O Bożych zamiarach wobec człowieka…

O

Witam serdecznie i od razu polecam Waszej modlitwie mojego Brata, Ks. Marka, który dzisiaj po miesięcznym pobycie w kraju powraca na Syberię. Z Warszawy wylatuje do Moskwy, z Moskwy – do Nowosybirska, a potem, już drogą lądową – do Tomska. W czasie pobytu w Polsce dwa razy prowadził rekolekcje adwentowe i przez kilka niedziel w różnych Parafiach głosił Słowo Boże, informując przy okazji o warunkach i owocach pracy na Syberii, a także – zbierając datki na funkcjonowanie Kościoła w tamtych niełatwych realiach. Ja ze swej strony chcę podziękować Markowi za wspólny wyjazd rekolekcyjny do Szklarskiej Poręby i za wszystkie nasze spotkania. Dziękuję także Wam, Kochani, za wsparcie modlitewne, ale też finansowe, zwłaszcza w niedzielę, będącą dniem łączności z Kościołem na Wschodzie. Proszę Was, abyście nie zapominali w dalszych modlitwach o Marku, o innych Księżach pracujących na Wschodzie i w ogóle na misjach, a także – o wiernych, poszukujących w tamtych warunkach, w jakich żyją, kontaktu z Bogiem. A poza tym, życzę błogosławionego Adwentu, owocnej pracy nad sobą i zrealizowania się w pełni Bożych zamiarów wobec nas! Gaudium et spes! Ks. Jacek 

Czwartek 3 tygodnia Adwentu,
do czytań:   Iz 54,1–10;  Łk 7,24–30
I znowu słyszymy słowa, które brzmią nam znajomo – w niedzielę bowiem słyszeliśmy podobną wypowiedź Jezusa o Janie, tyle że w niedzielę czytaliśmy fragment Ewangelii Świętego Mateusza, dzisiaj zaś – Ewangelii Łukasza. Jednak oba te opisy są do siebie bliźniaczo podobne, z jedną różnicą. Otóż dzisiaj Łukasz, zaznaczając, iż nawet celnicy przyznawali słuszność Bogu, przyjmując chrzest Janowy, wprost i bez ogródek stwierdza: Faryzeusze zaś i uczeni w Prawie udaremnili zamiar Boży względem siebie, nie przyjmując chrztu od niego.
Kochani, jakie to jest dramatyczne zdanie! Jaki ładunek prawdziwej ludzkiej tragedii w sobie zawiera! Tak – tragedii, bo jak inaczej nazwać to, że człowiek udaremnia zamiar Boży względem siebie?A jakiż to zamiar może mieć Bóg wobec człowieka? Czy chce dla niego czegoś złego? Czy raczej chce zbawienia, dobra, miłości i tego, aby człowiek żył w prawdzie, aby się nawracał, pokonując w sobie grzech? Czyż nie tego chce Bóg dla człowieka?
Oto dzisiaj w pierwszym czytaniu Prorok Izajasz porównujezwiązek Boga z Izraelem do miłości małżeńskiej, a zbawienie porównuje do licznego potomstwa, co – jak wiemy – na Bliskim Wschodzie było znakiem życiowego sukcesu. Niepłodność i opuszczenie Jerozolimy symbolizują trudną sytuację Narodu Wybranego, jednak Bóg sprawi, że to cierpienie zamieni się w radość. Działania Boga Prorok porównuje do postawy męża, który kocha żonę poślubioną w młodości i w imieniu tegoż Boga składa obietnicę wiecznej łaskawości i wierności przymierzu. A wyraża to w jakże pięknych słowach: Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju – mówi Pan, który ma litość nad tobą.
Tak, to wszystko prawda, ale – jako rzekliśmy – to wszystko może się okazać daremne w stosunku do człowieka, który tej miłości nie chce! Który się na nią zamyka! Kochani, zobaczmy, jaki to musi być ogromny dramat Boga – Boga, który z taką miłością podchodzi do człowieka, który go w ogóle stworzył z przeogromnej miłości i dla miłości, który tak bardzo w niego duchowo i wszelako inaczej „zainwestował”, w imię tej miłości obdarzył go wolnością, aby człowiek właśnie w wolny, niczym nie wymuszony sposób tę miłość odwzajemniał, a tymczasem człowiek – w imię tej wolności właśnie – od Boga się odwraca! Mówi Mu prosto w twarz: „Nie!”, „Nie chcę Ciebie!”, „Nie jesteś mi potrzebny!”, „Ja sobie sam w życiu poradzę!”. I w ten sposób człowiek udaremnia najbardziej szlachetne Boże zamiary względem siebie! 
Kochani, spróbujmy sobie zdać sprawę z tego, jaki to musi być wielki dramat Boga – Boga, który pomimo swej wszechmocy, w tym przypadku okazuje się bezsilny! Paradoks?! Być może, ale wynikający ze wspomnianej już przeogromnej miłości Boga, polegającej na tym, że obdarzył On człowieka pełną wolnością i tej wolności nie odbiera mu nawet wtedy, gdy człowiek źle jej używa.
Bo Bóg bardzo poważnie traktuje człowieka. Nie jako maskotkę do zabawy! Nie jako kogoś, na kim mógłby się „wyżywać” i „wyładowywać” swój gniew! Także nie jako kogoś, kto ma spełniać Jego różne nieprzewidziane zachcianki. Bóg traktuje człowieka jako swoje dziecko, jako kogoś sobie najbliższego! Dlatego obdarza go bezgraniczną miłością. Ale prawdziwa miłość może się rozwijać tylko w warunkach wolności! Do miłości nie można nikogo zmusić! I do zbawienia, i do szczęścia nie można nikogo zmusić!
Dlatego Bóg tego nie czyni. Szanuje natomiast każdy wolny wybór człowieka. Także – ten wybór negatywny, wybór błędny. Bóg zaprasza do siebie, wzywa, zachęca, przekonuje – ale nigdy nie zmusza! I jeżeli człowiek – pomimo tych wszystkich wysiłków Boga – pozostaje przy swoim, to nie ma na to naprawdę rady! To jest poważny problem! Straszliwy dramat! Ogromna tragedia! Jakaś wielka przegrana człowieka!
Trzeba nam więc, Kochani, dzisiaj raz jeszcze przemyśleć relacje, jakie mamy z Bogiem i jasno zdać sobie sprawę z tego, że nie zawsze pozytywnie odpowiadamy na Jego zaproszenie, a tym samym – i my również udaremniamy niektóre dobre zamiary Boga wobec nas!Obyśmy się starali nigdy nie dopuszczać do takiej dramatycznej sytuacji!
I w tym duchu zechciejmy teraz zastanowić się głęboko:
  • Jak często i na ile wnikliwie zastanawiam się nad swoim postępowaniem?
  • Jak wygląda mój rachunek sumienia przed Spowiedzią Świętą?
  • Jak konkretnie pracuję nad pokonaniem swojej wady głównej?
Odkupicielem twoim Święty Izraela, nazywają Go Bogiem całej ziemi!

