Czym więc tak naprawdę jest miłość?

C

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Serdecznie pozdrawiam w 6 już Niedzielę Wielkanocną i przesyłam – na jej pełne przeżywanie – swoje kapłańskie błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

6 Niedziela
Wielkanocna, B,
do
czytań:  Dz 10,25–26.34–35.44–48;  1 J 4,7–10; 
J 15,9–17
W Liturgii Słowa
dzisiejszej niedzieli bardzo wiele razy pada słowo „miłość”. I chyba nas to nawet bardzo nie dziwi, bo przecież
jesteśmy jakoś przyzwyczajeni do tego, że miłość
jest główną myślą chrześcijaństwa, że miłość jest jego główną zasadą, że przykazanie
miłości jest pierwszym i najważniejszym przykazaniem,
obowiązującym
chrześcijan i konstytuującym wspólnotę Kościoła.
Z dzisiejszych czytań
dowiadujemy się – a może lepiej powiedzieć: przypominamy sobie – jaka jest i na czym polega prawdziwa miłość.
Celowo wspomniałem, że przypominamy
sobie, a nie dowiadujemy się,
bo jednak my, którzy do kościoła przybywamy
co niedzielę, którzy nieraz i w tygodniu znajdujemy czas na spotkanie z
Chrystusem na Mszy Świętej, którzy jakoś
poważnie traktujemy naszą wiarę – my dobrze wiemy,
na czym polega miłość w
wydaniu Jezusowym, miłość w rozumieniu chrześcijańskim. A więc na czym?
Jak odczytujemy z pierwszego czytania: jest to miłość,
która nie ma względu na osoby. Jest to miłość, która polega na postępowaniu w sposób sprawiedliwy.
Jest to miłość, która zaprasza do współpracy z Bogiem ludzi będących od Niego bardzo daleko, jak
daleko od Boga – tak się przynajmniej zdawało – byli poganie, których Piotr
ochrzcił.
Z drugiego czytania wyprowadzamy to wskazanie, że miłość ma być darem
wzajemnym, szczerym ofiarowaniem siebie
drugiemu.
Ma też być dokładnym i jak najwierniejszym odwzorowaniem miłości Boga – miłości łączącej pomiędzy sobą
wszystkie Osoby Trójcy Świętej, ale także miłości  Boga do człowieka. Z drugiego czytania
wyprowadzamy jeszcze i tę prawdę, że nasza
miłość do Boga jest odpowiedzią na Jego miłość,
bo to On pierwszy nas
umiłował. Stąd też nasza miłość do Boga i do drugiego człowieka jest niejako spłacaniem długu – spłacaniem długu
miłości,
okazanej nam przez Boga.
I wreszcie Ewangelia, która niejako raz jeszcze zbiera te wszystkie wskazania, podsumowuje je, a jednocześnie – wskazuje
na sposób realizacji miłości w praktyce:
jest to wypełnianie Bożych przykazań.
Prawdziwa miłość jest – jak słyszymy – źródłem
prawdziwej radości człowieka,
zaprzyjaźnionego z Chrystusem. Prawdziwa
miłość wreszcie przynosi prawdziwe i trwałe owoce.
Kochani, to wszystko, co
słyszeliśmy, jest nam znane. Z
pewnością, żadna z tych treści, żadne z tych wskazań nikogo z nas nie
zaskoczyło – wszyscy dobrze wiemy, że
miłość chrześcijańska wygląda właśnie w ten sposób.
Ale kiedy tak sobie w
ciszy czytałem te święte teksty z zamiarem wyciągnięcia jakichś kilku konkretów
do tej homilii, to stanął mi przed oczami obraz
miłości, ukazywanej w mediach, serialach, piosenkach współczesnych zespołów,

