Wystarczy ci mojej łaski

W

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, jeżeli niedziela od zawsze nazywana była dniem słońca, to w tych dniach sprawdza się to z nawiązką. Uff, jak gorąco… Ale, jak będzie chłodno, to też będziemy narzekali, prawda?
         W Celestynowie jakoś radzimy sobie bez Księdza Proboszcza. Na szczęście – już w środę wraca. Tymczasem, w tym momencie, chcę bardzo podziękować Księdzu Waldemarowi Grzeszczukowi, Wykładowcy Wyższej Szkoły im. Jańskiego w Warszawie, pomagającemu nam co niedziele, oraz Ojcu Andrzejowi Małkowi, Kapelanowi Sióstr Benedyktynek z Otwocka – za niezmiernie potrzebną pomoc duszpasterską w pierwszy piątek, w pierwszą sobotę, na pogrzebach – i dzisiaj. Modlę się dla nich o wszelkie Boże łaski i o piękne wakacje, które rozpoczynają. 
       Na głębokie przeżywanie tego dnia przesyłam kapłańskie błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

14 Niedziela
zwykła, B,
do
czytań:  Ez 2,2–5;  2 Kor 12,7–10;  Mk 6,1–6
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA: 
Wstąpił
we mnie duch i postawił mnie na nogi; potem słuchałem Tego, który do mnie mówił.
Powiedział mi: „Synu człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu
buntowników, którzy mi się sprzeciwiali. Oni i przodkowie ich występowali
przeciwko Mnie aż do dnia dzisiejszego. To ludzie o bezczelnych twarzach i
zatwardziałych sercach; posyłam cię do nich, abyś im powiedział: «Tak mówi Pan
Bóg». A oni czy usłuchają, czy nie, są bowiem ludem opornym, przecież będą
wiedzieli, że prorok jest wśród nich”.
CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN: 
Bracia:
Aby nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała,
wysłannik szatana, aby mnie policzkował. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby
odszedł ode mnie, lecz Pan mi powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem
w słabości się doskonali”. Najchętniej więc będę się chełpił z moich słabości,
aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich
słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu
Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA: 
Jezus
przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy
nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze. A wielu, przysłuchując się, pytało
ze zdziwieniem: „Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie
cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat
Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I
powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich
krewnych i w swym domu może być prorok tak lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać
żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się
też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.
Jak stanąć przed ludem
buntowników? Jak stanąć przed tymi, o których wiadomo, że się sprzeciwią? Jak
mówić do ludzi o twarzach bezczelnych i sercach zatwardziałych? Niełatwe
zadanie przypadło w udziale Prorokowi Ezechielowi – jak słyszeliśmy w pierwszym
czytaniu – a jednak miał stanąć przed nimi i powiedzieć: Tak mówi Pan Bóg!
A co Jezus miał powiedzieć
do swoich rodaków, aby Go posłuchali? Jak miał ich przekonać do tego, że jest
Bogiem i ogłasza im zbawienie? Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich
krewnych i w swym domu może być Prorok tak lekceważony
– słowa
Jezusa pełne są wyrzutu i bólu, że ci, spośród których wyszedł, nie chcieli Go
słuchać.
Czy łatwo być dzisiaj
prorokiem? Czy łatwo być dzisiaj przedstawicielem Boga, Jego głosem i Jego
świadkiem? Niełatwo! Z pewnością – niełatwo. I to nie tylko dzisiaj
niełatwo. Już Prorok musiał się z takimi trudnościami zmagać. Czy zatem można
zwolnić się z tego obowiązku, czy można pozwolić sobie na to, aby nie głosić,
aby nie być świadkiem? Nie można! Nigdy nie można! Nawet pomimo takich
czy innych trudności.
Jezus głosił prawdę wtedy,
gdy na Jego widok tłumy wiwatowały, kiedy ludzie na rękach prawie Go
nosili i chcieli obwołać królem, kiedy śpiewali „Hosanna”, kiedy w zachwycie
wypowiadali o Nim słowa podziwu… Ale nie przestawał głosić także wówczas, gdy narastał
wokół Niego opór i mur wrogości,
kiedy wypowiadano coraz więcej słów
obelżywych, kiedy widział przed sobą nie tylko twarze rozpromienione
wdzięcznością, ale także te wspomniane w pierwszym czytaniu – twarze
bezczelne, oporne, zawzięte…
Jezus głosił prawdę zawsze,
głosił prawdę bardzo jednoznaczną i bezkompromisową, Jezus nie był
chorągiewką, miotaną podmuchem nastroju czy nastawienia przez kogoś. Jezus
zawsze głosił tę samą prawdę – bo prawd nie może być kilka odnośnie do
tej samej kwestii. Prawda jest zawsze jedna i jednoznaczna, i albo się ją głosi – albo się jej
zaprzecza.
Tak samo działali Prorocy: głosili prawdę zawsze, pomimo
takich czy innych uwarunkowań, pomimo takich czy innych nastrojów, pomimo
takich czy innych komentarzy ze strony tych, do których głosili – zawsze stali
oni po stronie prawdy, zawsze o tej prawdzie świadczyli, chociaż wielu z nich
przypłaciło to życiem.
