Maryjo, uzdrowienie chorych – módl się za nami!

M

Szczęść Boże! Moi Drodzy, dzisiaj znowu moje rozważanie. Zdecydowałem się na  uwzględnienie nieobowiązkowego wspomnienia Matki Bożej z Lourdes, a to ze względu na to, iż dotyczy ono Chorych, którym w ten sposób możemy okazać raz jeszcze modlitewne wsparcie i duchową solidarność. A po drugie – byłem tam dwa razy i bardzo przeżyłem wewnętrznie modlitwę w tym miejscu. 
    Kochani, pozdrówcie wszystkich Chorych, Starszych, Niepełnosprawnych, przebywających w Waszych domach i wszystkich, bliskich Waszym sercom! Zadzwońcie do nich, napiszcie smsa… A na pewno – pomódlcie się za Nich…
          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
N. M. P. z Lourdes,
do
czytań:  1 Krl 12,26–32;13,33–34;  Mk 8,1–10
W 1858 roku, w cztery
lata po ogłoszeniu przez Piusa IX dogmatu o Niepokalanym Poczęciu,
Matka Boża zjawiła się ubogiej pasterce, Świętej Bernadecie
Soubirous, w Grocie Massabielskiej w Lourdes. W ten sposób – jeśli tak można powiedzieć
Niebo potwierdziło prawdę, którą
Kościół odkrył i ogłosił pod natchnieniem Ducha Świętego.
Podczas osiemnastu
zjawień, dokonujących się w okresie od 11
lutego do 16 lipca 1858 roku,
Maryja wzywała do modlitwy i pokuty.
11 lutego, Bernadetta Soubirous wraz z siostrą i przyjaciółką
udała się w pobliże Starej Skały – Massabielle – na poszukiwanie suchych
gałęzi, aby rozpalić ogień w domu. Gdy została sama, usłyszała dziwny dźwięk, podobny do szumu wiatru i zobaczyła światłość,
z której wyłoniła się postać „Pięknej Pani” z różańcem w ręku.
Odtąd objawienia
powtarzały się.
Bernadetta opowiedziała o tym wydarzeniu koleżankom, te rozpowiedziały
o tym sąsiadom. Rodzice skrzyczeli Bernadettę, że rozpowiada plotki i zakazali
jej chodzić do groty, w której miała jej się ukazać Matka Boża. Cofnęli jednak zakaz, gdy zobaczyli, że
dziecko gaśnie im dosłownie w oczach z powodu jakiejś wewnętrznej udręki.
Dnia 14 lutego dziewczęta udały się najpierw do kościoła i wzięły
ze sobą wodę święconą. Gdy przybyły do groty, było już po południu. Kiedy w
czasie odmawiania Różańca ponownie ukazała się Matka Boża, Bernadetta – idąc za
poradą towarzyszek – pokropiła Ją i
wypowiedziała słowa: „Jeśli przychodzisz od Boga, zbliż się! Jeśli od szatana,
idź precz!”. Pani, uśmiechając się, zbliżyła się aż do wylotu groty – i odmawiała Różaniec.
18 lutego Bernadetta udała się w pobliże groty z dwiema znajomymi
rodziny Soubirous. Te przekonane, że
może to jest jaka dusza czyśćcowa,
poradziły Bernadecie, aby poprosiła Zjawę
o napisanie życzenia na kartce papieru, którą ze sobą przyniosły. Pani
odpowiedziała: „Pisanie tego, co ci chcę
powiedzieć, jest niepotrzebne”
. Matka Boża poleciła dziewczynce, aby
przychodziła przez kolejnych piętnaście dni.
Wiadomość rozeszła się lotem błyskawicy po całym miasteczku. 21
lutego, w niedzielę, zjawiło się przy grocie skał massabielskich kilka tysięcy
ludzi. Pełna smutku Matka Boża zachęcała
Bernadettę, aby modliła się za grzeszników.
Tegoż dnia, gdy Bernadetta
wychodziła po południu z kościoła z Nieszporów, została zatrzymana przez komendanta miejscowej policji i poddana śledztwu.