albo też miłość w jej najbardziej
potocznym dzisiaj rozumieniu u ludzi.
I – powiem szczerze – aż trudno mi
było uwierzyć, że te dwa obrazy mogą się tak bardzo między sobą różnić.
Miłość w rozumieniu Jezusa,
miłość w rozumieniu chrześcijańskim, a miłość w rozumieniu potocznym czy medialnym
– to dwie absolutnie inne
rzeczywistości.
I kiedy się nad tym tak głębiej zastanowiłem, to zacząłem
sobie coraz bardziej uświadamiać, że w ogóle kiedy wchodzimy na obszar religii, kiedy wchodzimy – jeśli tak
można powiedzieć – na obszar Pana Boga, mówimy
innym językiem,
a kiedy wracamy do tej tak zwanej szarej rzeczywistości, mówimy innym językiem.
Kiedy przychodzimy do
kościoła, kiedy słuchamy czytań, kazań, kiedy włączamy się we wspólne śpiewy i
modlitwy, a potem – kiedy wychodzimy z kościoła, wracamy do domu, spotkamy sąsiada,
albo kolegę w pracy czy w szkole, to za
każdym razem będziemy ze sobą rozmawiali zupełnie innym językiem.
Innym, nawet pomimo tego,
że będzie to język polski i że słowa
w jednym i w drugim przypadku używane będą
z tego samego słownika.
A jednak, jakby zupełnie były to inne języki. I nie dlatego, że rzeczywiście, język
Biblii czy język liturgii ma w sobie coś
z namaszczenia, coś z dostojeństwa
i dotyka w jakiś sposób rzeczywistości
Nieba, a język nasz powszedni i codzienny dotyka
właśnie codzienności.
To jest zrozumiałe i normalne.
Ale proces idzie jeszcze
dalej i już nie tylko styl języka, ale i
treści, jakie w sobie kryje, także się rozmijają.
Najlepiej widać to chyba
na przykładzie miłości.
Czym jest miłość w świetle dzisiejszej Liturgii Słowa? Czym jest miłość w świetle
nauczania Błogosławionego Jana Pawła II,
czym jest miłość w rozumieniu Benedykta XVI?
To dar z siebie, to
odpowiedzialność, to troska o drugiego, to szczere pragnienie dobra dla niego. A czym jest miłość w rozumieniu krzykliwej
dzisiejszej mody?
Seksem, szukaniem własnej przyjemności, doraźnej
korzyści, chwilowym zachwytem, ulotnym zauroczeniem…
Zauważamy zatem, że ciągle
się gdzieś rozmijają te treści z kościoła,
z tymi treściami z codzienności.
I kiedy te pierwsze – to jakiś ideał, to jakiś wzorzec, to te drugie –
to często kombinacja, cwaniactwo,
arogancja, zwyczajne chamstwo…
I to nic, że większość z
nas jest przecież wierzącymi, większość
z nas przynajmniej raz do roku do tego kościoła dotrze, większość z nas
przyjmuje księdza po kolędzie. Bo jednocześnie – większość z nas nauczyła się bardzo sprawnie i szybko przełączać program:
z tego „kościółkowego”, na ten życiowy.
Mówiąc brutalnie: z tego baśniowego – na ten prawdziwy.
I o ile ze znajomością języków
w naszym kraju najlepiej nie jest, o tyle na
tym odcinku doskonale radzimy sobie w dwóch językach:
właśnie w tym języku
religijnym i tym codziennym. Gorzej, że nie
radzimy sobie z przekładem, z tłumaczeniem.
Gorzej, że nie bardzo nawet
staramy się o to przetłumaczenie. Bardzo szybko i jakby z góry wielu z nas
zgodziło się na to, że język Biblii, język naszych modlitw – i tak, i tak – nigdy nie przystanie, nie będzie pasował do
tego języka codzienności,
że te zasady, które wyznajemy, do których się przyznajemy
i deklarujemy jako swoje – i tak i tak –
niemożliwe do wprowadzenia w życie.
Więc jakoś gładko wielu z
nas „przełknęło” taką sytuację, że w
kościele zgadza się na to, co mówi Jezus, a poza kościołem zgadza się na to, co
jest temu pierwszemu całkowicie przeciwne.
A wytłumaczenie jest jedno: „takie czasy, takie warunki”… I to nic,
że jeszcze nie tak dawno nieco inaczej patrzono na te same zachowania. My dzisiaj idziemy z postępem, nie
możemy się oglądać wstecz i tkwić w ciemnogrodzie.
Dlatego to, że do ślubu
idzie się nie we dwoje, a bardzo często
już we troje,
to kiedyś, jeszcze nie tak dawno, był wstyd. Teraz – to
prawie norma! Mieszkanie dwojga studentów
w jednym pokoju na stancji
czy
narzeczonych przed ślubem
– to kiedyś był jakiś zgrzyt. Teraz to podobno życiowa
konieczność, podyktowana względami finansowymi i jeszcze jakimiś tam innymi… Aroganckie zachowanie uczniów na lekcjach było
karalne. Teraz to przejaw wolności i praw dziecka. Kiedyś ojca i matkę szanowano, a przypadki ich lekceważenia spotykały
się z powszechną dezaprobatą. Teraz rodzice to kumple, partnerzy do dyskusji,
często bezradni wobec swoich rozkapryszonych dzieci.
Kiedyś – nie tak dawno, ja
to jeszcze pamiętam – kiedy dowiedziano się, że mój kolega z piątej klasy podstawówki w szatni pali papierosy, to był skandal
na całą szkołę.
Teraz to już nikogo nie dziwi, zwłaszcza, że papierosy
przecież są niczym w zestawieniu z narkotykami.
I tak się rozmijają dwie rzeczywistości: ta
idealna, ta święta, ta Boża – z tą ludzką. Sacrum coraz bardziej oddala się od
profanum. A czy tego jakoś nie można by pogodzić? Czy naprawdę nie da się języka Ewangelii przetłumaczyć na język życia?
A jeżeli tak – to kto ma to zrobić?
Czy znajdą się tacy odważni, którzy nie
przestraszą się oskarżeń o naiwność, zacofanie, zaściankowość i nieporadność
życiową?
Czy znajdą się tacy?
Znajdą się! Już są! Już są tacy ludzie, bardzo często – ludzie młodzi,
w wyznawaniu swojej wiary nie tylko odważni,
ale wręcz radykalni.
Są tacy ludzie, dla których sporym problemem jest nie tyle współżycie ze swoim chłopakiem czy
swoją dziewczyną,
bo to nie wchodzi w rachubę, ale nawet nieczysta myśl, nieczyste spojrzenie na tę drugą osobę.
tacy ludzie, dla których problemem jest nie
tyle brak modlitwy czy brak jakiegokolwiek kontaktu z Bogiem
w Sakramentach
przez długie lata, ale zwykłe rozproszenie
na modlitwie.
Są tacy ludzie, którzy
widzą moralny zgrzyt w ściąganiu na klasówce
czy na egzaminie.
Są tacy ludzie, którym przeszkadzają zbyt często
pojawiające się niezbyt przyjemne słowa,
kierowane przez nich w zdenerwowaniu do najbliższych – i to wcale nie jakieś
słowa wulgarne.
Są tacy ludzie, dla których
dobro drugiego człowieka stanowi
naprawdę sporą wartość
i czynią sobie wyrzuty z tego, że nie mogli do tego
dobra jeszcze bardziej się przyczynić.
tacy ludzie! Naprawdę! I – na szczęście! Bo na tych ludziach świat stoi!

