Ale zimno!

A

Ale zima! Pierwszy raz tej jesieni. Pozdrawiam wszystkich gorąco – pomimo mrozów. Co do tych mrozów i śniegu, to wczoraj wieczorem, w czasie spotkania Księży pochodzących z Parafii Chrystusa Miłosiernego w Białej Podlaskiej (takie spotkania co raz się odbywają), mój Brat, Ks. Marek zauważył, że na początek Adwentu Pan Bóg zaproponował nam swoiste rekolekcje. Jeden dzień porządnych opadów śniegu spowodował, że ludzie musieli po prostu zwolnić! Jadąc trzy razy dłużej, niż zwykle, z miejsca na miejsce, przekonali się, że wszystko da się zrobić nieco wolniej. Pomyślałem sobie, że Marek ma rację, bo które z naszych kazań z ambony z okazji Adwentu było w stanie tak zmobilizować ludzi do zwolnienia w biegu właśnie, jak zmobilizował wspomniany śnieg i mróz? To prawda, że chyba nie wszyscy tak to zrozumieli, bo  wystarczyło posłuchać niektórych wypowiedzi kierowców na CB Radio, kiedy stali w korkach, żeby się przekonać, że przeżywają to nieco mniej duchowo, ale – cóż… Czy jednak nie jest tak, że Bóg musi dawać coraz mocniejsze znaki (powodzie, śniegi, itd), żeby człowieka zmobilizować do przypomnienie sobie, że nie tylko to życie na ziemi się liczy? I nie tylko to, co człowiek zgromadził na ziemi, ma znaczenie? Warto się nad tym zastanowić! A w kontekście dzisiejszych czytań zapraszam do refleksji nad naszą współpracą z Bogiem. Gaudium et spes! Ks. Jacek 

