O listach Sennacheryba…

O

Szczęść Boże! Moi Drodzy, kilka spraw – w punktach:
1.  Wczoraj zapowiadałem rowerową Pielgrzymkę Kandydatów do Bierzmowania do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Górkach koło Garwolina (tam, gdzie w pierwsze soboty miesiąca odbywają się przepiękne nabożeństwa, transmitowane czasem przez Radio Maryja). Jest to trzydzieści pięć kilometrów od Celestynowa. Jak pamiętacie, oddałem sprawę tej Pielgrzymki samemu Panu i Jego Matce, zważywszy na zapowiadane ulewne deszcze. Całkowicie zdałem się w tej sprawie na wolę Bożą. I okazuje się, że pogoda była po prostu wymarzona: nic nie padało, ale też nie było gorąco – pogoda była „w sam raz”. Pogoda w sercach moich młodych Przyjaciół także! Pojechało dziewiętnaście osób. Zapisało się wcześniej trzydzieści dwie, ale ostatecznie pojechali najodważniejsi. Dla mnie ta Pielgrzymka stała się kolejnym potwierdzeniem tego, o czym od dawna jestem przekonany, że w sercach młodych ludzi bardzo dużo jest dobra i otwartości. A jeżeli z młodym człowiekiem są problemy, to trzeba natychmiast pytać o jego rodzinę. I wszystko stanie się jasne… Ja Bogu i Jego Matce wczoraj wiele razy dziękowałem za szczerość i otwartość tych młodych serc…
2.  Zachęcam do korzystania z Wielkiej Księgi Intencji. Wczoraj, na prośbę Roberta, dopisałem kolejną, jakże ważną intencję. Często powierzajmy Bogu zapisane tam sprawy – jak i sprawy całej naszej Blogowej Rodziny.
3.  Wczoraj rozmawiałem za pomocą skype’a z Markiem. Bardzo jest zapracowany, dlatego na razie trudno Mu będzie zamieszczać u nas jakieś rozważania, ale wszystkich gorąco pozdrawia.
       Dzisiaj zapraszam do refleksji nad tym, co robić z listami, jakie pisze do nas świat.
                                     Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek 12
tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań:  2 Krl
19,9b–11.14–21.31–35a.36;  Mt 7,6.12–14
CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ: 
Sennacheryb,
król asyryjski, wyprawił posłów do Ezechiasza, polecając: „Tak powiecie Ezechiaszowi,
królowi judzkiemu: Niech twój Bóg, w którym położyłeś nadzieję, nie zwodzi cię
zapewnieniem: «Nie będzie wydana Jerozolima w ręce króla asyryjskiego». Oto ty
słyszałeś, co zrobili królowie asyryjscy wszystkim krajom, przeznaczając je na
zagładę, a ty miałbyś ocaleć?” Ezechiasz wziął list z rąk posłów i przeczytał
go, następnie poszedł do świątyni Pana i rozwinął go przed Panem. I zanosił modły
Ezechiasz przed obliczem Pana, mówiąc: „Panie, Boże Izraela, który zasiadasz na
cherubach, Ty sam jeden jesteś Bogiem wszystkich królestw świata. Tyś uczynił
niebo i ziemię. Nakłoń, Panie, Twego ucha i usłysz. Otwórz, Panie, Twoje oczy i
popatrz. Słuchaj słów Sennacheryba, które przesłał, by znieważyć Boga żywego.
To prawda, o Panie, że królowie asyryjscy wyniszczyli narody i ich kraje. W
ogień wrzucili ich bogów, bo ci nie byli bogami, lecz tylko dziełem rąk
ludzkich, z drzewa i z kamienia, więc ich zniszczyli. Teraz więc, Panie Boże
nasz, wybaw nas z jego ręki. I niech wiedzą wszystkie królestwa ziemi, że Ty
sam jesteś Bogiem, o Panie”.
Wówczas
Izajasz, syn Amosa, posłał Ezechiaszowi oświadczenie: „Tak mówi Pan, Bóg
Izraela: «Wysłuchałem tego, o co modliłeś się do Mnie w sprawie Sennacheryba,
króla Asyrii». Oto wyrocznia, którą wydał Pan na niego: «Gardzi tobą, szydzi z
ciebie Dziewica, Córa Syjonu. Za tobą potrząsa głową Córa Jeruzalem. Albowiem z
Jeruzalem wyjdzie Reszta i z góry Syjon garstka ocalałych. Zazdrosna miłość Pana
Zastępów tego dokona». 
Dlatego
to mówi Pan o królu asyryjskim: «Nie wejdzie on do tego miasta ani nie wypuści
tam strzały, nie nastawi przeciw niemu tarczy ani nie usypie przeciwko niemu
wału. Drogą tą samą, którą przybył, powróci, a do miasta tego nie wejdzie! –
mówi Pan. Otoczę opieką to miasto i ocalę je przez wzgląd na Mnie i na sługę
mego, Dawida»”. 
Tejże
samej nocy wyszedł anioł Pana i pobił w obozie Asyryjczyków sto osiemdziesiąt
pięć tysięcy ludzi. Sennacheryb, król asyryjski, zwinął więc obóz i odszedł.
Wrócił się i pozostał w Niniwie.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚW. MATEUSZA: 
Jezus powiedział do swoich
uczniów: „Nie dawajcie psom tego, co święte i nie rzucajcie swych pereł przed
świnie, by ich nie podeptały nogami i obróciwszy się, was nie poszarpały.
Wszystko
więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na
tym polega Prawo i Prorocy. Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama
i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy
przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia,
a mało jest takich, którzy ją znajdują”.
Król judzki, Ezechiasz, w
obliczu zagrożenia, jakie pojawiło się u bram jego królestwa, postąpił w sposób najlepszy z możliwych. Oto
bowiem wziął list, jaki wystosował do niego król asyryjski Sennacheryb – list obelżywy,
pełen buty i pychy oraz niczym nie uzasadnionej pewności zwycięstwa – i ten list przedstawił Bogu. Przy czym
od razu zaznaczmy, że Bóg doskonale znał
jego treść
i to zanim jeszcze został on napisany, bo przecież Bóg dobrze zna wnętrze serca ludzkiego – każdego
serca
– oraz człowiecze zamysły, przeto treść owego listu także nie
stanowiła dla Niego zdziwienia.
Natomiast na pochwałę,
uznanie i naśladowanie zasługuje gest króla judzkiego, który w bardzo wymowny
sposób rozwinął ów list w świątyni przed Panem prosząc, aby to właśnie sam Pan przejął inicjatywę i coś z tym
problemem zrobił.
W tym wymownym znaku rozwiniętego przez obliczem Boga
listu możemy zobaczyć całkowicie otwarte
przed Bogiem serce człowieka
– człowieka, który nie ma przed Bogiem żadnych tajemnic, ale także człowieka,
który tylko Bogu ufa, bo tylko ze strony
Boga doczekać się może pomocy.
Jak dowiadujemy się z
treści pierwszego czytania, pomoc ta przyszła – i to w formie nadzwyczajnej, bowiem nawet nie rękami żołnierzy, ale
poprzez cudowną interwencję Anioła
Pańskiego wojsko agresora zostało pokonane.
Jakże ważna i piękna nauka
dla nas, Kochani, płynie z tego wydarzenia. Jest to bowiem zachęta i
podpowiedź, abyśmy i my także z każdą
zawiłością, jaka pojawi się w naszym życiu, od razu szli do Pana.
Abyśmy
przychodzili właśnie tu, do świątyni i rozwijali przed obliczem Pana te listy,
które pisze do nas życie, pisze do nas świat – listy, których treści nie rozumiemy, a więc wydarzenia, które nas
przerastają, czy okoliczności, których nie ogarniamy.
Ileż takich właśnie sytuacji
niesie każdy dzień, jak wiele takich sytuacji fundują nam ludzie – sytuacji, w
których rozkładamy bezradnie ręce i w ogóle nie wiemy, co powiedzieć.
To są właśnie takie listy Sennacheryba
– niejasne, groźne, często aroganckie, pyszne, bolesne…
Zawsze wtedy, zamiast
podejmować rozpaczliwą walkę o przetrwanie i własnymi siłami próbować
rozwiązywać problem, o wiele lepiej będzie zacząć
od świątyni Pana
– i tu, przed Jego obliczem stanąć, aby sprawę całkowicie oddać Jemu w szczerej
modlitwie.
To się, Kochani, zdaje
takie proste i jasne, ale widzimy, jak ta droga do świątyni okazuje się często długa i pod górę. Jest to naprawdę – żeby
użyć stwierdzenia Jezusa z Ewangelii – droga
wąska i brama ciasna.
Dlatego, kiedy do tej świątyni wreszcie ze swoim
problemem docieramy, to zwykle obok listu, który otwieramy przed Bogiem, mamy też „post scriptum”, w którym już
zapisaliśmy rozwiązanie swych problemów.
Nasze własne rozwiązanie, o którym
Boga chcemy tylko poinformować,
ewentualnie pytając, co On na to. Chociaż to i tak nie ma za wielkiego
znaczenia, bo my już wiemy, co i jak
mamy robić.
Wiemy to lepiej – jak nam się wydaje. Niedługo potem jednak
okazuje się, że wcale nie jest to najlepsze rozwiązanie.
Dlatego warto – przychodząc
do świątyni na Mszę Świętą – zawsze zabierać
ze sobą cały bagaż wiadomości, spraw i problemów, które aktualnie przeżywamy, i
wszystko to przedstawić Panu.
A ponieważ ten bagaż jest często bardzo
ciężki i tych spraw jest dużo, to może warto
przychodzić tu częściej,
aby to wszystko Bogu po kolei oddawać. Na pewno
jednak trzeba dążyć do tego, aby wypracować taką umiejętność, iż od świątyni Pana będziemy rozpoczynali
rozwiązywanie swoich życiowych zawiłości,
a nie na niej kończyli, kiedy już
zawiodą nasze ludzkie sposoby. Tak będzie naprawdę i lepiej – i mądrzej…
W tym kontekście zastanówmy
się:
·       
Czy
naprawdę każdy problem staram się powierzyć przede wszystkim Bogu?
·       
Czy
wewnętrznie głęboko wierzę, że Bóg każdy problem może rozwiązać, czy jednak
trochę w to wątpię?
·       
Czy
mam odwagę prosić Boga o cudowną interwencję?    
Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która
prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują

6 komentarzy

  • Czy mam odwagę prosić Boga o cudowną interwencję?

