Co widzę, gdy patrzę w Niebo?…

C

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Życzę wszystkim błogosławionej Niedzieli i udzielam błogosławieństwa: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
               Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Uroczystość
Wniebowstąpienia Pańskiego,
w 7 niedzielę
wielkanocną,
do
czytań:  Dz 1,1–11;  Ef 1,17–23; 
Mk 16,15–20
Jak i po co można wpatrywać się w Niebo? Myślę, że Liturgia Słowa
dzisiejszej Uroczystości jasno nam to pokazuje. W Niebo można się wpatrywać, bo tam wstąpił Jezus i tam my wszyscy mamy
dążyć,
dlatego z Nieba mamy czerpać inspirację do tego, aby głosić Dobrą Nowinę wszędzie – tak,
jak czynili to Apostołowie, bohaterowie dzisiejszej Ewangelii.
Można wpatrywać się w Niebo
także dlatego, że to właśnie stamtąd Bóg
Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały
– jak słyszeliśmy w drugim
czytaniu – dał nam ducha mądrości i objawienia
w głębszym poznaniu Jego samego, to znaczy światłe oczy dla naszego serca, tak
byśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania.
Można zatem wpatrywać
się w Niebo dlatego, że tam będzie się widziało cel wszystkich swoich dążeń i inspirację dla swoich wszystkich działań.
I takie wpatrywanie się należy pochwalić i docenić, ponieważ ono mobilizuje człowieka
do mądrego, a co za tym idzie – aktywnego działania.
No, niestety, można też wpatrywać
się w Niebo tak, jak czynili to Apostołowie z dzisiejszego pierwszego czytania,
a więc nostalgicznie, bez celu i bez
sensu, z rozdziawionymi – przepraszam za to wyrażenie – ustami, z całkowitą
dezorientacją i ogólnym osłupieniem,
które ostatecznie sparaliżowało ich i
unieruchomiło na dłuższą chwilę, z której musieli ich wybudzić dwaj wysłannicy
Niebios… Można i tak wpatrywać się w Niebo, a więc czekając na przysłowiową gwiazdkę z Nieba; na to, aż się samo coś
wydarzy – tylko nie bardzo wiadomo, co – a wreszcie: aż może się Niebo otworzy
i ktoś do niego zabierze zdezorientowanych gapiów. Oczywiście, to drugie wpatrywanie
się w Niebo nie jest niczym właściwym
dla chrześcijanina.
Bo do niczego nie prowadzi. A powinno!
Chrześcijanin bowiem jest
człowiekiem, który jakkolwiek żyje na ziemi,
to jednak nie żyje dla ziemi. Żyje
dla Nieba, do niego zdąża, a zmierza do niego przez ziemię – i przez to
wszystko, co na ziemi się dokonuje… Dlatego dzisiaj warto, Kochani, zapytać samych
siebie, co my widzimy, kiedy się wpatrujemy
w Niebo? I czy my się w ogóle w nie wpatrujemy?
Bo może mamy wzrok tak przykuty
do ziemi i do tego wszystkiego, co jest tu i teraz, że nawet nie myślimy o tym, co będzie tam, w tej innej rzeczywistości?
Czyśmy się nie dali tak uwiązać do ziemi i jej spraw, że poza nimi już nic nie
widzimy? Gdyby tak się miało stać, to byłby prawdziwy dramat i całkowite nieszczęście.
Ale nie mniejsze
nieszczęście jest wtedy, kiedy człowiek
wpatruje się w Niebo, a widzi ziemię!
O czym mówimy? A chociażby o tych
wszystkich sytuacjach, w których przeżywamy wydarzenia religijne, kiedy wypowiadamy
słowa pobożnych modlitw, a nasze serce,
cała nasza uwaga przykuta jest do ziemi.
Mówimy tu zatem o tych wszystkich
sytuacjach, kiedy Chrzest dziecka, a jeszcze bardziej Pierwsza Komunia Święta, to
przede wszystkim przyjęcia, goście,
kwiatki i szmatki, zdjęcia i dekoracje, sukieneczki i krawaciki
– koniecznie
oryginalne i najmodniejsze; prezenty i pamiątki, a Pan Jezus gdzieś tam, na uboczu… Zresztą, o ile w ogóle…
A przecież Chrzest Święty to pierwszy i najważniejszy
Sakrament,
w którym Jezus włącza człowieka do wspólnoty swego Kościoła, obdarza
go tyloma łaskami, okazuje mu całe swoje zaufanie. A Pierwsza Komunia Święta to ten moment, kiedy Jezus wstępuje do serca
człowieka,
aby w nim zamieszkać i do końca życia z nim pozostać. Czy można
tego nie zauważyć?
Można! Okazuje się, że
można! Można myśleć o wszystkim, co zewnętrzne,
a nie o tym, co najważniejsze!
Można
zatem patrzeć w Niebo, a widzieć – ziemię.
Podobnie rzecz się ma z każdymi Świętami, które przeżywamy z
ogromnym rozmachem, czyniąc ogromne zakupy i wielorakie przygotowania zewnętrzne
w domu i wokół domu, tylko nie bardzo wiadomo, co my tak naprawdę świętujemy? Boże Narodzenie, Zmartwychwstanie
Pańskie, czy może obiad rodzinny, wolne dni od pracy i związane z tym atrakcje?