Środa 1 tygodnia Adwentu,
do czytań:    Iz 25,6–10a    Mt 15,29–37
W dzisiejszej Ewangelii, jak w pigułce, skoncentrowanych zostało tak wiele obrazów ukazujących wrażliwość Jezusa na potrzeby człowieka. I to te potrzeby doczesne, jak zdrowie, fizyczna sprawność, a nawet – pożywienie.
Widzimy bowiem Jezusa siedzącego na górze gdzieś w pobliżu Jeziora Galilejskiego, a przed Nim prawdziwe tłumy, wśród których znalazło się tylu chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych. Wszyscy oni zostali uzdrowieni. A jakby tego było mało, Jezus niejako „sam z siebie” wyszedł z inicjatywą jeszcze jednego gestu, a mianowicie – z inicjatywą nakarmienia ludzi zebranych wokół siebie.
Ja myślę, że ci ludzie, zachwyceni wszystkich, czego Jezus dokonał, wdzięczni za odzyskane zdrowie swoje lub swoich bliskich jużnawet nie śmieli o nic więcej prosić. A tu tymczasem Jezus sam zainteresował się tym, że pewnie są głodni, a jeszcze długa droga powrotna przed nimi, dlatego postanowił – jakby na zakończenie, ukoronowanie spotkania – zaprosić ich na ucztę. To zresztą bardzo wyjątkowa uczta.
Oto bowiem wziął On do ręki to, co ludzie ze sobą przynieśli – owo minimum: siedem chlebów i parę rybek – i rozdzielił pomiędzy tłumy. Wszyscy się najedli, a jeszcze siedem koszów ułomków zostało.Jezus zatem przyszedł z pomocą człowiekowi. Poratował go w bardzo prozaicznych, takich najbardziej zwyczajnych potrzebach. Chociaż dokonał tego w sposób niezwykły.
Zadbał o zdrowie tak wielu osób dokonując cudownych uzdrowień. Zadbał też o pożywienie, ale zobaczmy w jakim kontekście: kiedy zobaczył, że ludzie zadbali o sprawy Królestwa Bożego, o swój duchowy rozwój, o to, żeby się zbliżyć do Boga, żeby pogłębić swoją wiarę, swoje życie wewnętrzne, wtedy Jezus zadbał o ich potrzeby doczesne.
Dobrze wiemy, Kochani, że najczęściej to wszystko wygląda dokładnie odwrotnie: to Jezus poucza nas i przynagla, abyśmy zadbali o sferę swego ducha, a my zabiegamy bardzo intensywnie o potrzebny cielesne, doczesne… Kiedy natomiast człowiek troszczy się – tak sam z siebie – o sprawy duchowe, to o sprawy doczesne w jego przypadku zatroszczy się sam Bóg. Co nie oznacza, że należy przez cały dzień siedzieć w kościele i nigdzie nie pracować, a po wyjściu ze świątyni oczekiwać, że robota „sama się zrobi”, problemy same się rozwiążą, a portfel sam się napełni deszczem pieniędzy spadających z nieba. Nie, to nie w tym rzecz. 
Zauważmy, że Jezus dzisiaj rozmnożył chleb i ryby, które ludzie ze sobą przynieśli. Co to znaczy? To znaczy, że człowiek ma dać coś z siebie, ma wnieść swój wkład, chociażby najmniejszy, ale z serca płynący. Bóg nie zbawia człowieka wbrew niemu, nie uszczęśliwia go „na siłę”! Nie zarzuca go swoimi darami w jakiś sposób nachalny. Bóg chce współpracować z człowiekiem. Wyciąga rękę do człowieka, ale oczekuje, aby i ten wyciągnął rękę do swojego Boga. 
Zobaczmy, dzisiaj jesteśmy świadkami wielu uzdrowień, ale dotyczyły one tych ludzi, którzy zostali przyniesieni do Jezusa. A więc Jezus wykonał ten pierwszy krok, jakim była cała Jego postawa, Jego dobroć i otwartość na ludzkie potrzeby, o czym ludzie wiedzieli, dowiadywali się i przekazywali sobie nawzajem. I wtedy ludzie czynią krok – dosłownie – przychodząc do Jezusa. A wówczas Ten dokonuje uzdrowienia. I podobnie rzecz się ma z rozmnożeniem pokarmów. Jezus wychodzi z inicjatywą. Ludzie dają chleb i ryby. Jezus odpowiada rozmnożeniem tychże darów i nakarmieniem tłumów.
Kochani, dokładnie tak się ma cała sprawa, gdy idzie o naszą wiarę i nasze relacje z Bogiem. Bóg wychodzi pierwszy z inicjatywą, wychodzi z propozycją spotkania, daje nam natchnienie do wiary.Człowiek odpowiada na to pozytywnie, chce tego spotkania, wychodzi na spotkanie, włącza się w dialog z Bogiem – w modlitwie, w Jego Słowie, w Sakramentach – i wtedy dokonują się rzeczy niezwykłe. Wtedy Bóg zaprasza człowieka na ucztę: najpierw tę Eucharystyczną, ale także udziela mu różnych innych darów i czyni jego życie szczęśliwym w bliskości ze sobą – a tego wszystkiego symbolem jest uczta. I w ten także sposób człowiek przygotowuje się, zasługuje na udział w wiecznej uczcie, o której tak przepięknie mówi dziś Izajasz w pierwszym czytaniu. Problem jest tylko w tym, czy człowiek odpowiada Bogu pozytywnie na Jego zaproszenie, czy też nie.
Może więc tegoroczny Adwent będzie okazją do refleksji nad tym, czy ja przypadkiem swoją postawą nie pokazuję, że Panu Bogu „robię łaskę”?
A w tym kontekście warto zastanowić się:
  • Czy w układaniu swoich relacji z Panem Bogiem zawsze pamiętam, kto jest kim?
  • Czy chętnie odpowiadam na każde Boże zaproszenie do współpracy?
  • Czy staram się układać relacje z Bogiem na zasadzie współpracy mojego wysiłku z Jego łaską, czy na zasadzie kategorycznego żądania, aby On zrobił za mnie wszystko?
Wtedy Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.