3 komentarze

  • Boże zamiary wobec nas są dobre. Lepsze od naszych własnych planów na przyszłość. On jedyny wie co jest dla nas najlepsze.

    Czasami boimy się tworzyć głębszą relację z Bogiem ze strachu, że będzie chciał od nas poświęcenia i zrobienia czegoś przeciw samym sobie. Parę lat temu, martwiłam się o to, że któregoś dnia poczuję powołanie i pójdę do zakonu…

    Bóg zna każde nasze marzenia, te dobre zapewne pochodzą od Niego samego, więc nie zrobi czegoś przeciwko nam. Zdarza się, że modlimy
    się w konkretnej sprawie, a nic to nie daję. Zniechęcamy się, zamiast pomyśleć, że może nasza intencja nie jest dla nas dobra, lub czas nie jest najlepszy na realizację.

    W dniu dzisiejszym dziękuję Panu za wszystkich księży, zakonników i zakonnice, którzy/które w swoim życiu kierują się Twoimi nauczeniami, dając dobry przykład życia chrześcijańskiego.

    Pozdrawiam,

    Magda L

    ~Magda21, 2010-12-16 09:45

    Dziękuję za piękne świadectwo i mądrą – jak zawsze – opinię. Przyznaję, że bardzo spodobało mi się stwierdzenie o tym strachu przed powołaniem zakonnym. Trudno się przy tym nie uśmiechnąć szczerze! A tak przy okazji – nie możemy zapominać o tym, że – jak mówią znawcy tematu – Pan Bóg ma ogromne poczucie humoru i niektóre Jego zamiary mogą nas naprawdę potężnie zaskoczyć! Ale nawet wtedy warto je zaakceptować! Nawet… zakon! To przecież nie katorga! Tam też potrzeba ludzi z fantazją i śmiejących się od ucha do ucha! Serdecznie pozdrawiam!

