Jak to Piotr chciał stawiać namioty…

J

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Witam w Dniu Pańskim – w Drugą Niedzielę Wielkiego Postu. Już drugą… Jak szybko czas leci! Ile udało się nam osiągnąć na odcinku realizacji postanowienia wielkopostnego? 
1.    Kochani, tydzień temu zwróciłem się do Was z propozycją codziennego odmawiania Modlitwy Pańskiego – w duchowej łączności – o godzinie 20.00. Przez ten tydzień pojawiło się kilka deklaracji i kilka ciekawych głosów na ten temat. Zachęcam do lektury wpisów. Mirka proponowała nawet spotkanie wszystkich wspólnie modlących się w ten sposób. Odpowiedziałem na tę propozycję w swoim wpisie. Wszystkim bardzo dziękuję za odzew i ciągle zachęcam: proszę przeczytać w słowie wstępnym sprzed tygodnia, o co chodzi – i zapraszam do Wspólnoty. Bardzo by mi zależało też na informowaniu nas o tym, że ktoś się dołącza. Zachęcam także do wszystkich innych form modlitwy – obyśmy tylko chcieli nawzajem się wspierać! Ja ze swej strony zapewniam o swoim modlitewnym towarzyszeniu Wam we wszystkich Waszych sprawach. Zapraszam ponadto do zgłaszania intencji do modlitwy!
2.    A dzisiaj razem z Piotrem, Jakubem i Janem wspinamy się na Górę Tabor. Po co? Zobaczmy…
               Gaudium et spes!  Ks. Jacek

2 Niedziela Wielkiego Postu, A,
do czytań:  Rdz 12,1–4a;  2 Tm 1,8b–10;  Mt 17,1–9
Oto dzisiaj, wraz z Piotrem, Jakubem i Janem, jesteśmy świadkami wielkiej teofanii, a więc objawienia się Boga.Ciało Jezusa, chociaż jeszcze ziemskie i śmiertelne, zaczęło promieniować człowieczeństwem uwielbionym, a więc takim, jakim się miało stać dopiero po Zmartwychwstaniu. Kiedy zaś obłok, który jest w Piśmie Świętym znakiem Bożej obecności, osłonił Jezusa, wówczas uczniowie zlękli się, ponieważuświadomili sobie, że oto Bóg zamanifestował swoją obecność.
Zgodnie z tradycją judaistyczną, Mojżesz i Eliasz mieli przyjść razem na końcu czasów. A ponieważ uosabiali oni Prawo i Proroków, przeto ich udział w tym Wydarzeniu byłpotwierdzeniem, że Jezus rzeczywiście przyszedł wypełnić zapowiedzi Pisma, wśród nich zaś także i te, które dotyczyły śmierci Jezusa i Jego wejścia do chwały.
I właśnie Przemienienie miało się stać przygotowaniem do tego drugiego etapu misji Jezusa – Jego poniżenia, cierpienia i śmierci. Jezus chciał, aby uczniowie ujrzeli choć na chwilę Jego chwałę, by kiedy przyjdzie godzina krzyża i zobaczą Go strasznie sponiewieranego i zdruzgotanego – nie zwątpili w Niego. Aby w momencie Jego cierpienia przypomnieli sobie wszystko, co dzisiaj zobaczyli na Taborze.
Jak jednak na ten znak Jezusa zareagowali uczniowie?Piotr proponuje ustawienie trzech namiotów. Wynikało to przede wszystkim z wielkiego strachu, na który zwracają wyraźniej uwagę inni Ewangeliści, opisujący fakt Przemienienia, gdy zaznaczają, że Piotr ze strachu w ogóle nie wiedział, co mówi. Jednocześnie jednak, namiot był w tradycji judaistycznej miejscem mieszkania człowieka z Bogiem przez całą wieczność, natomiast podczas wędrówki przez pustynię namiot był miejscem kultu Boga.
Skoro zatem dzisiaj Piotr proponuje rozstawienie trzech namiotów: dla Jezusa, Mojżesza i Eliasza, to może również oznaczać, że był przekonany, iż już nadszedł koniec czasówi on chciał to niejako zainaugurować, przygotowując miejsce wiecznego przebywania z Jezusem. A może chciał w ten sposób utrwalić to Wydarzenie, którego był świadkiem?