    Jakże wiele jest sytuacji, gdy człowiek idąc tą wąską drogą swego życia, idzie nie potykając się ani razu, pnie się w górę niczym alpinista na szczyt góry. Ale nie ma czasami świadomości lub zapomina o tym, że dzięki sile, którą ma,wspina i kroczy.Siła to wiara, Siła to zaufanie,Siła to radość.

    Rajd rowerowy – czesto wspominamy rajdy, pielgrzymki rowerowe które odbywały się po drogach Lubelszczyznyi grogach województw aż do Czestochowy

  • "[…] z każdą zawiłością, jaka pojawi się
    w naszym życiu, od razu szli do Pana […]"

    Piękny obraz, piękne słowa. Jednakże mocno oderwane od rzeczywistej mentalności chrześcijan. My określamy się mianem wyznawców Chrystusa, zmierzamy do Jego świątyni, składamy Mu ofiarę, czcimy. Ale nie wierzymy. Nie wierzymy w Jego moc. Zatracamy to, co najważniejsze. Uciekamy przed najświętszą Prawdą, ukrywając się pod pozorem obowiązków, przyzwyczajeń. Budujemy dystans wobec Wszechmocy. Pod przysłoną kultu chowamy swój sceptycyzm i (de facto) niewiarę.

    Tu tkwi sedno sprawy. Pragniemy Bożej interwencji, dotknięcia przez palec Bożej miłości. Mamy pragnienie, jednak pod tą intencją kryje się wątpliwość w Jego moc. Nie wierzymy w to, że jest w stanie zareagować, pomóc. Włączamy rozumowe poznanie Wszechświata, otaczającej nas rzeczywistości i – w końcu końców – samej istoty Boga.

    Przyzwalamy możliwość działania Boga, jednocześnie blokując takową, bojąc się jej rozmiaru i cudowności. Powierzamy się Bogu, zakładając w tym samym momencie swoje wizje życia. To konflikt idei, konflikt interesów. Gubimy się w słowach, deklaracjach. Zaprzeczamy sobie, wierzymy, nie wierząc. Wołamy o nawrócenie współbraci, nie ufając interwencji największej Miłości.

    Dokąd zmierzamy? Jak długo będziemy błądzić po omacku, udając władców tej ponurej Ziemi? Czy nasze zamknięte oczy zauważą (w porę) Światło?

    • Cóż zatem? Załamać ręce i płakać? Proponuję, żebyś Ty, Michale, i ja – żebyśmy jako pierwsi pokazali, że jednak można mądrze żyć! A jestem przekonany, że razem z nami postąpi tak wielu innych… Ks. Jacek

    • Taka wiara – totalne zawierzenie Chrystusowi – przychodzi z czasem. Niekiedy nigdy. Bo my często takiej wiary "nie dostaliśmy" – od rodziców, dziadków, katechetów, księży.

      Przyznaję – jeszcze jakiś czas temu moja wiara to było pójście do Kościoła w niedzielę i święta. Czasem modlitwa. A raczej jej bezmyślne odklepanie. Kolęda w domu. W kościele niekoniecznie byłam duchem, ciałem tak, bo stałam czy siedziałam, a duchem często gdzieś indziej.
      I za Boga chciałam wykonać pracę, bo modląc się czy prosząc go o coś od razu wiedziałam jak chcę żeby sprawa się potoczyła. Zawierzałam mu? Nie.
      Zresztą kiedy się naprawdę do Niego modliłam? Cóż, zgodnie z powiedzeniem: Jak trwoga, to do Boga.

      Od jakiegoś czas wierzę inaczej. Miałam szczęście spotkać na swojej drodze kogoś, kto pokazał mi co to znaczy wierzyć. Dla siebie.
      Teraz zawierzam Mu. Buntuję się czasem, nie rozumiem czasem. Jestem człowiekiem..
      Ale ufam i wierzę i traktuję Go jak światło, jak przyjaciela, jak drogowskaz. A to daje mi siłę.

  • Dziękuję za to świadectwo! Nigdy nie zapominajmy, że wiara, modlitwa, życie duchowe – to procesy! To ciągłe "stawanie się", tworzenie… Do którego potrzeba cierpliwości i zapału do ciągłego zaczynania od nowa! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.