    ~Ks. Jacek, 2010-12-16 17:27

  • Oczywiście zgadzam się z księdzem, że warto zaakceptować plany Boga wobec nas. Jeśli chodzi o zakon to obawa, która była jakiś czas temu u mnie minęła. Teraz wiem, że Bóg nie chcę robić niczego przeciw człowiekowi. Jeżeli Jezus "proponuję" komuś drogę w zakonie to dana osoba nawet jeśli kiedyś nie pomyślałaby, że pójdzie taką drogą po prostu czuję powołanie. Myślenie, które towarzyszyło jemu/jej wcześniej (że to nie droga dla niego/niej) odchodzi w zapomnienie. Kiedyś nie zdawałam sobie sprawy, że kiedy poczuję się powołanie zmienia się nastawienie. Bałam się, że Bóg "poprosi" mnie o wstąpienie do zakonu, a moje marzenia np. o założeniu rodziny się nie zmienią.
    Ciekawa jestem jak z powołaniem było w przypadku księdza. Jeśli ksiądz uzna to za stosowne to proszę opisać swoją historię.

    Pozdrawiam,
    Magda L

    ~Magda21, 2010-12-16 22:45

    Historia mojego powołania jest mało efektowna. Ja po prostu od dziecka chciałem być księdzem. Co więcej, jako mały "brzdąc" ubierałem się w fartuchy Mamy i odprawiałem swoje "msze" na kompocie i ciastku. Później te dziecięce pragnienia zamieniały się na głębsze pragnienia, ale już idąc do liceum, wybrałem klasę humanistyczną – właśnie z myślą o seminarium. Dlatego przejście z liceum do seminarium odbyło się "płynnie". Nic szczególnego przy tej okazji się nie wydarzyło, nie było takich historii, które z wypiekami na twarzy można by opowiadać jako przykład na kazaniach. Przez całą młodość byłem lektorem, dobrze się czułem przy ołtarzu, interesowały mnie zawsze sprawy Kościoła, coś tam z tego czytałem. W inscenizacji szkolnej, w której była do zagrania rola księdza, ta rola właśnie mi przypadła, a sutanna, którą pożyczyłem wtedy od swojego Księdza, wisiała u mnie aż do jego odejścia z naszej Parafii, w którym to czasie ja co kilka dni ją przymierzałem… Ot, takie zwykłe historie… Pozdrawiam!

    ~Ks. Jacek, 2010-12-19 14:42

  • Z mojego punktu widzenia jest bardzo efektowna. Jak niewielu z nas realizuję marzenia, które się miało w dzieciństwie. U Księdza dziecięce pragnienie zamieniło się w powołanie. Jak dla mnie niesamowita historia.

    Pozdrawiam,

    Magda L

    ~Magda21, 2010-12-22 09:08

    Jak rozpoznać plany Boże – oto jest pytanie? Czyż nie jest najważniejsze by powrócić do Ojca po ziemskiej tułaczce. O ile, co do planów Jego nie powinniśmy mieć uwag, to do drogi jaką pragniemy iść to nie wiem. Nie jednemu potrzebna jest droga syna marnotrawnego by wzbudziła i rozpaliła się w nim miłość do ojca. Bo ojciec syna marnotrawnego nie robi mu wyrzutów, lecz pozwala by błędne decyzje jego dotykały.
    Tak bywa, że nie raz potykam się o swoje decyzje i wtedy zastanawiam się dlaczego mi na to pozwala mój Pan. Dlaczego nie potrafię przewidzieć konsekwencji? Czy modlitwa do Niego jest wystarczająco głęboka i szczera?
    Może modlitwa innych za mnie jest wstanie usunąć z drogi wyboje.

    ~Dasiek, 2010-12-17 01:00

    Ja myślę, że – po pierwsze – jesteśmy ludźmi wolnymi, a po drugie – jesteśmy skażeni grzechem pierworodnym i skłonnością do grzechu w ogóle. Dlatego podejmujemy błędne decyzje, które – na domiar wszystkiego – dotykają nas samych. Myślę jednak, że nie jest to powodem do jakiejś tragedii, bo systematyczna Spowiedź, częsta Komunia Święta, częsta Msza Święta i codzienna modlitwa pomaga nam skutecznie walczyć ze złem w naszym życiu. A to życie na ziemi też ma swoją wartość, już nie pojmujemy go tak, jak w Średniowieczu, kiedy surowi asceci nakazywali pomijać to doczesne życie na rzecz życia wiecznego. To ziemskie życie też powinniśmy przeżyć mądrze, wartościowo, sensownie, radośnie – i w ten sposób zasługiwać na szczęśliwe w pełni życie wieczne! Szczęść Boże!

    ~Ks. Jacek, 2010-12-22 08:37

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.