Czuwajcie, aż Pan przyjdzie!

C

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, rozpoczynamy Adwent – nowy czas, nowy rok liturgiczny. Z nowym zatem zapałem zabieramy się do pracy nad sobą. Niech Pan nas wszystkich prowadzi przez ten święty czas!
      Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                 Gaudium et spes!  Ks. Jacek
1 Niedziela Adwentu, rok B,
do czytań:  Iz 63,16b–17.19b;64,3–7;  1 Kor 1,3–9;  Mk 13,33–37
I tak oto, z niezbadanych wyroków Opatrzności Bożej, przez stałe nawroty czasu dane nam jest wejść – po raz kolejny w życiu – w przeżywanie Adwentu, a z nim razem: w przeżywanie nowego roku liturgicznego. Rozpoczynamy Adwent – czas szczególny, czas wyjątkowy, czas bardzo intensywny. A Jezus, który uczy nas swoim Słowem i wskazuje drogę do siebie, dzisiaj przychodzi, aby pokierować nas na drogach adwentowej pracy nad sobą.
I to właśnie On przychodzi dzisiaj do nas ze swoim bardzo czytelnym poleceniem: Uważajcie i czuwajcie. […] Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie. […] Co wam mówię, mówię wszystkim: „Czuwajcie”! Z wielu kazań i homilii, jakie słyszeliśmy w życiu, na pewno już wiemy, że czuwanie w rozumieniu ewangelicznym to nie bezczynność, ale dokładnie odwrotnie – to bardzo rzetelna i cierpliwa praca. Ewangeliczny pan, wyjeżdżając z domu, wyznaczył każdemu ze swoich sług odpowiedni zakres czynności, określone zadania. I to właśnie w ten sposób mieli oni czuwać, wyczekiwać jego powrotu. Mieli wypełnić zadania, wskazane przez pana, mieli pracować i co więcej – mieli się do tej pracy „przyłożyć”, mieli ją spełniać uczciwie, aby powracający niespodziewanie pan nie zastał ich śpiących.
Zdaje się, że u progu tego Adwentu Jezus każdemu z nas wyznacza taki zakres czynności, taki zakres zadań. Wyznacza konkretną pracę, jaką każdy ma wykonać, aby dobrze się przygotować na Jego przyjście. Oczywiście, tą pracą jest – wspomniana już – praca nad sobą.
A zatem Adwent – to czas pracy. I chyba dobrze sobie z tego zdajemy sprawę. Wiemy przecież, że Adwent to czas podwójnego oczekiwania, przygotowuje on nas bowiem zarówno na spotkanie z Jezusem w czasie zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, ale także – w czasie ostatecznego przyjścia na końcu czasów. Skoro zatem chcemy się dobrze przygotować do tak niezwykle ważnych spotkań, siłą rzeczy musimy się odważyć na podjęcie wysiłku niemałego.
Jednak z dzisiejszej Liturgii Słowa wynika bardzo jasno jeszcze jedno pouczenie, o którym trzeba nam pamiętać: Adwent to nie tylko czas naszej pracy, ale to bardziej czas współpracy – współpracy każdego z nas z Jezusem. Jezus bowiem jest o wiele bardziej życzliwy dla swoich sług, niż ów ewangeliczny pan, o którym dzisiaj słyszeliśmy. Pan bowiem po prostu wyjechał, zostawiając sługom dom. To prawda – okazał im wielkie zaufanie, bo zostawił dom, powierzył sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, ale sam po prostu wyjechał. Jezus nie wyjechał, nie odszedł nigdzie. On także powierza nam staranie o wszystko, ale sam nigdzie się nie oddala. Chce uczestniczyć w naszym przeżywaniu Adwentu, chce nas przez ten Adwent przeprowadzić. Wyznacza nam zajęcia, ale sam się także w ich wypełnianie włącza. Podejmuje współpracę.
Bardzo czytelnie mówi o tym Prorok Izajasz w pierwszym czytaniu: Tyś, Panie, naszym ojcem, „Odkupiciel nasz” to Twoje imię odwieczne. Czemuż, o Panie, pozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg, tak iż serce nasze staje się nieczułe na bojaźń przed Tobą? Odmień się przez wzgląd na Twoje sługi i na pokolenia Twojego dziedzictwa. Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił, przed Tobą skłębiły się góry. Ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało, żeby jakiś bóg poza Tobą działał tyle dla tego, co w Nim pokłada ufność. Wychodzisz naprzeciw tych, co radośnie pełnią sprawiedliwość i pamiętają o Twoich drogach.