Kiedy dnia następnego udała się do szkoły, uczące ją siostry zaczęły ją karcić,
że wprowadziła tyle zamieszania swoimi
przywidzeniami.
23 lutego Matka Boża ukazała się Bernadecie ponownie i poleciła
jej, aby udała się do miejscowego proboszcza z prośbą, by w miejscu objawień wystawiono ku Jej czci kaplicę.
Roztropny proboszcz, a równocześnie także dziekan, po pilnym przeegzaminowaniu
czternastoletniej dziewczynki, rzekł do niej: „Mówiłaś mi, że u stóp tej Pani w miejscu, gdzie zwykła stawać, jest
krzak dzikiej róży. Poproś Ją, aby kazała tej gałęzi rozkwitnąć”
. Przy
najbliższym zjawieniu się Matki Bożej Bernadetta powtórzyła słowa proboszcza.
Pani odpowiedziała uśmiechem, a potem ze smutkiem wypowiedziała słowa: „Pokuty…
pokuty… pokuty…”.
25 lutego, w czasie ekstazy, Bernadetta słyszy polecenie: „A teraz idź do źródła, napij się z niego i
obmyj się w nim”.
Dziewczynka skierowała swoje kroki do pobliskiej rzeki,
ale usłyszała głos: „Nie w tę stronę! Nie mówiłam ci przecież, abyś piła wodę z
rzeki, ale ze źródła. Ono jest tu”.
Bernadetta na kolanach podążyła ku wskazanemu w pobliżu groty miejscu. Gdy
zaczęła grzebać, pokazała się woda. Na
oczach tłumu śledzącego wszystko uważnie ukazało się źródło, którego dotąd nie
było. Woda biła z niego coraz obficiej i szerokim strumieniem płynęła do rzeki.
Okazało się rychło, że woda ta ma moc leczniczą. Następnego bowiem dnia posłał do źródła po wodę
swoją córkę miejscowy kamieniarz, rzeźbiarz nagrobków. Stracił prawe oko przy
rozsadzaniu dynamitem bloków kamiennych. Także na lewe oko widział coraz
słabiej. Po gorącej modlitwie począł
przemywać sobie ową wodą oczy i natychmiast odzyskał wzrok.
Cud ten
zapoczątkował cały szereg innych znaków i cudów.
27 lutego Matka Boża ponowiła
życzenie, aby na tym miejscu powstała kaplica.
1 marca 1858 roku poleciła
Bernadecie, aby modliła się nadal na różańcu. 2 marca z kolei, Matka Boża
poprosiła, aby do groty urządzano
procesje.
Zawiadomiony o tym proboszcz odpowiedział, że będzie to mógł
uczynić dopiero za pozwoleniem swojego
biskupa.
Tymczasem, 4 marca, na oczach około dwudziestu tysięcy ludzi został cudownie uleczony przy źródle
miejscowy restaurator.
Miał on na wierzchu dłoni wielką narośl. Lekarze
orzekli, że jest to złośliwy rak i trzeba rękę amputować. Kiedy modlił się gorąco i polecał wstawiennictwu Bernadetty, zanurzył
rękę i wyciągnął ją zupełnie zdrową, bez ropiejącej narośli.
A poprzedniego
dnia, pewna matka doznała łaski nagłego uzdrowienia swojego dziecka, zanurzając
je całe w zimnej wodzie źródła – i to w
sytuacji, w której lekarze orzekli, że dni dziecka są już policzone.
Wtedy też nastąpiła dłuższa przerwa w objawieniach. Dopiero 25 marca, w uroczystość Zwiastowania,
Bernadetta ponownie zobaczyła Matkę Bożą.
Kiedy Ją zapytała o imię,
otrzymała odpowiedź: „Jam jest
Niepokalane Poczęcie”.
Były to bardzo ważne słowa, ponieważ mijały zaledwie
cztery lata od ogłoszenia przez Papieża Piusa IX dogmatu o Niepokalanym
Poczęciu Maryi, a przecież wówczas środki komunikacji społecznej nie były tak