Bo jak się okazuje –
prawda, choć piękna, choć jest wielką wartością, to jednak również jest wartością,
która dość dużo kosztuje
. Kosztuje dużo odwagi, aby ją głosić i o
niej świadczyć, ale też kosztuje bardzo dużo odwagi do tego, aby ją przyjąć,
aby jej nie zaprzeczać, aby ją uznać, nawet pomimo tego, że jest trudna, że jej
przyjęcie boli, że wymaga pokory. Nie przyjmie jej człowiek o twarzy
bezczelnej
, nie przyjmie jej człowiek zbuntowany, nie przyjmie jej
człowiek, który tylko siebie widzi i swoją rację uznaje. I to bez względu na to, kto ją będzie głosił.
Nieszczęściem mieszkańców
Nazaretu stało się to, że z góry założyli, iż Jezus nie ma im nic do
powiedzenia, że może ich – co prawda – czymś zadziwić, że może ich czymś zaskoczyć, że może ich nawet zaciekawić, bo przecież różne znaki
dzieją się przez Jego ręce. Ale na pewno nie można powiedzieć, że głosi słowa Boże.
No, przecież wszyscy Go dobrze znali. A zatem: Skąd On to ma? I co za
mądrość, która jest Mu dana?
I
takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a
brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?
Właśnie – czy ktoś tak
dobrze znany mógł się nagle okazać tym, który mówi w imię Boże? Mieszkańcy
Nazaretu z góry na to pytanie odpowiedzieli negatywnie. Nawet nie dopuścili
innej możliwości. A szkoda – bo zamknęli się na prawdę, na słowa autentycznej
mądrości. I jednocześnie pozbawili się wielu dobrodziejstw, których Jezus
chciał tam dokonać, gdyby nie ich niedowiarstwo.
Być może, gdyby w Nazarecie
pojawił się ktoś nieznany, ktoś tajemniczy, o kim głośno by się tu i tam mówiło
– być może zrobiłby wrażenie. A tymczasem Jezus… Ten dobrze znany Jezus…? Dopiero
co od nas wyszedł i już nas chce nauczać? Skąd On to ma?
A właśnie takie jest
działanie Boże – niejednokrotnie Pan posługuje się najprostszymi środkami i
ludźmi, z którymi jesteśmy na co dzień.
Głosem Boga, który bardzo
konkretnie brzmi i dociera do serca, jest bardzo często upomnienie
współmałżonka, są nim także słowa, wypowiedziane przez rodziców, domowników,
słowa przyjaciela, ale także – słowa Spowiednika, słowa kapłana, przemawiającego
w imię Boże. Czasami także – i to jest chyba dość duże zaskoczenie – takim
głosem może być słowo wypowiedziane przez dziecko, jego bardzo szczere i
tym samym nieraz niewygodne pytania, jakie zadaje swoim rodzicom.
Bóg szuka różnych sposobów
dotarcia do człowieka. Chodzi tylko o to, aby człowiek chciał Boga dostrzec i
usłyszeć. Żeby z góry nie zakładał, że ten drugi, który mówi do niego,
mówi bez sensu, że niczego nie rozumie, nic nie wie, więc po co go w ogóle
słuchać. Może się bowiem okazać, że właśnie przez najbliższych, przez
domowników i przyjaciół
, a także – przez najbardziej zwyczajne sytuacje Bóg
chce dotrzeć do serca, chce przekonać do czegoś, chce przed czymś przestrzec.
Wsłuchując się z wielką
uwagą w przesłanie dzisiejszej Liturgii Słowa, pytamy o naszą odwagę życia w
prawdzie
, o naszą odwagę świadczenia o prawdzie i odwagę bycia pokornym,
a więc odwagę przyjęcia prawdy o sobie
.
Na ile tej odwagi potrafimy
się zdobyć, kiedy trzeba – patrząc prosto w oczy – powiedzieć prawdę współmałżonkowi,
kiedy trzeba tę prawdę powiedzieć swemu domownikowi, także – koledze
w pracy
, a nawet swemu przełożonemu (chociaż to akurat jest – z
pewnych względów – najtrudniejsze!). Na ile odwagi trzeba się zdobyć, aby tę
prawdę powiedzieć swojemu dziecku, które coraz bardziej wchodzi w
dorosłość i wydaje mu się, że już wszystko dostrzega i rozumie.
A ile odwagi trzeba, aby
stanąć przed człowiekiem, który innych nie słucha, który na wszystkie
pytania gotową ma odpowiedź i na wszystkie problemy – gotową receptę? Ile odwagi
potrzeba, aby stanąć przed takim człowiekiem i powiedzieć mu prawdę w imię
Boże
, prawdę o nim, także tę najbardziej twardą i konkretną?
Jezus jest tu dla nas
wzorem. I jest dla nas wzorem odważny Prorok Ezechiel. I trzeba, aby takich
proroków dzisiaj nie brakowało.