Wielkim pragnieniem człowieka jest spotkać swego Boga. Ma on świadomość, że o własnych siłach niczego nie dokona. Jego praca może się okazać niewystarczająca. Dlatego Prorok tak dramatycznie przyzywa Boga prosząc, aby w życiu człowieka dokonał przemiany, mówiąc: My wszyscy byliśmy skalani, a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata. My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicher. Ale Bóg – na szczęście – wychodzi naprzeciw człowieka i zaprasza go do współpracy. Pomaga mu pokonać tę słabość, o której mówi Prorok. I właśnie to dokonuje się w czasie Adwentu. Skoro takie, a nie inne czytania otrzymujemy w Pierwszą Niedzielę Adwentu, to jest to właśnie takie wskazanie: mamy w tym czasie zabrać się do roboty, mamy czuwać w taki sposób, o jakim mówi Ewangelia, a więc ciągle być gotowym, ciągle coś dobrego czynić w swoim życiu. Ale nie możemy ulec pokusie zrobienia wszystkiego samemu. To jest niemożliwe!
Bo choć nie może zabraknąć naszej dobrej woli i naszej pracy, to jednak jednocześnie trzeba pamiętać, że Jezus też działa. My się nieraz skarżymy, że nam nie wychodzi modlitwa, nie możemy się skupić, skoncentrować uwagi. Mówimy i mówimy, a to się wreszcie okazuje takim pustym „klepaniem” formułek. Więc może czasami trzeba przestać mówić i zacząć trwać w ciszy? Może trzeba, żeby w tej zupełnej ciszy, na jaką sobie pozwolimy, zrodziła się w nas jakaś dobra myśl, aby w tej ciszy udało się spokojnie przemyśleć wydarzenia z życia, problemy codzienne? I może się okaże, że właśnie w ten sposób przyjdzie rozwiązanie problemów? A przyjdzie wprost od Boga.
Bo my chcielibyśmy zaradzić wszystkim naszym sprawom sami. Podejmujemy w związku z tym takie i inne starania. I czasami zaczyna brakować cierpliwości. A może trzeba zdobyć się w modlitwie na bardzo odważne stwierdzenie: „Panie Jezu, ja już w tej sprawie zrobiłem, co mogłem. Dałem z siebie tak wiele, jak tylko wiele mogłem dać. Na nic mnie już więcej nie stać. Teraz tylko Ty działaj”! Kochani, może się wówczas okazać, że rozwiązanie problemów przyjdzie z zupełnie innej strony, niż byśmy się spodziewali.
Niech ten Adwent będzie zatem okazją do tego, aby pozwolić działać Jezusowi. Abyśmy wtedy, gdy w walce ze swoimi słabościami czy w radzeniu sobie z problemami doznamy wyczerpania sił – abyśmy wtedy nie popadali w rozpacz i panikę, ale – tym bardziej jeszcze – włączali Jezusa, prosili Go o pomoc, aby to On sam wziął sprawy w swoje ręce i jakoś je rozwiązał. Dosłownie: jakoś! On będzie najlepiej wiedział – jak! Nie musimy Mu w modlitwie podpowiadać. Wystarczy się tylko na Niego całkowicie zdać.
Naturalnie – nie chodzi tu o to, aby bezczynnie usiąść i czekać, aż Jezus sprawy sam rozwiąże. Nie! Jak nam wyraźnie mówi Ewangelia, mamy sami pracować. Ale czasami może się okazać, że pomimo naszych dobrych starań, pomimo naszych wysiłków, nie wychodzi nam to wszystko tak, jak byśmy chcieli. I właśnie ten moment jest sprawdzianem naszej wiary. Co wówczas zrobimy? Czy poddamy się zniechęceniu i popadniemy w rozpacz, czy jednak – uznając swoją ludzką słabość – poprosimy o pomoc Jezusa? Taki moment jest sprawdzianem wiary i lekcją pokory. Ale właśnie w takim momencie możemy się okazać największymi zwycięzcami: kiedy nie będziemy chcieli wszystkiego zrobić sami, ale pozwolimy zadziałać Jezusowi.
To się wydaje takie proste. Wcale jednak takie proste nie jest, bo kiedy człowiekowi nic się nie chce w swoim życiu zmieniać, nie chce mu się pracować nad sobą, to wtedy może by i chciał, żeby Jezusowi się bardziej chciało i żeby On sam wszystko zrobił. Ale wiadomo, że to jest niemożliwe. Kiedy natomiast człowiek już się tak „ostro” do tej pracy zabierze i napracuje się nad tymi swoimi słabościami, nad tymi problemami, które niesie ze sobą życie, to by z kolei chciał, aby mu wszystko od razu wyszło. Przecież nie po to pracuje, nie po to się wysila, nie po to podejmuje dobre postanowienia, aby wreszcie na końcu powiedzieć: „Nic z tego! Nic nie wyszło”! A czasami właśnie wydaje się, że tak jest.