rozwinięte jak dzisiaj, dlatego informacje
nie rozchodziły się po świecie zbyt szybko i nie docierały tak sprawnie, jak
obecnie, do świadomości ludzi
– szczególnie tak prostych, jak Bernadetta. Dlatego ten dzień można określić jako
swoisty przełom w uwiarygodnianiu
informacji o objawianiu się Matki Bożej.
Po kolejnej dłuższej przerwie, 7 kwietnia, w środę po Wielkanocy,
ponownie Matka Boża objawiła się Bernadecie. Po rozejściu się tłumów policja
pod pozorem bezpieczeństwa publicznego i konieczności przeprowadzenia badań
wody, zamknęła dostęp do źródła i groty.
Zabrano także do komisariatu liczne już złożone wota. Jednak Bernadetta
uczęszczała tam nadal i klękając opodal, modliła się.
16 lipca, w uroczystość Matki Bożej Szkaplerznej, Matka Boża
pojawiła się po raz ostatni. 18 stycznia 1862 roku, komisja powołana przez
miejscowego biskupa – po wielu badaniach – ogłosiła dekret, że „można dać wiarę” zjawiskom, jakie się
przydarzyły w Lourdes.
W roku 1875 arcybiskup Paryża poświęcił uroczyście
świątynię, wybudowaną na miejscu objawień. W uroczystości tej wzięło udział
trzydziestu pięciu arcybiskupów i biskupów, trzy tysiące kapłanów i sto tysięcy
wiernych. W roku 1891, Leon XIII ustanowił święto Objawienia się Matki Bożej w
Lourdes, które Święty Pius X w 1907 roku
rozciągnął na cały Kościół.
W roku 1933 Bernadetta Soubirous została kanonizowana.
A oto jak ona sama opisała, w roku 1861 – w jednym z listów –
wydarzenia, w których uczestniczyła: „Pewnego dnia, kiedy wraz z dwiema
dziewczynkami udałam się nad rzekę Gave, aby nazbierać chrustu, usłyszałam
jakby szelest wiatru. Obróciłam się ku łące, ale zobaczyłam, iż gałązki drzew
nie poruszają się wcale. Uniosłam wtedy głowę i spojrzałam w kierunku groty. Zobaczyłam Panią odzianą w białe szaty.
Miała na sobie białą suknię, przepasana była niebieską wstęgą, na każdej z Jej
stóp spoczywała złocista róża.
Taki sam kolor miały ziarenka Jej różańca. 
Kiedy Ją zobaczyłam, przetarłam oczy sądząc, iż mi się przywidziało.
Zaraz też włożyłam rękę do kieszonki i znalazłam swój różaniec. Chciałam przeżegnać się, ale nie mogłam
unieść opadającej ręki. Dopiero kiedy Pani uczyniła znak krzyża, wtedy i ja
drżącą ręką spróbowałam, i udało się.
Równocześnie zaczęłam odmawiać Różaniec.
Także Pani przesuwała ziarenka różańca, ale nie poruszała wargami. Kiedy
skończyłam odmawianie, widzenie ustało natychmiast. 
Zapytałam więc obydwie dziewczynki, czy czegoś nie widziały.
Odpowiedziały, że nie. Spytały natomiast, co takiego mam im do opowiedzenia.
Wtedy oznajmiłam im, że widziałam Panią
w bieli i że nie wiem, kim Ona mogłaby być.
Upomniałam je jednak, aby nie
mówiły o tym nikomu. One znowu namawiały mnie, żebym nie wracała na to miejsce,
ale ja się na to nie zgodziłam. Wróciłam
więc na to samo miejsce w niedzielę, czując wewnętrznie, że coś mnie tam woła. 
Pani przemówiła do mnie dopiero za trzecim razem. Zapytała, czy
nie zechciałabym przychodzić tu do Niej przez dni piętnaście. Odpowiedziałam,
że chcę. Pani powiedziała jeszcze, że mam
powiedzieć kapłanom, aby postarali się o wybudowanie na tym miejscu kaplicy.