Co my świętujemy tak naprawdę pod szyldem: „Boże Narodzenie”, czy też pod szyldem:
„Zmartwychwstanie Pańskie”? Czy naprawdę
Narodzenie Boga w naszych sercach i Jego Zmartwychwstanie w naszym życiu? Naprawdę
to świętujemy? Wszyscy i zawsze?
A jeżeli nie, to postawmy
się w sytuacji Jezusa i zastanówmy się, co
On może zrobić i co powiedzieć, jeżeli nawet Jego najważniejsze Święta nie
mobilizują ludzi do pomyślenia o Nim?
To jak On ma w końcu docierać do serc
ludzi? Jak i kiedy ma On o sobie ludziom przypominać?
Podobnie rzecz się ma z odpustem, który sam w sobie jest darowaniem
kary, jaką powinniśmy ponieść za grzechy już odpuszczone. Odpust uwalnia od tej
kary, a motywem jego otrzymania jest spełnienie
jakiejś świętej czynności,
albo uczestnictwo we Mszy Świętej w kościele,
którego tytuł lub wezwanie akurat świętujemy. Są to zatem swoiste imieniny Parafii, wielkie dziękczynienie Parafii, skierowane do
Boga,
który to dziękczynienie przyjmuje i udziela swoim wiernym – przez
posługę Kościoła – łaski odpustu.
Kochani, to tym właśnie
jest odpust, a nie festynem, czy wprost
– pijacką imprezą,
która pod pretekstem odpustu jest zorganizowana często w
pobliżu kościoła, skutecznie odwracając uwagę od tego, co najważniejsze! Zupełne pomieszanie z poplątaniem! I
wpatrywanie się w Niebo, a widzenie – ziemi
To w tym wymiarze świątecznym,
Kochani. A w wymiarze codziennym to będą te wszystkie sytuacje, w których ja co
prawda wierzę, ja co prawda praktykuję, ale
patrzę, żeby się nie przemęczać, żeby za dużo z siebie nie dawać, żeby z tą
swoją religijnością nie przesadzać
… A tymczasem ten, kto naprawdę kocha – ten nie wylicza co do milimetra! Kto naprawdę
kocha, chce być jak najczęściej z osobą kochaną, a nie tylko tyle, żeby się
załapać na konieczne minimum… Bo co to jest wówczas za wiara? Co to za miłość?
Dlatego, Kochani, ten kto naprawdę
wierzy i kocha Jezusa, nie wylicza, ile
może się spóźnić na Mszę Świętą
i czy się jeszcze na nią „załapie”.
Człowiek, który wierzy i kocha Jezusa, nie patrzy, kiedy musi przyjść na Mszę Świętą, a jeżeli nie musi, to już nie
przyjdzie. Człowiek, który wierzy i kocha Jezusa, czuje wewnętrzną potrzebę, żeby nie tylko w niedzielę, ale i w tygodniu
przyjść na Mszę Świętą, na nabożeństwo majowe, na adorację
… Kto prawdziwie
wierzy i kocha Jezusa, daje nie tyle, ile musi i ile mu każą, ale daje z siebie zawsze więcej – i zawsze
z miłością.
Jeżeli ktoś musi wyliczać, jeżeli kogoś trzeba naganiać i zmuszać
– to nawet trudno mówić o wierze w jego przypadku… Co to za wiara, która nie wynika z serca i która nie oznacza pragnienia
spotkania z Panem, a tylko spełnianie powinności i zachowywanie tradycji?

