Śladami Jezusa – dzień 6

Ś

Szczęść Boże! Moi Drodzy, wczoraj
rano dotarła do nas wiadomość o śmierci Ojca naszego Kierowcy, Mażdiego.
Wiedzieliśmy o chorobie, wiedzieliśmy o poważnym stanie, w jakim się znajdował,
ale nie myśleliśmy, że odejdzie już teraz. W związku z tym Mażdi opuścił nas
jeszcze w hotelu rano, bo jego samochodem przyjechał z Jerozolimy inny
Kierowca, Ibrahim. Tyle, że On też był do popołudnia, bo ma do obsługi swoją
grupę. Pojawił się inny Kierowca, o nieznanym nam imieniu, przy czym i ten
zaznaczył, że będzie tylko do wieczora. Na szczęście, bo nie robił najlepszego
wrażenia.
A wieczorem, przy
kolacji, Ojciec Janusz zaskoczył mnie wiadomością, że Mażdi wraca dziś rano.
Pełne zaskoczenie, bo to przecież pogrzeb Ojca. Okazało się jednak, że pogrzeb
odbył się już wczoraj. W chwili, w której piszę te słowa, nie wiem jeszcze, czy
Mażdi rzeczywiście dotrze, ale sam się zapowiedział przez telefon. Zobaczymy!
My w każdym razie wczoraj przez cały dzień modliliśmy się przy wszystkich
możliwych okazjach za Zmarłego, ale też za całą Jego Rodzinę – w tak trudnym po
ludzku czasie.
            A
co do wczorajszego dnia, to zaczęliśmy go – jak już pisałem – bardzo rano, bo o
5.30 pobudka, po czym o 6.00 śniadanie i o 6.50 odjazd. Udało mi się jeszcze z
werandy obok mego pokoju popatrzeć na Jezioro Galilejskie o brzasku nowego
dnia. Coś niesamowitego! Wspaniała atmosfera do modlitwy…
            Pierwszym
miejscem naszego pielgrzymowania była Góra Tabor. Podjechaliśmy do jej podnóża,
skąd – jak to określił Ojciec Janusz – osiołkami, czyli w rzeczywistości małymi
busami dotarliśmy na szczyt. Tam o 8.COŚ odprawiliśmy Mszę Świętą.
Przewodniczył Ojciec Janusz, a Marek – jak co dzień – wygłosił Boże Słowo.
Mówił o znaczeniu Wydarzenia Taboru dla życia Apostołów i dla naszego życia.
Całą naszą Pielgrzymkę porównał do wejścia na Górę Tabor, z której trzeba nam
wrócić do codzienności, jak Apostołowie powrócili do swojej codzienności –
bardziej jednak przygotowani do tego, co miało spotkać Jezusa, ale także ich w
czasie Jego Męki. Nas także spotkają przeróżne trudności, po nich jednak na
pewno przyjdzie – Niebo! Taka była główna myśl wczorajszego Słowa.
            Po
Mszy Świętej poznaliśmy historię tamtejszej świątyni i całej okolicy, wychodząc
oczywiście od tekstu biblijnego, dotyczącego Przemienienia Pańskiego, które się
tu dokonało.
            Z
Taboru przejechaliśmy do Jerycha, aby zobaczyć Górę kuszenia, sykomorę związaną
z nawróceniem i powołaniem celnika Mateusza (chociaż wiadomo na pewno, że to
nie jest ta sama sykomora, na którą się wspinał), a wreszcie – aby poczynić
zakupy w sklepie z różnościami. Stamtąd droga wiodła do Qumran, w którym na
przełomie tysiącleci, w czasach Jezusa, żyła sekta esseńczyków, zajmująca się
przepisywaniem ksiąg i która pozostawiła po sobie zwoje kilku ksiąg Pisma
Świętego, w tym także – niektóre oryginalne. Zostały one przypadkowo
odnalezione w tamtejszych grotach w roku 1947.
            Po
Qumran było już Morze Martwe i dwie godziny na kąpiel – chociaż o kąpieli można
tam mówić tylko w odniesieniu do pobliskiego prysznica, bo samo morze jest tak
potężnie zasolone, że na jego wodzie leży się dosłownie jak na materacu.
Oczywiście, można się też było wysmarować błotem – to jeden z nielicznych
przypadków, kiedy obrzucanie błotem nie jest szkodliwe i obraźliwe, a wręcz
korzystne… Bezpośrednio po tym udaliśmy się już do hotelu Nativity, w którym
byliśmy przez dwie pierwsze noce, a teraz zatrzymaliśmy się na trzy kolejne.
Moi Drodzy,
chciałbym jeszcze poszerzyć wczorajszą galerię Osób zasłużonych na polu
tworzenia dobrej atmosfery naszej Pielgrzymki o dwa fantastyczne Małżeństwa:
Państwa Iwonę i Marcina Zagubień oraz Agnieszkę i Jarosława Szeląg. Już na
jednym ze spotkań organizacyjnych poprosiłem Ich o pomoc w zebraniu wpłat
wszystkich Uczestników, a na początku Pielgrzymki, jeszcze w Celestynowie,
poprosiłem, aby zechcieli stanowić Sekretariat Grupy. Zgodzili się i wywiązują
się z tego zadania po prostu rewelacyjnie: prowadzą zapisy na modlitwy w
poszczególne dni, codziennie liczą Grupę w chwili, gdy mamy odjeżdżać po jakimś
postoju – i w ogóle są chętni do każdej pomocy, jaka w danej chwili jest
potrzebna. A czynią to zawsze z wielką radością i pogodą ducha, za co wyrażam Im
tą drogą ogromną wdzięczność. To także dzięki Nim atmosfera w Grupie jest
bardzo, bardzo dobra… Ojciec Janusz nazywa Ich… grupą trzymającą władzę! Bardzo
proszę – bez żadnych skojarzeń…
Moi Drodzy,
dzisiaj przed nami – między innymi – Bazylika Grobu Pańskiego i Droga Krzyżowa…
A w swoim Słowie Pan dzisiaj zachęca nas do miłości nieprzyjaciół i
chrześcijańskiego „dawania więcej”… Chyba nic tak bardzo nie przekonuje nas do
tego, że Jezus pierwszy uczynił to, czego od nas oczekuje, jak właśnie te
miejsca, w których dzisiaj będziemy: Droga Krzyżowa i Grób… Pusty Grób… Niech te
znaki Jego miłości zachęcą nas – Pielgrzymów Ziemi Świętej – i Was wszystkich
do kształtowania w sobie tej jedynej dla chrześcijanina postawy…
Gaudium et
spes!  Ks. Marek i Ks. Jacek