Naturalnie, namioty w tym momencie nie były potrzebne i ich ustawianie nie było najważniejsze, bowiem centralnym i najważniejszym momentem opisywanego Wydarzenia był głos z nieba – głos, poprzez który Bóg Ojciec wyraźnie wskazał na Jezusa jako na swego Syna, a jednocześnie Boga, a nie tylko i wyłącznie przygodnego nauczyciela, który prowadza za sobą gromadkę uczniów. Jezus jest Mesjaszem, Zbawicielem, Bogiem i Synem Bożym, dlatego należy Go słuchać i wierzyć we wszystko, co mówi, nawet, jeżeli nie wszystko od razu jest zrozumiałe, czy łatwe do przyjęcia.
Dla nas, którzy dzisiaj wpatrujemy się w blask chwały Jezusa, a którzy raczej nie doświadczamy aż tak spektakularnych znaków Bożej obecności i Bożej chwały, dzisiejsze Wydarzenie stanowi zachętę, abyśmy ciągle wyostrzali swój wzrok, wyczulali swoje serce na zwyczajne znaki działania Jezusa i Jego objawianie się: w drugim człowieku, zwłaszcza cierpiącym i potrzebującym; wcodziennych sytuacjach życiowych, zwłaszcza tych najtrudniejszych; w codziennej pracy i zabieganiu;szczególnie zaś – we Mszy Świętej, w Komunii Świętej, w Sakramentach, w Bożym Słowie i w modlitwie
To wymaga odważnej zmiany myślenia, bo żeby tak naprawdę dostrzec to Boże objawianie się w naszym życiu, trzeba wyjść ze swojego ciasnego sposobu pojmowania rzeczywistości i swoich schematów. A to nie jest łatwe, bo człowiekowi dobrze jest w jego „światku”, w jego prywatnym „ciepełku”… Ma sobie tak zwany „święty spokój”, a tu ktoś mu mówi, żeby wyszedł – jak Abraham, bohater pierwszego czytania – ze swojej ziemi rodzinnej i domu swego ojca – nie wiadomo, dokąd… Albo żeby wspinał się na wysoką górę – jak Piotr, Jakub i Jan… Albo żeby wziął udział w trudach i przeciwnościach, do czego Święty Paweł wzywa swego ucznia, biskupa Tymoteusza, w drugim czytaniu Liturgii Słowa…
Realizacja każdego z tych wezwań oznacza trud i wysiłek, oznacza jakieś zerwanie z tym, co dotychczas i wejście w nowe, często zupełnie nieznane… A jednak okazuje się, że warto, bo kiedy na ten wysiłek się zdobędziemy i jednak uczynimy krok naprzód, krok do góry, krok w stronę Jezusa, to szybko przekonamy się, że On tam na nas czeka. Czeka po to, aby się raz jeszcze objawić, aby raz jeszcze sobą zachwycić! Czyż bowiem Piotr, Jakub i Jan doświadczyliby tak wielkiego zachwytu – co prawda, początkowo połączonego ze strachem – gdyby nie zaufali Jezusowi i nie wdrapali się z Nim na tę górę?
A czyż Abraham doświadczyłby tak wielu znaków Bożej opieki i Bożego działania w swoim życiu, gdyby tak zupełnie bezgranicznie, zupełnie – mówiąc kolokwialnie – „w ciemno” nie zaufał Bogu? Czy wtedy dokonałby tak wiele dobrego dla swego narodu – oczywiście, w imię Boże i z Bożą pomocą!
A czy Tymoteusz rozgrzałby serca powierzonych swojej pieczy wiernych do tego, aby żyli po Bożemu, gdyby nie posłuchał Pawła i jednak nie wziął udziału w trudach i przeciwnościach, znoszonych dla Ewangelii? Wydaje się, że odpowiedź nasuwa się sama i nie mamy co do niej wątpliwości.