Tak, ten sam świat, który nazywa ich głupimi, naiwnymi, zacofanymi,
świętoszkami.
Bo wielu tak zwanych wierzących, wielu tak
zwanych chrześcijan, wielu tak zwanych katolików nie wyobraża sobie, jak można prowadzić interes, a nie „kantować”? Jak
można zajmować wysokie stanowisko i nie
„warczeć” na ludzi.
Jak można być właścicielem firmy i dać podwyżkę pracownikom? Jak można, mając sklep, nie otworzyć go w niedzielę? Mówiąc
krótko: jak można przetłumaczyć język Ewangelii na język biura, na język
interesu, na język codziennej pracy, na język codziennych międzyludzkich kontaktów?
Jak można to przetłumaczyć? Czy to się w
ogóle da przetłumaczyć?
Owszem! Da się! I są tacy, którzy to potrafią! Wielu odważnych ludzi
przekonuje nas, że da się żyć Ewangelią, że język Ewangelii da się przełożyć na język życia, że język codzienności
może być tym, którym się będzie mówiło o sprawach wiecznych. Tak naprawdę można! Tak naprawdę warto!
Bo jeżeli narzekamy na
sytuację dzisiejszego świata, jeżeli narzekamy na sytuację w naszym kraju, to
nie poszukujmy przyczyn takiego stanu rzeczy gdzieś w bliżej nie określonych
obszarach, ale właśnie w tym, że język
Ewangelii tak bardzo różni się od języka codzienności;
że miłość co innego
tu, a co innego tam znaczy. I zechciejmy tę sytuację od dzisiaj zmieniać. Właśnie – my!
Zechciejmy uwierzyć, że
jest to w granicach naszych możliwości. Zechciejmy potraktować to jako
najważniejsze zadanie! Zechciejmy uwierzyć,
że tak można… i że warto…