4 komentarze

  • Bardzo wzruszyłam się czytając te relacje z poszczególnych dni pielgrzymki.Łzy w oczach mi się zakręciły.Mnie nigdy nie uda się Tam pojechać.Dlatego tym bardziej cieszę się,że przeżywacie niesamowite i niezapomniane chwile,wędrując ścieżkami,po których chodził JEZUS.Natomiast ja mogę poczytać o Tych Cudnych Miejscach.Z Bogiem! Jadwiga

  • Moja Mama z Koleżankami jest z Wami na pielgrzymce bardzo się cieszę, że udało się to zrealizować, może i mi się kiedyś uda. Tymczasem jestem codziennie na Mszy Świętej i modlę się za Was i łączę się duchowo.
    Przesyłam pozdrowienia dla całej Grupy, a w szczególności ściskam Mamę Marysię S, i Ciocię Tereskę M, oraz koleżanki Basię i Marysię.
    Szczęść Boże.

  • Dziękuję za wszystkie dobre słowa i pozdrowienia. Dzisiaj je przekażę. Cały czas modlimy się za Was! Natomiast nie przesądzałbym sprawy stwierdzeniem, że nigdy nie uda się tu przyjechać. Ja też się tu nie wybierałem zbyt szybko, a kiedy mnie ktoś pytał, odpowiadałem: "Może kiedyś tam…" Gdy jednak dwa lata temu znalazłem się tu zupełnie niespodziewanie i tak trochę "z marszu", wiedziałem, że muszę tu wracać… Wiem, że trzeba nieraz pokonać mnóstwo trudności, ale łaska Boża działa, a Pan naprawdę dokonuje cudów… Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.