.
Do końca wierny, do końca odważny, zdeterminowany w obronie prawdy, w obronie czci Boga, któremu służył tak szczególnie jako Diakon. Ale on – podkreślmy to jeszcze raz – naprawdę nie mógł inaczej, skoro ujrzał nas sobą otwarte Niebo, a w tym Niebie: samego Jezusa. Z pewnością, ten widok bardzo go umocnił w tej odwadze i determinacji, z jaką dziś przemawiał. Bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że te Niebiosa otwarte były dla niego i przed nim! I że on tam się już wkrótce znajdzie. Natomiast gdyby w tym momencie wycofał się z tej swojej zdecydowanej postawy, gdy się przestraszył i uległ – czyżby sobie w ten sposób tegoż Nieba nie zamknął?…
Drodzy moi, jakże dokładnie cała ta historia Szczepana dokładnie odwzorowuje, a jednocześnie potwierdza, zapowiedzi Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: Miejcie się na baczności przed ludźmi. Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom.
Można by się zastanawiać, co to znaczy: miejcie się na baczności? Uważacie, nie „przeginajcie”, nie szukajcie na siłę problemów?… Oj, chyba niekoniecznie, skoro w następnych zdaniach słyszymy wyraźną i bardzo przekonującą zapowiedź: Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić. Gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Czyż nie to właśnie dokonało się w historii Szczepana? Na czym zatem miałoby polegać owo: miejcie się na baczności?…
A może właśnie na tym, by nie ulec tej presji, by nie wchodzić w żadne układy z tymi ludzkimi machinacjami, które nakazywałyby zaprzeczyć prawdzie, a pójść za głosem ogółu albo obowiązującą modą lub poprawnością polityczną lub obyczajową. Słowem: na tym, by nie ulegać oczekiwaniom ludzi. Nie przestraszyć się żadnych okoliczności – nawet tych, że brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. I – jak zapowiada Jezus – będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. To wszystko tak naprawdę nic nie znaczy! Bo kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony.
O tym z pewnością myślał dzisiaj Szczepan, kiedy z pełnym przekonaniem opowiadał prawdziwą historię o Bożej sprawiedliwości i miłości, a reakcją na to była ludzka niesprawiedliwość, wściekłość i nienawiść. On tej presji nie uległ: nie tylko nie przestraszył się gróźb prześladowców, ani nawet rzucanych przez nich kamieni, ale jeszcze przebaczył tym, którzy go zabijali.
Skądinąd wiemy, że w tego typu sytuacjach odważni świadkowie Jezusa Chrystusa otrzymują od Niego naprawdę szczególną pomoc – i to nie tylko polegającą na tym, że «będą wiedzieli, co mają mówić», ale otrzymują też siłę i odwagę, aby znieść nawet najbardziej bolesne represje ze strony prześladowców. Powszechnie uważa się – w tym kontekście – że tacy ludzie, jeśli zdecydują się o Jezusie zaświadczyć swoim bohaterstwem, otrzymają ku temu potrzebne, nieraz wręcz nadzwyczajne siły. Także te, potrzebne do zniesienia cierpień.
No, właśnie, uważa się, że nawet najbardziej wymyślne i brutalne tortury były możliwe, a nawet łatwe do zniesienia – dzięki takiej właśnie pomocy z Nieba. Owo Jezusowe: nie martwcie się – wypowiedziane w obliczu zbliżających się, a wręcz pewnych cierpień – jest naprawdę wielkim wsparciem! Bardzo skutecznym wsparciem, skoro na przestrzeni historii tylu ludzi zwyciężyło z własną słabością, z własnym strachem – i zniosło mężnie prześladowania, w tym także: najbardziej okrutne cierpienia, nie bojąc się położyć na szali nawet własnego życia!
I takie oto sprawy rozważamy sobie dzisiaj – w tak zwanym drugim dniu Świąt Narodzenia Pańskiego. Właśnie dzisiaj, kiedy z mediów i naszych ludzkich rozmów płynie przekaz o świętach rodzinnych, spokojnych i dostatnich – Kościół przez swoją liturgię mówi o cierpieniu, męczeństwie, śmierci… Tak, już wiele razy tłumaczyliśmy tu sobie, że to celowy zamysł Boży, byśmy ujrzeli uroczystość Narodzenia Pańskiego w całej jej prawdzie – że to jest właśnie jej pełny obraz! Czyli radość z przyjścia Pana, powitanie przychodzącego Zbawiciela, przyjęcie tej prawdy i jej głoszenie – z koniecznością świadczenia o niej także swoim cierpieniem, poświęceniem i ofiarą duchową, jeśli zajdzie taka potrzeba.
A umieszczenie tegoż właśnie wspomnienia Pierwszego Męczennika Kościoła w bezpośredniej bliskości tak radosnej Uroczystości, jaką jest Narodzenie Pańskie – bo już w drugim dniu tegoż świętowania – pokazuje tylko, jak te dwa wymiary są ze sobą bardzo mocno związane. Bardzo mocno – wręcz nierozerwalnie. To jest w rzeczywistości jedna i ta sama prawda, którą zawsze należy przekazywać w całości, nie wygładzając jej ani nie pozbawiając żadnego z jej komponentów.
Prawda o naszym chrześcijaństwie, o naszej wierze w Jezusa, o naszym życiu religijnym, będąca – z jednej strony – prawdą o naszej dumie z tego faktu, że jesteśmy uczniami, wyznawcami, naśladowcami, świadkami i przyjaciółmi kogoś tak niezwykłego, jak Jezus Chrystus, ale też, z drugiej strony: prawda o naszym poświęceniu, jakie może nas ta przynależność kosztować. I nie można przyjąć tego pierwszego wymiaru, a drugi pominąć. Bo to nie będzie pełna prawda, a tylko częściowa.
Kościół to właśnie chce nam dzisiaj uświadomić – poprzez to zestawienie tajemnicy radości z tajemnicą cierpienia, białego koloru w liturgii – z kolorem czerwonym. Dzisiaj zatem dziękujmy Panu naszemu za tę naszą wiarę, do której nas zaprosił i natchnął: za naszą świętą wiarę katolicką, która nas buduje, ale która też nas kosztuje! Która nas zachwyca i uwzniaśla, ale która też każe postawić sobie wysokie wymagania moralne i im sprostać. Wiara oparta na zasadzie: jeden – zero; tak – nie; czarne – białe; plus – minus. I nic pośrodku! Żadnych odcieni szarości!
To jest właśnie nasza wiara – i takiej dzisiaj najbardziej potrzeba każdej i każdemu z nas. I całemu światu. To jest jedyna droga do zbawienia. I to jest jedyny sposób na to, by nasze życie na tej ziemi miało jakiś kierunek, sens i cel, a ten świat miał przed sobą jeszcze jakąkolwiek przyszłość. Potrzebna jest wiara Szczepana – i tylu wielkich, mężnych Świadków wiary, Męczenników i Wyznawców.
Takiej wiary życzmy sobie dzisiaj nawzajem, Drodzy moi – i o taką módlmy się do Tego, który dla nas narodził się w Betlejem!