Zwłaszcza dzisiaj, w naszych czasach, kiedy
słowo zdaje się tracić na wartości, kiedy prawda przestaje być prawdziwa, a
kłamstwo stwarza pozory prawdy.
Właśnie dzisiaj potrzeba takich proroków.
Właśnie trzeba, abyśmy to my nimi byli. Aby nasze słowa były prawdziwe. Aby
każdy z nas czynił to, co mówi; mówił to, co myśli; myślał to – co myśli Jezus.

Takich odważnych proroków bardzo dzisiaj potrzeba.
To nic, że na początku
wydawać się będzie, iż ludzie tego nie chcą słuchać, że taka postawa jest niemodna,
niewygodna, że nie zawsze zyska się powszechny poklask
, albo nawet
doświadczy się czyjejś niechęci, czyjegoś złego nastawienia. Być może – ale to
jednak prawda na końcu zwycięży. Nie
fałsz i pochlebstwo,
nie chęć przypodobania się komuś konkretnemu lub
jakiemuś ogółowi, nie kłamstwo pod różnymi postaciami. Prawda zwycięży,
choćby po jakimś czasie i choćby to zwycięstwo kosztowało. Warto być świadkiem
prawdy – w prawdzie żyć i o prawdzie świadczyć.
Jeżeli tak będziemy chcieli
żyć, Jezus stanie po naszej stronie.
Nawet pomimo naszej ludzkiej słabości i jakichś naszych potknięć, On sam
skieruje do nas słowa, które skierował do Pawła Apostoła, a które to słowa
usłyszeliśmy w drugim dzisiejszym czytaniu: Wystarczy ci mojej łaski. Moc
bowiem w słabości się doskonali.
Kiedy te słowa usłyszał Paweł Apostoł,
poczuł się bardzo podniesiony na duchu. Powiedział nawet, iż będzie się chełpił
ze swoich słabości, aby zamieszkała w nim moc Chrystusa. On także jest
przykładem odważnego głosiciela, on także daje nam przykład świadectwa konkretnego
i jednoznacznego.
I choć – jak sam wyznaje –
również różnym słabościom ulega, to jednak wie, że ma być świadkiem prawdy. Jedynej
prawdy.
I to bez względu na to, jak będzie przyjmowany. A jak był tu i ówdzie
przyjmowany – to dobrze wiemy, słuchając jego słów, zapisanych w kolejnych jego
Listach.
Niestety, nieraz dużo go
kosztowało świadectwo, jakie dawał.
Nieraz znosił przeciwności, a nawet cierpienia. I
to właśnie Paweł – podobnie jak inni Apostołowie i Prorocy – daje nam przykład
stawania w obronie prawdy i po jej stronie, nawet pomimo własnej ludzkiej
słabości.
Bo kto staje po stronie prawdy – staje po stronie Jezusa. A wtedy
jakby mniej liczyły się ludzkie słabości. Wtedy tak bardzo liczy się bliskość
Jezusa, który mówi: Moc w słabości się doskonali!
Nieraz ci, do których
kieruje się słowa prawdy – trudnej prawdy – a którzy nie chcą jej przyjąć, tłumaczą,
że przecież inni też nie są lepsi. I ten, kto mówi im prawdę o nich, też
popełnia błędy. I ksiądz, który naucza z ambony, też popełnia grzechy. I
dobrze jest znany od lat i znane są takie czy inne jego słabości.
Tak! To wszystko prawda! A jednak to nie jest
usprawiedliwieniem – żadnym usprawiedliwieniem – dla tych, którzy wzbraniają
się przed przyjęciem prawdy o sobie.
Bo może właśnie Jezus takim słabym i
grzesznym człowiekiem chciał się posłużyć, aby coś ważnego powiedzieć, na coś
ważnego zwrócić uwagę, aby jakieś konkretne pytania postawić.
I my wszyscy, pomimo tego,
że jesteśmy grzeszni, pomimo tego, że popełniamy błędy – takie czy inne –
jesteśmy zaproszeni do tego i zachęceni przykładem Jezusa, abyśmy byli
świadkami prawdy.
Abyśmy byli jednoznaczni i konkretni, abyśmy byli
bardzo przejrzyści, zdolni poznać prawdę o sobie, odważni do tego, by prawdę
przekazać innym. Aby nasze serca były wolne i radosne, kiedy Bóg będzie
mówił do nas i kiedy przez nas będzie chciał mówić do innych.
Abyśmy chcieli i potrafili,
serdecznie i z pokorą pomagać sobie nawzajem w osiąganiu i zgłębianiu jedynej
Prawdy, którą głosi Jezus i którą jest On sam – Jezus Chrystus, nasz
Zbawiciel.
W
tym kontekście zastanówmy się:
·       
Czy umiem powiedzieć drugiemu prawdę – z miłością?
·       
Czy umiem powiedzieć drugiemu całą prawdę – także tę
niewygodną?
·       
Czy umiem przyjąć trudną prawdę o sobie?
Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.