Dlatego warto podjąć pewien wysiłek, warto podjąć pewien trud, aby coś w życiu duchowym osiągnąć. To właśnie na tym polega sens wielkopostnej pracy nad sobą! To właśnie na tym polega sens wyrzeczeń i postanowień, w tym czasie podejmowanych! Wszystkie one służą temu jednemu:abyśmy wyrwali się z tego kieratu, w jakim na co dzień żyjemy! Abyśmy wyrwali się z tego schematu, według którego codziennie funkcjonujemy, albo – mówiąc brutalnie – tykamy jak zegarek; chodzimy – jak pospolita maszyna, robot, mechanizm – chodzi, dopóki się nie popsuje
Abyśmy przestali ciągle pędzić i pędzić do przodu – zmęczeni, zziajani, zapoceni, bo trzeba tu jeszcze coś załatwić i tam jeszcze coś zrobić, i z tym się jeszcze spotkać, i z tamtym coś „obgadać”… Abyśmy się wyrwali wreszcie z tego ciasnego, zamkniętego, zaklętego kręgu, a wyszli przed siebie, dostrzegając nowe, ciekawe, fascynujące perspektywy;abyśmy nie bali się wyjść na sam szczyt góry! To tam właśnie zobaczymy Jezusa! To tam doznamy cudu Jego Przemienienia! To tam olśni nas blask Jego chwały!
Ale nie wolno bać się trudów i przeciwności, znoszonych dla Ewangelii! Nie wolno bać się wyjść w nieznane z tego swojego cieplutkiego i dobrze wymoszczonego gniazdka!
Kochani! Mówiąc brutalnie i kolokwialnie – coś za coś! Jak się chce coś więcej zyskać, to z czegoś trzeba zrezygnować! Jeżeli się chce zrobić chociaż krok na drodze do doskonałości, jeżeli się chce zbliżyć do Boga, jeżeli się chcezmienić coś na lepsze w swoim życiu, a przez to wnieść więcej dobra w swoje relacje z innymi, żeby tym innym było z nami nieco lżej, to trzeba wyjść ze swojego świata przyzwyczajeń i utartych postaw – i jednak coś poświęcić, aby coś więcej zyskać!
Coś poświęcić, z czegoś zrezygnować: może z kilku godzin komputera, może chociaż z jednej godziny telewizora, a może z kupowania całej masy rzekomo najpotrzebniejszych rzeczy, bez których niby to nie można się obejść, a które potem tylko zawalają szafy, nikomu do niczego niepotrzebne. A może tak zrezygnować z podkreślania na każdym kroku swego zdania; a może tak zrezygnować z tego, że moje zdanie zawsze musi być na końcu, zawsze na wierzchu i zawsze – najważniejsze!
A może tak naprawdę zrezygnować z udziału w hucznych zabawach, dyskotekach, niekoniecznie potrzebnych i pożytecznych spotkaniach na rzecz rozmowy z dziećmi lub domownikami, czy wspólnego wyjścia na spacer? A może zrezygnować ze współżycia przedmałżeńskiego i nawet jeżeli do ślubu pozostało tylko dwa miesiące, to jednak zamieszkać oddzielnie i zawalczyć o tę „wtórną”, nieco zaniedbaną, ale jednak czystość? Za trudne? Na pewno?
A może tak zrezygnować z ciągłego i systematycznego przeglądania stron pornograficznych, chociaż to takie – dla wielu – przyjemne… A może tak wreszcie zrzucić z siebie cały wielki balast osobistego niepozbierania, bałaganu, niepunktualności, niesłowności?
Kochani, tych naszych „zagródek”, tych naszych „światków”, z których moglibyśmy – i powinniśmy – wyjść, aby pójść za Jezusem, jest naprawdę dużo. Trzeba się tylko zdecydować! Trzeba się odważyć! Dlatego Jezus, widząc nasze obawy i strach przed tym, co nowe i co wiąże się z wymaganiami, mówi do każdej i każdego z nas tak, jak do swoich uczniów na górze Tabor: Wstańcie, nie lękajcie się!
Kochani, Jezus ciągle objawia nam swoją chwałę i moc, potrzeba tylko, abyśmy od nowa zaczęli to dostrzegać. Niech temu służy okres Wielkiego Postu! Niech owocem naszej wielkopostnej pracy nad sobą będzie przygotowanie w sercu jednego, ale solidnego namiotu, w którym Jezus będzie mógł zamieszkać!
            W tym kontekście zastanówmy się:
  • Jak wygląda realizacja mojego konkretnego postanowienia wielkopostnego?
  • Co w moim życiu jest taką przestrzenią, taką górą Tabor, na której widzę objawiającego się Jezusa?
  • W jaki sposób w moim sercu przygotowuję Jezusowi namiot spotkania?
To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. Jego słuchajcie!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.