Następnie poleciła mi napić się wody ze źródła. Ponieważ nie widziałam tam żadnego
źródła, zwróciłam się w stronę rzeki Gave. Ale Pani dała mi znak, że nie tam, i
palcem pokazała na źródło. Kiedy podeszłam bliżej, znalazłam zaledwie odrobinę błotnistej wody. Nadstawiłam
dłoń, ale nic nie mogłam pochwycić. Zaczęłam więc drążyć ziemię w tym miejscu i dopiero wówczas mogłam zaczerpnąć nieco
wody. Odrzuciłam trzy razy, za czwartym razem wypiłam.
Widzenie znikło, a
ja powróciłam do domu. 
Przez piętnaście dni powracałam na to miejsce, a Pani ukazywała mi się za każdym razem, z
wyjątkiem jednego wtorku i piątku.
Polecała na nowo, abym zachęciła
kapłanów do wybudowania kaplicy, zachęciła także, abym się obmyła w źródle i abym się modliła o nawrócenie
grzeszników.
Wielokrotnie zapytywałam, kim jest, ale Ona uśmiechała się
tylko łagodnie. W końcu, trzymając ręce uniesione i kierując wzrok ku niebu powiedziała, że jest Niepokalanym
Poczęciem.”
Tyle ze wspomnień samej Bernadetty.
A my, przyjmując dar Słowa Bożego,
przeznaczonego na dzisiejszy dzień, słyszymy historię rozmnożenia chleba i ryb
– i nakarmienia kilku tysięcy ludzi. Czyż
te tłumy, które otaczały Jezusa, nie przypominają nam owych tłumów, które otaczały
Grotę Massabielską w Lourdes?
I jedni, i drudzy, przybyli, aby doświadczyć
pomocy ze strony Boga. Owszem, być może niektórych przywiodła tam na początku
jakaś wieść sensacyjna i tajemnicza, ale z
czasem przekonali się o niezwykłym działaniu Bożym – i tego działania na sobie
doświadczyli.
Tak jedni, jak i drudzy.
A to tylko potwierdza, jak bardzo Bóg
czuwa nad nami i jak bardzo nas kocha,
skoro nie szczędzi znaków swojej opieki,
także – a może szczególnie – w obliczu dziejącego się na świecie zła i odstępstwwa,
tak jaskrawo wyrażonego dziś w pierwszym czytaniu w postawie Jeroboama. Bóg
daje nam szansę, sam wychodzi z propozycją
pomocy i ratunku.
I z pragnieniem zaradzenia także tym podstawowym potrzebom człowieka, jak potrzeba pokarmu – i zdrowia.
Lourdes bowiem stało się światowym sanktuarium chorych. Byłem
tam dwa razy i mogę powiedzieć, że za każdym razem doznawałem jakiegoś szczególnego umocnienia swojej wiary,
gdy widziałem, jak na twarzach całej tej biedoty, przybyłej tam z różnych
zakątków świata, maluje się autentyczna
radość i pokój. Pomimo cierpienia!
Widać to szczególnie w trakcie procesji
eucharystycznej, kiedy to wszystkich chorych prowadzi się w wózkach za
Najświętszym Sakramentem. Jakiż to
wspaniały znam zjednoczenia ludzkiego cierpienia z ofiarą Jezusa Chrystusa!
Niech doświadczenie dobroci Boga
nauczy nas wszystkich, Kochani, prawdziwego współczucia, jakie ze szczerego
serca okazywać będziemy wszystkim potrzebującym, szczególnie chorym – współczucia wyrażonego nie tyle słowami, co
konkretnymi czynami, wspartymi modlitwą