To w ogóle nie jest wiara, tylko marna namiastka i wielka uciecha dla szatana!
Kochani, na moim blogu, pod
jednym z rozważań, ktoś napisał ciekawe stwierdzenie, które bardzo do mnie
przemówiło. Brzmiało ono tak: „Jeśli
ktoś chce, to szuka sposobu. Jeśli ktoś nie chce, to szuka powodu”.
Bardzo
prawdziwe. Jeżeli ktoś chce wierzyć w
Jezusa, chce Go kochać
i chce to
okazać,
to będzie szukał sposobu, jak
to okazać. I chociaż okoliczności nie zawsze będą sprzyjały, to zawsze znajdzie
on sposób, aby swą wiarę i miłość do
Jezusa potwierdzić konkretnymi czynami i słowami.
Jeżeli ktoś jednak tak naprawdę nie wierzy i nie kocha, to
tylko szuka powodu, żeby się wykręcić,
żeby się nie przemęczyć, żeby nie dać z siebie za dużo.
I tym się dokładnie różni,
Kochani, patrzenie w Niebo jedno od drugiego: w tym pierwszym przypadku patrząc w Niebo widzę Jezusa, który
inspiruje Mnie do dobra i oczekuje na mnie w wieczną nagrodą. W drugim
przypadku, chociaż patrzę w Niebo – a przynajmniej tak mówię – to jednak widzę tylko ziemię, bo to od
niej i jej spraw nie potrafię oderwać wzroku.
Teraz więc muszę sobie zadać
pytanie: Co ja widzę, kiedy wpatruję się
Niebo? Czy na pewno – Jezusa? 

11 komentarzy

  • A można patrzeć w niebo z podziwem? Podziwiać Księżyc w pełni, czasem towarzyszy mu poświata. Podziwiać rozgwieżdżone niebo, tęczę i nie myśleć przy tym o rzeczach eschatologicznych (nie zawsze o tym myśleć)?

    Astronomowie nieustannie patrzą w niebo.

    Czy takie patrzenie jest też bez sensu?

    Sissi

    • Nie, to nie jest bez sensu! Ja w swoim rozważaniu pisałem i mówiłem o patrzeniu duchowym, a nie dosłownym! ja też lubię patrzeć w niebo i podziwiać Księżyc. A czasami – nawet do niego wzdychać… (żartowałem!). Mówimy o dwóch zupełnie innych sposobach patrzenia… Ks. Jacek

    • Czasem trzeba i powzdychać. Ale oby nie za dużo tego wzdychania 😉

      Spacery z psem sprzyjają patrzeniu w niebo 🙂

      Sissi

    • Spacery z psem sprzyjają obserwowaniu piękna świata. Rozwijającej się przyrody wiosną. Wsłuchiwaniu się w śpiew ptaków. Patrzeniu w niebo.Nawet myśleniu o Bogu sprzyjają. Nie napisałam, że sprzyjają wzdychaniu, ani o wzdychaniu z psem 😉
      Może niemile widziane jest tu pisanie o zwierzęciu.
      Sissi

  • „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” (Dz 1,11).