7 komentarzy

  • '' Czym więc tak naprawdę jest miłość? ''

    Miłować = kochać
    Miłować … To samo słowo jest wypowiadane przez wszystkich ludzi. Jest wypowiadane przez każdego, ale rozumiane jest inaczej, inaczej – bo według miary jaką Bóg dał każdemu z nas i na ile ten dar Boży rozwijamy, albo niszczymy.

    Miłować
    Naszą miłość mierzy się wielkością naszej wrażliwości na człowieka, który stoi obok nas, na społeczeństwo w którym przyszło nam żyć.

    Kochać to rówież znaczy służyć.
    Słuzba tym trudniejsza, jeśli służymy dla bliźniego anonimowego, którego biedy, utrudzenia nie widzimy oczami, którego prośby, płaczu nie słyszymy uszami.
    Którego cierpienie możemy wyczuć tylko sercem

    Nas ludzi łączy Chrystusowa miłość.
    To ona jest siłą scalającą , więzią, by doswiadczyć, i dążyć do pełni, którą zwiemy szczęściem wiecznym.

    Miłość to nie sługa, ale to przyjaciel.
    W tej przyjaźni nic nam nie grozi.
    Przyjaciel powie prawdę przyjacielowi i zrobi to z miłością, a kiedy trzeba, to nawet i odda życie.
    Bóg nas wybrał, a my uczestnicząc w Jego wybraniu i doświadczając Jego miłości pójdziemy i owoc przyniesiemy. a będzie to trwały owoc….

    • Aniu 🙂
      Cieszę się, że czytam Twój komentarz ).
      Czytam -"Którego cierpienie możemy wyczuć tylko sercem"…
      …tylko sercem…
      Modlę się…
      Pozdrawiam z szczerego serca.
      Z Panem Bogiem.
      Józefa

  • " Każda prawdziwa miłość musi mieć swój Wielki Piątek" – Stefan Wyszyński . Na szczęście jest i Wielkanocny poranek.
    Jak tu się nie zgodzić?

    – Matka, która ma męża pijaka, ale go kocha. Cierpi, ale go nie zostawia. Dzięki jej modlitwie i pomocy, mąż może się podnieść…
    – Matka, która ma bardzo chore dziecko, ale kocha je. Nie porzuca dziecka i opiekuje się nim…
    – Dzieci które mają chorych rodziców, nie wyjeżdżają na wakacje czy nie idą na imprezę, ą właśnie zostają tu ze swoimi rodzicami, bo ich potrzebują…

    Trudne przykłady, ale to jest prawdziwa miłość. Szczera i bezinteresowna!

    Pozdrawiam

  • Szczęść Boże!
    Księżę Jacku! Dziękuję bardzo serdecznie!

    "…miłość jest główną myślą chrześcijaństwa, że miłość jest jego główną zasadą, że przykazanie miłości jest pierwszym i najważniejszym przykazaniem…"

    Miłość…i "słowo „miłość” ."

    "Czy naprawdę nie da się języka Ewangelii przetłumaczyć na język życia?"
    "Jak można to przetłumaczyć? Czy to się w ogóle da przetłumaczyć?"

    Ale mówimy innymi językami.
    Język Ewangelii… i język codzienności…
    Miłość= sprawi miłości… Miłość=lylko..słowa miłośći…albo nawet ..języka codzienności.Czy nawet może być nie miłośći, ale w inny sposób?

    "… język Ewangelii tak bardzo różni się od języka codzienności; że miłość co innego tu, a co innego tam znaczy. I zechciejmy tę sytuację od dzisiaj zmieniać."
    "…język Ewangelii da się przełożyć na język życia"!
    "Tak naprawdę można! Tak naprawdę warto!" !

    To jest cel naszego życiu- Miłość Boga=Miłość serca- codziennie,w codzienności,stało,ciągłe – przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.
    To jest trudno, ale możliwe. To powinno być głównym owocem w naszym życiu.

    Pozdrawiam gorąco Wszystkich!
    Z modlitwą
    Z Panem Bogiem
    Józefa

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.