27 komentarzy

  • W święto Matki Bożej z Lourdes i Światowy Dzień Chorego bardzo proszę o modlitwę za zdrowie 21-letniej siostrzenicy mojego męża, cierpiącej na porażenie mózgowe. Joasia nie siada, nie mówi i bardzo cierpi. Jedynie jej rodzice intuicyjnie wyczuwają potrzeby i nastroje tej chorej. Oprócz tego schorzenia ta dziewczyna ma ataki padaczki. Proszę, pamiętajcie o niej w swoich codziennych modlitwach.
    Szczęść Boże na cały dzisiejszy dzień.

  • "Bóg daje nam szansę, sam wychodzi z propozycją pomocy i ratunku." – poprzez intronizację Chrystusa w całym tego słowa znaczeniu, nie tylko w Polsce, ale w każdym kraju. Jeśli do tego nie dojdzie nasz kraj się nie ostoi. Dobrowolne umartwienie, czyli pokuta – po trzykroć jest w stanie zmiękczyć serca zarozumialców.

    Dasiek

  • Zazdroszczę tej podróży do Lourdes. Byłam we Francji, ale nie mogłam być tam. Książka o Lourdes jest jedna z pierwszych religijnych książek, jakie przeczytałam Poza tym sama nie jestem zdrowa. Nie liczę na uzdrowienie, zbyt mała jest moja wiara. Ale lubię Francję (pomijając to, co się tam dzieje z tytułu laickości i "neutralności światopoglądowej") i jest to jedno z miejsc, które chciałabym tam odwiedzić, podobnie jak Taizé. Podobnie jak trzeba się modlić za wspomniane we wczorajszym poście feministki (które notabene piszą książki dla dzieci), tak trzeba się modlić za Europę, Francję. Jan Paweł II w czasie jednej z pielgrzymek do Francji spytał "Francjo, co zrobiłaś z swoim chrztem".

    Sissi

  • Tak, Francja ma rzeczywisty problem… Nie tylko zresztą Francja. A Polska? Do nas niestety też wkracza laickość… Joasię włączam w swoje modlitwy, prosząc i Was, Kochani, o to. Coraz bardziej dojrzewa we mnie myśl, żeby stworzyć jakąś zakładkę z listą intencji, na którą będziemy mogli wpisywać swoje sprawy do Pana Boga. Jeszcze dzisiaj omówię to z Moderatorem.

    Decyzja Domownika jest jak najbardziej uprawniona, bo każdy może robić ze swoim, co chce. Tylko trzeba pamiętać o jednym: las płonie szybko, ale rośnie – powoli… Ks. Jacek

  • "Podjęłam decyzję o usunięciu blogu." – rzeczywiście ogromna szkoda, nie zadam banalnego "why?", chociaż strasznie mnie korci :/. Ech, no dobra: co się stało??????

    • Odpowiem na to pytanie ks. Jacku, ale nie dzisiaj.
      Dziś cokolwiek bym nie napisała, na pewno nie byłoby dobre.
      Czasem lepiej jest ugryźć się w jęzor, niż powiedzieć – napisać coś,zwłaszcza gdy jest się pod wpływem złych emocji.

      Pozdrawiam

    • Nie chcę się wtrącać, bo tak jak napisał Ks. Jacek masz prawo robić ze swoim co chcesz. Zauważ tylko proszę, że tak jak nie chcesz napisać powodu, bo jesteś pod wpływem złych emocji…Tak samo pod wpływem tych złych emocji nie powinnaś podejmować decyzji! Jakiejkolwiek! Dobrze jest przemyśleć i poczekać, aż emocje opadną…żeby potem nie żałować swojej decyzji.

      Będę pamiętać o Joannie w swoich modlitwach.

      Pozdrawiam

    • Nie napisałam, że nie chę napisać, tylko, że nie mogę na ogóle, a to różnica, prawda ?

      Dziękuję za radę.
      Nigdy, przenigdy, nie podejmujesz decyzji, pod wpływem emocji?

      Pozdrawiam

    • Odniosłam się do ostatniej wypowiedzi…
      Oczywiście nie jestem idealna i podjęłam decyzję pod wpływem emocji i to nie raz. Nie chcę Cię do niczego zmuszać, a już na pewno Cię nie oceniam!