    Papież Benedykt XVI na krakowskich Błoniach w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego 28 maja 2006 roku, nawiązując do powyższego pytania, powiedział: „Jesteśmy wezwani, by stojąc na ziemi, wpatrywać się w niebo – kierować uwagę, myśl i serce w stronę niepojętej tajemnicy Boga. By patrzeć w kierunku rzeczywistości Bożej, do ktorej od stworzenia powołany jest człowiek. W niej kryje się ostateczny sens naszego życia”.
    „Co to znaczy: „stać na ziemi i wpatrywać się w niebo”? Słowa te obrazują postawę mądrego człowieka, ktory wszystko, co robi w życiu, odnosi do ostatecznego celu, ktorym jest niebo.”
    Czynienie miłości to zbliżanie się ku niebu.
    Z modlitwą… Tekla

  • "Bo może mamy wzrok tak przykuty do ziemi i do tego wszystkiego, co jest tu i teraz, że nawet nie myślimy o tym, co będzie tam, w tej innej rzeczywistości?… " Myślę, że pomimo tych wszytskich codziennych spraw, to wiele osób czasem się zastanawiało i zastanawia się dalej jak będzie wyglądało nasze życie po śmierci.

    Jednak czasem przywiązujemy zbyt dużą uwagę do cielesności. Do tego co na ziemi – tu i teraz. Powinniśmy się skupić na naszym rozowju duchowym.

    Niebo, piekło i teorie o czyśćcu. Dużo osób wierzy w czyściec chodź nie ma o nim wzmianki w Piśmie Św. Wręcz przeciwnie.

    "Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga , która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia,a mało jest takich, którzy ją znajdują! " – Ewngelia według Mateusza

    Albo Ewangelia według Łukasza 16.19-31 – W całej tej opowieści Pan Jezus nie dał cienia nadziei, że czyściec istnieje.
    Wyraźnie powiedział, że po śmierci nie ma możliwości zmiany swojego położenia. Są tylko dwa możliwe miejsca gdzie można " iść" po śmierci . Łono Abrahama, które symbolizuje Niebo, czyli miejsce wiecznej szczęśliwości oraz grób który ,symbolizuje piekło czyli miejsce wiecznej męki.

    "A tymczasem ten, kto naprawdę kocha – ten nie wylicza co do milimetra! …" Dokładnie! Często nie chodzimy do Kościoła, bo stwiedzamy, że Pan Bóg wie, że Go kochamy i po co mamy Mu to przypominać co tydzień czy częściej? A przecież sami chcemy jak najczęściej spotykać się z ludźmi których kochamy.

    Dobrego dnia
    Pozdrawiam

    • Pełna zgoda z wszystkimi elementami tej wypowiedzi. Po śmierci są tylko dwie możliwości: zbawienie, lub potępienie. Czyściec jest etapem do Nieba – z czyśćca nie ma innej drogi. Kto jest w czyśćcu, jest już pewny zbawienia, tylko musi się jeszcze do tego przygotować. Pismo Święte nie mówi – rzeczywiście – wprost o czyśćcu, nie nazywa go w ten sposób, mówi natomiast – tylko teraz nie jestem w stanie tak z marszu przypomnieć sobie parametrów – o oczyszczeniu przez ogień, mówi też – już począwszy od historii Judy Machabeusza – o potrzebie składania ofiar i modlitw za zmarłych. Z tych wszystkich drobnych wypowiedzi Kościół wyprowadził naukę o czyśćcu, którą następnie potwierdził na soborach. Polecam Katechizm Kościoła Katolickiego, gdzie punkty dotyczące nauki o czyśćcu opatrzone są odnośnikami do stosownych fragmentów Pisma Świętego i dogmatycznych wypowiedzi Kościoła. Przepraszam, że wypowiadam się tak ogólnie, ale w tej chwili nie mam dostępu do swojej biblioteki, aby wskazać coś bardziej konkretnie. Ks. Jacek

  • Pozwolę sobie przyjść z pomocą w konkretach: KKK 1030-1032 a oprócz tego 1 Kor 3,15 1 P 1,7 Mt 12,32 2 Mch 12,45. Pozdrawiam serdecznie. J.B

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.