Nie, tak nie jest! Po ludzku rzeczywiście tak się może wydawać. Ale wszędzie tam, gdzie kończą się ludzie możliwości, zaczyna działać wszechmoc Boża. Ze strony człowieka ważne jest, aby uczynił on to, co uczynić może. A Jezus dopełni reszty. I nawet kiedy się będzie człowiekowi wydawało, że jego wysiłki są bezowocne i nieskuteczne, to w rzeczywistości będą one bardzo ważne, bo będą znakiem naszej dobrej woli i naszego starania, w które Jezus się włączy i po prostu je dokończy, dopełni, uświęci.
W tym duchu zechciejmy przeżywać rozpoczynający się Adwent! W tym duchu, Kochani, zechciejmy podejmować nasze adwentowe postanowienia. A będą one różne. Jedni będą chcieli rozwinąć jakąś swoją umiejętność, jakiś swój talent. Inni z kolei będą chcieli opanować jakąś słabość, jakąś wadę, może – wadę główną. Ważne jest, aby te postanowienia odważnie podjąć, ale ważne jest także, aby od razu nastawić się na współpracę z Jezusem: „Panie Jezu, ja zabieram się do pracy, ale Ty bądź ze mną. Wspieraj moje wysiłki. A kiedy mi nie będzie nic wychodziło, a zrobię już wszystko, co mogłem zrobić, to proszę – Ty sam dopełnij reszty”. Co to w praktyce będzie oznaczało?
A chociażby to, że kiedy – pomimo dobrych postanowień – zdarzy się upaść w grzech, to będziemy mieli dość siły, aby się podnieść, odnowić postanowienie i dalej starać się je wypełnić. Naprawdę, nie nastawiajmy się na to, że nam wszystko od razu i natychmiast wyjdzie. I nie chciejmy wszystkiego zrobić sami. Niech nie zabraknie w naszych sercach prawdziwej pokory. Nie zapomnijmy ani przez moment o słowach, które Święty Paweł skierował do Koryntian – ale i do nas – w drugim czytaniu: [Jezusie] bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak nie doznacie braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego, Jezusa Chrystusa. On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego, Jezusa Chrystusa.
Właśnie, kiedy przyjdzie dzień Pana naszego, czy to w czasie zbliżających się Świąt, czy to na końcu czasów, będziemy mogli z satysfakcją uznać, że czasu łaski nie zmarnowaliśmy. Nie zmarnowaliśmy czasu oczekiwania. Może nie wszystko nam wyszło, ale uczyniliśmy tyle, ile mogliśmy uczynić. Zaprawdę, radość z wykorzystanego dobrze czasu jest wielką radością. I jak bardzo wewnętrznie rozbity jest człowiek, który przez cały czas zabierał się do pracy, miał przez jakiś czas nawet dobre chęci, ale na tym się skończyło. Niestety, same dobre chęci, poza tym, że są nieskuteczne, to nawet nie dają minimalnej osobistej satysfakcji. A szczery osobisty wysiłek – owszem!
Stąd też, rozpoczynając ten Adwent, kolejny Adwent w życiu, bierzmy się do pracy! A może lepiej – bierzmy się do współpracy! Z Jezusem! Róbmy, co w naszej mocy, ale też pozwólmy, aby On sam, Jezus, mógł w nas działać. Aby w ten sposób radość ze spotkania z Nim nie była zarezerwowana dopiero na Święta czy na to ostateczne Jego przyjście, ale aby towarzyszyła nam każdego dnia rozpoczynającego się Adwentu.
W tym kontekście pomyślmy:
·        Czy rozpoczynając Adwent mam już jakieś konkretne postanowienie?
·        Czy wiem, na czym mam skoncentrować swoją osobistą duchową pracę?
·        co będę prosił Jezusa na początku Adwentu?
Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie

3 komentarze

  • Adwent
    Zapachniało nadzieją – czuwania i sądu ostatecznego
    Czas na korektę naszych myśli, mowy, serc….

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • "My wszyscy byliśmy skalani, a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata."
    A tak bardzo potrzebna nam motywacja do działania. Wskaż nam Panie chociaż kierunek działania by się nie okazało, że pobłądziliśmy i daremne są nasze wysiłki.
    "Czemuż, o Panie, pozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg, tak iż serce nasze staje się nieczułe na bojaźń przed Tobą?"
    Wylej na nas swojego Ducha i otwórz serca nasze na Twój głos, bo gubimy się w otaczającym nas świecie.
    Dasiek

  • Całym sercem podpisuje się pod stwierdzeniem Domownika o tej pachnącej nadziei, a także – pod modlitwą, którą Dasiek zakończył swój wpis. Dziękuję! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.