      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dobrej niedzieli 🙂

  • Ja absolutnie nie oczekuję odpowiedzi na forum publicznym. Chcę tylko na temat tej decyzji powiedzieć jedno: szkoda… I zapytać, czy aby na pewno była przemyślana. Ks. Jacek

  • Wiem ks. Jacku, że Ty nie oczekujesz odpowiedzi na forum publicznym.
    Jeśli twierdzisz, że '' szkoda'', to mi miło, że tak uważasz.
    Tak, decyzja była przemyślana ( w samotności), ale czy trafna ?
    Może gdybym się z kimś podzieliła swym zamiarem, wyrzuciła z siebie za i przeciw, to może…
    Ale nie ma co gdybać.
    Trudno stało się.
    Ostatnio mam bardzo ciekawe pomysły.
    Wczoraj chciałam również pousuwać komentarze z Twojego blogu ks.Jacku, ale Ktoś, a dokładnie Robert z Blogowej Rodzinki '' wybił mi to z głowy''
    Jeszcze nie podziękowałam za to, więc czynię to teraz
    Robercie – dziękuję.

    Nie piszę tego wszystkiego, by zwrócić na siebie Waszą uwagę.
    Nie szukam litości, współczucia.
    Piszę jak jest, i dzielę się z Wami tym.
    Nie traktuję tego blogu jak konfesjonału, są sprawy których tutaj nigdy nie poruszę, ale na tyle, na ile mogę, powoli dopuszczam Was Blogowa Rodzinko do siebie.

    Życzę Wam dobrej niedzieli.

  • Ktoś kiedyś powiedział : Bóg nie usuwa cierpienia, ale pomaga je znosić.

    Usłyszałam na kazaniu historyjkę (napiszę tak mniej więcej – dawno słyszałam) :

    Pan Bóg stoi obok człowieka. Patrzą na ślady na piasku. Najpierw są ślady stóp dwóch osób.
    – Widzisz Panie Boże, tu są moje i Twoje ślady. Byłeś przy mnie jak miałem problem. – mówi człowiek.
    Kawałek dalej są już tylko jedne ślady.
    – Widzisz Panie Boże, tu są tylko jedne ślady. Opuściłeś mnie jak upadłem.
    – Nie – Odpowiada Pan Jezus. – Tu są jedne ślady, bo jak upadłeś, to wziąłem Cię na ręce i "prowadziłem"…

    Możliwe, że coś poprzekręcałam. Może ktoś ją kiedyś słyszał?

    Tak mi utkwiła w pamięci. Ta opowieść, to do rozważania. Pokazuje nam, że Pan Bóg nigdy nas nie opuszcza i nie zapomina o nas. W chwili gdy najbardziej Go potrzebujemy i myślimy, że właśnie teraz nas opuścił, On bierze nas na ręce i prowadzi.

    • Tak to mniej więcej szło, tylko zamiast "prowadziłem", Pan Jezus miał powiedzieć "niosłem Cię". Dlatego był jeden ślad. Tak, to mądra, chociaż prosta historyjka. Dużo prawdy w sobie zawiera… Ks. Jacek

    • Dobre – mądre jest również opowiadanie, o człowieku który ma możliwość porzucenia własnego krzyża, by przyjąć na siebie '' wygodniejszy krzyż ''
      Korzysta z tej możlwości, ale przymierzywszy wszystkie możliwe krzyże, i tak powraca do tego, który nosił dotychczas….
      Czyli człowiek zawsze dostaje tyle do udźwignięcia, ile jest gotów unieść…

      Pozdrawiam

  • Absolutnie się nie czepiam, ale '' niosłem Cię'', a '' prowadziłem'' to nie to samo.
    Bóg zawsze nas prowadzi, ale nie zawsze niesie .
    Nie szkodzi, że trochę pomieszałaś.
    Pewnie wszyscy zrozumieli sens tego przesłania.
    Pozdrawiam 🙂

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.